7
Aurora
Nie spodziewałam się, że w tym emanującą męskością domu znajdzie się pokój, który będzie tak kobiecy i delikatny.
Zostałam zaprowadzona przez kogoś ze służby do jednego z pokojów na drugim piętrze. Rhysand nie chciał mnie widzieć, a ja nawet nie wiedziałam, gdzie go szukać. Dom był ogromny i nie wyobrażałam sobie pukać do każdych drzwi.
Bishop pracował, ale kobieta, która zaprowadziła mnie do pokoju z uśmiechem na twarzy, zapewniła mnie, że gdy tylko Marshall skończy rozmawiać z jakimś ważnym człowiekiem z Europy Wschodniej, do mnie zajrzy. Nie czekałam jednak na mojego pracodawcę. Rozglądałam się z zaciekawieniem po przestronnym pokoju.
Ściany tego pomieszczenia były w odcieniu pudrowego różu. Sama nigdy nie pomalowałabym ścian w swoim pokoju na tak cukierkowy kolor, ale w połączeniu z pozostałymi meblami wyglądało to genialnie.
Pod dużym oknem znajdowała się różowa kanapa z dwiema puchatymi poduszkami. Na podłodze położono puchaty dywan w kolorze białym. Przy przeciwległej ścianie znajdowała się toaletka z kilkoma lampkami zamieszczonymi wokół lustra. Obok znajdowało się kolejne lustro, tym razem o wiele większe niż poprzednie. Łóżko było olbrzymie, co najmniej dla kilku osób. Było ono przykryte białą narzutą, a obok niego znajdowała się drewniana komoda. Na przeciwko łóżka wisiał telewizor. Nigdy nie widziałam tak dużego telewizora.
Usiadłam na łóżku, kładąc obok siebie swoją torbę. Wciąż miałam na sobie ubrania z pracy i nie chciałam prosić Rhysanda o to, abym mogła wrócić do domu, żebym mogła się przebrać. Wiedziałam, że jego dominujący charakter nie pozwoliłby mi na to, ale przecież nie mogłam przez kolejne trzy dni chodzić w tym samym.
Czułam się zakłopotana. Podobało mi się tutaj, ale to przecież nie był mój dom. Musiałam wrócić do swojego ojca, aby się nim zaopiekować. Może chciał uderzyć mnie szklaną butelką po whisky, ale musiał zrobić to w geście desperacji. Ten człowiek był przecież moją najbliższą osobą. Po odejściu mamy z domu mieliśmy tylko siebie. Wspieraliśmy się i szanowaliśmy, więc ten jeden wybryk ojca nie był dla mnie czymś, co miało przekreślić naszą relację.
Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do taty. Jego telefon jednak nie odpowiadał. Spróbowałam zadzwonić kilka kolejnych razy, lecz rezultat był taki sam.
Odłożyłam więc telefon na szafkę nocną i wstałam. Podeszłam do okna, aby spojrzeć na piękny ogród.
Śnieg rozpadał się popołudniu i zdążył przykryć puchem rośliny i meble ogrodowe Marshallów. Pracownicy, których Bishop zatrudniał do pomagania przy domu, okrywali specjalną włókniną potrzebujące tego rośliny, aby zapewnić im ciepło.
Moje myśli powędrowały do Rhysanda. Dokładniej, do naszego pocałunku.
Dotknęłam swoich ust, czując na nich dotyk warg Rhysanda. Pragnęłam całować go w nieskończoność, ale to on tego nie chciał. Uciekł ode mnie jak tchórz, podczas gdy to on był tym, który od wczoraj chodził za mną jak cień.
To działo się zbyt szybko, ale nie mogłam powstrzymać tego przyciągania. Pragnęłam tego człowieka z blizną na twarzy. Chciałam być blisko Rhysanda. Poznać jego tajemnice. Jego nawyki. Jego prawdziwą twarz.
Na samą myśl o tym, że mogłabym być dziewczyną Rhysanda Marshalla, czułam przyjemny ucisk w brzuchu. Od czasu do czasu się dotykałam, jednak nigdy nie udało mi się doprowadzić do spektakularnego orgazmu. W romansach czytałam, że bohaterki widziały gwiazdy przed oczami, gdy były pieprzone przez swoich ukochanych. Nie wierzyłam w te brednie. Nikt nie mógł czuć się w ten sposób, choć co ja mogłam wiedzieć, skoro mnie nikt nigdy nie kochał?
- Jak się czujesz, Auroro?
W drzwiach "mojego" pokoju pojawił się Bishop. Po raz pierwszy widziałam mojego pracodawcę w nieformalnym wydaniu.
Bishop Marshall miał na sobie koszulkę z krótkim rękawem, która pokazywała jego umięśnione ręce. Mężczyzna miał tatuaż na przedramieniu. Przedstawiał czaszkę, której z oczodołów wystawały wściekle czerwone róże.
Brunet ubrany był w spodnie dresowe, a stopy miał bose. Przeczesał palcami włosy. Przyłapałam się na tym, że otworzyłam usta, podziwiając jego majestat, dlatego gdy tylko zrozumiałam, jak na niego zareagowałam, zasłoniłam usta dłonią. Bishop uśmiechnął się do mnie. Ten facet, nawet gdy nie flirtował, i tak to robił.
- Proszę pana, chyba jednak chciałabym wrócić dzisiaj do domu.
Bishop zamknął za sobą drzwi. Podszedł do mnie powoli, niczym myśliwy polujący na swoją ofiarę. Z tą jednak różnicą, że zamiast mnie schwytać i zabić, Bishop wolałby zamknąć mnie w klatce i nigdy z niej nie wypuścić.
- Rozmawiałem z Rhysandem. Słyszałem, że się pocałowaliście.
Czułam się jak nastolatka, którą ojciec jej chłopaka przyłapał na całowaniu się z nim. Było mi wstyd, ale byłam przecież dorosła. Bishop jednak mnie onieśmielał i nic nie było w stanie zniwelować moich uczuć do niego.
- Nie chciałam tak reagować, ale myślałam, że pański syn również tego chciał. Kiedy jednak zostawił mnie samą w ogrodzie, zrozumiałam, że popełniłam błąd. Nie powinnam była całować Rhysanda. Wolałabym, aby był tu ze mną, a nie siedział gdzieś samotnie.
- Auroro, posłuchaj mnie, proszę.
Och, byłam w stanie zrobić dla ciebie wszystko, Bishopie.
Dobrze, że nie słyszałeś moich myśli.
- Z pewnością zauważyłaś, że wizerunek mojego syna nie jest dostępny w Internecie, zgadza się?
Pokiwałam głową, czując się przyłapana na gorącym uczynku. Gdyby Bishop wyciągnął pejcz i chciałby mnie za to ukarać, z chęcią bym mu się poddała.
Stop! Musiałam przestań myśleć o nim w ten sposób! Ten człowiek w końcu mnie zatrudniał, a ja nie chciałam być jak te kobiety, które myślały, że awansują na lepsze stanowisko, pieprząc się z szefem!
- Chronię prywatność Rhysanda nie bez powodu. Nie pokazuję się z nim w miejscach publicznych, aby ludzie nie snuli domysłów. Widziałaś jego bliznę. Przeszłość mojego syna jest brutalna. Gdybym mógł cofnąć czas, uratowałbym go przed tym, co zrobili mu moi wrogowie, ale świat nie jest taki piękny. Nie mogę wrócić do czasów, kiedy moja żona żyła i wspólnie wychowywaliśmy nasze ukochane dziecko.
Miałam na końcu języka, aby zapytać, kto skrzywdził Rhysanda i wyrządził mu bliznę na twarzy, ale nie miałam prawa w ten sposób ingerować w ich życie.
- Rhysand boi się odrzucenia, dlatego tak zareagował na twój pocałunek w ogrodzie. Mój syn pozuje na niezależnego mężczyznę, ale w środku jest kruchy i bezbronny. Potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i komfortu. Widzę, że ciągnie się do Rhysanda, a jego ciągnie do ciebie. Mój synek ma wiele sekretów, Auroro. Nie jestem pewien, czy poradziłabyś sobie z nimi, gdybyś je odkryła. Może pewnego dnia będzie ci to dane. Może stanie się to nawet szybciej, niż myślisz.
Zmarszczyłam brwi. Bishop zauważył moją konsternację i podszedł do mnie jeszcze bliżej. Położył dłoń na jego ramieniu, a mi nogi ugięły się w kolanach.
Spojrzałam w jego oczy i kompletnie przepadłam.
- Chciałabym wiedzieć, co się dzieje z moim tatą. Nie wiem, czy Rhysand niczego mu nie zrobił.
- Wyślę któregoś z moich ludzi do twojego domu, aby upewnić się, czy wszystko jest w porządku, dobrze?
- Któregoś z pana ludzi?
Bishop zaśmiał się, patrząc na mnie jak na naiwną, niczego nieświadomą dziewczynkę.
- Zgadza się, Auroro. Mam swoich ludzi. Kontroluję stan Nowy Jork i mam swoje dojścia w Waszyngtonie. Ciesz się pobytem w naszym domu, kochanie. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, znajdziesz mnie w pokoju na końcu korytarza. Jestem pewien, że gdy Rhysand wszystko sobie przemyśli, zobaczy się z tobą. Wiesz, czasami trudni ludzie są warci uwagi.
Patrzyłam, jak Bishop wychodzi z mojego pokoju i zamyka za sobą drzwi. Otumaniona jego osobą, padłam na łóżko i zamknęłam oczy.
***
- Aniele? Żyjesz?
W półśnie rozchyliłam powieki. Widząc nad sobą twarz Rhysanda, przez chwilę miałam wrażenie, że wciąż śnię. Kiedy jednak poczułam na policzku jego dotyk, poderwałam się w górę i uderzyłam czołem o czoło Rhysanda.
- Au, kochanie!
Rozmasował obolałe czoło. Zrobiłam to samo.
- Przepraszam. Wystraszyłeś mnie.
- Jestem straszniejszy niż mój ojciec? Pierwsze słyszę, ale cieszy mnie to.
Rhysand przebrał się. Nie miał już na sobie motocyklowej kurtki i ciężkich butów. Na jego szyi wciąż jednak widniał choker.
Blondyn przebrał się w wygodne ubrania, podobnie jak Bishop. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem i czarne dresowe spodnie. Ciemne ubrania podkreślały jego jasne włosy i anielsko-białą twarz. Blizna mocno rzucała się w oczy, a ja, zamiast zapytać go, skąd się wzięła, chciałam położyć na niej dłoń i poczuć jej fakturę pod palcami.
- Przyniosłem ci ubrania na przebranie. Pokażę ci, gdzie jest łazienka. Przygotowałem dla ciebie ręczniki i kilka kosmetyków, które mogą ci się przydać. Wybacz, ale nie jestem zbyt dobry w dziewczyńskich sprawach. Jak wiesz, nigdy nie miałem kobiety.
Uśmiechnęłam się do Rhysanda i podziękowałam mu skinieniem głowy.
Mężczyzna wplótł palce w swoje włosy i nerwowo je przeczesał.
- Usiądziesz ze mną?
Skinął głową i zajął miejsce obok mnie na łóżku.
Za oknem była już ciemność, co oznaczało, że gdy tylko Bishop stąd wyszedł, zasnęłam. Czułam się zmęczona po akcji z moim tatą i tym, że tymczasowo zamieszkałam w domu mojego pracodawcy. Moje ciało wiedziało lepiej, czego potrzebuje, dlatego cieszyłam się, że pozwoliłam sobie zasnąć. Człowiek po śnie zawsze miał świeższy pogląd na niektóre sprawy. Nawet na tak brutalne jak to, co stało się w moim domu.
- Podoba ci się mój ojciec?
Zatkało mnie. Spojrzałam na Rhysanda, jakby zwariował.
- Auroro, nie musisz udawać. Wiem, że Bishop ci się podoba. Reagujesz na niego. Zadzwoniłaś po mojego ojca, gdy się bałaś. Coś cię do niego ciągnie.
- Może to i prawda, ale nigdy nie podbijałabym do twojego ojca. Chciałabym mieć chłopaka w swoim wieku.
- Czyli mam u ciebie szanse, aniele?
Rhysand uśmiechnął się, a nerwowa atmosfera, która pojawiła się między nami po wspomnieniu imieniu Bishopa, wyparowała.
- Jeśli pozwolisz mi lepiej siebie poznać, z chęcią się tobą zainteresuję.
- Dobrze, więc co chciałabyś o mnie wiedzieć?
Miałam do niego wiele pytań, ale nie byłam pewna, które zadać jako pierwsze.
Rhysand Marshall był dla mnie enigmą. Mimo, że chciałam dowiedzieć się o nim więcej, obawiałam się, że gdy zadam niewygodne pytanie, Rhysand ucieknie. Nie przeżyłabym, gdyby znów mnie odrzucił.
Zbyt długo czekałam na miłość. Wciąż byłam młoda, ale porównując siebie do moich koleżanek z liceum, nie miałam za sobą żadnych doświadczeń erotycznych. Podobnie jak Rhysand, wciąż nie miałam pierwszego razu za sobą. Gdybym mogła poprosić o mężczyznę, z którym mogłabym stracić dziewictwo, Rhysand byłby idealny.
Mimo mojej początkowej niechęci do niego, ujrzałam w nim coś, co mnie zaintrygowało. Jego spojrzenie było magnetyzujące, a wspomnienie jego ust na moich wargach sprawiało, że stawałam się podniecona. Wytrzymanie zwyczajnej rozmowy z Rhysandem musiało kosztować mnie wiele nerwów, ale nie mogłam nie skorzystać z takiej okazji.
Jeśli wierzyć jego słowom, za kilka dni, gdy tajemnicza sprawa między Bishopem a moim tatą się skończy, Rhysand zniknie z mojego życia. Za nic tego nie chciałam.
- Powiesz mi, o co chodzi z tym chokerem na twojej szyi?
Rhysand wykręcił ręce. Unikał mojego wzroku.
Jego ciało znajdowało się tak blisko mnie, że wystarczyłoby wyciągnięcie ręki, abym mogła go dotknąć. Powstrzymywanie się przed tym było bolesne, ale jakby nie patrzeć, znałam go nieco ponad dobę, dlatego w dobrym tonie było, aby się pohamować.
- Dał mi go ktoś, na kim bardzo mi zależy.
- Opowiesz mi o swojej mamie?
Rhysand zacisnął usta, a ja zrozumiałam, że przekroczyłam granicę.
- Przepraszam. Po prostu chciałabym się o tobie więcej dowiedzieć, ale to trudne, gdy nawet wzbraniasz się przed pocałunkiem. Jeżeli jednak naprawdę cię nie pociągam, to...
- Aurora.
Mężczyzna na mnie warknął. Włoski na rękach stanęły mi dęba. Jego autorytarny ton działał na mnie jak afrodyzjak.
W mgnieniu oka Rhysand położył się na mnie i przygwoździł mnie do materaca całym ciężarem swojego ciała. Chwycił mnie za nadgarstki i uniósłszy mi je nad głowę, chwycił je w jedną swoją dłoń. Drugą ręką powędrował w dół mojego ciała i ścisnął mi pierś.
Otworzyłam usta, pozwalając tym samym na to, aby mnie pocałował.
Ten pocałunek był rozpaczliwy i desperacki. Taki, jakim powinni wymieniać się ludzie, którzy wiedzieli, że już nigdy więcej się nie spotkają.
- Nie masz prawa myśleć, że mnie nie pociągasz - wycharczał mi w usta, ciągnąc zębami moją dolną wargę. Uniosłam biodra, wbijając je w twardość Rhysanda wypychającą przód jego spodni. - Jesteś piękna, inteligentna i wrażliwa. Taka kobieta jest cudem, Auroro. W dzisiejszym świecie pełno jest dziwek, które aby dostać się do łóżka mojego ojca, są w stanie poniżyć się do granic możliwości. Nie masz pojęcia, ile razy widziałem, jak wymalowane kobiety padają na kolana przed moim ojcem i próbują rozpiąć mu spodnie, aby mu obciągnąć. Robiły to na spotkaniach biznesowych, w których uczestniczyłem również ja. Niektóre zdejmowały spódnice i pokazywały nam swoje nagie cipki. W jakim świecie przyszło nam żyć, aniele?
Rhysand pocałował mnie czule w czubek nosa i oparłszy swoje czoło o moje, westchnął ciężko.
- Życie jest brutalnie. Okrutne. Potworne. Ludziom może się wydawać, że skoro mam dużo pieniędzy, jestem lepszy od innych i mogę więcej. Nie korzystam jednak z tego, co mam. Nie spotykam się z dziwkami, nie chodzę do klubów dla elity. Moją jedyną radością jest jeżdżenie drogimi samochodami i...
Zmarszczył brwi i zacisnął usta, powstrzymując się przed wypowiedzeniem kolejnych słów.
Domyślałam się, że ważnych dla niego.
- Po prostu wiedz, że jesteś piękna. Podobasz mi się. Chcę mieć ciebie na własność, ale to nie może wydarzyć się teraz.
- W takim razie kiedy?
Mój głos był zdesperowany. Zupełnie jak ja.
- Może kiedyś. Do tego czasu zrozumiesz jednak, że jestem potworem. Nie będziesz chciała mnie znać, Auroro.
Mówiąc te słowa, zsunął się ze mnie i pozostawił mnie rozpaloną na środku łóżka.
- Chodź. Pokażę ci łazienkę, a potem zrobimy kolację.
To by było na tyle z pragnienia kochania się z Rhysandem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top