8. Ostatnia bliskość

     Usiadłem na podłogę. Gardło mnie bolało od przełknięcia takiej ilości leków. Kilka tabletek wyplułem, jednak miałem nadzieję, że to, co połknąłem wystarczy.

     Levi z początku na mnie jedynie spoglądał, a okropny kobalt mnie wręcz przewiercał. Jednak moment później kucnął obok i ułożył swoją dłoń na moim udzie. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.

 - Dlaczego ją zabiłeś?

 - Z zazdrości - odparłem.

 - Mądry chłopiec - pochwalił mnie. - Wreszcie się przyznałeś. Jak się z tym czujesz?

     Czułem w gardle gulę, brało mnie na wymioty, jednak nie chciałem teraz rezygnować. Tabletki muszą zadziałać.

 - Źle - odpowiedziałem krótko.

     Jego dłoń przesunęła się wyżej. Dotarł do mojej koszulki i ją podwinął. Chłodną dłonią pogładził moje ciało. Moment później usiadł okrakiem na moich kolanach. Złapał mnie za podbródek i uniósł go do góry.

     Złączył nasze usta i językiem rozchylił moje wargi. Przygryzał je, a ja czułem jak ostre ma zęby. Naparł na mnie mocniej i głębiej wsunął język. Oddawałem mu się w całości. Czułem jakby wszystkie uczucia ze mnie wyparowywały, jakby moje życie powoli przestawało istnieć.

     Kiedy się odsunął dostrzegłem, jak po jego podbródku płynie krew. W tym momencie sam poczułem metaliczny smak w moich ustach. Levi musnął mnie czerwonymi wargami po policzku, po czym ze mnie zszedł. Zdjął moją koszulkę, a ja tylko trochę mu pomogłem. Zaczął mnie całować po szyi i obojczykach. Rozpływałem się pod nim. Czułem i widziałem krwawe ślady na swoim ciele. Te miejsca mnie paliły żywym ogniem, jednak była to dla mnie nieopisana przyjemność.

     Powoli się zsuwał coraz niżej. Znaczył szkarłatem moją klatkę piersiową i brzuch. Dotarł do podbrzusza, a ja myślałem, że wybuchnę. Dłońmi gładził moje boki, czasem pieścił sutki, a ja czułem się coraz gorzej.

     Ponownie usiadł mi na udach. Szarpnął moją szczękę, każąc unieść ją w górę. Wpił mi się w usta, całował namiętnie i pewnie.

     A ja powoli nie nadążałem. Czułem, że zasypiam. Próbowałem go dotykać, ale nie miałem sił utrzymać na jego ciele rąk. Kiedy otwierałem oczy widziałem praktycznie tylko mroczki, które się ze mnie śmiały i tańczyły jak małe ogniki.

     Zasypiałem wiecznym snem i nie potrafiłem tego powstrzymać.

     Rysunki. Dlaczego na każdym miał zamazane spojrzenie? Dlaczego blizna stała się czerwona?

     Zebrałem wszystkie siły jakie w sobie miałem i otworzyłem oczy. Przez moment walczyłem z mroczkami, jednak wreszcie udało mi się dostrzec jego twarz. Pod lewym okiem miał ranę, tak jak pamiętałem.

     Nagle zrobił coś, czego nie zrozumiałem. Podarował mi energię, wyczułem jak mi ją przekazuje. Podparłem się na dłoniach i dodałem namiętności pocałunkowi. Złapał za mój kark i wbił w niego równe paznokcie.

     Moment później ze mnie zszedł, a ja zostałem pozbawiony spodni i bokserek. Levi ustał przede mną i zaczął rozpinać swoje. Czułem jak się rumienię, czułem jak krew nienaturalnie szybko płynie w moich żyłach. Mocne bicie mojego serca sprawiało mi ból.

     A zaraz po tym on zaczął sprawiać mi ból.

     Wbijałem paznokcie w jego plecy, sapałem i jęczałem. Próbowałem się rozluźnić, ale było to zbyt trudne. Wgryzłem się w jego ramię, jednak zupełnie jakby tego nie poczuł. Krew z jego ust wciąż wypływała i kapała na moją klatkę piersiową. Nagle poczułem się beznadziejny i bezużyteczny.

     Objąłem go nogami w pasie. Bolało bardziej.

     Spojrzałem na jego czarne włosy. Tak samo czarne jak Mikasy. Czy to była kara za zabawianie się z nią, kiedy nie miała na to ochoty?

     Dlaczego tak bardzo ją skrzywdziłem? Dlaczego pozwalałem sobie na tak wiele? Dlaczego nie liczyłem się z jej uczuciami? Dlaczego ją zabiłem?

     Z zazdrości przecież.

     Wszedł mocniej, a mnie nienaturalnie wygięło. Uderzyłem głową w jakiś kant i ponownie mnie zamroczyło.

     A on się do mnie zbliżył, ucałował w usta i przesunął wargami na ucho.

     I wtedy wszystko zniknęło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top