1
Hej, jeszcze tak przed rozdziałem...
W opisie jest, że będzie tu wojna i wojna faktycznie jest. Co więcej wojna opisywana pod wpływem tego co słyszałam z telewizji, radia, mediów społecznościowych, opowiadanie będę kontynuować, bo tak jak było, tak jest dla mnie ważne. Chcę po prostu ostrzec jeśli np. ktoś ma dosyć ciągłego słuchania o tym samym, bo sama nie jestem w stanie zdzierżyć tego, że nawet w szkole nas tym epatują.
~~~
"Do cudzego umysłu da się wejść niepostrzeżenie, nic jednak, nie pozbawi człowieka myśli uświadomionej sobie pod natłokiem cudzych, dobrze skrywanych traum i natręctw."
Pamiętniki Gansa z Fradhain - rozważania nad
czytaniem w myślach
Spisane w roku szóstym ery umysłu,
Opublikowane w roku trzynastym tejże ery.
Isamir spojrzał na dzieciaki bawiące się w dole, pod drzewem, na którym siedział. Były takie uśmiechnięte. Tak pełne życia. Szczere, proste, szczęśliwe. On nie mógł tego o sobie powiedzieć. Nie, odkąd dokładnie rok i trzy dni temu jego siostrę znaleziono martwą na brzegu rzeki. Musiała wpaść tam podczas jakiejś zabawy.
Doprowadzało go do szału to, że ona nie żyje, że już nigdy nie usłyszy jej głosu, nie spojrzy w lśniące, zielone oczy. Drażniło go to, że jego rodzice z każdej strony zasypywani byli pomocą, że gdyby się załamali wszyscy by to rozumieli. A on? On nie mógł się załamać. Ludzie wystarczająco silnie mu to powiedzieli. Nikt nie spytał go jak się czuje, ani trzy dni temu, ani przed upływem tego roku, a to sprawiało, że czuł, że nikt nie chciał tego wiedzieć. On był tylko bratem. Stracił nie córkę, a tylko siostrę! I co z tego, że ta siostra była dla niego wszystkim, że siostra była promykiem, który sprawiał, że na każdym kroku chciał walczyć.
A teraz ona nie żyła. Nie żyła, a on musiał udawać, że już się z tym pogodził. Musiał być silniejszy niż kiedykolwiek, teraz, gdy zabrali mu tą, dla której chciał być silny. Dla której był silny. I to wszystko przez tego demona. Tego demona, o którym mówiły legendy. Przez Imfę, która zabiła własne rodzeństwo, by mieć pełną władzę nad złem ludzkości. Przez Imfę, władającą śmiercią, która zabiła się, by dopełnić zemsty w ciele śmiertelnika. Przez Imfę, która chce doprowadzić do ostatecznej zagłady wszechświata.
Ale Imfa była tylko legendą. Wiele robili przecież ludzie. Na przykład w rocznicę śmierci jego siostry. Wszyscy zachowywali się normalnie. Jakby to był normalny dzień. I taki dla wszystkich był.
Dla wszystkich, prócz ciebie. -odezwał się jakiś głos w jego głowie i nie była to jego myśl. Skonsternowany siedział chwilę jeszcze na drzewie, po czym zszedł z niego i poszedł w stronę jeziora. Na brzegu znajdowała się niewielka grota, a raczej szczelina, w której siadał czasem z siostrą, gdy ta jeszcze żyła. Teraz było to dla niego miejsce do kontemplacji.
Miło, zrobiłeś robotę za mnie. -odezwał się ów tajemniczy głos w jego głowie. Jakby był w jego umyśle jakiś inny, osobny byt. Nagle poczuł tą obecność, a raczej nie jedną, a wiele. Ale jedna tylko była tam jakby świadoma.
Raptem Isamir poczuł, że coś dzieje się z jego oczami. I nagle, jego świadomość została jak gdyby przyćmiona. Jakby stracił władzę nad swoim ciałem. Poczuł straszliwą duszność i chęć zwrócenia ostatniego posiłku. Prócz tego czuł tylko, że dotyka swojej twarzy, szyi, potem klatki piersiowej, bioder, obmacał się między nogami. Po chwili usłyszał żeński głos dobywający się z jego ust:
-Alh! Trzeci pod rząd! No cóż Isamir, mam nadzieję, że się dogadamy. -powiedział głos.
Kim ty jesteś? Co się ze mną dzieje? -spytał Isamir w myśli, a drugi byt najwyraźniej to usłyszał.
-Zaraz Ci powiem, ale nie możesz krzyczeć. Krzyczenie podczas porozumiewania się w umyśle jest okropne. Mam na imię Imfa. -myśli zaczęły przepływać przez umysł Isamira niczym burza.
Jesteś tym demonem? Śmiercią? Chcesz mnie wykorzystać do zemsty? -po chwili zaś uderzyło go co innego. -To ty zabrałaś mi siostrę? -chciał zadać więcej pytań, ale Imfa znów się odezwała.
-Przestań! Nie jestem demonem, chociaż tak mnie zwiecie! -jej głos był ponury, a za razem żałosny. -Nie zabrałam Ci siostry, nie kontroluję już śmierci od wielu lat. Znam tylko jej mankamenty. I nie chcę wykorzystać cię do zemsty! Tylko do zadośćuczynienia moim przyjaciołom za grzechy mojego brata.
On nie żyje! Zabiłaś go!
-Śmiertelnik. -prychnęła Imfa. -On sam się zabił i to w dodatku w taki sam sposób jak ja. Był mrokiem. Ja śmiercią. Ja dopiero chcę go zabić, by przywrócić życie reszcie. Każde z moich poprzednich wcieleń potwierdzi Ci, że nie działam dla zemsty. A przynajmniej nie dla samej zemsty.
Doskonale. -stwierdził Isamir -Gdzie ich znajdę?
-W swoim umyśle. Ale jesteś go świadom o wiele za krótko, by ich odnaleźć i obudzić. Na razie musisz mi zaufać. Załóżmy, że do tej pory nie będę podejmować żadnych działań, w porządku? -spytała.
A jak się ciebie pozbyć? -spytał Isamir.
-Musiałbyś wyznaczyć następcę i się zabić, jeśli nie wyznaczysz następcy, będzie nim pierwsza lepsza osoba w pobliżu. A i tak będziesz ze mną połączony. Więc właściwie nie możesz.
Więc nie mam wyboru. -stwierdził -Teraz oddaj mi moje ciało. -natychmiast poczuł jak z jego oczami coś się dzieje, a ciało wraca pod jego kontrolę.
-Dziękuję. -mruknął.
Cała przyjemność po mojej stronie. -odpowiedział mu głos Imfy.
Isamir poszedł do chaty. Cała ta sytuacja napawała go niepewnością, a nawet strachem, bał się jednak podzielić kimkolwiek z przeżyciem w obawie, czy nie zostanie wykluczony ze względu na Imfę.
-Imfa, czemu ciebie właściwie uważają za demona? -spytał wieczorem. -W końcu utrzymujesz, że nim nie jesteś.
Smierć jest straszna, nie zaprzeczysz. A ludzie, kiedy robią coś strasznego lubią na kogoś to zwalić. Wygląda na to, że zwalili to na mnie. I od tamtego czasu jestem demonem, którego wszyscy nienawidzą. Odebrali mi uczucia, odebrali mi prawo do życia.
-Ale przecież ciebie nie da się zabić.
Każdego da się zabić. Mnie też. Ludzie nieraz wyruszają na ekspedycje, by znaleźć dwa jedyne artefakty, którymi można zabić mnie lub Mdimę. Tyle tylko, że w ich oczach Mdima nie żyje...
-Jak wyglądał świat, kiedy wszyscy żyliście? -spytał Isamir. Coś przecież musiało być inne.
Cóż... Nie zagłębialiśmy się za bardzo w ludzkie życie. Żyliśmy w osobnej rzeczywistości. Ale... ja byłam naturalnym końcem życia, a ludzie nie przyśpieszali go celowo. Moyo... mój... -jej głos się załamał. -Mój ukochany był życiem. Zawsze kiedy ktoś się rodził była taki szczęśliwy! Taki rozpromieniony! Mdima był... Był dobry. Kochał nas, a w szczególności Kunalę. Światło. Rozumiesz? Byliśmy przeciwieństwami, ale się kochaliśmy. Dzięki temu wszystko na świecie było harmonijne. Ludzie rodzili się i umierali. Mrok objawiał się, ale zagłuszało go światło. Kukurvita... Kukurvita pilnowała, by nikt nie cierpiał nadmiernie. Aż do samego końca... -Isamir czuł smutek wypełniający Imfę. Był pewien, że gdyby miała osobne ciało, rozpłakałaby się.
-Wystarczy. Nie musisz dalej opowiadać. Rozumiem. -Isamir wszedł do chaty.
-Isamir, gdzie byłeś? -spytała go matka, kobieta o krótkich ciemnych włosach i piwnych oczach.
-Głównie na łące. Z resztą chłopaków. -odpowiedział. Zdziwiło go to pytanie, a jeszcze dziwniejsze było, że matka podeszła do niego i przytuliła go do piersi.
-Nie wychodź teraz po za wieś, dobrze? -poprosiła kobieta.
-Dlaczego? -matka oderwała się od chłopaka i spojrzała mu głęboko w oczy.
-Na... -zaczęła. -na granicy zebrały się wrogie wojska. Na razie to tylko kilka wypadów, ale jesteśmy niedaleko. Boję się o ciebie Isamirze. Obiecaj, że nie będziesz wychodził po za wioskę.
-Obiecuję, że się postaram. -odparł po chwili chłopak, choć jego myśli były już na granicy. Bez większego powodu nagle coś ciągnęło go do niebezpieczeństwa. Jakąś ciekawość świata chciała wiedzieć jak to wygląda. Z drugiej strony zaczął się bać. Był już w wieku poborowym. W każdej chwili mógł zostać wezwany do wojska. Wtedy matka zostałaby sama. Nagle coś zrozumiał.
-Tata jest... -zaczął.
-Nie! Kochanie, tata jest we wsi. Nikt jeszcze nie dostał wezwania.
-Jeszcze... -mruknął Isamir wchodząc do swojej niewielkiej izdebki. Dlaczego to słowo sprawiało, że czuło się niepokój, że czuło się, że to coś się wydarzy, tylko jeszcze nie teraz? Chciał się uspokoić. Nie. Tak naprawdę chciał wybiec z domu pobiec do lasu i tak długo okładać jakieś głupie drzewo, przypadkowym kijem, aż zdrętwiałyby mu ręce. Mimo to położył się na sienniku i pozwolił głowie zatonąć w niewielkiej poduszce wypchanej pierzem. Kiedy tylko zamknął oczy, miał wrażenie, że coś jest inaczej. Tak, jakby jego umysł, zaczął działać na innych zasadach. Jak gdyby był bardziej... fizyczny? Jedyne co przychodziło mu do głowy, to to, że musiała w tym maczać palce Imfa. Dziewczyna odezwała się w jego głowie niemal natychmiast po tym jak ta myśl przeleciała przez jego głowę.
Tak to ja. -powiedziała -Po części. Twój umysł przyswaja się do mojej obecności. Niedługo się przyzwyczaisz.
-Ale co się dzieje? -spytał cicho Isamir nie chcąc być usłyszany przez matkę.
Będziesz w stanie poruszać się po swoim umyśle dużo swobodniej niż do tej pory. Będziesz w stanie przypominać sobie rzeczy, których teraz nie pamiętasz i blokować niektóre myśli i wspomnienia dla ludzi, którzy czytają w umysłach. No i dla mnie też.
-Czyli jednak będę miał trochę prywatności?
Niestety. -zaśmiała się Imfa, choć jej głos wciąż brzmiał smutno.
~~~
Aha, bo ten... tak, Imfa jest zboczona, upośledzona czy jak chcecie to nazwać... To jest... nie! Nie jest normalna, ale nie... Załóżmy, że po prostu jakoś musiała się przekonać jakiej jest płci, ok?
Zastanawiam się czy w komentarzach odwali się coś ciekawego xd
Adios!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top