Bez ciebie życie jest nic warte

Dean

Mijają dni i miesiące. Rzadko kiedy śpię. Sam i Marinette twierdzą, że muszę się pogodzić z tym iż Natalie oddała swoje życie w zamian za moje. Wyglądam jak chodzący nieboszczyk i też tak się czuję. Nie sądziłem, że ta mała blondyneczka o cudnych ciemno brązowych oczach i charakterze podobnym do mojego (podobno) może tak zawrócić mi w głowie. Zazwyczaj kończyło się na przelotnym romansie a tu proszę! Dlaczego to musiało się tak skończyć?! Czuje się jakby jakiś potwór wyrwał mi moje serce albo jakby ktoś mnie torturował! Nie wiem gdzie się podziać, co ze sobą zrobić, bo bez niej nic nie ma już sensu.

- Dean?- słysząc moje imię natychmiast się odwróciłem z nadzieją, że to ona

- O to ty Cas.- odwróciłem się z rezygnacją

- Dean nie zadręczaj się. Nat zrobiła do dla ciebie. Nie zmarnuj tego.- powiedział anioł

- Bez niej to już nie to samo.- stwierdziłem smutno

- Założę się, że Promyczek zrobił to jeszcze raz gdyby zaszła taka potrzeba.- stwierdził Castiel

- Kto?- zapytałem

- No Natalie. Tak na nią zawsze wołałem. Była takim promyczkiem.- mówiąc to uśmiechnął się

- Pozwalała Ci tak do siebie się zwracać?!- zapytałem nie dowierzając

- Oczywiście, że tak. Ona na mnie wołała Piórko albo Kowboj.- zaśmiał się

- To wy jesteście...- nawet mi nie chciało przejść przez gardło to słowo

- Przyjaciółmi Dean. O to możesz być spokojny.- odpowiedział

- Na mnie się gniewa kiedy mówię do niej "mała" albo "cukiereczku".- odpowiedziałem oburzony

- To już musicie załatwić między sobą. Zaczekaj chwilę.- oznajmił

- Cas przecież jej tu nie ma.- powiedziałem przyjacielowi

- Weź to i nie wpuszczaj tu nikogo.- rzucił mi jakiś woreczek i zniknął

- Co ja mam z tym zrobić?- zapytałem

W odpowiedzi pojawiła się karteczka z ładnym pismem.

"Użyj tego tak jak sól na duchy"

Zdziwiłem się trochę ale zrobiłem to co poleciła Nat. Wysypałem zawartość woreczka pod drzwiami, oknem i wszędzie gdzie tylko się dało. Po dłuższej chwili usłyszałem jak ktoś dobija się do drzwi.

- Otwieraj te drzwi! Wiem, że tam jesteś! Natalie skarbie!- usłyszałem

Skarbie? O co tu do diabła chodzi?! Czy ja o czymś nie wiem?

- Natalie!- znowu zawołał ktoś

Pukanie nie ustawało. Chciałem wyjść i przyłożyć tej osobie ale powstrzymała mnie ręka zaciskająca się wokół nadgarstka.

- De nie rób tego. Proszę.- poprosiła Natalie

- Wyjaśnisz mi o co chodzi?- zapytałem

- Oczywiście. Wszystko Ci wytłumaczę, ale nie teraz.- odpowiedziała uśmiechając się

- Powiedz teraz. Proszę.- poprosiłem

- Nie mogę.- odpowiedziała smutno

Jeszcze przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Dała mi buziaka w policzek i zniknęła. Znowu. Pukanie ustało. 

"To co wysypałeś nie pozwoli wejść do mojego pokoju pewnemu aniołowi. Obiecuję, że wszystko wyjaśnię."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top