7. "Jak będziesz potrzebował jeszcze pomocy to wołaj."
Louis, gdy dotarł do domu postanowił się przebrać. Nie miał w zwyczaju spędzać zbyt dużo czasu przed szafą, jednak tym razem postanowił założyć na siebie swoje luźniejsze jeansy stwierdzając, że pójście w dresach nie byłoby zbyt kulturalne. Po kilkunastu męczących minutach ostatecznie udało mu się uszykować i jedyne co mu zostało to wejście na wózek. Jednak, gdy miał to zrobić jego wózek odjechał, sapnął zdenerwowany, to nie był pierwszy raz kiedy zapomniał zablokować kółek w wózku, ale był to pierwszy raz kiedy odjechał on aż tak daleko. Miał ochotę krzyknąć ze zdenerwowania, bo to oznaczało, że był całkowicie uziemiony, oczywiście mógł próbować zejść z łóżka i wejść na wózek z podłogi, ale mniej upokarzające będzie jak Harry zastanie go na łóżku niż na podłodze. Wiedział teraz, że nic innego mu nie zostało niż położenie się i czekanie.
Na jego szczęście niecałe pięć minut później usłyszał dzwonek do drzwi i krzyknął głośno, że jest otwarte, było to trochę nieodpowiedzialne, ale był niemal pewny, że to Harry. Zaczął uderzać lekko palcami o udo, osoba, która do niego przyszła miała tak powolne ruchy, że te trzydzieści sekund wydawały się trwać niemal wieczność.
- Louis? - usłyszał niepewny głos Harry'ego.
- Jestem w sypialni! - odkrzyknął i już chwilę później dostrzegł szczupłą sylwetkę chłopaka.
- Już uszykowany? - uśmiechnął się nieśmiało stając w progu.
- Prawie, odjechał mi wózek i nie zdążyłem umyć zębów. - zaśmiał się i usiadł podpierając się na rękach. Brunet od razu zareagował i podjechał mu wózkiem i zablokował kółka. Louis uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. - Możesz iść do salonu, za chwilę będę całkowicie gotowy.
- Jak będziesz potrzebował jeszcze pomocy to wołaj. - upewnił się szybko, że wszystko w porządku i wyszedł z sypiali. Szatyn całkiem szybko poradził sobie z wszystkim i już chwilę później był gotowy do wyjścia.
- Masz zaplanowane jakieś miejsce, czy improwizujemy i idziemy gdziekolwiek? - spytał się, gdy wyszli z mieszkania i zamykał drzwi.
- Pytałem się mojego przyjaciela, w której kawiarni dają najlepsze ciasto i polecił mi kilka miejsc. A uwierz mi, jeśli pytasz się Nialla o najlepsze jedzenie, to możesz być pewny, że będziesz zadowolony. - zaśmiał się i stanął za wózkiem postanawiając poprowadzić szatyna. - Pozwól, że będę cię prowadził, wiem że starasz się być samodzielny, ale nie chcę, żebyś się męczył. To ma być dla ciebie miło spędzony czas, a nie męczenie się. - wzruszył ramionami.
Droga nie zajęła im bardzo dużo czasu, gdyby Louis miał określić odległość jaką przebyli to był niemal pewny, że było to trochę dalej niż do parku. Kawiarnia okazała się być naprawdę przytulna, w całym pomieszczeniu roznosiły się odgłosy rozmów, jednak nie przypominało to tego denerwującego hałasu, było w tym coś kojącego co sprawiało, że miejsce wydawało się bardzo komfortowe. Harry od razu skierował się do jednego stolika i odsunął krzesło, aby szatyn mógł ustawić się tak jak będzie mu wygodnie.
- Powinni mieć tutaj jakąś kartę, za chwilę z nią wrócę. - nie zdążył nawet na chwilę usiąść na krześle. - Niall polecał mi ciasto migdałowe, ale nie mam co do niego przekonania. - nim Louis się zorientował ten pojawił się na przeciwko niego podając mu kartę. - Wydaje się być całkiem smaczne, ale wygląda jak zwykłe ciasto, które dostaniesz w pierwszej lepszej cukierni, a mam ochotę na coś mniej spotykanego. Może jakieś ciasto z dobrym kremem albo z jakimś musem. - rozmyślił się przeglądając z zaciekawieniem kartę, która składała się w większości z kaw i herbat aniżeli z ciast.
- Ja może postawię na zwykły tort bezowy. - odparł Louis po chwili namysłu. - Może też się na niego skusisz? - spojrzał na bruneta, a ten zmarszczył brwi i chwilę później pokiwał głową w zgodzie.
- Tak, prawdopodobnie nie znajdę nic lepszego, myślałem, że Niall ma lepszy gust. - skrzywił się nieznacznie.
- Może cały ten sekret kryję się w smaku? Stawiam, że po prostu Niall ma o wiele mniejsze wymagania. - zaśmiał się. - No więc opowiesz mi coś o sobie, Harry? - oparł podbródek na swojej ręce.
- Studiuje architekturę wnętrz, uwielbiam pomagać innym ludziom, co pewnie już wiesz. - uśmiechnął sie lekko patrząc na swoje dłonie. - I lubię sport, ale nie mam na niego wystarczająco dużo czasu. - podniósł wzrok i spojrzał na szatyna, który przysłuchiwał mu się z zaciekawieniem.
- Myślę, że w twoim przypadku pomaganie ludziom i sport idzie w jednej parze. - zaśmiał się. - Z pewnością możesz wyrobić sobie mięśnie.
- Tak, coś w tym jest. - parsknął cicho śmiechem i uśmiechnął się lekko do kelnera, który przyniósł ich zamówienia.
Louis przyglądał się chwilę Harry'emu, jednak od razu spuścił wzrok i zajął się jedzeniem ciasta. I musiał przyznać sobie rację, cała jego magia kryła się w smaku, który był niesamowity. Zjedli swoje kawałki ciasta w dość komfortowej ciszy, jedynie przerywanymi cichymi pomrukami Louisa, któremu ciasto bardzo posmakowało. Odsunął od siebie talerzyk po dłuższej chwili i położył ręce na swoim brzuchu, który odstawał lekko.
- Coś czuję, że posiedzimy tutaj dłuższą chwilę, bo nie damy rady wypić tej kawy na razie. - zaśmiał się patrząc na Harry'ego, który swój kawałek zjadł trochę szybciej.
- Mamy czas. - uśmiechnął się. - Chyba, że się spieszysz, to możemy poprosić, żeby nam ją dali na wynos. - od razu zaproponował.
- Całą resztę swojego dnia zarezerwowałem dla ciebie, więc nie spieszę się nigdzie. - odparł odsuwając się trochę od stolika. - Ale mam pomysł, skoro niczego nie zaplanowałeś na później to co powiesz na pójście na jakiegoś dobrego fast fooda? - uśmiechnął się lekko.
- Czy ty przypadkiem przed chwilą nie narzekałeś, że za bardzo się najadłeś? - uniósł brew patrząc niedowierzająco.
- Za niecałą godzinkę będę mógł jeść na nowo. Z resztą tak dawno nie byłem na dobrym jedzeniu, Harry, nie możesz mi odmówić. - próbował go przekonać.
- A co konkretnie chcesz zjeść?
- Chyba jakiegoś hamburgera, tak, zdecydowanie wielkiego hamburgera. - przełknął ślinę, która zebrała się w jego buzi na wspomnienie jedzenia.
- Niech Ci będzie. - zaśmiał się. - Zazwyczaj nie jem takich rzeczy, ale mogę się poświęcić. Raz nie zawsze czy jakoś tak. - odparł z lekkim uśmiechem biorąc małego łyka swojej kawy. Przyglądał się szatynowi trzymając kubek w dłoniach i obserwował jak zmieniała się jego mimika twarzy, gdy oglądał przechodniów na ulicy. Dostrzegł lekki ból w jego oczach, gdy po chwili spojrzał na swoje nogi. Harry domyślał się co chodziło po jego głowie i nie był z tego zadowolony, nie chciał, żeby ten zadręczał się takimi sprawami w czasie ich spotkania, to nie było ani miejsce ani czas na łzy. - Ej Lou. - odezwał się chcąc zwrócić jego uwagę na siebie, co mu się udało, bo szatyn od razu podniósł na niego swój wzrok z lekko wymuszonym uśmiechem. - Opowiadałem ci historię jak byłem mały lubiłem przebierać się w ubrania swojej mamy? - spojrzał na niego rozbawiony automatycznie zaczynając się śmiać.
- Nie, nie opowiadałeś. - parsknął cicho śmiechem patrząc na bruneta, który nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Miałem wtedy jakoś sześć lat i stwierdziłem, że świetnym pomysłem będzie założenie na siebie stanika mojej mamy. I wiesz taki zadowolony chodziłem po domu w samym staniku i jakiejś spódnicy, tylko jak wybiegłem na podwórko żeby się jej pokazać to nie zauważyłem, że moi koledzy po mnie przyszli. Nigdy nie było mi bardziej wstyd. - schował twarz w dłoniach, aby bardziej nie wybuchnąć śmiechem.
- I oni wszyscy cię tak widzieli? - spojrzał na niego niedowierzając.
- Niestety tak, byłem dosłownie pośmiewiskiem całej szkoły, dobrze, że wtedy nikt telefonów nie miał i nie mogli tego uwiecznić. - uśmiechnął się zauważając, że humor szatyna się polepszył i nie był on już taki smutny. - Dobra, ale koniec śmiania się ze mnie, pij szybko tę kawę i lecimy na miasto. - udał lekko obrażonego, gdy Louis nie mógł przestać się śmiać.
- Harry. - szatyn nagle spoważniał patrząc na zielonookiego. - Nadal chodzisz w stanikach? - nie dał rady utrzymać poważnego tonu głosu i na końcu parsknął głośno śmiechem zwracając tym uwagę innych ludzi.
- Koniec, idziemy już - mimo wszystko nadal rozbawiony wstał z krzesła i odstawił na stolik kubek z niedopitą nawet do połowy kawą.
- Dobra i tak nie mam ochoty już tego pić. - zgodził się z nim i wyciągnął portfel, aby zapłacić.
- Daj spokój Lou, ja cię zaprosiłem to ja zapłacę. I nie chce słyszeć słowa sprzeciwu, pozwól mi chociaż raz poczuć się jak dżentelmen. - spojrzał na niego niemal błagalnym wzrokiem i Louis musiałby nie mieć serca, aby się nie zgodzić. Nawet z radością patrzył na to jak Harry płaci za ich zamówienie ze szczerym uśmiechem i chwilę po tym zaczyna wyprowadzać go z kawiarni. - Dziękuję, że to zrobiłeś, zazwyczaj ludzie, z którymi wychodzę nie pozwalają mi za siebie płacić, bo uważają że skoro jestem studentem i nie pracuje to nie mam wystarczająco pieniędzy, aby chociażby postawić komuś kawę. - odparł. - A to całkiem miłe móc za kogoś zapłacić. - uśmiechnął się.
- Myślę, że jestem w stanie przeżyć zajadanie się za czyjeś pieniądze. - zaśmiał się Louis, który nie bardzo rozumiał ekscytację szatyna, jednak nie miał zamiaru go wyśmiewać. - Pochodzimy gdzieś zanim pójdziemy na jedzenie? Nie jestem jeszcze głodny.
- Chętnie. - uśmiechnął się. - Chcesz jechać sam czy mogę się prowadzić? - chciał się upewnić, że chłopak czuje się dobrze. Jemu nie przeszkadzało to, że go prowadzi, ale samopoczucie szatyna było w tej chwili najważniejsze.
- Na razie chcę sam. Zayn mówi, że trening jest najważniejszy, więc póki mam siłę. - zaśmiał się i złapał za poręcze przy kółkach. Chodzili po mieście naprawdę długo po jakimś czasie to Harry prowadził Louisa, jednak to nie miało żadnego wpływu na humor szatyna. Cały czas rozmawiali co chwila znajdując nowe tematy do rozmowy i nim się zorientowali słońce zaczęło powoli zachodzić.
- Chyba spóźniliśmy się na jedzenie z budki. O tej porze chyba żadna nie jest otwarta. - odparł Harry zerkając na zegarek.
- Ale knajpki z jedzeniem nadal są otworzone, może trochę inaczej niż chcieliśmy, ale to zawsze jakaś alternatywa. - uśmiechnął się Louis próbując przekonać bruneta, że to dobry pomysł. I Harry oczywiście zgodził się, nie mógł postąpić inaczej.
Spędzili kolejne półtorej godziny jedząc swoje hamburgery i rozmawiając głośno. Szatyn dawno nie spędził tak miło czasu, nie pamiętał kiedy ostatnio czas mijał mu za szybko, ostatnimi czasy wszystko dłużyło mu się niemiłosiernie i była to bardzo miła odmiana. Gdy dotarli pod budynek, w którym znajdowało się mieszkanie Louisa dochodziła dwudziesta pierwsza, jednak nie odczuli późnej godziny.
- Dziękuję za miło spędzony czas. - odparł Harry i nie mówił tego z grzeczności, gdyby mógł wychodziłby tak co najmniej dwa razy w tygodniu.
- Mi również było bardzo miło. Dawno nie spędziłem tak dobrze dnia. - uśmiechnął się. - Do następnego spotkania? - upewnił się chcąc wejść do budynku.
- Z największą przyjemnością. - zgodził się odchodząc z lekkim uśmiechem.
Louis lekko zmęczony wchodził do swojego mieszkania. Od razu oświecił światło w prawie każdym pomieszczeniu, to było dla niego bardzo dobre, żeby nie czuć się samotnie. Miał bardzo dobry humor, jednak nie podobało mu się to, że czuł jak ten szybko opuszcza jego ciało. Znowu poczuł tę dziwną pustkę, z którą nie potrafił nic zrobić. Nie wiedział czemu znowu go to dopadło skoro spędził praktycznie cały dzień w świetnym nastroju. Zaczynało go to denerwować, spędzał wtedy czasami kilka godzin siedząc i nie robiąc kompletnie nic, nie mógł obejrzeć filmu bo ten nie sprawiał mu żadnej radości tylko przyprawiał o ból głowy, który w tamtych momentach denerwował go jeszcze bardziej. Wszedł do salonu i rozejrzał się po nim odchylając głowę, jego klatka piersiowa zaczynała boleć, a on zrezygnowany skierował się do kuchni i wyciągnął z szafki alkohol. Piwo było dla niego zbyt słabe, dlatego zawsze na wszelki wypadek trzymał w szafce butelkę tequili. Nie wiedział czy ona mu w tamtym momencie pomoże, ale nie chciał kolejne kilka godzin spędzić nie czując kompletnie nic.
Napił się kilka łyków krzywiąc na odruch wymiotny i odczekał chwilę po chwili robiąc dokładnie to samo. Zaraz po tym postanowił iść się umyć i to zdecydowanie był błąd, jak wejście do wanny było dość łatwe tak po wypiciu alkoholu nie mógł nawet na centymetr utrzymać swojego ciała na rękach. Automatycznie w jego oczach pojawiły się łzy, nie dość, że alkohol zamiast polepszyć jego humor go pogorszył to na dodatek czekała go noc w wannie. Uderzył kilka razy pięściami o brzeg wanny i krzyknął sfrustrowany. Ten dzień zdecydowanie nie skończył się tak jak chciał, żeby się skończył. Miał być dzisiaj szczęśliwy, a skończył zadając sobie samemu ból nie mogąc znieść bólu wewnętrznego. Zaczął płakać, nie potrafił tego skontrolować, płakał jak małe dziecko prosząc w duchu, żeby jego życie się skończyło, nie chciał tak żyć, nie chciał czuć pustki, beznadziejności i nienawiści do samego siebie. Chciał, żeby wszystko skończyło się właśnie w tej chwili. Zgiął nogi w kolanach i zsunął się bardziej zanurzając głowę w wodzie. Chciał zrobić to teraz, ale ostatecznie wynurzył się zanosząc jeszcze większym płaczem, tylko tym razem dlatego, że nie dał rady tego zrobić. Czuł się okropnie, jego głowa zaczęła pulsować z bólu a on sam zrobił się śpiący. Nie miał już nawet siły kłócić się ze swoim ciałem, zmęczony płaczem poprawił swoje ciało w wannie i położył głowę na jej brzegu chwilę później niekontrolowanie zapadając w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top