3. "Zawsze do usług"

Będzie mi bardzo miło, jeśli wynagrodzicie mi rozdział kilkoma komentarzami

Następnego dnia Louisa z jego codziennego rytuału oglądania telewizji wyrwał dzwonek do drzwi, był trochę zdezorientowany, bo z nikim się nie umawiał, a jego mama podczas ich wczorajszej rozmowy powiedziała, że przyjadą dopiero za dwa tygodnie, gdy jego siostry wrócą z obozu. Z cichym westchnieniem podjechał do drzwi i zdziwił się widząc wysokiego postawnego szatyna.

- Mogę w czymś pomóc?

- Hej, jestem Liam. Przyniosłem barierkę do wanny. - schylił się i podniósł ją z ziemi pokazując chłopakowi.

- Chłopak Zayna? - upewnił się.

- W własnej osobie. - zaśmiał się cicho i wszedł do mieszkania. - Postaram się zrobić to szybko i jak najlepiej. - zapewnił go idąc powoli za szatynem.

- Chcesz się czegoś napić? Herbaty, kawy, wody? - ruszył do kuchni, on sam miał ochotę na gorącą herbatę, więc postanowił nawet nie czekać na odpowiedź Liama i nalał wody do czajnika.

- Herbata będzie w porządku. A teraz pozwól, że pójdę to zrobić. - skierował się w stronę toalety, na całe szczęście jako jedyne różniły się od pozostałych i nie musiał wchodzić do każdego pomieszczenia. Louis w tym czasie zrobił dwa kubki herbaty i czekał aż szatyn skończy. - Już gotowe, okazało się, że to wcale nie było takie trudne do zrobienia i nawet Zayn dałby sobie radę. - zaśmiał się. - Chodź sprawdzić czy wszystko ci pasuję. - ten tylko pokiwał głową i ruszył w stronę łazienki.

- Co to jest? - zmieszał się pokazując na małe siedzisko w roku wanny, barierka była przymocowana, ale nie przypominał sobie, aby to była część barierki.

- Siedzisko, nie będziesz musiał całkowicie siadać w wannie. To wielkie udogodnienie, uwierz mi coś o tym wiem. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się.

- Oh, okej dziękuję. - uśmiechnął się i postanowił wrócić do kuchni, aby napić się herbaty. - To może powiedz ile zapłaciłeś

- Za barierkę chyba niecałe pięćdziesiąt funtów, a za siedzisko nie musisz płacić to moje stare i mam nadzieję nigdy go więcej nie używać. - zaśmiał się.

- Tu jest twoja herbata. - wskazał na kubek i wziął do ręki portfel wyciągając z niego pieniądze. - Dziękuję. - uśmiechnął się lekko.

- Ah! Zayn powiedział, że musi przesunąć wasze spotkanie na czwartek w następnym tygodniu. - przypomniał sobie słowa swojego chłopaka.

- Powiedz mu, że w ogóle nie musi przychodzić. - odparł Louis śmiejąc się cicho, to nie tak, że nie lubił Zayna, po wczorajszym spacerze chłopak bardzo przypadł mu do gustu, ale on sam nie widział sensu w ich masażach, których i tak nie czuł.

- Potrafi być uciążliwy. - zaśmiał się Liam. - Miałem z nim dokładnie to samo. Zdarza się, że czasami nawet teraz namawia mnie na jakieś bezsensowne rehabilitacje, pomimo że radzę sobie bardzo dobrze. - odstawił kubek na blat. - Porzebujesz jeszcze czegoś? - spytał mając zamiar za chwilę wyjść. - Zastanów się dobrze. - zaśmiał się.

- Wydaje mi się, że wszystko mam. - otworzył niektóre szafki zaglądając do środka. - Starczy mi jedzenia na jakiś czas, później będę się martwił. - zaśmiał się i odprowadził go drzwi. - Jeszcze raz dziękuję.

- Drobiazg. - szatyn wzruszył ramionami. - Do zobaczenia.

Louis odpowiedział mu tym samym po czym wrócił do salonu. Spojrzał na telewizor, ale w tamtej chwili nie fascynował go on aż tak bardzo jak przed przyjściem Liama. Miał ochotę poczytać jakąś książkę, ale u siebie w mieszkaniu nie miał żadnej, która interesowałaby go na tyle, aby ją przeczytać. Wyciągnął telefon z kieszeni i wyszukał biblioteki w pobliżu jego miejsca zamieszkania. Znalazł jedną, która znajdowała się niecałe czterysta metrów od niego. Musiała być nowo otworzona, bo nigdy nie widział tam biblioteki albo po prostu nie zwracał na nią uwagi. Zebrał w sobie odwagę i postanowił tam pójść, nie wiedział czy na pewno da sobie radę, ale musiał spróbować, może mu to zająć nawet cały dzień, ale jeśli zrobi to sam, to będzie z siebie bardzo dumny. Gdy po piętnastu minutach był uszykowany wziął głęboki oddech i wyszedł z mieszkania, dzięki windzie droga na parter była bardzo łatwa i nim się zorientował wyjeżdżał na chodnik, dokładnie zapamiętał trasę, więc od razu ruszył w odpowiednim kierunku. Poruszał się bardzo wolno, ale nie chciał się szybciej zmęczyć. Nigdy nie był z siebie bardziej dumny, niż wtedy gdy zobaczył szyld biblioteki.

Jednak wszystko się zmieniło w momencie kiedy zobaczył schodki prowadzące do biblioteki. Trzy schodki, które dla normalnego człowieka nie były żadną przeszkodą, a on widząc je miał ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Podjechał bliżej mając nadzieję, że być może z boku budynku jest wejście dla wózków jednak niestety nic takiego się tam nie znajdowało. Chciał poprosić kogoś o pomoc, jednak za każdym razem, gdy otwierał usta wstyd nie pozwolił mu na wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Ostatecznie postanowił odpuścić i wrócić do domu, wiedział, że nie może tutaj stać przez cały dzień, bo to nawet nie miało sensu i prędzej zatrzymałaby go policja niż wszedłby do biblioteki. W drodze powrotnej czuł, że na jego dłoniach zaczynają mu się robić odciski na poduszkach i wiedział, że będzie musiał kupić sobie jakieś rękawiczki dopóki jego dłonie się nie przyzwyczają. Ostatecznie cała wyprawa trwała ponad godzinę, być może wrócił do domu bez książek, ale chociaż spędził trochę czasu na świeżym powietrzu, cieszył się ze swoich postępów, bo w końcu to było aż prawie osiemset metrów, co prawda bardzo się przy tym zmęczył i zajęło mu to mnóstwo czasu, ale lepsze to niż nic.

Gdy tylko ściągnął buty poszedł do kuchni, aby zrobić sobie jakiś obiad. W czasie tej drogi bardzo zgłodniał i czuł jakby mógł zjeść wszystko co ma pod nosem. Nie był wybitnym kucharzem, ale na całe szczęście, gdy tylko wyprowadził nauczył się robić ryż lub makaron z sosem i mógłby to jeść cały czas, miał nadzieje, że nigdy mu się to nie przeje, bo nie miałby co jeść, a każda próba zrobienia czegoś innego mogłaby skończyć się tragedią. Wstawił garnek z ryżem i zaczął podgrzewać sos, co było małym wyzwaniem, ponieważ jak na złość jego blaty w kuchni były dosyć wysoko. Na całe szczęście i z tym zaczął sobie dawać radę i nie było to aż takie trudne jak na początku. Zjadł obiad w salonie i gdy po następnej godzinie zaczęło mu się nudzić zaczął być na siebie zły o to kalectwo zawsze gdy mu się nudziło to rozmyślał o swoim zyciu, krzyczał, płakał i naprawdę nie mógł się uspokoić nawet jeśli bardzo chciał. Później był zły na wszystkich swoich znajomych, bo jak wcześniej ciągle ktoś z nim gadał tak teraz po wypadku ani jedna osoba się do niego nie odezwała pytając jak się czuje. Przez chwilę nawet żałował, że nie pojechał do rodziców, ale z drugiej strony uważał, że ci i tak mieli dużo problemów i nie potrzebowali kolejnego kłopotu jakim był on.

Całkowite uspokojenie się zajęło mu dobre trzydzieści minut, jego uda bolały przez wcześniejsze uderzenia w nie, a sam Louis siedział zrezygnowany z odchyloną głową i patrzył w sufit, sam nie mógł uwierzyć, że pozwolił sobie na takie załamanie. Chciał udawać twardego, każdemu mówił, że radzi sobie świetnie, a tak naprawdę najchętniej zamieniłby się w małego chłopca, usiadł u swojej mamy na kolanach i wypłakał w jej ramie. Jednak wiedział, że teraz nie może, był dorosłym mężczyzną i nie mógł z każdym najmniejszym problemem lecieć do mamy.

Wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął obracać go w swoich palcach. Nie chciał dzwonić do Zayna, on ze swoim chłopakiem wystarczająco mu dzisiaj pomogli. Chciał napisać na stronie, do któregoś z wolontariuszy, ale nie wiedział czy przypadkiem nie za często prosi o pomoc, bał się że kolejny raz jego prośbę odbierze Harry i uzna za nieudacznika, który nie potrafi wypożyczyć książki w bibliotece. Długo bił się ze swoimi myślami, pisał i kasował wiadomość nie mogąc się w sobie zebrać, aby ją wysłać. Ostatecznie nacisnął przycisk i zablokował telefon. Dopiero gdy wysłał wiadomość zdał sobie sprawę, że nawet nie wie czy te dostawy obowiązują gdzieś indziej niż sklepy spożywcze. Był trochę zestresowany, jednak gdy dostał wiadomość potwierdzającą przyjęcie zamówienia odetchnął z ulgą. On sam nie wierzył jak bardzo zmienił się jego charakter po tym wypadku, kiedyś był bardzo energiczny, cały czas rozmawiał z ludźmi, a teraz wstydził się zapytać nawet o głupie podanie szklanki z wyższej półki.

Czterdzieści minut później usłyszał dźwięk dzwonka, otworzył drzwi i ujrzał kobietę, która mogła być w wieku jego matki, uśmiechała się do niego serdecznie przez co Louis nie czuł takich wyrzutów sumienia.

- Starałam się wziąć najlepsze książki z działu kryminalistyki, następnym razem ktoś młodszy będzie musiał się po nie wybrać, bo jestem pewna, że nie wszystkie ci się spodobają. - zaśmiała się i podała mu trzy książki.

- Nie mam zamiaru na nie narzekać. - uśmiechnął się. - Dziękuję za dostarczenie.

- Zawsze do usług. - kobieta uśmiechnęła się i ruszyła w stronę windy. Louis cofnął się bardziej w głąb mieszkania i postanowił położyć się na łóżku, wiedział, że to będzie najlepsze miejsce do czytania. Najchętniej zrobiłby sobie do tego gorącą herbatę, jednak nadal nie nauczył się przenosić kubka będąc na wózku i tak odkąd wylądował na wózku codziennie pije herbatę w kuchni. Wpadł mu do głowy pomysł zrobienia herbaty w termosie, jednak zdał sobie sprawę, że nawet nie miał go w domu, zawsze jak chodził na pikniki to tylko z siostrami w Doncaster. Wszedł ostrożnie na łóżko, nadal czuł się jak worek kartofli, jednak teraz nauczył się aż tak bardzo nie rzucać. Otworzył książkę, która najbardziej zwróciła jego uwagę i pogrążył się w lekturze. Nigdy nie sądził, że będzie czerpać taką przyjemność z czytania książki, nigdy nie był człowiekiem, który spędzał całe dnie czytając książki. Nim się zorientował na dworze zrobiło się ciemno, a jego oczy zaczęły się zamykać, wiedział , że to był czas na zakończenie czytania, nie chciał sobie psuć wzroku, od dziecka nie miał z nim problemów i miał nadzieje, że tak zostanie jeszcze przez długi czas.

Odłożył książkę na bok i wsiadł na wózek idąc do łazienki, aby się umyć. Po tej kąpieli wiedział, że Liam miał rację co do tego siedziska, wyjcie z wanny było o wiele łatwiejsze, a on nie poobijał się tak bardzo jak za każdym razem.

Gdy był już całkowicie suchy ruszył do kuchni w celu przygotowania sobie kolacji, niestety gdy otworzył lodówkę zauważył, że jego lodówka zaczyna świecić pustkami i bez jutrzejszych zakupów się nie obejdzie. Na teraz przygotował sobie kanapki z żółtym serem, ponieważ to była jedyna rzecz, której nie bał się dotykać. Zastanawiał się czy powinien sam iść na zakupy, z jednej strony było to trochę ryzykowne biorąc pod uwagę to, że musiałby iść do jakiegoś marketu i nie wiedział jak wróci z torbami, ale z drugiej czuł się na siłach po dzisiejszej wyprawie. Być może był po niej bardzo zmęczony, ale czuł, że jest w stanie iść dalej.

Posiłek zjadł w akompaniamencie dzięków teleturnieju wydobywających się z telewizji, zazwyczaj lubił ten program, jednak dzisiaj nie miał nawet na niego patrzeć i gdy tylko skończył jeść wyłączył telewizor i poszedł do sypialni. Położył się na łóżku i w jego głowie pojawiła się myśl, która nurtowała go od momentu wypadku. Od tamtego czasu minęło już trochę czasu, jednak on nadal nie sprawdził czy jego ciało było zdolne do uprawiania seksu, bał się to sprawdzić, jednak zsunął lekko z siebie bokserki i owinął rękę wokół swojego penisa. Stres powodował, że nie potrafił się odprężyć, jednak po kilku minutach zaczął coś czuć. Było to słabe, lekka przyjemność, tak jakby był to mały płomyk, który za chwilę wygaśnie. Po kilkunastu minutach w końcu się udało, osiągnął spełnienie, jednak to nie sprawiło, że poczuł się lepiej, jego nasienie nie wystrzeliło tak jak za każdym razem, jedna kropla ledwo wydostała się z jego penisa. Była ogromną różnica pomiędzy tym co miał teraz, a tym co było kiedyś. Czuł się mało męsko, chciał zapaść się pod ziemię, bał się, że już nigdy nie poczuje tej przyjemności. Spojrzał na swoje ciało z obrzydzeniem i odchylił głowę opierając ją o ścianę. Z jego ust wyrwał się drżący oddech przemieszany z cichym szlochem, był zbyt słaby na to, został sam ze swoimi problemami. Nie miał nikogo z kim mógłby o tym porozmawiać, już nawet powoli zapominał jakie to uczucie picie piwa z kolegami podczas grania w różne gry, teraz nikt nie chciał utrzymywać z nim kontaktu. Nie dziwił się im, był bezużyteczny, mając jego w swojej paczce znajomych nie mogliby chodzić do klubów tak jak robili to kiedyś, teraz zawsze ktoś musiałby się nim opiekować jak małym dzieckiem.

Spędził całą noc na rozmyślaniu i płakaniu. Nie potrafił zamknąć oczu, aby nie dopadały go wyobrażenia jak za kilka lat nadal jest sam i nawet jego rodzina nie utrzymuje z nim kontaktów. Jego głowa mocno pulsowała, a to sprawiało, że miał ochotę jeszcze bardziej płakać z bólu. Nim się zorientował dochodziła czwarta rano, jednak nawet jego organizm nie był dla niego łaskawy nie pozwalając zasnąć. Ostatecznie postanowił sobie pomóc, wiedział, że w kuchni miał tabletki na sen. Kiedyś nie musiał z nich często korzystać, ale przydawały się przed ważnymi egzaminami.

Wsiadł na wózek i pojechał do kuchni, najpierw nalał sobie wodę do szklanki, a później wyciągnął z szafki opakowanie tabletek. Połknął dwie i ruszył ponownie do łóżka, gdy już leżał zdał sobie sprawę, że nie da rady iść dzisiaj na zakupy, nieprzespana noc wystarczająco go wymęczyła. Wszedł na stronę i napisał to co najbardziej mu się przyda z dostawą na dwunastą, był pewny, że do tej pory wstanie. Gdy w końcu poczuł się senny zgasił lampkę i ułożył wygodniej zamykając oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top