Głos uciszonego
Nie dało się ukryć tej jakże gęstej atmosfery na komisariacie. Spojrzenia, rozmowy i interakcje między ssakami były jakieś dziwne. Sztywne i puste w swej istocie. Przyozdabiali je w normalność z profesjonalizmem gwiazd oskara, lecz przed kimś kto na co dzień od małego przewijał się w ogromie złych środowisk, poznał każdą stronę, każdego ssaka, Nicka nie można było omamić. W jego mniemaniu to wyglądało niczym szkolny teatrzyk. Przeczuwał... Nie. On wiedział co mogło to spowodować.
- Widziałeś Finnicka? - zapytał geparda, kontynuując. - Nie odbiera komórki, a mam pytanie do niego.
- Jest w swoim wydziale. Siedzi non-stop nad dawną sprawą z resztą ekipy. Nareszcie znalazły się jakieś wielkie poszlaki. Judy w końcu... - przerwał by nie paplać więcej niż może.
- Masz na myśli tą sprawę sprzed ro... - nie mógł dokończyć gdy Pazurian, jak na swoją tuszę, kładąc się na blacie, momentalnie zatkał mu pysk.
- Ta sprawa dalej pozostaje nierozwiązana. - szybko, ale z niepewnością w głosie, rozglądał się po bokach, czy nikt nie słyszał.
Każdy zamieszany był wyczulony na każdą nawet najmniejszą wzmiankę o sprawie. Na szczęście geparda nawet oni się nie zorientowali.
- Znasz Judy i jej zmienianie świata na lepsze. Kiedyś tam postanowiła, że będzie pomagać każdemu by zniwelować u nas w statystykach ilość niedokończonych spraw. Świetnie jej idzie. Hehe - zaczął paplać, starając się być jak najbardziej wiarygodny, wracając na swoje miejsce za kontuarem i puszczając pysk Nicka.
- Idż i nie każ Finnickowi czekać - dorzucił z naciskiem na idź i kładąc palec na ustach.
Nick już wiedział wszystko co chciał. Podwójna gra ruszyła w najlepsze. Dał sygnał zrozumienia do geparda na jego znak ciszy.
Szedł korytarzem z rozpierającą go dumą. Ponad rok zajęło im by dorwać cokolwiek, co pozwoli chociaż odkurzyć tą starą sprawę. "Co z tego", pomyślał. Nie zostawił im nic. Nawet okruszka, czy pyłku kurzu. Zastanawiał się do jakich metod się posunęli, żeby Bogo pozwolił komuś ją ruszyć, kimkolwiek był ten idiota. Musiał pewnie długo bronić opinii, że "czarną magią" widział przeszłość. Rozbawiła go ta myśl jak i sam obraz funkcjonariusza policji, rzucającego po łacinie zaklęcia z kosturem w ręku. Ubaw miał tak przedni w głowie, że nie wytrzymał i wydał z siebie lekki chichot. Zakrył ręką pysk, by go stłumić. Zatrzymał się na chwilę, by wziąć kilka oddechów i być w stanie rozwiać w swojej głowie ten obraz. Poprawił mundur. Zerknął na matową szybę drzwi z napisem "Wydział detektywistyczny".
Prychnął na myśl, że coś wskórają. Dobrze o tym wiedział, że jedyną osobą od której mogliby się dowiedzieć czegokolwiek był on sam. Ochroniarze pana Be, obecni wtedy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach po tym jak na jaw wyszły... dowody niewierności wobec szefa. Smutne wieści musiał przekazać sam lis. Jego oświadczenia wobec nich były bezsprzeczne i niepodważalne. Sam o to zadbał. Pan Be nie był problem. Gdy wyrzeka się swoich dzieci to do końca. "Matty" zaś jak go sobie nazwał, z pogardą i odrazą, nie żył od kilku dni.
- Musiałby w jakiś sposób zeznać co może być ciężkie będąc siedem stóp pod ziemią. Nikt nie ogra kanciarza, a tym bardziej mnie. - pomyślał z niezachwianą pychą, otwierając drzwi do wydziału.
Mina mu zrzedła widząc celę psychiatryczną. Tą jedną specyficzną celę. Pokrytą napisami na każdej możliwej powierzchni. Serce zabiło mu mocniej, niczym walnięcie młotem, lecz nie zmieniło swojego jakże spokojnego rytmu. Nie spodobał mu się ten widok, lecz chłodna pewność siebie dalej została. Ciekawiło go co chcą niby wyciągnąć z tej bazgraniny szaleńca. Niespełna rozumu królik bojący się własnego cienia, ba... własnych myśli, miał im dostarczyć rozwiązanie.
Po tym poczuł się niczym imperator świata siedzący w swym pałacu. Świadom i pewien swej wyższości nad nimi, siedział na tronie i ku swej uciesze patrzył jak istoty z poziomem wiedzy dorównującej robakom próbują choćby złapać go za nogi.
Podszedł do Finnicka, łapiąc go za ramię. Fenek spiął się i szybko odwrócił na pięcie.
- Pracujemy jak najszybciej możemy. Mamy już kilka słów, ale są oddalone od siebie i nie tworzą na razie zdań... - pluł słowami jak z karabinu, wertując strony przypięte do podkładki.
- O, to ty. Myślałem, że J... Nieważne. Co tam i co chcesz? - rozluźnił się po zobaczeniu znajomej i przyjaznej twarzy.
- Co się stało? Nigdy tak się nie zachowywałeś. - zaśmiał się, zastanawiając co doprowadziło jego, no właśnie jego, do takiego zachowania.
- O co chodzi z tym świecącym czymś? - wskazał na hologram.
- Pamiętasz głośną sprawę pobicia Matta, brata Judy, ta? Matt od momentu jak trafił do psychiatryka tworzył te ślady. Lekarze twierdzili, że to normalne po tym co przeszedł, że to jakaś forma klaustrofobii wynikająca z psychozy... A idź z tym. Jego teczka z ośrodka to ponad trzydzieści stron lekarskiego żargonu i to z miesiąca, gdy tam trafił. Im dłużej był tym więcej kartek tam trafiało.
- Nie tłumacz dalej bo i tak nie ogarnę tyle informacji, nawet gdybym zrozumiał wszystko. Do rzeczy.
-Przed zgonem, coś mu się tam w głowie poustawiało i mówiąc ogólnie, powiedział, że odpowiedź na wszystko jest w tym co wyrył na ścianach. Dał też jakąś mglistą wskazówkę jak to odczytać. Idzie to jednak jak krew z nosa, a ona nie daje nam spokoju. Siedzę bez przerwy i zaznaczam na holograficznej wersji. - oparł się na biurku, kładąc głowę na rękach. Przetarł oczy i głęboko ziewnął.
- Wypompowany na pewno nie znajdziesz odpowiedzi. - widział jak fenek próbuje nie walnąć głową w stół. - Poza tym, ona? - zapytał z uniesioną brwią.
- Judy. To do niej była wiadomość. Nie wiem co w nią wstąpiło. Wiem jedno. Nie sprzeciwiaj się jej. Zaufaj mi, a znasz mnie dobrze by zrozumieć, że tak jest. - patrzył na niego drżącym spojrzeniem, które wkradło się pod koniec.
- Okej. Przyniosę ci kawę. - uwolnił się z uścisku
Nie zdziwił go fakt, że Judy zaczęła wszystkich rozstawiać po kątach. Prychnął mimo wszystko w myślach. Nie musiał się o to martwić. Nie miałby problemu gdyby też go zagoniła do roboty. Nie musiał się bawić w wodzenie za nos, bo co mógł nabazgrać. "Kaczka, auto, brum brum, dada." Spojrzał na hologram i wtedy poczuł coś, czego dawno nie czuł. Strach i przerażenie zaczęło go wypełniać. Oni tego jeszcze nie widzieli i nie rozumieli, ale on tak. Wyolbrzymione mniemanie o sobie zaczęło się sypać. Pałac w którym siebie widział okazał się nagle domkiem z kart, a jego zaczynał mierzyć się z podmuchami przeznaczenia. Nie zamierzał dać sobie wydrzeć tego obrazu z łap. Nie pozwoli byle robakowi, splamić swojej doskonałości. Nie dawał oznak ale nieważne jak próbował zatuszować przed samym sobą strach, nie potrafił. Przewijało mu się tylko zdanie, które już stawiało go w świetle podejrzeń. Podejrzeń? Wiedział, że jak połączą wątki to będzie niczym na środku stadionu. Nie ukryje się i nie odbije piłki, nie mając do kogo to zrobić.
"CZERWONY BARON NIE UCISZY USZATEGO".
Stał i patrzył w hologram. Finnick podniósł się głowę, by ujrzeć Nicka. Przemęczenie rozbijało go do cna. W obecnym stanie potrafił jedynie rozumieć podstawy życia codziennego. Proste zadania i jak trzymać się żeby nie wywrócić się na pysk. Nie skapnął się, że lis się nigdzie nie ruszył, Pamiętał jedynie, że miał wrócić z kawą.
- Już wróciłeś? To wspa - ziewnął ponownie, siadając na krześle i z trudem trzymając otwarte powieki - -aniale, e... - pozamykał i pootwierał łapę kilka razy, dając znać by ją podał.
Nick wrócił do rzeczywistości, spojrzał tępo na fenka. Słyszał, że coś do niego mówi, ale nie słuchał go w całości. Cokolwiek chciał, już i tak nie mógłby zapytać co dokładnie, bo detektyw zasnął, zwijając się na siedzeniu.
Nick ruszył ku wyjściu. W głowie miał właśnie istny sztorm, zarówno myśli i emocji. Zrobił przecież wszystko starannie. Nie zostawił żadnych dowodów. Stworzył historię idealną, zatuszował każdy dowód swojej obecności w mieszkaniu uszatego. Zajął się każdym, kto mógł wiedzieć co się wtedy wydarzyło. Samego królika pokiereszował tak mocno, że nic by nie powiedział. Był gotowy, że wyjdzie ze śpiączki. Przewidział nawet ten fakt. Czemu musiał się przed śmiercią opamiętać? Czemu taki robal musi być zadrą w jego oku nawet po śmierci? Te dwa pytania zaczęły go nękać, by zaraz po wyjściu przez drzwi i zamknięciu ich zniknąć jak mgła.
- Nie dam ci tej satysfakcji. Znaj swoje miejsce. - mówiąc szeptem, ruszył w stronę wyjścia.
Miał plan do wykonania. Skoro tak ma być, to jednak zgodził się zabawić w ciuciubabkę ten jeden ostatni raz. Nie ważne jakim kosztem, bo kim by był, gdyby nie potrafił się wycwanić z czegokolwiek co mu życie rzuci na barki.
- Pamiętaj uszaty. Ja nie rzucam słów na wiatr. - dodał jak najciszej do siebie wychodząc z komisariatu.
- Wierz mi, że to była najgłupsza rzecz jaką zrobiłeś - dodała wpatrzona w przestrzeń.
==============================
Siema. Kilokero1 zgłasza się.
"Jest jedenasta trzydzieści. Tego samego dnia, a ty masz KOLEJNY ROZDZIAŁ?"
Zdziwienie co? Oto kolejny rozdział pełen... wszystkiego.
Nie zapominajmy o naszej kochanej pani edytor błędów. <pisze unikając ukamienowania przez edytorkę za ilość błędów> Wielka i wspaniała Cosmo_Cate_Coon
==============================
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top