Rozdział I
-Psyt..Robert...Robert.. - szturchnęła go.
-Hm..? Co jest..? - powiedział zaspanym tonem.
-Babka zaraz będzie pytać, a znając twoje szczęście to ty pójdziesz pierwszy.
-I tylko dlatego mnie budziłaś?
-Wiesz dobrze, że jeszcze jedna pała i będziesz musiał powtarzać rok.
-I co z tego? To moja sprawa, a nie twoja, Revi...
-Ehhh nie mam do ciebie już siły...
-Nie jesteś moj-! - przerwała mu nauczycielka waląc w jego ławkę książką.
-Więc Hurber skoro tak bardzo chcesz gadać to może odpowiesz mi na kilka pytań z dzisiejszej lekcji - zapytała zbulwersowana kobieta.
-Już spokojnie Pani Ficek. Po co te nerwy od razu?
-Nie pyskuj mi tutaj!
Zaczął pakować rzeczy do plecaka i wstał.
-Mogła by Pani się przesunąć, bo stoi mi na drodze do drzwi?
-Słucham!?
-To dobrze, że Pani słucha.
W tle dało się słyszeć ciche śmiechy z dyskusji między nauczycielką, a uczniem.
-Siadaj w tej chwili!
-Ehhh no nic - podszedł do okna i je otworzył.
-Wracaj tutaj!
-To narka! - wyskoczył przez okno, które było na wysokości pierwszego piętra.
-Boże, widzisz, a nie grzmisz... - pomyślała w tym samym momencie nauczycielka oraz dziewczyna, która go obudziła
¤ dziesięć minut później, gdzieś pod jakąś kamienicą
-Kurwa, zjebana szkoła... - mruknął pod nosem chłopak. Rzucił plecak na ziemię, wyciągnął z kieszeni srebrną zapalniczkę oraz paczkę papierosów, przykucnął przy ścianie bloku i zapalił jednego. Było coś koło południa i jak zawsze ogromny ruch na głównej ulicy, z której wychodziło kilkadziesiąt pomniejszych uliczek prowadzących drogą okrężną do centrum miasta. Wszytko w tej miejscowości miało swój początek i koniec, wszytko krążyło w kółko. Podobnie było z życiem osób tam mieszkających. Dla turystów było to niezwykłe, pełne nowości i zaskakujące miejsce, ale wystarczyło kilka miesięcy mieszkania, żeby przekonać się, że to nieprawda. Jednym z tych mieszkańców był właśnie ten chłopak, Robert Hurber, podręcznikowy przykład zbuntowanego nastolatka, ale o dziwo dobrze rodzącego sobie z przedmiotami ścisłym, lecz niestety z lenistwa mógł mieć problemy z przejściem do następnej klasy. Chodził do jednej z najlepszych szkół w mieście, Akademii Teno, która nie dość, że przyjmowała tylko najlepiej uczących się nastolatków to jeszcze trzeba było mieć wysoki poziom zdolności wrodzonych bądź zdobytych z biegiem lat. Na przykład przez jakiś wypadek itp. Tutaj słowo zdolności nie znaczyło, że ktoś pięknie maluje czy też szybko biega, chodziło tu o rzeczy związane z kontrolą nad żywiołami, manipulowaniem grawitacją, super szybkością itp. Bardzo niewielu ludzi posiadało "zdolność" przez co Akademia została uznana za wyjątkową bo gromadziła wszystkie młode talenty.
Chłopak potrafił kontrolować tak zwany "piekielny ogień". Najprawdopodobniej to, że właśnie on go posiadał miało związek z jego charakterem.
W pewnym momencie usłyszał zbliżające się kroki.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę - powiedziała z skwaszoną miną ta sama dziewczyna, która zaczęła mu matkować na lekcji. Nazywał się Revaria Beika, ale wszyscy mówili do niej Revi. Jej zdolnością było "nie do oszukania"; potrafiła po spojrzeniu komuś chociażby na sekundę w oczy ocenić jego intencje wobec niej. Do czasów drugiej klasy gimnazjum była nieśmiałą i samotną nastolatką, która słabo radziła sobie z nauką, ale od kiedy do jej klasy przeniósł się Robert zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Jej oceny podniosły się, a od niej zaczęły, aż bić promienie radości. Za tak wielką zmianą dziewczyny stał Robert, który został jej pierwszym i najlepszym przyjacielem. Właśnie dlatego się o niego tak martwiła.
-To moje gratulacje - odpowiedziała gasząc papierosa, po czym wstał wziął rzeczy i zaczął się kierować w kierunku głównej ulicy.
-A ty dokąd!? - złapał go za ramię
-Tak w ogóle to co ty tu robisz? Przecież jeszcze, są lekcje.
-Głupie pytanie. Zawsze jestem tam gdzie ty. Nie zauważyłeś?
-Ehh jak bardzo męcząca potrafisz być?
-Hehehe
-Co za...
-Gdzie chcesz iść?
-Nie musisz wiedzieć...
-Jeśli nie powiesz to!
-To co?
Po tych słowach dziewczyna zabrała mu paczkę papierosów z kieszeni i pobiegła do wyjścia z uliczki.
-Ej! Oddawaj!
-Najpierw musisz mnie złapać - uśmiechnęła się po czym wbiegł w tłum ludzi.
-Ej! Poczekaj! - pobiegł za nią.
¤ Pięć minut później w parku
-W końcu cie mam! - powiedział sapiąc ze zmęczenia.
-Alle się zmęczyłam - usiadła na ławce.
Następne kilkanaście minut spędzili dyskusji, a kiedy chłopak odzyskał już swoją własność pożegnał się z dziewczyną i zostawił ją samą w parku. Szedł na ważne dla siebie spotkanie z ludźmi których lepiej omijać według większości osób...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top