3

Byłam już spakowana. Stwierdziłam że nie mam co robić. Usłyszałam jak babcia z kimś rozmawia przez telefon, zeszłam na dół do kuchni gdzie rozmawiała. Z tego co wywnioskowałam rozmowa dotyczyła czegoś co należało do moich rodziców. Po 15 minutach oczekiwania babcia rozłączyła się i usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Widziałam że ma bardzo niezadowoloną minę, jej usta otwarły się aby mi odpowiedzieć ale w tej samej chwili ponownie zadzwonił telefon. Pokazała mi że mam wyjść. Miałam dość oczekiwania na jakąkolwiek odpowiedź. Wzięłam deskorolkę i wyszłam z domu. Miałam jeszcze 6 godzin do przyjazdu limuzyn. Boże co za prestiż. Tylko żeby sąsiedzi sobie czegoś nie uroili. Postanowiłam nie przejmować się kompletnie niczym. Jechałam na desce, moje proste i długie aż do pasa brązowe włosy falowały na wietrze. Ubrałam się dzisiaj w czarne rurki, czarne trampki i bordowy sweter. Zatrzymałam się na owym moście gdzie spotkałam tajemniczego chłopaka i chciałam się... zabić. Popatrzyłam chwile na rzekę i pojechałam dalej, nie obyło się bez zaczepek na ulicy od starszych ode mnie chłopaków. Przywykłam do tego, wiem że mam niecodzienną urodę i w sumie to dobrze się z tym czuje. Nie ma na świecie dziewczyny podobnej do mnie. Kiedy już uznałam że ochłonęłam, wróciłam do domu. Babcia była nabuzowana, wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć.

- Coś się stało? – zapytałam siadając na krześle w kuchni.

- Lepiej nie pytaj! – zaczęła gestykulować – Zadzwonili do mnie ze stanu nieruchomości, oznajmili że nieużytkowany dom nadaje się na sprzedaż! – chcą sprzedać mój dom?

- Chyba się nie zgodziłaś?!

- Oczywiście że nie! Musimy dzisiaj jeszcze tam pojechać, zabierzemy parę rzeczy. – już miałam ochotę rozszarpać tego urzędnika, który nawet ośmielił się rzucić taki pomysł. Ale zauważyłam że nie tylko o to chodzi...

- To nie wszystko, prawda?

- Nie...- przetarła dłońmi zmęczoną twarz. – Z tego co wiem, nigdy nie poznałaś dziadków ze strony swojego ojca? – prawda, nigdy ich nawet nie wiedziałam – Zadzwonili do mnie z pretensjami, czemu to ja się tobą zajmuję... chcą cię zabrać. – nie wierzyłam w jej słowa, oni nie mogli mnie zabrać... To dla mnie totalnie obcy ludzie!

- Ale oni nie mogą! – krzyknęłam, w oczach zaczęły wzbierać łzy... nie mogę teraz stracić mojej babci.

- Nie pozwolę żebyś kiedykolwiek trafiła pod skrzydła tych tyranów! – przytuliła mnie.

- Dlaczego „tyranów"?

- To temat na inną rozmowę. –znowu to samo...

Postanowiłyśmy pojechać do mojego domu rodzinnego. Weszłam do środka. Wszystko wyglądało tak jak przedtem... tylko brakowało w nim rodziców i siostry. Rozglądałam się ze łzami w oczach. Poczułam na ramieniu czyjąś rękę.

- To dla ciebie. – babcia podała mi mały złoty kluczyk.

- Do czego on jest?

- Do gabinetu twojego ojca. – powiedziała i poszła do jednego z wielu pokoi w naszym domu.

Nigdy mi nie pozwolono wchodzić do gabinetu taty. Moja siostra też musiała przestrzegać tego zakazu. Od dziecka byłam ciekawa, co za tajemnice skrywa ten pokój...Teraz mogłam się tego dowiedzieć. Ale jakim kosztem? Włożyłam kluczyk do otworu i delikatnie przekręciłam. Przekręciłam okrągłą czarną gałkę i otwarłam białe drzwi. W środku ujrzałam czarne meble, czerwoną podłogę i białe ściany. Pro po ścian, wszystko byłoby z nimi okey, gdyby nie wisiały na nich jakieś dziwne zdjęcia i wycinki artykułów. Zdjęcia były różnorodne, ale coś je ze sobą łączyło... Obróciłam się za siebie. Panował tam ogromny chaos. Wszędzie było pełno zdjęć, na początku zdawało się to być drzewem genealogicznym, ale wcale tak nie było. Wśród tego galimatiasu zauważyłam swoje zdjęcie. Tylko co ono tam robiło? Totalnie odstawało od reszty. Od mojego zdjęcia były porobione odnogi w postaci czerwonego sznurka. Łączyła się z dwunastoma dziewczynami i trzynastoma chłopakami, podejrzewam że byli w moim wieku. Na końcu była zaczepiona biała karteczka z czerwonym znakiem zapytania i z napisem Tysięczna/ Tysięczny. Zaniepokoiło mnie to ale nie miałam wiele czasu. Zrobiłam zdjęcie i podeszłam do biurka. Leżało na nim pełno papierów. Zajęłam się przeglądaniem szuflad. W jednej natrafiłam na coś w grubszej oprawce. Wyciągnęłam z szuflady bordowy, skurzany... pamiętnik? Chciałam go otworzyć ale przerwała mi babcia.

- Lily! Musimy się zbierać bo nasz zielonooki gwałciciel dziś przyjeżdża limuzyną!

- Już idę! – krzyknęłam i schowałam pamiętnik do torebki. Wyszłam z pokoju i zamknęłam go na klucz. Babcia stała już na zewnątrz z paroma pudłami. Podałam jej kluczyk, do już nie tak tajemniczego pokoju.

- Jest twój. – powiedziała uśmiechając się. –Tylko uważaj na niego. Ten pokuj skrywa więcej tajemnic niż ci się wydaje. – skinęłam głową. Zawiesiłam go na długim brązowym rzemyku i założyłam go na szyję.

Była godzina 16. Pod domem stała limuzyna a przy niej ów zielonooki gwałciciel. Stałam w drzwiach razem z babcią i przyglądałam się mu. Pomachał do nas i zaczął się zbliżać. Babcia nachyliła się w moim kierunku i wyszeptała przez zęby.

- Jak cię dotknie lub się niewłaściwie odezwie, powiedz to mi a ja już się nim zajmę. – uśmiechnęłam się sadystycznie i zaczęłyśmy się śmiać.

- Mogę zabrać bagaż? – zapytał kłaniając się przede mną Carl.

- Poradzę sobie. – odpowiedziałam oschle, ale on zabrał mój bagaż i się uśmiechnął. Pożegnałam się ostatni raz z babcia. Byłam zaopatrzona w nielimitowane rozmowy, sms-y i internet, więc czego tu się bać? Moim jedynym wrogiem w tej sytuacji był tylko brak zasięgu i baterii. Carl otworzył przede mną drzwi od limuzyny. Wsiadłam do środka a on za mną. Pomachałam ostatni raz mojej kochanej babci i odjechaliśmy.

Czułam na sobie zielone tęczówki, atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Otwarłam książkę „Szeptem" napisaną przez Becce Fitzpatrick, musiałam czymś zabić nudę, ale oczy Carla nadal nie dawały mi normalnie egzystować, w końcu nie wytrzymałam.

- Coś ze mną nie tak, że mi się tak przyglądasz? – nasze oczy spotkały się. On się szeroko uśmiechnął.

- Nie, po prostu jesteś piękna. – odpowiedział mi jeszcze większym uśmiechem a w jego oczach zabłysły dziwne iskry. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc po prostu postanowiłam zignorować jego odpowiedz i zadać mu parę pytań.

- Możesz coś mi opowiedzieć o tej szkole? W sumie jadę tam a nawet nie wiem jak wygląda...

- W sumie to nazywa się teraz akademią...- przejechał dłonią po włosach – Akademia „Black Hunters" zajmuje się edukowaniem istot o nadludzkich zdolnościach. Uczą tam nie tylko normalnych przedmiotów ale także walki wręcz, posługiwaniem się bronią, fechtunku i rozwijają umiejętności wrodzone.

- Istot o nadludzkich zdolnościach? – w sumie dopiero zamurowało mnie od tego mementu. – Co ja niby będę miała tam robić? Zatrudniliście mnie tam jako sprzątaczkę czy co? – chłopak zaśmiał się.

- Nie, nie będziesz tam sprzątaczką! – rozpromienił się. – Czy szkoła wysyłałaby limuzynę po sprzątaczkę? – teraz naprawdę go rozbawiłam. Patrzyłam na niego sztywno i bez wyrazu. – Kazano mi nic nie mówić, wiec wybacz Lily. Dowiesz się więcej od dyrektorki.

- Tej Mimozy, tak?

- Tak – kiwną głową i zaczął się ponownie śmiać. – Sprzątaczką, haha! – przewróciłam tylko oczami i mruknęłam pod nosem „palant". Wróciłam do mojego zajęcia i pogrążyłam się w lekturze.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top