II. Pierwsze spotkanie

Oddajcie swoje serca sprawie.

Te słowa Oriana znała na pamięć. Czasami z nudów zmieniała ton głosu, próbując naśladować znanych sobie oficerów, wypowiadających te słowa. Najlepiej wychodził jej oficer Erwin Smith. Jej zdaniem gość był momentami zbyt poważny, ale kiedy się uśmiechał, nawet góry lodowe zaczynały się topić jak za dotknięciem różdżki. Jakiś czas temu Smith ze swoim małym oddziałem wyruszył do Stohess, by wykonać zlecone przed dowódcę Shadisa zadanie. Powszechna informacja brzmiała - pomoc stacjonarnym, ale Oriana znała wiele ciemnych spraw i sekretów korpusu zwiadowczego, więc wiedziała, że Stohess to tylko pół prawdy. Celem były podziemia.

Dziewczyna kręciła się po twierdzy zwiadowców już od trzydziestu minut, szukając dla siebie zajęcia. Jakiegokolwiek. Każdy w korpusie trzymał się od niej z daleka, uważając ją czasem za osobę dla nich nieosiągalną. W manewrach, walce wręcz i w zabijaniu tytanów do tej pory nie miała równych, przez co niektórzy bali się jej. Zawsze chodziła sama, jakby nikogo innego nie dopuszczała do siebie. Do tej pory można było widzieć ją tylko w towarzystwie Keitha, Erwina i Hanji. Kręciła się między tą trójką, mając z nimi dziwną, nienazwaną więź. 

Stukot kopyt o twardy grunt usłyszała przez otwarte okno, obok którego przechodziła. Podeszła do niego, niebezpiecznie z niego wyglądając. Uśmiechnęła się do siebie, rozpoznając lśniącą w promieniach słońca złotą grzywę. Krzeczaste brwi widziała już z odległości kilometra. Puściła się biegiem przed siebie, aby być jedną z pierwszych osób, które powita oddział Smitha z powrotem. 

- Oriana. - Zatrzymał ją przechodzący obok Shadis, chwytając ją za ramię. - Dokąd tak biegniesz?

- Erwin wrócił - odpowiedziała z typowym dla siebie uśmiechem. - Idę go powitać.

- Zwołaj zwiadowców - rozkazał.

Cała radość uleciała z dziewczyny po tych dwóch słowach. Automatycznie zasalutowała, jakby ten odruch był zaszczepiony w niej tak głęboko, że w żaden sposób niedałoby tego z niej wyrwać. Przytaknęła i wykonała rozkaz. Wkrótce większość żołnierzy zebrała się na placu, gdzie stał już Erwin oraz trójka nieznanych Orianie ludzi. Byli ubrani w stroje zwiadowców, a jednak dziewczyna ich nie rozpoznawała. Znała każdego zwiadowcę na pamięć. Ich nie.

- Levi.

Przedstawił się niższy chłopak, stojący pomiędzy dziewczyną z dwoma kucykami i wyższym chłopakiem. Isabelle i Farlan. Okazali się być nowymi nabytkami korpusu, co było ciekawe, bo żeby wylądować na służbie, potrzeba było trzech lat szkolenia. Najwidoczniej ktoś poza Orianą również był tak wyjątkowy, że przyjęli go z miejsca. O ile wyższa dwójka wydawała się być zadowolona z obecnego obrotu spraw, tak przedstawiony jako Levi krzyżował ręce na piersi, w ogóle niezainteresowany otoczeniem. A tym bardziej przebywaniem tutaj. Oriana zmrużyła oczy, wpatrując się w ten znudzony wyraz twarzy. W końcu kobaltowe oczy chłopaka spotkały się z jej szarymi jak stal ostrzy tęczówkami. Przez moment mierzyli się zimnymi spojrzeniami, ale z jakiegoś powodu to dziewczyna pierwsza odwróciła wzrok. Poczuła się przez niego nagle osaczona, co zwykle czuła tylko w trakcie rozmowy z Shadisem i Smithem.

Po krótkim zebraniu wszyscy wrócili do swoich obowiązków, nie zwracając uwagi na stojącą w miejscu Orianę. Mijali ją niczym ducha. Dziewczyna podeszła z psotnym uśmiechem do rozmawiającego z nowymi żołnierzami Erwina.

- Oficerze - przemówiła spokojnie, na co wszyscy zwrócili na nią uwagę. Para błękitnych tęczówek spojrzała na nią, od razu łagodniejąc. - Melduję się.

- Dobrze cię widzieć, Testrail - odpowiedział profesjonalnym tonem oficer, zwracając się do niej jak do każdego innego podwładnego. Mimo to Levi dostrzegł ten dziwny błysk w oczach oficera, gdy spoglądał na tę dziewczynę. Postanowił to zapamiętać. - Gdzie twój oddział?

- Trenują.

Levi spojrzał ukradkiem na nieznaną dziewczynę, chcąc przyjrzeć jej się dokładnie. Ta niepozorna dziewucha miała swój własny oddział? Albo mieli naprawdę spore ubytki kadrowe albo naprawdę reprezentowała coś swoim niepozornym wyglądem.

- To nasi nowi rekruci - odezwał się Smith.

Oriana stanęła na baczność, przykładając pięść do piersi, wzorowo salutując.

- Oriana Testrail, miło poznać. - Uśmiechnęła się wesoło do obcych. - Liczę na owocną współpracę.

Isabella popatrzyła to na nią to na swojego towarzysza, zastanawiając się nad czymś. Po chwili cicho pisnęła, ale i tak wszyscy to usłyszeli. Chwyciła Levi'a za ramię, lekko je szarpiąc.

- Zobacz! Jest ktoś niższy od ciebie! - zawołała radośnie.

Chłopak skrzywił się, wyrywając rękę z uścisku. Oriana przechyliła na bok głowę, nie bardzo rozumiejąc, że ktoś właśnie zakpił z jej niskiego wzrostu. Najwidoczniej nie miała na tym punkcie żadnego kompleksu.

Oriana zerkała ukradkiem na kartkę z napisaną salą, a także nazwiskiem wykładowcy. Nie chciała zmieniać miejsca zamieszkania, ale sytuacja rodzinna ją do tego zmuszała. Jedynym krewnym był przyjaciel jej ojca, sprawujący nad nią od dziecka opiekę. Zdecydowała się wyjechać, bo tylko w Stohess znajdowała się uczelnia, która zawierała jej wymarzony kierunek studiów. Tęskniła za rodzinnym Mitrasem i wspomnieniami. Niepewnie włóczyła się ozdobnymi korytarzami, sprawiającym wrażenie, jakby przechadzała się po zamku.

Wzięła głęboki oddech, stając przed wskazaną wcześniej przez dziekana salą. Upewniła się, że to właściwy numer i nacisnęła klamkę podwójnych, drewnianych drzwi. Sala wykładowcza była przestronna i spokojnie mogła pomieścić ponad setkę studentów. Na lekkim piedestale stało szerokie biurko oddzielające ogromną tablicę od miejsc zajmowanych przez studentów. Siedzieli na różnych poziomach, bo długie stoły ustawiono piętrowo niczym schody.

Starszy człowiek, który najwidoczniej dopiero również przyszedł na swoje zajęcia, zauważył ją, po czym poprawił okulary połówki.

- Nowa studentka? - zapytał, zerkając na kartkę, która musiała być listą obecności. Z daleka widziała, że to plik kilku kartek. - Z Mitrass?

Otiana przytaknęła, podając list od dziekana zaadresowany do wykładowcy. Mężczyzna sięgnął po kopertę, od razu ją otwierając, by zapoznać się z treścią wiadomości. Ponownie spojrzał na dziewczynę.

- Oriana Testrail - przedstawiła się, a przez ciszę, jaka panowała w sali i niesamowitą akustykę, wydawało się, że wykrzyczała to. Studenci patrzyli na nią wyczekująco. - Studentka historii starożytnej.

- Wszystko się zgadza - potwierdził wykładowca. - Zajmij wolne miejsce. Moi studenci lubią zajmować miejsca z przodu, by lepiej widzieć tablicę, a niektórzy wolą tyły, bo są słuchowcami. Jak będzie z tobą?

- Bez znaczenia.

Przeszła bokiem po kilku stopniach, zajmując miejsce na brzegu dziesiątego stołu, mając dobry widok na otoczenie. Kilka osób siedziała dwa rzędy za nią. Czuła, jak ktoś wywierca jej dziurę z tyłu głowy. Zmarszczyła brwi, ostrożnie odwracając głowę. Z tyłu siedziała garstka studentów. Dwójka z nich zawzięcie ze sobą dyskutowała - dziewczyna w okularach i chłopak ze śmiesznym wąsem. Obok nich siedziała kolejna dwójka studentów. Oriana najpierw spojrzała na wysokiego blondyna coś notującego, a potem na ostatniego chłopaka z czarnymi włosami, krótko obciętymi na dole, a grzywka opadała mu na kobaltowe oczy. To on wpatrywał się w Testrail z dziwnym uporem. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, nie wiedząc, czym zasłużyła sobie na uwagę nieznajomego.

Ten tylko zmarszczył brwi, nie odwracając wzroku, gdy został przyłapany na bezczelnym gapieniu się. Oriana nakazała sobie spokój, wracając do wypakowania ulubionego pióra i grubego zeszytu, w sumie do wszystkiego. Uważnie słuchała wykładowcy, który na dzień dobry zadał im pracę w grupie, aby opracować wybrany przez siebie rok i jakiegoś związane z nim wydarzenie historyczne.

Oriana rozejrzała się szybko, widząc, że znajomi od razu dobrali się w pary, a ona znowu została sama jak palec. W sumie zawsze lubiła pracować indywidualnie. Jakoś innych trzymała na dystans, a może oni trzymali się na dystans od niej? Zdecydowała się wykonać to zadanie sama, zastanawiając się, jaki wybrać rok. Może wojna trojańska? Albo walka z Kartaginą? Westchnęła. Było zbyt wiele ciekawych dat, a zadanie wymagało tylko jednej. Postukała nerwowo czubkiem pióra, aż poczuła nad sobą czyjąś obecność. Cień zasłonił jej zanotowaną wcześniej treść notatek. Spojrzała zaskoczona na chłopaka przed sobą. Stał przed nią ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i spoglądał na nią z góry. Przez chwilę mierzyli się zimnymi spojrzeniami, ale pierwszy wzrok odwrócił on.

- Rok 854 - powiedział krótko.

Oriana uniosła brwi, nie rozumiejąc. Jej zdezorientowanie zauważył od razu niski chłopak.

- Co było w 854 roku? - zapytał i wydawał się niecierpliwie oczekiwać odpowiedzi. Niestety Oriana nie potrafiła sobie przypomnieć tego konkretnego roku. Chłopak westchnął, wiedząc, że odpowiedzi nie uzyska. - Nie masz z kim robić zadania, nie? - mruknął obojętnym tonem. - Hanji pyta, czy chcesz do nas dołączyć. - Wskazał głową na trzepiącą się w miejscu okularnice. - Opracowujemy rok 845.

- Więc czemu zapytałeś o 854? - zdziwiła się, ale chłopak nic nie odpowiedział. - Wolę pracować sama, ale dziękuję za zaproszenie.

- Jesteś tu nowa. Robienie między sobą a innymi przepaści to zły pomysł na rozpoczęcie znajomości, nie sądzisz? - prychnął. - Spokojnie. Nie musisz niczego robić sama, a my się bezczelnie podpiszemy tylko. Może nie widać na pierwszy rzut oka, ale tamta trójka to geniusze. Zupełnie, jakby w poprzednim życiu byli w wojsku i nie odchodzili od map czy planowania grubych akcji. To, co?

Jego kobaltowe oczy wbijały się w nią niczym igły. Z jakiegoś powodu odezwał się akurat do niej. Miał rację. Po co od razu odsuwać się od tych ludzi? Wyciągnęła ku chłopakowi rękę, co go zaskoczyło.

- Oriana Testrail, miło mi poznać.

- Levi.

Chwycił ją za dłoń i trzymał długo. Za długo. Kiedy Oriana uniosła brwi w niemym pytaniu, puścił ją, ale wydawało się, że niechętnie.

- Zatem, Levi, liczę na owocną współpracę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top