Delusions
Hejka misie kolorowe!
Dawno się nie widzieliśmy, ale mam dla was coś takiego małego w ramach braku jakiejkolwiek pracy od dłuższego czasu.
Tak jak pisałam na ogłoszeniach, planuje kolejną książkę i nie dużo mi już zostało, ale zapewne pojawi się dopiero po 26 września.
Ogólnie wpadłam na pomysł tego one shota podczas oglądania powtórki streama od Ewrona XD
No mam nadzieję, że jakoś wyszło. Chciałam wam coś zapewnić w ramach oczekiwania na książkę.
Oczywiście one shot poprawiony przez fs_animri
Myślę, że to tyle. Miłego dnia/wieczoru życzę i do zobaczenia niebawem :3
Ciemne chmury okalały niebo nad Los Santos, jakby wpasowując się w atmosferę tego miasta.
Krople deszczu padały na ziemię, tworząc kolejne, coraz to większe kałuże.
W dosyć skrytym i mało odwiedzanym domku na Sandy stał pewien siwowłosy mężczyzna, trzymający w ręce lśniące ostrze. Jego oczy błyszczały pod wpływem małej żarówki, zwisającej na kablu z sufitu.
Złotooki patrzył z wyraźną satysfakcją w oczy przestraszonej kobiety klęczącej przed nim. Przejechał nożem po jej policzku, zjeżdżając nim przez szyję do ramienia, odgarniając nim jej włosy.
– Proo-szę, zostawcie mnie.. - wyjąkała kobieta z błagalnym spojrzeniem.
Erwin podniósł swój wzrok na drzwi do pomieszczenia, zauważając niską postać drobnego mężczyzny. Przez dłuższą chwilę się tam wpatrywał, nie umiejąc się poruszyć. Dopiero dotyk na jego ramieniu otrząsnął go z tego stanu.
– Siwy? Wszystko w porządku? - zapytał Nicollo, marszcząc brwi.
Złotooki potrząsnął głową, starając się wyrzucić z niej poprzedni obraz, by po chwili mruknąć niewyraźnie potwierdzenie.
Jego skupienie nie trwało zbyt długo. Już po chwili przez jego plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
~ Zabij ją.. Ona jest kłamcą, nie możesz pozwolić jej żyć.. ~ usłyszał głos swojego zmarłego przyjaciela.
Siwowłosy gwałtownie rozejrzał się po pomieszczeniu, nie rozumiejąc co dokładnie się wydarzyło.
– Na pewno wszystko dobrze? - zapytał sceptycznie David, zauważając dziwne zachowanie brata.
– Ja.. - zaczął Erwin, lecz po chwili przerwał ponownie słysząc ten sam głos.
~ Zajeb ją! Dlaczego się wahasz? Jesteś aż tak słaby?
– Kukel, do cholery! Nie mamy całego dnia! Co z nią robimy? - warknął Carbonara.
Złotooki spojrzał na nich, próbując wyczytać z ich oczu, czy też coś usłyszeli, lecz nie zauważył u nich nic innego niż zdenerwowanie lub zniecierpliwienie.
~ Poderżnij jej gardło, niech krew się poleje.. ~ Po raz kolejny usłyszał głos Kui Chak'a.
Jak w mantrze spojrzał na ostrze w swojej ręce, by bez zastanowienia wbić je w ciało kobiety.
~ Bardzo dobrze, ale postaraj się bardziej! Pokaż jej, co oznacza twój gniew! ~ mówił Kui, odbijając się echem w jego uszach.
Erwin, nie kontrolując się, zaczął dźgać martwe ciało, coraz to agresywniej i głębiej. Nie zwracał uwagi na to co dzieje się wokół niego.
Po kilku minutach, dopiero gdy siwowłosy się zmachał, poniósł się z ziemi, patrząc na swoich przyjaciół z uśmiechem.
– Teraz możemy jechać.. - odparł złotooki, przecierając rękawem swoją twarz z krwi.
Nicollo oraz David obserwowali swojego niższego brata z lekkim szokiem. On zazwyczaj nigdy nie babrał się w krwi, przekazywał tą robotę innym, no chyba, że miało być mniej krwawo.
Mimo to, nie kwestionowali jego zachowania. Cała trójka opuściła dom, po uprzednim wysłaniu anonimowej 911 przez Knuckles'a.
Jechali samochodem w kierunku miasta, nie odzywając się do siebie słowem. Każdy z nich miał czas na przemyślenia.
Dwoje przyjaciół siwego, zastanawiali się, co tam się wydarzyło, a sam Erwin rozmyślał nad Kui'em, słuchając jego głosu, gratulującego mu wykonanego zadania..
** A few weeks later **
Erwin od czasu tamtego morderstwa nie spoczywał na laurach. Otrzymywał coraz więcej rozkazów od Kui'a, które skrupulatnie wypełniał. Słuchał jego głosu, posuwając się do kolejnych okaleczeń i morderstw.
Nie kwestionował poleceń swojego zmarłego współpracownika. Uważał, że ten musi mieć rację, w końcu, zawsze ją miał. Nie brał pod uwagę niczego innego.
Coraz częściej zdarzało mu się jeździć na jego pomnik, by rozmawiać z jego głosem, by móc jeszcze raz go zobaczyć, stojącego obok.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, że to coś dziwnego, ten głos w jego głowie, ten chińczyk objawiający mu się na co dzień. Nie mówił o tym nikomu, uważał, że nikt by mu nie uwierzył, a nawet jeśli, to Kui pewnie chciałby zachować to w tajemnicy.
Przyjaciele siwowłosego zauważali w nim coraz to gorsze zmiany. Ich brat zaczął stawać się bezuczuciwym skurwysynem, sprawiającym innym ból.
Próbowali go powstrzymać, tłumacząc, że nie trzeba od razu zabijać ludzi, gdy ci niechcący uderzą w ich pojazd lub nie odpowiedzą mu "dzień dobry". Jednak, on nie słuchał. Cały czas zostawiał za sobą kolejne trupy, twierdząc, że robi dobrze. Poprawnie. Z wolą Kui’a.
Policja otrzymywała co chwilę kolejne 911 ze zgłoszeniami o zwłokach. Próbowali szukać Erwina, gdyż mimo anonimowych zgłoszeń, był na nich jego podpis. Na marne, żaden patrol, pościg, czy przyjazd na ZS'a nie skutkował sukcesem.
Siwowłosy stał na starym zakonie, oczekując na spotkanie z resztą grupy. Uśmiechnął się lekko, zauważając dwa metry od siebie Kui'a. Zaczął się już przyzwyczajać do jego obecności.
Na początku zdarzało mu się kilka razy zapytać chłopaków, czy nie widzą kogoś niedaleko nich, lecz słysząc od nich, że ma jakieś omamy, zaprzestał.
Minęło kilkanaście minut, a na zakon wjechały trzy samochody. Czwórka przyjaciół Erwina wysiadła z nich i podeszła bliżej, by zacząć spotkanie.
– Co się dzieje? Dlaczego nas tu wezwałeś? - zapytał David, w międzyczasie odpisując na SMS'a.
– Musimy znaleźć Owena Stone'a i go porwać - rzucił prosto z mostu siwowłosy.
– Erwin, zamierzasz porwać kolejnego policjanta? Tylko nie mów, że chcesz go zabijać! - burknął Carbo.
– Musimy go złapać i zabić, on jest kłamcą i oszustem. Sprzedał się z ostatniego porwania, a poza tym, ostatnio wjebał się nam na pościg - wytłumaczył złotooki, nie przejmując się ich niechęcią.
– Bracie, co się ostatnio z tobą dzieje? Przez ostatnie dwa miesiące zabiłeś z 20 osób! Z czego może z dwie, trzy, z jakimś konkretnym powodem! - mówił załamany Nicollo.
~ Oni nie rozumieją.. Nie mów im nic, po prostu sam go zabij! ~ szeptał Chak do ucha pastora.
Siwowłosy obrócił się niespokojnie, szukając Chińczyka gdzieś wokół siebie.
– I znowu to robisz. Zachowujesz się, jakbyś zobaczył ducha. Powiesz nam w końcu o co chodzi? Co się stało? Chcemy ci tylko pomóc braciszku.. - zakończył przemówienie zatroskany Carbonara, a reszta zgodnie przytaknęła.
~ Kłamią! Jak się dowiedzą, to zrobią wszystko żebyśmy nie mieli kontaktu! Nie mów im nic! Odejdź stąd. ~ Kolejne szepty Chińskiego mąciciela docierały do uszu Erwina.
– Nic mi nie jest! To wy staliście się jakimiś nudziarzami! Zespeedowaliście się? - warknął Knuckles, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Ej! - pisnął oburzony Albert.
– To dlaczego się tak zachowujesz? Erwin, każdy z nas wie kiedy zaprzestać, poza tobą. Nie wiesz kiedy skończyć - rzekł Gilkenly.
– Nieważne, dam sobie sam radę. A wy może idźcie pojeździć na kurierze! - fuknął złotooki, wsiadając do swojego samochodu.
Nie słuchał ich krzyków i próśb o rozmowę. Po prostu odjechał w poszukiwaniu swojego kolejnego celu.
***
Nie zajęło mu to dużo czasu. Już po niecałej godzinie, policjant stał przed nim skuty w jednym ze starych magazynów.
Erwin nie starał się nawet o ubranie maski. Nie widział konsekwencji w swoich czynach. To właśnie go zgubiło..
Przez zbyt wysoką adrenalinę i podekscytowanie, by usłyszeć kolejne pochwały od Kui'a, nie zwrócił uwagi na śledzący go radiowóz policyjny.
LSPD od jakiegoś czasu wiedziało, że kolejnym celem będzie jakiś policjant. Było też wiadomo, że nie będzie byle jaki kadet, dlatego każdy z wyższą rangą miał przydzieloną ochronę.
Siwowłosy, tak jak zazwyczaj, patrzył wprost w oczy ofiary, słuchając każdego słowa od Chińczyka.
~ Wiesz, co on zrobił, nie dasz mu chyba odejść bez konsekwencji? Wiesz co robić! Zabij go!
Erwin powoli miał już dość słuchania tego głosu non stop. Czasem bolala go od tego głowa. Lecz tłumaczył to sobie tym, że w końcu Kui będzie dumny. Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko kilka osób i będzie miał spokój.
– Pastorze, dlaczego pan to robi? - odezwał się Owen, próbując grać na czas.
– Zamknij się! - warknął Knuckles, nie mogąc się skupić na słowach swojego byłego współpracownika.
– Nie musisz tego robić, wiesz o tym? - odparł spokojnie Stone.
~ Wbij ten nóż w jego żebra. Niech krew tryska na podłogę.. ~ szeptał Chak.
Siwowłosy odsunął się trochę, zaczynając nerwowo krążyć po pokoju.
– Erwin, nie jesteś taki.. - mruknął policjant.
~ Nie słuchaj go! Będzie tobą manipulował! ~ warknął Kui.
– Oboje się zamknijcie! - krzyknął złotooki, zatykając swoje uszy i wypuszczając nóż z dłoni.
W tym samym momencie, do pomieszczenia wbiegło kilku funkcjonariuszy z bronią długą, celując do Knuckles'a. Krzyczeli, aby ten się poddał.
~ Uciekaj! Co tak stoisz?! Biegnij! ~ podpowiadał mu Chińczyk.
Siwowłosy nie miał nawet czasu na reakcję. Dłonie z jego uszu zostały gwałtownie szarpnięte, by go skuć.
Nie wiedział nawet w którym momencie znalazł się w radiowozie, jadąc na komendę.
Po kilkuminutowej jeździe w ciszy, znaleźli się na celach, gdzie Erwin został wprowadzony do jednej i zamknięty, po wcześniejszym przeszukaniu.
Knuckles usiadł na pryczy, patrząc pusto w ścianę. Nie zwracał uwagi na policjantów, którzy przechodzili obok, zerkając na niego jak na okaz w zoo.
Dopiero po jakimś czasie przyszedł do niego Nelson, informując go o zarzutach jakie mu grożą, oraz dużej ilości dowodów jakie posiadają na niego. Na koniec wspomniał też o rozprawie sądowej i zostawił go, ówczesnej pytając czy chce jedzenie i picie. Nie chciał.
Erwin słuchał go tylko połowicznie, większą uwagę skupiając na stojącym w rogu celi Kui’u. Widział jego rozczarowany wzrok. Nie chciał doprowadzić go do takiego stanu.
– Erwin? - odezwał się Montanha, który przyszedł na cele, słysząc o jego schwytaniu.
Złotooki nie obrócił nawet na niego swojego spojrzenia. Nie drgnął ani odrobinę.
– Czemu to zrobiłeś? Wiesz, co ci za to grozi?! Krzesło! Czy ty jesteś poważny?! - krzyczał Gregory. - Co ci odpierdoliło?!
Brunet patrzył na niego z widocznym smutkiem, gniewem i rozczarowaniem. Chciał to jakoś sobie wytłumaczyć, ale nie miał jak.
~ Jesteś taki słaby.. Nie potrafisz nawet sam zajebać policjanta! ~ skrytykował go Kui.
– Przepraszam, przepraszam.. - szeptał złotooki, patrząc wprost w oczy Chińczyka.
– Kogo ty chcesz przepraszać?! Zabiłeś tyle ludzi! - jęknął zawiedziony Montanha.
~ Uwolnij się stąd. Rozwal te ściany, wiem, że potrafisz! No już! Pokaż, że nie jesteś tak słaby, jak uważam ~ mruknął Chak.
Siwowłosy rozejrzał się po celi, szukając słabego punktu. Wszędzie była tylko i wyłącznie ta sama, twarda cegła. Jednak, to go nie powstrzymało.
Erwin podniósł się gwałtownie z pryczy, powodując tym zdziwienie i strach u Gregory’ego.
Knuckles podszedł do jednej ze ścian i ostatni raz spoglądając na Kui'a, zaczął uderzać w ścianę pięściami.
Nie przejmował się bólem i krwią, która coraz bardziej kapała z jego rąk na podłogę.
– Erwin, kurwa! Co ty robisz?! - krzyknął Montanha. Nie tego się spodziewał. - Przestań do cholery, robisz sobie krzywdę!
Brunet wyjął szybko radio, wzywając na nim wsparcie. Otworzył cele, trzymając w jednej ręce paralizator, by się w razie czego ubezpieczać.
Podszedł do siwowlosego i łapiąc go za nadgarstki by powstrzymać go przed dalszym samookaleczeniem.
Erwin wyrywał się z jego uścisku, chcąc wykonać polecenie Kui'a. Nie chciał go zawieść po raz kolejny.
– Nie jestem słaby! Nie jestem słaby! - krzyczał zdeterminowany złotooki, szarpiąc się.
Po chwili do celi przybiegło więcej policjantów z bronią w rękach. Nie spodziewali się takiej sceny, raczej sądzili, iż aresztowany kogoś poddaje lub ktoś próbuje go odbić.
– No co się gapicie?! Pomóżcie mi go przytrzymać i niech ktoś wezwie medyków! - warknął Gregory.
Dwójka oficerów podeszła do nich, pomagając unieruchomić siwowłosego. W tym samym czasie, Alex Andrews wezwał EMS na miejsce. Medycy pojawili się po kilku minutach.
Para lekarzy weszła do pomieszczenia, prędko orientując się w sytuacji. Po chwili przyszykowali igłę z lekiem uspokajającym.
– Trzymajcie go, a ja mu podam zastrzyk - odparł Bartuś.
Montanha chwycił Erwina delikatnie, lecz mocno w pasie, a oficerowie trzymali jego ręce i nogi.
– Zostawcie mnie kurwa! Nie jestem słaby! - ponownie wrzasnął siwowłosy, powtarzając się jak w mantrze.
Medyk podszedł do mężczyzny i podał mu lek, czekając aż ten się uspokoi. Już po kilkunastu sekundach, Knuckles przestał się szarpać. Jego ciało straciło kontrolę, osuwając się bezwładnie, choć jeszcze wciąż pozostając świadomym.
Gregory podniósł go i położył na pryczy, by usiąść obok, w razie asekuracji lekarzy.
Bartek wraz z drugą medyczką zaczęli zajmować się ranami młodszego mężczyzny. Już po kilku minutach dłonie złotookiego były zdezynfekowane i obandażowane.
– Co mu jest? - wymamrotał niepewnie szef policji, zerkając ciekawie na lekarzy, którzy pakowali torby szpitalne.
– Zwichnięty prawy nadgarstek i oba całe rozwalone. Co mu powiedzieliście, że tak zareagował? - spytał Roy.
Andrews spojrzał z zapytaniem na Gregory’ego, domagając się odpowiedzi.
– Zapytałem go tylko, dlaczego to zrobił. Nie odpowiadał mi, a po chwili zaczął przepraszać. Potem po prostu wstał i zaczął uderzać rękoma o ścianę. - wyjaśnił Montanha, patrząc ze zmartwieniem na teraz już śpiącego pastora.
– Obserwujcie go lepiej, my już się zbieramy - powiedział drugi medyk.
– Dobrze, dziękujemy, za pomoc i że przyjechaliście tak szybko - rzekł Alex.
Lekarze kiwnęli głowami i wyszli z komendy, odprowadzeni przez jednego z oficerów.
– To się odjebało.. - mruknął brunet, obserwując spokojną twarz Erwina - Nigdy nie widziałem go w takim stanie..
– No cóż, nic nie poradzimy. Przydzielcie kogoś, aby tu stał przez noc. Jutro rozprawa, trzeba będzie naszykować konwój - mruknął blondyn.
– Ja go przypilnuje szefie, jeśli oczywiście mogę - zaproponował Gregory.
– W porządku, w razie czego, szybki backup - zgodził się Andrews i ruszył do wyjścia.
Brązowooki usiadł pod ścianą, głośno wzdychając. To co widział, było dla niego dziwne. Nie wiedział, co o tym myśleć..
***
Siwowłosy siedział na ławie oskarżonych, oczekując na rozpoczęcie rozprawy. Obok niego siedział adwokat, którego zapewniła mu jego rodzina. Natomiast po drugiej stronie stał Gregory, pilnując, aby ten nic nie odwalił i nie zrobił krzywdy - czy to innym, czy sobie.
Po wstępie prowadzonym przez Conrada Gross'a, Knuckles został wezwany, aby zeznawać.
Usiadł na miejscu dla przesłuchiwanych w asyście Montanhy. Nelson stał przed nimi zaczynając zadawać pytania do niego skierowane.
Złotooki nie słuchał go zbytnio, obserwował niezadowolonego Kui'a, stojącego obok. Chciał wiedzieć, co on o tym sądzi, chociaż po samej jego minie, mógł wywnioskować, że nie jest on zbyt szczęśliwy.
– Panie Erwinie, czy przyznaje się pan do zabójstwa tych osób? - spytał Tommy.
~ Widzisz co zrobiłeś? Gdybyś się mnie słuchał to wszystko byłoby dobrze! ~ warknął Chak.
– Przecież cię słuchałem! Zrobiłem jak mówiłeś! - fuknął siwy.
Publiczność, sam sąd i policjanci, byli zdezorientowani. Nie wiedzieli o co chodzi Erwinowi.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie, panie Knuckles.. - Nelson starał się kontynuować.
~ Nigdy mnie nie słuchałeś! Jesteś słaby! Nie widzisz, że wszystko niszczysz?! ~ mówił Chinczyk.
– Nie jestem. Nie mów tak. Słuchałem cię zawsze! - warknął złotooki, patrząc w powietrze. Bynajmniej tak to wyglądało dla innych, on tam widział Kui'a, z którym rozmawiał.
Ponownie, nikt nie wiedział, o co chodzi. Na sali rozeszły się szepty, a sędzia zmarszczył brwi, tak jak sami oskarżający.
– Panie Knuckles, proszę odpowiadać na moje pytania! Czy zabił pan te osoby?! - uniósł się Tommy.
– Erwin? Do kogo ty mówisz? - szepnął Montanha, chcąc zwrócić uwagę złotookiego.
Siwowłosy słysząc czyjś głos, obrócił się w jego kierunku, patrząc w brązowe tęczówki.
Brunet widział w jego bursztynowych oczach strach i czyste szaleństwo. Nie wiedział, co się dzieje.
~ Nie daj im się nic dowiedzieć, skończ ze sobą. I tak grozi ci krzesło! Nie daj im tej satysfakcji, że przez nich zginiesz. Zrób to sam! ~ mówił Kui Chak, patrząc stanowczo w jego oczy.
Erwin gwałtownie odwrócił wzrok od Gregory’ego, by ponownie skupić się na Chińczyku. W jego głowie przepływało milion myśli, sam nie wiedział, które są prawdziwe. Za bardzo się w tym wszystkim pogubił.
Ostatni raz spojrzał na swojego martwego przyjaciela, by po tym zacząć gwałtownie uderzać głową o ścianę za sobą. Krew zaczęła pojawiać się na białej powierzchni, a on zaczynał widzieć mroczki przed oczami.
Cała sala oniemiała, nikt się nie odzywał. Słychać było tylko ciężkie oddechy i sapnięcia. Dopiero Nicollo Carbonara, który był na widowni, wstał szybko z ławki, biegnąc w ich kierunku.
– Zróbcie coś, do cholery! Powstrzymajcie go! Robi sobie krzywdę! - krzyczał bezsilnie białowłosy, uchwycony przez policjantów, by nie wbiec do aresztowanego.
Montanha ocknął się z stanu osłupienia, doskakując jednym susem do złotookiego i chwytając go za barki, by odsunąć go od ściany.
Erwin zaczął się szarpać, chcąc wyrwać się uścisku. Gdy policjant chciał go uspokoić, siwowłosy wyciągnął zza jego paska nóż, chowając go za plecami, by po tym zaprzestać szarpania.
Brunet widząc, że ten przestał się wierzgać, powoli się odsunął, chcąc wezwać EMS, lecz gdy tylko podniósł rękę, zauważył, jak Knuckles wyciągnął nóż.
– Odsuń się ode mnie! - warknął Erwin.
Montanha powoli odsunął się z uniesionymi rękoma, odchodząc dwa kroki w tył.
– Spokojnie Erwin, uspokój się.. - mówił łagodnie brunet, chowając strach o przyjaciela pod maską opanowania.
Wiedział, że najmniejszy zły ruch czy słowo może się skończyć źle dla niego, bądź Erwina. Miał jednak nadzieję, że szarowłosy zdoła się opanować, widząc go, a jak nie go, to chociaż jego przyjaciół. Żałował, że rodzina złotookiego jest uwięziona na widowni. Bał się, że Knuckles zrobi coś głupiego.
Funkcjonariusze zebrali się bliżej aresztowanego, wyciągnęli broń z kabury i czekali na polecenia.
– Erwin, daj spokój. Odłóż ten nóż. - wtrącił się Conrad.
Siwowłosy spojrzał ponownie na Kui Chak'a. Widział w jego oczach dumę. Nie chciał tego zepsuć.
– Braciszku, spokojnie, wszystko będzie dobrze! - krzyczał przestraszony Nicollo z widowni.
Złotooki czuł rozdarcie, między rodziną, a Kui’em. Przyłożył sobie nóż do krtani, patrząc ze łzami w oczach na swojego brata.
– Erwin, kurwa odłóż to! - krzyknął zrozpaczony David.
Oczy Montanhy momentalnie się rozszerzyły.
– Przepraszam.. Nie jestem słaby. Kui będzie ze mnie dumny..
***
Bam! Liczba słów: 2550 około.
Dziękuję za przeczytanie tego one shota, za każdą gwiazdkę i komentarz.
Jeszcze raz dziękuję fs_animri za poprawę tego one shota i ogólnie pomoc :3
Do zobaczenia niedługo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top