Ślub?
* 1,5 roku później*
Natalie
- Dean! Podaj mi sól a najlepiej pomóż mi!-
- Zaraz!-
- Winchester cholera jasna! Rusz się tutaj i mi pomóż!-
- Zaraz kobieto! Muszę najpierw wykończyć tego duch...a-
- Gdzie one się podziały?-
- Nie mam pojęcia. Musimy być przygotowani na wszystko-
Po chwili zostaliśmy otoczeni przez duchy. Wymieniliśmy z Dean'em porozumiewawcze spojrzenia. Winchester odciągnął uwagę zjaw a ja pobiegłam szybko na cmentarz gdzie czekał Sam. Dałam mu pudełko soli, którą następnie rozsypał a ja wrzuciłam do środka zapałkę. Po tym jak zwłoki zostały doszczętnie spalone poszliśmy sprawdzić co z zielonookim.
- Dłużej się nie dało? W ostatniej chwili zdążyliście! -
- Sam następnym razem mądrala zajmuje się nieboszczykami a my zajmujemy się duchami. Co ty na to?
- Dobra dobra. Już się nie odzywam-
- To co mamy jeszcze jakąś sprawę czy wracamy?-
- Zdecydowanie wracamy. Ciasto bym zjadł-
- Haha ty byś tylko ciasta jadł zielonooki-
- Ale tylko twoje bo są najlepsze-
- Natalie a co z waszymi zaręczynami?-
- Hahaha-
- Co Cię bawi?-
- Ta zaręczyny. Po tym całym zamieszaniu to na początku próbowałam rozmowy z twoim braciszkiem, ale...-
- Unika tematu co?-
Opowiedziałam Sam'owi o wszystkim. Kiedy mieliśmy wsiadać do samochodu zauważyłam, że nie ma z nami Deana. Wyjęłam telefon i postanowiłam zadzwonić. Niestety za każdym razem zgłaszała się poczta głosowa. Zdecydowaliśmy się, że go poszukamy. Po dwóch godzinach bezskutecznych poszukiwań zadzwonił do mnie Sam z ciekawą informacją.
- Chyba wiem gdzie może być -
- Serio Sam? Dopiero teraz Cię olśniło?-
- Wybacz. Gdzie jesteś? -
- Obok Ciebie bystrzaku-
Odkąd zostałam demonem uwielbiałam pojawiać się gdzieś znienacka i było to przydatne w walkach jak i w życiu codziennym... mimo wszystko. Sam mi wszystko wyjaśnił. Opowiedział mi, że przypomniał sobie jak jakiś czas temu podsłuchał rozmowę Deana z kimś i słyszał jak mówili coś o jakichś wykopaliskach diamentów, balonach, dynamitach i o jakimś miejscu, ale nie mógł sobie przypomnieć o jakie miejsce chodziło. Przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu.
- Zastanawia mnie tylko dlaczego zostawił swoja dziecinkę. Nigdy się bez niej nie rusza.- odezwałam się pierwsza
- Myślisz, że jakiś demon albo anioł mu pomaga?-
- Zdecydowanie i chyba nawet wiem kto może mu pomagać.-
- Crowley?-
- Crowley? Ten śmieszek z rozdroża? A co on może mieć z nami wspólnego Sammy?-
- Wiele moja droga Natalie- usłyszałam znajomy głos
- Co ty tutaj robisz Crowley? Nie powinieneś pilnować swoich podopiecznych albo być na rozdrożach i robić swoje interesy?-
- Natalie?-
- Tak?-
- Bo widzisz... przez ten czas jak Cię nie było Crowley nam pomagał...-
- Ohh nasz Crowley ma dobre serduszko i pomaga ludziom. Jakiś ty dobry-
- Nie pomagał nam z własnej woli. Mieliśmy coś na niego więc był zmuszony do pomocy-
- A pro po ja właśnie po moją własność Winchester-
- Nie tak szybko śmieszku. Za nim dostaniesz co twoje lepiej mów gdzie jest zielonooki-
- Nie wiem gdzie twój kochaś się ukrył. Słyszałem, że z jakąś ślicznotką się gdzieś zaszył więc nie szukałbym go złotko a teraz odbiorę co moje-
- Mówisz o tej torbie?-
Pomachałam Crowle'owi torbą przed oczyma a gdy już wyciągał po nią rękę torba rozpłynęła się w powietrzu. Rozgniewany demon zniknął bez słowa a ja się zaśmiałam co sprawiło, że Sam dziwnie się na mnie popatrzył. Pośpiesznie mu wytłumaczyłam o co chodzi. Sammy tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. Zjechaliśmy na drogę biegnącą w las i przed samym wejściem do lasu się zatrzymaliśmy. Wysiedliśmy z Impali a po chwili pojawiły się różne przedmioty. Drogocenna dla Crowley'a torba, sztylet Max'a i figurka aniołka od Castiel'a. Czekaliśmy w napięciu na to co się zdarzy. W końcu pod osłoną nocy w końcu się zjawili. Gdy tylko każdy z nich odnotował, że stoi pośród nie przyjaciół natychmiast zaczęli się kłócić, obwiniać a nawet zdarzały się rękoczyny. W raz z Sam'em przyglądaliśmy się przez dłuższy czas tej scenie aż w końcu postanowiłam im przerwać.
- Brawo Panowie, brawo. Widzę, że się znacie i chcecie zacieśniać więzy przyjaźni, ale nie po to Was tu przywołałam-
Gdy tylko usłyszeli mój głos, zaprzestali poprzednich czynności. Widząc jak Crowley sięga po swoją torbę ponownie sprawiłam, że rozpłynęła się w powietrzu a z nią reszta przedmiotów.
- Mój drogi, jeśli chcesz odzyskać tą kupkę kości w torbie musisz być cierpliwy. To samo tyczy reszty -
- Nie zamierzam słuchać jakiejś demonicy. Wezmę co moje i znikam złotko-
- Życzę powodzenia. Przejdźmy jednak do sedna. Ściągnęłam Was tu bo któryś z Was może mieć dla mnie cenne informacje. Nie radzę używać żadnych sztuczek bo cały las jest naznaczony odpowiednimi pieczęciami i tylko krzywdę sobie zrobicie-
- Ohh słodka Natalie, miałabyś skrzywdzić tak przystojnego anioła jak ja? Skarbie to do ciebie nie podobne. Przecież...-
- Dość już tego słodzenia Max! Chyba zapominasz z kim masz do czynienia! Jesteś hańbą dla wszystkich aniołów więc zamilcz!-
- Nie przesadzaj skarbie. Dobrze wiem, że mnie kochasz bo przecież nie byłoby mnie tu-
- Oh przymknij się wreszcie lalusiu. Nikt tu nie ma zamiaru wysłuchiwać twojego żałosnego jazgotu. Przejdźmy wreszcie do działania bo chcę odzyskać moją torbę-
Max w końcu się zamknął więc wraz z Sam'em zaczęliśmy ciągnąć za język Króla Rozdroży. Po nim przyszła kolej na Castiel'a, który o dziwo też nic nie wiedział. Przyszła kolej na Max'a. Nie mogąc słuchać tych jego żałosnych tekstów przycisnęłam go tak jak przy ostatnim spotkani. W końcu pękł.
- Twój kochaś planuje niezwykłe zdarzenie bo tak bardzo cię kocha. Próbowałem przeszkodzić mu nie raz, ale nie udało mi się a ten twój rycerzyk mnie zaszantażował więc musiałem mu pomagać. Jednak nadal wierze, że wybierzesz mnie a nie jego-
- Skończ bredzić i mów co planuje Dean-
- Piękna nie złość się... twój ukochany planuje...-
- Do rzeczy Max!-
- Planuje ślub...-
- Ślub?
Czy Natalie i Dean w końcu pokonają przeszkody i powiedzą sobie sakramentalne TAK czy może zazdrosny anioł im przeszkodzi? A może pojawią się inne przeszkody?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top