8
Aurora
Łazienka Marshallów była równie piękna, co pozostałe części ich domu.
Wanna była w kolorze czarnym i stała na imitacjach łap lwów. Lustro było rozmieszczone na całej ścianie. Z sufitu zwisała piękna lampa o fantazyjnym kształcie. Całości dopełniały złote zdobienia i miękki dywan.
Wykąpałam się, ale zrobiłam to machinalnie. Przez cały czas myślałam bowiem o Rhysandzie i o tym, co mówił.
Im bliżej go poznawałam, tym odnosiłam silniejsze wrażenie, że ktoś głęboko go skrzywdził. Nawet Bishop między słowami wyznał mi, że jego syn doznał jakiejś krzywdy ze strony jego wrogów. Było to dla mnie okrutne do zdzierżenia, że ktoś o tak wrażliwym sercu, jakie miał Rhysand, doznał krzywdy, na którą z pewnością sobie nie zasłużył.
Po wykąpaniu się, rozczesałam włosy i założyłam białą koszulkę, która musiała należeć do Rhysanda. Przycisnęłam ją do twarzy i wtopiłam się w jego zapach.
Czułam się jak nastolatka, która zakochała się w chłopcu, którego znała przez krótką chwilę. Było to dziwne uczucie, ale przyjemne. Gdybym nie była tak zestresowana tym, co miało wydarzyć się za trzy dni, pozwoliłabym tym emocjom się porwać, jednak musiałam zachowywać się racjonalnie, jak na dojrzałą kobietę przystało.
Założyłam również spodnie dresowe Rhysanda, które były na mnie za duże, ale dzięki temu, że ściągnęłam je sznurkiem w pasie, były w sam raz.
Wyszedłszy z łazienki, ujrzałam stojącego na korytarzu mojego zranionego chłopca. Opierał się plecami o ścianę i krzyżował ręce na piersi. Jego wzrok powędrował na mnie dopiero po dłuższej chwili. Rhysand musiał zatonąć w zżerających go myślach, dlatego dopiero, gdy pojawiłam się w zasięgu jego wzroku, uniósł głowę i uśmiechnął się kącikiem ust na widok mnie w swoich ubraniach.
- Pięknie ci w nich, aniele.
- Na pewno nie wolałbyś, abym założyła jakąś seksowną bieliznę?
Zaśmiał się krótko, kręcąc głową.
- Nie. To jest o wiele lepsze niż kobiety w seksownych wdziankach.
- Och, czyli lubisz, jak dziewczyna chodzi w dresach?
- W moich dresach. Nie mając nic pod spodem.
Rhysand ruszył na dół, po krętych schodach, a ja z zarumienionymi policzkami podążyłam za nim. Moje sutki stanęły i wyraźnie odznaczały się na białej koszulce Rhysanda. Pewnie celowo dał mi właśnie białą koszulkę, gdyż w ciemnej nie byłoby tak widać mojego podniecenia.
Kiedy dotarliśmy do kuchni, z mojego gardła wydostał się jęk. Ten dom z każdym kolejnym krokiem mnie zadziwiał.
Kuchnia wyglądała bowiem jak dzieło sztuki jakiegoś wybitnego artysty. Wszystko było tutaj idealnie dopracowane. Dominowała czerń i złoto. Zauważyłam po ozdobach domu, że zarówno Bishop jak i jego syn mieli słabość do tej kombinacji kolorów. W domu często występowała również czerwień, co kazało mi się domyślać, że obaj byli ognistymi kochankami.
Często przyłapywałam się na tym, że myślałam o Rhysandzie, jakby swój pierwszy raz miał dawno za sobą. Trudno mi było bowiem uwierzyć, że ktoś o tak atrakcyjnej aparycji jeszcze nigdy nie uprawiał seksu.
- Usiądź, a ja ci coś zrobię.
- Coś mi zrobisz?
Rhysand parsknął. Kooperował ze mną i był radośniejszy niż wcześniej, co sprawiło, że miałam ochotę jeszcze bardziej go rozweselić.
- Aniele, Bishop jest w domu. Nie mogę cię zerżnąć na blacie kuchennym.
- Dlaczego? Przecież twój tata jest znany z seks-skandali.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę być taki, jak on. Przynajmniej nie w tej materii. Chcę mieć jedną kobietę na całe życie. Może to trywialne, biorąc pod uwagę, jak wiele związków rozpada się w tych czasach po kilku miesiącach lub latach, ale tego pragnę.
Usiadłam na jednym z wysokich stołków i oparłam łokcie na stole. Nie chciałam nawet myśleć, ile kosztował. Zapewne więcej niż moja roczna pensja.
- Dlaczego ludzie tak boją się twojego taty? Bishop jest całkiem miły.
- Całkiem miły? - spytał Rhysand, unosząc jedną z ciemnych brwi w geście rozbawienia. Wyjął z lodówki potrzebne składniki do przyrządzenia dla mnie "czegoś" i podszedł do blatu, aby wszystko tam rozłożyć. - Aniele, sama bałaś się mojego ojca, dopóki nie zabraliśmy cię do naszego domu. Bishop mówił mi o tobie wiele razy. Uważał, że stworzylibyśmy doskonałą parę, ale...
- Ale?
Rhysand potrząsnął głową. Znów miał ten wyraz twarzy, który miał wcześniej, w "mojej" sypialni.
- Jeśli chodzi o mojego tatę, krąży o nim wiele plotek, ale nie znam tak dobrego człowieka, jak on. Wiem, że wielu myśli, że Bishop zabił swoją żonę, ale to nieprawda. Mama była ciężko chora i gdy umierała w domu, razem z tatą byliśmy przy niej przez cały czas. Odeszła otoczona ludźmi, których kochała i którzy kochali ją.
- Przykro mi. To naprawdę smutne.
- Co z twoją mamą? Nie słyszałem o niej.
- Wyjechała do Rosji do swojego kochanka - wyznałam, kręcąc głową, nie mogąc nadziwić się, dlaczego nas zostawiła. - Jej nowy mężczyzna miał wszystko, o czym mama marzyła. Olbrzymi dom, duże wpływy i był przystojny. Szczerze mówiąc, byłam pewna, że po rozstaniu z tatą zabierze mnie do Rosji, ale po prostu wyjechała. Sama. Od tego czasu nie mam z nią kontaktu.
- To okropne, Auroro. Naprawdę mi przykro.
Machnęłam ręką, uśmiechając się do niego.
- Pomóc ci z kolacją? Może mogłabym coś zrobić?
- Siedź spokojnie. Jesteś moim gościem. Nigdy nie robiłem kolacji dla innej kobiety, poza moją mamą, więc pozwól mi się tym nacieszyć.
Skinęłam więc głową i patrzyłam na plecy Rhysanda, gdy zajmował się przyrządzaniem posiłku.
Zaczęłam zastanawiać się, co robił w tej chwili mój tata. Prawdopodobnie wytrzeźwiał już po porannych ekscesach w ogrodzie, ale gdy przed kąpielą sprawdzałam telefon, nie miałam od niego żadnych połączeń.
- Mogę zapytać cię, co zrobiłeś z moim ojcem, gdy wszedłeś z nim do domu?
Rhysand odsunął na bok patelnię i wyjąwszy dwa czarne talerze, nałożył na nie jajecznicę z papryką. Obok ułożył pieczarki i podsunął mi jeden z talerzy. Nalał nam szampana do wysokich kieliszków. Nigdy nie jadłam jajecznicy, pijąc przy tym szampana, ale kiedyś musiał nastąpić ten pierwszy raz.
Patrzyłam, jak blondyn siada na przeciwko mnie i sięga po sól.
- Posadziłem go na krześle i próbowałem z nim porozmawiać, ale nie chciał współpracować. Położyłem go więc na kanapie i zdjąłem mu kajdanki, choć nie ukrywam, że miałem ochotę przywalić mu w mordę. Za to, co próbował ci zrobić, powinien ponieść surowe konsekwencje, ale nie miałem prawa ruszyć twojego ojca. Za trzy dni nastąpi termin spłaty długu i dlatego musiałem zachować spokój ducha i mu nie przyjebać.
Rany, Rhysand był na niego naprawdę wściekły.
- Dziękuję, że tam ze mną byłeś - odparłam, zajadając się jajecznicą. - Obroniłeś mnie. Gdyby nie ty, miałabym szramę na twarzy.
- Taką, jaką mam ja?
Mimo, że się zaśmiał, mi nie było do śmiechu.
- Twoja jest ładna. Ma swoją historię.
- Nic nie wiesz o jej pochodzeniu, aniele. Wierz mi, chciałbym ci o tym opowiedzieć, ale to jeszcze nie czas. Nikt oprócz Bishopa nie wie, skąd mam tą bliznę.
- Chciałabym dowiedzieć się o tobie więcej. Nie ukrywam, że mi się podobasz. Czy uważasz, że jeśli za trzy dni mój ojciec spłaci dług, naprawdę znikniesz z mojego życia?
Mój apetyt odszedł w zapomnienie. Rhysand upił spory łyk szampana i przeniósł wzrok na okno, z którego roztaczał się widok na pokryty śniegiem ogród. Duża lampa oświetlała teren ogrodu, dlatego nawet pod osłoną nocy nie było trudu, aby podziwiać ten piękny roślinny świat.
- Życie jest tajemnicze, Auroro. Każdy z nas ma swoje sekrety. Mijając drugiego człowieka na ulicy, nie wiemy o nim nic. Gdy z kimś zaczyna nam się dobrze rozmawiać, często zapominamy się w tym i powierzamy nowo poznanej osobie swoje sekrety, czego później głęboko żałujemy. Nie myśl proszę, że żałuję, że się z tobą spotkałem. Chwile spędzone z tobą były najlepszym, co spotkało mnie w ciągu kilku ostatnich lat. Samotność w bogactwie jest bolesna. Ludzie próbują zakleić czymś pustkę, zamawiając sobie dziwki, ale gdy człowiek tego nie chce, jest ci jeszcze gorzej.
Rhysand patrzył tępo w pozostałości po swojej kolacji. Wodził palcem po szkle kieliszka. Bolało mnie patrzenie na niego w tym stanie żałości.
- Kiedy jesteś bogaty i zaczynasz się z kimś przyjaźnić, musisz uważać. Może się okazać, że człowiek, który odgrywa rolę twojego przyjaciela, jest w rzeczywistości nastawiony na to, że ukradnie ci forsę. Dlatego bogaci ludzie przyjaźnią się z innymi bogaczami albo są samotni. W Nowym Jorku jest wiele bogatych dzieciaków, ale większość to skurwiele, którym w głowie tylko narkotyki i dziwki.
- Rhysand, ty...
- Czasami zniknięcie z czyjegoś życia jest jedyną możliwą opcją, kochanie. Nie chcę znikać i znów zapadać się pod ziemię.
Znów? Czyli już kiedyś to zrobił?
- Może jest na to jakiś sposób? Może moglibyśmy kontynuować to, co się między nami tworzy?
Wypiłam do końca szampana, aby dodać sobie odwagi.
- Jesteś kochana, Auroro. Taka dobra i naiwna. Zupełnie nieprzystosowana do świata pełnego rządnych krwi demonów.
Enigmatyczne odpowiedzi Rhysanda wcale mi nie pomagały, ale byłam mu wdzięczna za to, że powoli się przede mną otwierał.
Wiedziałam, że cokolwiek miało wydarzyć się za trzy dni, nie mogło powstrzymać mnie to od dalszego poznawania młodszego Marshalla. Rhysand potrzebował partnerki, która rozumiałaby jego potrzeby i wrażliwą naturę. Może na świecie było wiele kobiet, które były w stanie zaoferować mu swoją pierś do wypłakania się, ale skoro to mnie los zesłał tego zranionego chłopaka, to ja chciałam się nim zaopiekować.
Nikt inny. Tylko ja.
***
Następnego dnia obudziła mnie czyjaś obecność u mojego boku. Otworzywszy oczy i przetoczywszy się na drugi bok, ujrzałam Bishopa Marshalla.
- Boże!
Nakryłam się panicznie kołdrą, mając nadzieję, że koszulka nie podwinęła mi się w czasie snu i nie odsłoniła zbyt wiele mojego ciała.
- Dzień dobry, Auroro. Możesz nazywać mnie bogiem, ale wolałbym, abyśmy pozostali w formalnych stosunkach.
- Tak, przepraszam! Zaskoczył mnie pan! Co pan tu robi?
Bishop ubrany był w garnitur, a w ręku miał teczkę. Spojrzałam na zawieszony na ścianie zegar i zauważyłam, że była szósta trzydzieści, co oznaczało, że Bishop szykował się do pracy.
- Wybacz, że cię zbudziłem, ale chciałem się upewnić, że masz wszystko, czego potrzebujesz. Wolałbym, abyś przez następne dwa dni nie opuszczała mojej posiadłości, dlatego jeśli czegoś ci brakuje, kupię ci to po pracy i przywiozę.
Usiadłam na łóżku i upewniwszy się, że koszulka mnie zakrywała, westchnęłam z ulgą.
- Dziękuję, mam wszystko. Pański syn bardzo o mnie dba. Nie musi się pan niczym kłopotać.
- Cieszy mnie, że dogadujecie się z Rhysanem. Od kilku miesięcy mój synek nie wychodził z domu. Przeszedł prawdziwe piekło, a ja chciałem mu pomóc, aby dłużej nie musiał cierpieć. Dlatego poznałem go z tobą. Pasujecie do siebie. Nie sądzisz, że stworzylibyście piękną parę?
Zmieszana, pokiwałam głową. Mimo, że w obecności Bishopa czułam motylki w brzuchu, gdy te jego hipnotyzujące oczy się we mnie wpatrywały, chciałam już, aby sobie poszedł. Byłam bowiem zaspana i z pewnością nie wyglądałam profesjonalnie tak, jak powinnam wyglądać w pracy.
- Wrócę wieczorem. Bawcie się dobrze z Rhysandem. W nocy napadało dużo śniegu, więc może wyjdziecie na zewnątrz i się tam pobawicie?
Pobawić się śniegiem? Z Rhysandem?
Pytanie, czy Bishop miał na myśli rzucanie się śnieżkami czy wtykanie sobie śniegu w intymne miejsca.
Tak, przy nich stałam się zboczona i wiecznie chętna, co powinno mnie niepokoić, ale chyba już zdążyłam się z tym oswoić.
- Zajmę się pańskim synem tak, aby się nie nudził.
Rany, musiałam się zamknąć. Przy nim mówiłam rzeczy, których przy zdrowych zmysłach z pewnością bym nie powiedziała.
- Liczę na to. Odpocznijcie. Do zobaczenia wieczorem.
Gdy Bishop Marshall wyszedł, otuliłam się kołdrą i przewracając się na drugi bok, jęknęłam głośno.
Zakochiwałam się w synu najbardziej pożądanego kawalera w Nowym Jorku, który, tak się złożyło, że mnie również wprowadzał w dziwny stan podniecenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top