58
Bishop
Uklęknąłem przed przyszłą panią Aurorą Marshall. Klęknąłem nie na jednym, a na dwóch kolanach, gdyż moja piękna księżniczka właśnie na to zasługiwała. Na to, aby czcić ją godnie. Tak, jak na to zasłużyła.
Otworzyłem pudełeczko i patrzyłem, jak jej oczy się rozszerzają.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Moje marzenie się spełniało. Aurora zasługiwała na godne życie po tym, co jej zrobiłem. Odebrałem jej wszystko, ale ona mnie nie znienawidziła. Wciąż jej na mnie zależało, a tym, że mi się oddała, ostatecznie dała temu wyraz.
- Kocham cię, Auroro Marshall - powiedziałem, nie hamując się, aby nie nazywać jej swoim nazwiskiem. Niebawem miała je przyjąć, więc dlaczego miałby mówić do niej jej starym nazwiskiem? Ono już nie istniało. Podobnie jak nie istniała osobowość Aurory Davies, mojej dokładnej i sumiennej pracownicy. - Marzyłem o tobie w roli mojej żony, ale wcześniej widziałem ciebie w swoich fantazjach w roli mojej uległej. Chciałem, abyś nosiła na szyję obrożę, wyrażającą uległość. Rhysand również nosi na szyję obrożę, która pasuje do jego charakteru. Jest prosta i delikatna. Czarna, jak jego dusza. Spyder jest jego światłem, a twoim światłem chcę być ja. Nie mogłem ci jednak podarować zwyczajnej obroży. Ty nie jesteś zwyczajna, Auroro. Zasługujesz na to, co najlepsze.
Łzy spływały jej po policzkach, gdy wpatrywała się w szeroką na dwa centymetry błękitną obrożę wysadzaną prawdziwymi diamencikami. Trochę mnie kosztowała, ale nie było rzeczy, której bym jej nie kupił.
- Ta obroża to symbol tego, że stajesz się moją uległą.
Mówiłem spokojnie i powoli, aby się nie wystraszyła. Zdawałem sobie sprawę, że dla niej ten świat wciąż był niezbadany, ale chciałem być jej nauczycielem.
- Będę cię szkolił. Będę o ciebie dbał. Będę cię chronił. Będę cię wspierał. Będę dla ciebie wszystkim. Pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek poczujesz, że ten świat nie jest dla ciebie, nie pogniewam się, jeśli zdejmiesz obrożę. Nie czuj się do niczego przymuszona. Dominacja jest dla mnie ważną częścią życia, ale jeśli ty będziesz przy mnie, nie będę potrzebował swojej perwersyjnej strony do szczęścia. Jeżeli jednak będziesz chciała być moją uległą, będę zaszczycony.
Ostrożnie wyjąłem obrożę z pudełka, a opakowanie odłożyłem na szafkę nocną. Oczy Aurory zalśniły, gdy rozpiąłem zamek obroży.
- Chciałbym ci ją teraz założyć, dobrze?
Pokiwała energicznie głową, ciesząc się jak mała dziewczynka. Odwróciła się, a ja wstałem i objąłem materiałem jej szyję.
Błękitne diamenciki wyglądały na niej genialnie. Początkowo chciałem kupić jej różową obrożę, ale martwiłem się, że będzie dla niej zbyt cukierkowa. Aurora, mimo swojej wrodzonej delikatności, miała w sobie pazura, a błękitnym kolorem chciałem to podkreślić.
Kiedy zapiąłem zamek, Aurora zesztywniała. Powędrowała palcami do obroży i zaśmiała się melodyjnie.
- Mogę się w niej zobaczyć, panie?
Nie sądziłem, że tak łatwo przyjdzie jej nazywać mnie panem. Pokiwałem więc tylko głową, czując ściskające mi się gardło. Byłem wzruszony. Nie czułem się tak od czasu narodzin mojego ukochanego synka.
Aurora, naga, tuż po utracie dziewictwa, podeszła do lustra. Widziałem uśmiech na jej twarzy, gdy spoglądała na obrożę.
- Jest piękna, panie. Podejdź do mnie.
Powinienem ją zbesztać za to, że wydawała mi rozkazy, będąc moją uległą, ale Aurorę zamierzałem traktować ulgowo. Nie była przecież tylko moją uległą, ale również moją przyszłą żoną.
Aurora podała mi dłoń, a ja ją przyjąłem. Wyglądała olśniewająco, ubrana tylko w obrożę.
Dla innych ludzi mogło to wyglądać jak zwyczajny, choć lekko bardziej błyszczący niż inne, choker. Niejedna dziewczyna na świecie na pewno nosiła takie błyskotki dla mody, a nie dlatego, że znaczyły dla nich coś więcej. Świat BDSM rządził się innymi prawami niż zwyczajny świat kochających się łagodnie ludzi. Obroża była tutaj oznaką najwyższej przynależności do drugiego człowieka. Pan, który darował swojej uległej bądź uległemu obrożę, składał tym samym przysięgę, że będzie chronić swojego podopiecznego do ostatniego oddechu.
Ta idea była właśnie piękna. Przynależność do drugiego człowieka silniejsza, niż wszystko inne.
Stanąłem za jej plecami, kładąc dłonie na jej ramionach.
Aurora była taka młodziutka, ale nie śmiałbym stwierdzić, że była niedoświadczona, bo to byłoby najgorsze kłamstwo. Przeszła więcej niż niejedna dziewczyna w jej wieku. Twardo stąpała po ziemi i wiedziałem, że jej uczucie do mnie było prawdziwe.
Nie była jak jedna z tych kochanek, z którymi spałem po śmierci mojej pierwszej żony. Nie była nachalna i nie podlizywała mi się, co robiły jej koleżanki z pracy.
Była sobą i za to ją pokochałem. Obiecałem sobie, że będę chronić ją przed złem całego świata. Gdy oficjalnie stanie się panią Marshall, będzie dla Rhysanda macochą, ale nie byliśmy ludźmi, których mogłyby obchodzić jakiejś pieprzone etykietki.
Jeśli ludzie się kochali i nikogo przy tym nie krzywdzili, to było najważniejsze. Każdy, kto miał z tym problem, mógł iść do diabła. Pewnego dnia z pewnością spotkam w piekle wszystkich, którzy kiedykolwiek zaszli mi za skórę, ale do tej chwili miało minąć jeszcze trochę czasu. Planowałem bowiem długie życie u boku mojej ukochanej księżniczki, dla której będę starał się być atrakcyjny fizycznie tak długo, jak to możliwe.
Mimo, że miałem czterdzieści lat na karku, byłem młody duchem. Miałem również dobre geny i wyglądałem o dziesięć lat młodziej niż w rzeczywistości. Plotki o moim ślubie z Aurorą na pewno będą głośne, ale będę starał się trzymać media w tajemnicy.
Teraz pozostała nam tylko rozmowa z Rhysandem. Miałem nadzieję, że jakoś zniesie te wieści, gdyż wiedziałem, że strata Aurory będzie dla niego trudna. I choć sam wybrał Spydera, nie miał prawa mieć do mnie pretensji, ale znałem mojego syna i wiedziałem, że trudno mu się będzie z tym ostatecznie pogodzić.
Aurora odwróciła się do mnie. Nie mogłem nie zawiesić oka na jej ślicznej obroży otulającej jej szyję.
Dziewczyna położyła dłonie na mojej piersi. Przyciągnąłem ją do siebie za biodra. Mój kutas znów się uniósł, co było dziwne, gdyż zazwyczaj po dobrym seksie był spokojny przez jakiś czas, ale przy Aurorze kierował się swoimi prawami.
Czubek mojego fiuta dotknął brzucha Aurory, na co ona się zaśmiała. Wyglądała jak anioł. W niczym nie przypominała matki Rhysanda, którą również kochałem całym sercem. Była inna, ale nie w żaden zły sposób.
- Teraz jesteś moim panem, tak?
Podobało mi się, że Aurora nie wykorzystywała tego faktu do flirtu ze mną. Czasami bowiem w moim nowojorskim klubie Amethyst pojawiały się kobiety, które nie traktowały kwestii dominacji i uległości godnie. Uznawały to za dobrą zabawę, a takie dziewczyny zbywałem szybko. Nazywały mnie panem i się śmiały, nabijając się z tego tytułu, ale Aurora traktowała to godnie. Z szacunkiem.
- Dokładnie, księżniczko. Jestem twoim panem, a ty jesteś moją uległą.
- Czy muszę za każdym razem zwracać się do ciebie per pan?
- Nie - odrzekłem, kręcąc głową ze śmiechem. - W sypialni owszem, ale w obecności innych ludzi tylko, gdy uznasz to za stosowne. Podoba ci się obroża?
- Jest piękna. Idealna.
- Bardzo cię boli na dole?
Nie chciałem wymawiać przy niej na razie słowa cipka czy pizda. Niebawem na pewno zmienię zdanie i stanę się bardziej wulgarny, ale dziś chciałem traktować ją jak księżniczkę.
- Nie jest tak źle. Choć twój penis jest naprawdę ogromny.
- Cóż mogę powiedzieć.
Aurora wtuliła się we mnie. Poczułem, że znalazłem się w doskonałym miejscu z idealną osobą. Długo czekałem na swoje szczęście, a teraz, gdy już je miałem, nigdy nie miałem zamiaru wypuścić go z garści.
Aurora
Wzięłam z Bishopem kąpiel. Bawiliśmy się jak dzieci. Ochlapywaliśmy się wodą, ale nie zabrakło również czułych dotyków. Bawiłam się świetnie, ale wiedziałam, że teraz czekało mnie coś trudnego.
- Mogę iść tam z tobą, kochanie. Może powinniśmy powiedzieć mu o tym razem?
Pogładziłam kciukiem wierzch dłoni Bishopa, dziękując mu za to, że stanowił dla mnie wsparcie.
- Dziękuję, ale myślę, że powinnam powiedzieć mu o tym sama. Chyba rozumiesz.
Bishop skinął głową. Pocałował mnie w policzek i odszedł na koniec korytarza, gdzie zniknął w pokoju Anwara, z którym chciał pomówić o naszym ślubie.
Wykręcałam ręce, bojąc się okropnie tego, że za chwilę miałam iść do Rhysanda i powiedzieć mu o tym, że zamierzałam wyjść za jego ojca, a w dodatku zostałam jego uległą. Choć obroża na mojej szyi mówiła sama za siebie i dzięki Bogu za to, ponieważ nie wiedziałam, czy będę na siłach, aby powiedzieć Rhysandowi wszystko bez płaczu.
Poszłam na taras, z którego słyszałam rozbawione odgłosy. Wychodząc za róg, dostrzegłam Rhysanda, który siedział okrakiem na Spyderze. Chłopcy śmiali się i widać było, że doskonale się bawią. Nie chciałam przerywać im tej sielanki, ale bałam się, że gdy teraz ucieknę, już nie będę w stanie powiedzieć im tego, na czym tak mi zależało.
Wyszłam na taras i uśmiechnęłam się lekko. Rhysand spojrzał na mnie wciąż roześmiany, ale gdy zobaczył, co znajdowało się na mojej szyi, uśmiech zniknął z jego przystojnej, naznaczonej blizną twarzy.
Blondyn wstał. Spyder odwrócił się i zamarł, rozumiejąc, po co tutaj przyszłam.
- Możemy porozmawiać?
Mój głos drżał. Do oczu napłynęły mi łzy, ale za nic nie mogłam się rozpłakać. To przecież nie był koniec świata. Przyszłam do nich, aby podzielić się z nimi swoim szczęściem, a nie mówić o tym, że ktoś umarł.
Spyder poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam tam i zaczekałam, aż Rhysand przysunie sobie krzesełko i zajmie na nim miejsce.
Wykręcałam nerwowo ręce. Spyder odgarnął mi włosy za ucho. Uśmiechnął się, podziwiając obrożę.
- Zgodziłam się zostać uległą Bishopa - wyjaśniłam, czując palącą potrzebę, aby wszystko z siebie wyrzucić. - Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. Wiem, że ostatnie dni były dla każdego z nas trudne. Przeszliśmy razem coś niesamowitego i jestem wam za to bardzo wdzięczna, ale to już czas, abym ja również była szczęśliwa.
Rhysand uśmiechnął się do mnie łagodnie. Chwycił mnie za rękę, a ja odetchnęłam z ulgą, mając świadomość, że mi wybaczył.
- Dzisiaj przeżyłam swój pierwszy raz - ciągnęłam, patrząc w oczy Rhysanda, gdyż to na jego opinii zależało mi najbardziej. - Było mi naprawdę dobrze. Jest jeszcze coś, o czym chciałabym wam powiedzieć.
Patrzyłam, jak twarz Rhysanda się napina. Spyder wsunął palec pod moją obrożę, zupełnie tak, jak czasami robił to swojemu kochankowi.
- Bishop mi się oświadczył - wyznałam, nie hamując już długo wstrzymywanych łez. - Zgodziłam się, ale wciąż czuję się winna. Wiem, że nie powinnam tak się czuć, bo przecież nie jestem w żaden sposób z wami związana, ale jednak moje serce wciąż w pewnym sensie należy do Rhysanda. Dlatego było mi trudno przyjść tutaj i podzielić się z wami tymi wieściami. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. Wiem, że będzie to dziwne, gdy będę żoną twojego taty, Rhysand, ale mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz. Nie zniosłabym, gdybyś stracił ze mną kontakt.
Rhysand osunął się przede mną na kolana. Chwycił mnie za obie ręce i przyciągnąwszy je sobie do twarzy, złożył na nich długi pocałunek.
Nie spodziewałam się po nim takiej reakcji. Myślałam, że będzie zły, ale najwyraźniej to ja byłam tą, która jeszcze nie pogodziła się z faktem, że między mną a Rhysandem to był definitywny koniec. On był szczęśliwy ze Spyderem, więc ja też mogłam być szczęśliwa z Bishopem. Oboje odnaleźliśmy swoje szczęśliwe zakończenia i choć podążyliśmy indywidualnymi ścieżkami, nie miałam wątpliwości, że zawsze będziemy się wspierać.
- Ogromnie się cieszę, aniołku. Zasłużyłaś na to.
Rzuciłam się w ramiona Rhysanda. Zsunęłam się z leżaka i padłam przed nim na kolana.
- Dziękuję. I przepraszam.
- Nie masz za co - wyjaśnił, gładząc mnie jednostajnym ruchem po plecach. - Nigdy nie czuj się niczemu winna, aniele. Czyli wychodzi na to, że mogę cię teraz nazywać swoją mamusią?
Szturchnęłam go w brzuch, na co on się zaśmiał.
- Kurwa, faktycznie! - krzyknął Spyder, zwijając się ze śmiechu. - Rhysand czasami nazywa mnie tatusiem, więc teraz możemy bawić się w małą, porąbaną rodzinkę!
Z nimi nie mogłam być poważna. Cieszyło mnie to. Naprawdę.
- Kocham was obu - powiedziałam, odwracając się do Spydera, aby również mnie widział. - Jesteście wyjątkowi, a wasza miłość jest silna i bardzo piękna. Każde z nas jest na swój sposób lekko powalone. Ja zakochałam się w starszym o dwadzieścia lat facecie, a wy łamiecie arabskie bariery, kochając się jako para mężczyzn. Przysięgam, że zawsze będziecie mogli na mnie liczyć.
- Kociaku, nie mów tak, bo zaraz się rozpłaczę. Musisz wiedzieć, że ja nigdy nie płaczę.
Spyder wciągnął mnie na swoje kolana i przytulił. Rhysand usiadł obok niego i objął mnie ramieniem. W wejściu na taras zauważyłam Bishopa, który opierał się bokiem o drzwi i krzyżował ręce na nagiej piersi. Za nim stał Anwar.
- Widzę, że urządzacie sobie orgię z moją narzeczoną.
- Bishop!
Zganiłam go, czując czerwieniejące policzki.
- Wybacz, księżniczko. Ci dwaj zjedzą cię żywcem, a ja będę na to patrzył. Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci być smutną cały czas.
- Co masz na myśli?
Bishop zbliżył się. Zasiadł na krześle, na którym chwilę temu siedział jego syn. Pochylił się do mnie i chwycił mnie za rękę. Byłam obłapiana przez trzech niezwykle seksownych mężczyzn. To był raj dla grzeszników.
- Już wcześniej rozmawiałem z chłopakami o tym, że chcę ci się oświadczyć - wyznał, a ja patrzyłam na niego zszokowana, gdyż tego się nie spodziewałam. - Wiedziałem, że walczyłaś sama ze sobą, gdyż kochasz zarówno mnie, jak i Rhysanda. Jak się pewnie domyślasz, nie śmiałbym wchodzić w zabawę w czworokącie z wami, bo nie będę molestował własnego syna, ale daję wam przyzwolenie, abyście od czasu do czasu się zabawiali. Chłopcy mają zakaz wsadzania w ciebie kutasów, ale na pewno znajdą inne sposoby, aby umilić ci czas.
Zaniemówiłam.
- Czy jest tu jakiś haczyk?
- Nie - rzekł Bishop, całując moją dłoń. - Chcę twojego szczęścia, Auroro. Dzieląc się tobą z Rhysandem i Spyderem, będę miał pewność, że nic ci przy nich nie będzie zagrażać. Oni najlepiej wiedzą, jak opiekować się uległą stroną. To jest mój pierwszy prezent ślubny dla ciebie, Auroro. Przyzwolenie na eksplorowanie siebie z naszą trójką, ale pamiętaj o jednym.
Byłam tak rozanielona i wciąż to do mnie nie dochodziło.
- O czym?
- To moje dziecko będziesz nosić w brzuchu, księżniczko - wyszeptał z widocznym na twarzy wzruszeniem. - Dobrze?
Pokiwałam głową, czując ścisk w gardle.
Rzuciłam mu się w ramiona i zapłakałam ze szczęścia. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top