61
Aurora
- Bishop, co się dzieje?
Od rana w pałacu panowała napięta atmosfera. Nigdzie nie mogłam znaleźć Rhysanda ani Spydera. Anwar nie odzywał się do mnie, gdy pytałam go, o co chodziło, a Bishop również znikał i się pojawiał, ale on podobnie jak szejk, nie odzywał się do mnie.
Mój narzeczony zwrócił na mnie uwagę dopiero, gdy w pałacu przestał panować istny zamęt. Przyszedł do jadalni, w której samotnie siedziałam. Ukucnął przed moim krzesłem i położył mi dłoń na kolanie.
- Skarbie, chciałbym na chwilę zabrać cię do Nowego Jorku.
Spojrzałam na niego, jak na wariata. Nie byłam pewna, czy aby się nie przesłyszałam, dlatego musiałam usłyszeć jego słowa ponownie.
- Do Nowego Jorku?
- Decyzja należy do ciebie, kochanie - rzekł miękko, uśmiechając się do mnie. - To nie będzie wycieczka krajoznawcza. Nie zabiorę cię do Marshall's Investments ani do Amethyst. Nie przejedziemy się ulicami miasta. Wylądujemy na prywatnym lotnisku, a jako że mam tam dojścia, nie będzie problemu z odprawą, bo przecież twój stary paszport został zlikwidowany.
- Dlaczego chcesz tam ze mną lecieć?
Byłam skołowana. Moją pierwszą myślą było, że Bishop chciał mnie tam zabrać, aby pokazać mi swój legendarny klub Amethyst, do którego uczęszczała elita życia politycznego Nowego Jorku, a także hollywoodzkie gwiazdy filmowe. Sądziłam, że Marshall będzie chciał mi pokazać, czego będzie ode mnie wymagał w roli jego uległej. Dlatego poczułam się skonsternowana, gdy okazało się, że moje przypuszczenie nie było trafne.
Mężczyzna wstał. Podniósł mnie i sam zajął miejsce na krześle, a mnie posadził sobie na kolanach. Usadowił mnie na sobie bokiem. Chwycił w dłoń mój podbródek, a ja z rozkoszą poddałam się temu delikatnemu gestowi dominacji.
- Myślałem, że może chciałabyś zamknąć ten rozdział swojego życia i odwiedzić na cmentarzu grób swojego ojca.
Zamarłam. Moje dłonie zaczęły drżeć. Oddech przyspieszył, a serce zaczęło szybciej pracować.
Spuściłam wzrok, nie patrząc dłużej w te zniewalające, niebieskie jak ocean oczy. Mój wzrok się zamglił, co oznaczało, że lada moment miałam się rozpłakać. Nie chciałam znów płakać przed Bishopem, gdyż ostatnimi czasy wylałam z siebie więcej łez, niż było dopuszczalne. Nie mogłam pozwolić, aby mężczyzna moich marzeń uważał mnie za beksę.
Jednak na wzmiankę o ojcu, coś we mnie odżyło. Coś, o czym chciałam zapomnieć.
- Auroro? Przepraszam. Kurwa, nie chciałem, żebyś była smutna.
Pokręciłam przecząco głową. Uniosłam wzrok i wysiliłam się na uśmiech. Objęłam dłonią policzek Bishopa, czując na opuszkach palców jego kilkudniowy zarost. Ostatnio Bishop zarósł mocniej, niż zazwyczaj, dlatego nie mogłam opanować myślenia, że teraz prezentował się jak Arab. Miał podobną do nich urodę i choć bardziej przypominał Włocha, to jednak w tym zaroście wyglądał jak seksowny mężczyzna z krajów arabskich.
- Zanim cokolwiek powiesz, dodam tylko, że twoja matka się ze mną skontaktowała.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, a dłonie zaczęły drżeć bardziej, niż wcześniej.
- Kochanie, patrz na mnie. Nie odpływaj, dobrze?
Słyszałam jego władczy głos i tylko on był w stanie powstrzymać mnie przed tym, abym nie zabrnęła za daleko w swoich myślach.
- Twoja matka myśli, że umarłaś razem ze swoim ojcem - wyjaśnił Bishop, trzymając mnie solidnie za twarz, abym ani na moment nie spuściła wzroku z jego oczu. Cóż, zdawało się, że tego nie zrobię, gdyż magnetyczne spojrzenie Marshalla sprawiało, że całkowicie mu ulegałam i byłam w stanie paść przed nim na kolana, gdyż na klęczkach przed nim czułabym się kochana i szanowana. Tam było moje miejsce.
- Bishop, ja...
- Wysłuchaj mnie, Auroro. Dobrze?
Potaknęłam i czekałam.
Mój ukochany pogładził mnie kciukiem po dolnej wardze, naciskając na nią nieco mocniej, niż zazwyczaj.
- Ta kobieta przyszła do mojego biura kilka dni temu i zażądała, abym powiedział jej, gdzie jest jej córka. Byłem zaskoczony i musiałem ją wylegitymować, bo w ogóle nie przypominała ciebie. Przeszła chyba kilka operacji plastycznych. Był z nią oczywiście jej rosyjski kochanek.
- Boże, tak mi przykro.
- Zupełnie niepotrzebnie, skarbie. Twoja mama w rzeczywistości nie chciała znaleźć ciebie dlatego, że za tobą tęskniła, ale dlatego, że podobno w waszym domu w skrytce umieszczonej za jakimś obrazem miały znajdować się pieniądze. Chciała je odzyskać, ale powiedziałem jej prawdę, że wasz dom już nie istnieje. Załamała się i na mnie wrzeszczała, jakby to była moja wina. Musiałem zadzwonić po policję, aby ją zgarnęli. Rzucała we mnie wyzwiskami i mówiła, że popamiętam. Zamachnęła się na mnie, ale ten Rosjanin ją powstrzymał. Policja zabrała ją na komisariat i tam powiedziano jej to samo, co wyznałem ja. Oczywiście nowojorska policja działa zgodnie z moimi zaleceniami, więc nasze wersje się pokryły.
Łzy spływały mi po policzkach jak dwa małe wodospady. Moje dłonie, które opierałam na piersi Bishopa, niemiłosiernie drżały.
Już chciałam się usprawiedliwić i przeprosić go za matkę, ale on mówił dalej.
- Anwar przygotował dla nas samolot, Auroro. Możemy lecieć na grób twojego ojca. Teoretycznie jest to wasza wspólna mogiła. Boże, przepraszam, że ci o tym mówię tak bez emocji. Jestem okropnym materiałem na męża.
Zsunęłam się z kolan Bishopa. W pierwszym odruchu chciał mnie złapać, bo myślał, że tracę przytomność, ale utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, aby wiedział, że w pełni panowałam nad swoimi działaniami. Może nie myślałam zbyt trzeźwo, gdyż czułam się tak, jakby ktoś zadał mi cios obuchem w głowę, ale potrafiłam pojmować racjonalnie.
Uklękłam przed Bishopem, między jego rozkraczonymi nogami. Uniosłam wzrok, choć wiedziałam, że przykładna uległa powinna patrzeć w podłogę i spojrzeć na swojego pana dopiero, gdy ten jej na to pozwoli.
Dopiero wkraczałam w świat uległości i dominacji, dlatego Bishop na pewno nie będzie miał mi za złe, jeśli trochę odsunę się od reguł. Wiedziałam, że będę chciała odkrywać kolejne aspekty świata BDSM u jego boku, trenując pod okiem najlepszego z dominujących mężczyzn, ale oprócz tego, że byłam jego uległą, chciałam przede wszystkim być równorzędną mu partnerką. I co najważniejsze - jego wsparciem.
- Dziękuję ci, panie. Przepraszam za to, co zrobiła moja matka. Już nie traktuję jej jak rodziny, ale jednak, czuję się w obowiązku cię za nią przeprosić.
- Auroro, nie...
Pokręciłam głową, prosząc go wzrokiem o to, aby pozwolił mi kontynuować. Westchnął ciężko i obejmując moją twarz dłonią, skinął mi głową, tym samym pozwalając mi mówić dalej.
- Dziękuję, że byłeś gotowy polecieć ze mną do Nowego Jorku, ale jeśli się nie pogniewasz, wolałabym zostać tutaj.
Bishop nie mógł dłużej znieść, że przed nim klęczałam. Dlatego sam zsunął się z krzesła i uklęknąwszy przede mną, przytulił mnie do siebie. Wtuliłam twarz w zagłębienie między jego szyją i ramieniem. Objęłam go rękami, ściskając w palcach materiał jego czarnej koszulki. Jego leśny zapach po raz kolejny mnie otulił. Koił moje zmysły i sprawiał, że czułam się urodzona na nowo.
- Dzięki Bogu. Wolałem, abyś nie chciała tam lecieć, ale czułem się w obowiązku to zrobić.
- Niepotrzebnie - wyszeptałam, kręcąc głową. - Kocham cię, Bishopie. Jeszcze raz przepraszam za matkę.
Mężczyzna objął dłonią tył mojej głowy. Kołysał mnie w ramionach jeszcze długo, aż całkowicie się uspokoiłam.
- W takim razie pójdziemy do Anwara i powiemy mu, żeby odwołał lot, dobrze?
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję, kochanie.
Poczułam motylki w brzuchu, mogąc nazwać Bishopa w taki sposób. Wciąż wydawało mi się nierzeczywistym to, że ten piękny mężczyzna stał się mój.
Bishopa kobiety podziwiały za to, że był niewiarygodnie seksowny. Miał ciemne włosy, w które można było wpleść palce, niebieskie oczy, krótki zarost i umięśnione ciało. Fakt, że wybrał mnie sprawiał, że czułam się jak księżniczka. Nie chciałam postrzegać go jako Boga, gdyż nim na pewno nie był, ale lubiłam go adorować. On sam nie pozostawał mi dłużny, na każdym kroku pokazując mi, jak mu na mnie zależało. Kochał mnie, a ja kochałam jego.
Nasza miłość narodziła się nagle i była dosyć niespodziewana, ale nie żałowałam, że oddałam mu serce. Zaryzykowałam, rzucając się na głęboką wodę, ale w niej nie utonęłam.
Miałam przy sobie Bishopa, który był gotów mi pomóc. Dla mnie chciał polecieć ze mną do Nowego Jorku, co z pewnością kosztowałoby go sporo nerwów. Wolałam, aby Bishop był spokojny i ja również będę o wiele spokojniejsza, nie musząc stresować się faktem, że być może na grobie ojca spotkam moją fałszywą matkę.
Gdybym nie miała Bishopa, Rhysanda, Spydera oraz Anwara, załamałabym się. Aurora Davies, Aurora Badawi, a raczej Aurora Marshall przestałaby istnieć.
Czułam, że może pewnego dnia skorzystam z propozycji Bishopa i poproszę go o wspólny lot do Stanów, ale jak na razie Emiraty były moim domem. Czułam się tu dobrze. Otaczałam się wspaniałymi ludźmi.
Gdy Bishop wyleci znów do Stanów do pracy, ja będę miała obok siebie Spydera i Rhysanda. Moi kochani chłopcy będą dotrzymywać mi towarzystwa, a jeśli wierzyć słowom Bishopa, być może pozwolą mi od czasu do czasu uczestniczyć w swoich łóżkowych ekscesach. Chcąc zachować wierność i być lojalna mojemu narzeczonemu, raczej nie skorzystam z ich propozycji, ale znając Bishopa, zwiąże mnie i wrzuci do komnaty rozkoszy chłopaków, aby się mną "zajęli".
Bishop pomógł mi wstać. Chwycił mnie za rękę i niczym najprawdziwszy dżentelmen, złożył pocałunek na mojej dłoni. Pociągnął mnie do drzwi jadalni i wyszliśmy stamtąd tylko po to, aby na korytarzu ujrzeć Anwara.
- Samolot jest już gotowy. Czeka na was.
- Nigdzie nie lecimy, Anwarze. Aurora zostaje w pałacu.
Szejk westchnął głośno, jakby jakiś niewidzialny ciężar zsunął mu się z ramion. Mężczyzna przytulił mnie mocno, wyrywając tym samym z uścisku Bishopa.
- Tak się cieszę, maleńka. Bałem się, że cię stracimy. Amerykanie nie lubią Arabów i z wzajemnością.
Nie rozumiałam, dlaczego Anwar myślał, że mnie straci, a tym bardziej dlaczego tak się cieszył, że tu zostanę. Myślałam, że kilka chwil spokoju ode mnie będzie mu na rękę i będzie to dla niego powód do radości, ale może wcześniej źle oceniłam szejka. Może byłam w błędzie, uważając go za egoistycznego dupka, który chciał odsunąć mnie od swojego syna. Wciąż nie popierałam niektórych czynów Anwara, jak chociażby zabójstwa kobiety na statku, ale świat arabski rządził się swoimi prawami i choć w niektóre mogłam próbować ingerować, to nie mogłam wygrać wszystkiego.
Szejk odsunął się ode mnie na długość ramion. Pogładził mnie po przedramionach, zsuwając ręce niżej, aż w końcu chwycił mnie z uczuciem za ręce.
- Nie miałem okazji pogratulować ci zaręczyn, Auroro. Trafiłaś na idealnego faceta.
- Wiem - wyszeptałam, spoglądając na Bishopa, który stał obok nas, krzyżując ręce na muskularnej, ale nie przesadnie, piersi.
- Powiedziałeś Aurorze o firmie, Bishopie?
Zmarszczyłam brwi. Bishop odchrząknął, kryjąc uśmiech.
- Nie miałem jeszcze okazji.
- Jak możesz tyle czekać, pacanie?!
Oburzony szejk uderzył lekko Marshalla w ramię, na co ten wzruszył ramionami.
- O co chodzi? Coś dzieje się z Marshall's Investments?
Mój narzeczony przyciągnął mnie do siebie. Był tak blisko mnie, że czułam, jak jego rosnąca erekcja wbija mi się w brzuch. Bishop nawet nie próbował maskować swojego podniecenia przy Anwarze. Szejk musiał być świadkiem wielu ekscesów swojego amerykańskiego przyjaciela. Mężczyźni czuli się przy sobie swobodnie. Żartowali i śmiali się, jakby byli najlepszymi kumplami od lat, choć ich początki nie były przecież takie kolorowe.
Bishop wsunął dwa palce pod moją obrożę i tym samym kazał mi unieść wzrok. Był ode mnie wyższy o kilka centymetrów, dlatego musiałam lekko się odchylić, aby na niego spojrzeć.
- Firma przenosi się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Auroro. Marshall's Investments będzie od teraz funkcjonowała tutaj. Kupiłem już budynek w centrum Dubaju, w którym będę zarządzał działalnością firmy. W dodatku, działalność Amethyst połączy się z klubem Anwara. Będzie to miejsce dla wszystkich potrzebujących BDSM do życia. Osobiście będziemy wybierać członków klubu. Nie chcę dłużej tworzyć miejsca dla bogatych, nadętych dupków z dużą kasą. Ten klub będzie miejscem dla tych, którzy zostali odrzuceni ze względu na swoją seksualność lub tych, którzy chcąc odkrywać dominację i uległość w bezpiecznych warunkach.
Zarzuciłam ręce na szyję Bishopa, piszcząc z radości.
- Tak się cieszę!
- W końcu będę mógł być przy tobie, księżniczko. Tak, jak na to zasługujesz.
Gdyby nie towarzystwo Anwara, padłabym przed Bishopem na kolana i mu obciągnęła. Byłam tak szczęśliwa, że mogłam chodzić po suficie. Wszystko układało się jak w jakiejś bajce.
Okazało się, że miało być tylko lepiej. Gdy na końcu korytarza zobaczyliśmy Rhysanda i Spydera, idących do nas, trzymając się za ręce, wiedziałam, że święciło się coś większego.
Coś, na co każde z nas czekało.
Chłopcy uśmiechali się bezwstydnie. Nawet Spyder, który zazwyczaj był powściągliwy i raczej niechętnie okazywał uczucia, teraz szedł ku nam z wielkim uśmiechem.
Kiedy się przed nami zatrzymali, ścisnęłam mocno dłoń Bishopa.
- Tato, muszę ci coś powiedzieć.
Rhysand uniósł dłoń, na której połyskiwał sygnet. W jego brązowych oczach ujrzałam łzy szczęścia. Gdy jedna z nich spłynęła mu po policzku, Spyder nie wahał się ani chwili, aby przeciągnąć językiem po całej długości policzka swojego kochanka i tym samym zlizać łzę.
- Będę miał seksownego męża.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top