57
Aurora
Wróciliśmy do pałacu w południe następnego dnia. Jechaliśmy do Dubaju dwoma samochodami. Jednym jechali Rhysand ze Spyderem, a drugim Anwar, Bishop i ja.
Nasza wspólna noc z Marshallem była niezapomniana. Wciąż czułam podniecenie na wspomnienie tych chwil. Miałam nadzieję, że dojdzie między nami do czegoś więcej, ale Bishop chciał zaczekać, aż znajdziemy się w pałacu, żebyśmy tam przeżyli nasz pierwszy raz.
Bishop miał już ogromne doświadczenie seksualne. O jego podbojach pisały amerykańskie gazety. Wiele kobiet do niego wzdychało, łącznie z pracownicami Marshall's Investments. Martwiłam się, że nie sprostam jego oczekiwaniom, bo na pewno nie byłam taka, jak kobiety, z który wcześniej sypiał, ani tym bardziej nie byłam jak uległe w klubie Amethyst, w którym Bishop wraz z innymi dominującymi szkolił kobiety na uległe.
Kiedy jednak patrzył na mnie z tak ogromną czułością, moje zmartwienia odchodziły na bok. Być może taki powiew świeżości przyda się w jego życiu. Bishop nauczy mnie wszystkiego od podstaw. Pokaże mi, jak sprawiać mu przyjemność i sam nauczy się mojego ciała.
Anwar uśmiechał się przez całą drogę powrotną do pałacu. Odnosiłam wrażenie, że cieszył się, iż dałam sobie spokój z wtrącaniem się pomiędzy Rhysanda a jego syna. Anwar nie mógł być do końca dobrym człowiekiem.
Historia jego dzieciństwa była bolesna i było mi go żal, że musiał przejść przez piekło. To, jak opiekował się Spyderem, aby miał jak najlepsze warunki do wychowywania się, również świadczyło o tym, że szejk miał sumienie. Anwar pomógł Rhysandowi, gdy ten został porwany i zgwałcony. Opiekował się oboma chłopakami, więc nie mogłam mu zarzucić, że był złym rodzicem, ale nie podobało mi się w nim to, że chciał kierować moimi wyborami. Może byłam dla niego niewolnicą na papierze, ale w rzeczywistości nie miałam zamiaru przyjmować takiej roli. To byłoby dla mnie uwłaczające, dlatego musiałam pomówić o tym z Bishopem.
Kiedy weszliśmy do mojej sypialni, Bishop odłożył na specjalny do tego mebel torbę podróżną. Wyciągnął ręce nad głowę, prezentując mi swoje umięśnione ciało. Koszulka ze Spider-Manem podwinęła mu się wyżej na brzuch, dzięki czemu moim oczom ukazały się jego cudowne mięśnie, które w nocy lizałam.
Mężczyzna podszedł do mnie powoli. Zerknęłam na jego tatuaż na przedramieniu. Trupia czaszka z wystającymi z oczodołów krwistoczerwonymi różami była przerażająca, ale pasowała do natury Bishopa. Zauważyłam jednak, że przy jednej z róż Marshall wytatuował sobie literę "A". Przełknęłam zdenerwowana ślinę, domyślając się, że było to dla mnie.
- Auroro, znów coś cię trapi. Czy zrobiłem coś nie tak?
Chwycił mnie delikatnie za przedramiona. Pocałował mnie w czoło.
Bishop był po prostu boleśnie piękny. Wszystko w nim było cudowne. Jego aparycja, głos i dominacja. Te cechy tworzyły mieszankę wybuchową, która za każdym razem sprawiała, że byłam gotowa paść przed nim na kolana i wielbić go tak, jak na to zasłużył.
- Chodzi o Anwara.
Zmarszczył brwi. Usiadł na brzegu łóżka i poklepał się po kolanach. Usiadłam na nich z westchnieniem, ale Bishop zacmokał z dezaprobatą.
- Okrakiem, księżniczko. Usiądź na mnie okrakiem.
Przewróciłam oczami, powstrzymując uśmiech. Przerzuciłam nogę przez uda Bishopa i usiadłam na nim wygodniej. On jednak stwierdził, że było mu za mało, dlatego chwycił mnie w biodrach i przyciągnął do siebie tak, że tuż przy swojej kobiecości poczułam jego twardego penisa. Jęknęłam cicho, co nie umknęło jego uwadze.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a palce prawej dłoni wplotłam w jego ciemne włosy. Uśmiechnęłam się, chłonąc jego majestat.
Bishop nie był tylko doskonałym materiałem na męża, ale również na dominującego pana. Nie marzyłam już o tym, że kiedyś zostanie ojcem moich dzieci. To byłoby wysoce niestosowne, gdybym zechciała zajść z nim w ciążę. Wtedy nasze dzieci byłyby przybranym rodzeństwem Rhysanda, co byłoby naprawdę niemoralne. Musiałam więc odłożyć swoje pragnienia o macierzyństwie na bok i nigdy więcej o tym nie myśleć.
W takich chwilach dochodziłam do wniosku, że wchodząc w związek z Bishopem, wykreślałam ze swojego życia wiele możliwości.
Gdybym była z Rhysandem, wspólnie kroczylibyśmy przez życie. Byliśmy w zbliżonym wieku, więc wciąż moglibyśmy powoli poznawać świat i jego uroki. Razem kochalibyśmy się dniami i nocami, w przyszłości wzięlibyśmy ślub i mielibyśmy razem przynajmniej dwójkę dzieci. Taka wizja była naprawdę przyjemna, ale musiałam pogodzić się z tym, że Rhysand był ze Spyderem, a ja nawet nie chciałabym znów wkraczać między tą dwójkę. Byłam z Bishopem i powinnam być z tego powodu szczęśliwa, ale wciąż miałam liczne wątpliwości.
- Auroro, odpłynęłaś. Powiedz, jak mogę ci pomóc?
Ocknęłam się, gdy Bishop pocałował mnie w nagie ramię. Posłałam mu uśmiech i zaczęłam mówić.
- Mam wrażenie, że Anwar celowo odtrącał mnie od Rhysanda i Spydera.
- Naprawdę? Po czym tak wnioskujesz?
- Opowiedział mi o kobietach, z którymi był w trójkącie. Podobno jedna zabiła drugą. To okropne, Bishopie, ale czułam się tak, jakby Anwar mnie przed czymś ostrzegał. Wyraźnie nakierowywał mnie na ciebie.
- Kochanie, posłuchaj - rzekł poważnie, ujmując w dłonie moją twarz. Jego niebieskie oczy spoczęły na mnie. - Anwar nie ma tu nic do gadania. Owszem, jest twoim właścicielem, ale...
- Właśnie! - zauważyłam, pstrykając palcami. - O tym też chciałam z tobą porozmawiać. Czy istnieje sposób, abyśmy mogli wykreślić ten dokument? Nie chciałabym żyć ze świadomością, że jestem czyjąś własnością. Wiesz, gdybyś postanowił uczynić ze mnie swoją uległą, poddałabym ci się bez chwili zawahania, ale to jest coś zupełnie innego niż niewolnictwo. Dlatego może udałoby się to zmienić?
Bishop gładził kciukami moje policzki. Patrzył mi w oczy jeszcze przez długi czas, ale wkrótce odwrócił wzrok i zacisnął usta w wąską linię.
W jednej chwili Bishop chwycił mnie mocniej w pasie i przewrócił mnie na plecy, kładąc mnie na materac. Wpełzł na łóżko. Przyszpilił mnie swoim ciężkim ciałem do materaca, sięgając ręką gdzieś ponad moją głowę.
Z szafki wyjął skórzane kajdanki, o których doskonale pamiętałam, że tam były. Zapiął mi je na nadgarstkach i przykuł mi je do wezgłowia łóżka. Nie opierałam się. Można było wręcz stwierdzić, że sama podałam mu rękę i wsunęłam ją w bransoletę.
Kiedy byłam już unieruchomiona, Bishop usiadł na mnie okrakiem. Pociągnął moją sukienkę nad moje piersi i przez materiał koronki przygryzł mój sutek. Rękę wsunął pod moje plecy, aby jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnąć. Był tak blisko mnie, a ja czułam bijące od niego pożądanie bardzo głęboko w sobie. Pragnęłam go mocno, ale nie podobało mi się to, że gdy nie wiedział, co powiedzieć, uciekał się do pieszczenia mnie.
Z radością jednak mu się poddałam, gdyż moje myśli uciekły gdzieś daleko. Ciało przejęło władzę nad moim umysłem i to było dobre.
Bishop podciągnął mi stanik ponad piersi i zaczął je łapczywie całować na zmianę. Ściskał je w dłoniach i ugniatał, a ja jęczałam.
- Kocham cię - wyszeptałam, zdając sobie sprawę, że powiedziałam to na głos, dopiero po fakcie.
Marshall jęknął jak dzikie zwierzę. Zsunął spodnie i bokserki, po czym zdjął tą przeklętą koszulkę ze Spider-Manem. Nie, żebym nie lubiła tego bohatera. Kiedyś chodziłam na filmy o komiksowych bohaterach do kina, ale już nigdy więcej miałam tego nie zaznać. Moje amerykańskie życie dobiegło końca. Aurora Davies już nie istniała, ale nie chciałam o tym myśleć. Nie teraz, gdy oddawałam się tej pasjonującej przyjemności.
- Auroro, jest jeden sposób, abym mógł wyrwać cię spod władzy Anwara.
Spojrzałam na nagie ciało Bishopa. Chciałam go objąć, ale wtedy przypomniałam sobie o kajdankach i darowałam sobie kolejne próby.
Zmarszczyłam brwi. Patrzyłam, jak Marshall wyjmuje z kieszeni spodenek prezerwatywę i ją nakłada. Moje oczy się rozszerzyły, gdy uświadomiłam sobie, że być może właśnie dziś będzie miał miejsce mój pierwszy raz.
- Jaki to sposób?
Patrzyłam, jak Bishop niszczy moją bieliznę i sukienkę. Porwał wszystko na strzępy i zrzucił z łóżka, zostawiając mnie całkiem nagą i oddaną jemu.
Położył się na mnie. Czułam jego pulsującego penisa na dole. Pragnęłam, aby we mnie wszedł. Trochę obawiałam się bólu, ale wiedziałam, że Bishop się mną zaopiekuje i nic mi nie będzie.
Mężczyzna pocałował mnie w czoło. Uśmiechnął się do mnie łagodnie, a ja się rozpłynęłam.
Tak, byłam w nim bezsprzecznie zakochana. Bishop był mężczyzną, z którym chciałam spędzić resztę życia i nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie o nas inni ludzie. Być może na przyjęciach organizowanych przez Anwara będę uważana za panienkę do towarzystwa należącą do Bishopa, ale dlaczego miałabym się tym przejmować?
To było moje życie. To ja pisałam jego scenariusz. Nikt inny nie miał prawa się w to wtrącać.
- Zostań moją żoną, Auroro.
Przestałam oddychać. Moje serce na moment stanęło, a gdy wróciło do pracy, biło trzy razy szybciej niż powinno.
- Bishop...
- Chcesz tego, kochanie? - spytał, błądząc palcami po mojej twarzy. - Ja bardzo tego pragnę. Chciałbym stworzyć z tobą rodzinę. Nie chcę cię szantażować i mówić, że to jedyny sposób, aby wyrwać się spod jarzma Anwara, ale taka jest prawda. Dopóki nie wyjdziesz za mąż, pozostajesz jego własnością. Nie ukrywam, że już na początku chciałem wziąć cię za żonę, żeby oszczędzić ci upokorzenia, że należysz do obcego człowieka, ale nie mogłem w ten sposób ingerować w twoje życie, księżniczko. Wolałem zaczekać na moment, w którym będziesz w stanie podjąć świadomą decyzję. Dlatego pozostawiam to tobie, Auroro.
- Naprawdę chcesz się ze mną ożenić?
W jego oczach ujrzałam szczerą miłość. To było najpiękniejsze, co mnie w życiu spotkało. Od dawna marzyłam o kimś, kto byłby w stanie przewrócić swoje życie do góry nogami dla mnie i każdego dnia pokazywać mi, jak mu na mnie zależy.
- Właśnie ci się oświadczam. Wybacz, że nie mam pierścionka, ale spóźnili się z moim personalizowanym zamówieniem i dostarczą go do Emiratów dopiero jutro.
- Kupiłeś mi pierścionek?
Posłał mi swój pewny siebie uśmiech i uniósł się na łokciach tak, aby nie przygniatać mnie całym sobą do łóżka.
- Oczywiście. Moja księżniczka zasługuje na pierścionek i to nie byle jaki. Kupiłem ci najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałem. Idealnie będzie do ciebie pasował. Auroro Marshall, czy wyjdziesz za mnie?
Wielokrotnie wyobrażałam sobie chwilę, w której mężczyzna moich marzeń mi się oświadczy. W żadnym z tych scenariuszy nie było mowy o nagości i kajdankach, ale czy Bishop Marshall mógł oświadczyć mi się w jakikolwiek inny sposób?
- Tak, Bishopie. Zostanę twoją żoną.
- Naprawdę? - spytał, oddychając szybko, jakby nie dowierzając w to, co się dzieje.
- Kocham cię - wyznałam, wzruszając ramionami, co w tej pozycji było dosyć kłopotliwe. - Kocham cię od dawna. Chyba jeszcze to do mnie nie dociera, ale tak. Będę twoją żoną!
Bishop pocałował mnie mocno. Z pasją i ogromnym uczuciem. Jego palce powędrowały do mojej cipki i zaczęły masować moją łechtaczkę. Wiłam się i jęczałam, a Bishop zsyłał na mnie cudowne tortury.
- Ssij - nakazał, podstawiając mi pod usta swój palec mokry od mojej wilgoci. Wzięłam go posłusznie w usta i ssałam, wpatrując się w oczy Bishopa.
Mężczyzna był zadowolony z mojego posłuszeństwa. Już po chwili zsunął twarz niżej i rozchyliwszy jednym ruchem moje nogi, wpełzł między nie i zaczął mnie ssać.
Wygięłam plecy w łuk, czując w sobie jego język. Bishop był prawdziwym mistrzem w swoim fachu. Wiedział, co robić, abym całkowicie mu się poddała i cieszyła tym, co mi ofiarował.
Obserwowałam jego głowę między moimi nogami, która pracowała solidnie nad moim orgazmem. Bishop co chwila unosił wzrok, patrząc mi w oczy. W tej pozycji, naga i przykuta do łóżka byłam zupełnie bezbronna i czułam się obnażona, ale nie było mi już dłużej wstyd. Wiedziałam, że to był właściwy człowiek na właściwym miejscu i we właściwym czasie. Bishop Marshall skradł moje serce na początku mojej pracy w jego biurze, ale dopiero teraz dopuściłam do siebie te zżerające mnie od środka uczucia.
Byłam już tak blisko dojścia, gdy nagle Bishop przerwał. Podsunął się wyżej i ustawił swojego penisa przy moim wejściu. Gdy spojrzał na mnie, skinęłam głową, a on powoli się we mnie wsunął.
- Boli?
- Troszeczkę - wyznałam, czując w oczach łzy. - Pchaj dalej. Chcę mieć cię w sobie całego.
Jak na rozkaz, Bishop pchnął mocniej, zanurzając się we mnie głęboko. Krzyknęłam dosyć głośno, gdy wszedł we mnie prawie cały tak, że poczułam jego jądra przy skórze. Czułam się cudownie wypełniona. Bolało, ale warto było czekać tyle lat z utratą dziewictwa. Dla takiej chwili mogłabym czekać kolejnych dwadzieścia kilka lat, ale na szczęście nie było takiej potrzeby.
Marshall podparł się na przedramionach. Jego twarz zawisnęła kilka centymetrów nad moją. Patrzył mi w oczy, gdy pchał i wyglądał tak onieśmielająco.
Miałam zostać żoną Bishopa Marshalla. Ta myśl nie dawała mi spokoju i wcale tego spokoju nie chciałam.
Jego dłoń zawędrowała między nasze zgniecione ciała pokryte potem. Bishop odnalazł moją łechtaczkę i masował ją, a ja czułam, że byłam już coraz bliżej orgazmu. Moje ciało się napięło, podobnie jak ciało Bishopa.
- Bishop!
Ten orgazm w niczym nie przypominał orgazmów, które dawałam sobie sama, dotykając się w domu. Ten orgazm był inny. Był o wiele lepszy. Tak doskonały, jaki był mój narzeczony.
Ciało Bishopa się napięło i on również chwilę później wybuchnął rozkoszą. Dyszał ciężko, pchając jeszcze przez chwilę. Uspokajaliśmy nasze oddechy i szybko bijące serca, a ja nie mogłam przestać się uśmiechać.
Marshall pocałował mnie w usta. Wtulił twarz w moje ramię i przez chwilę trwaliśmy w tej rozkosznej błogości ciał. W końcu jednak musiał ze mnie wyjść, a gdy to nastąpiło, zostawił mnie przykutą do łóżka i poszedł do łazienki. Wrócił do sypialni z nawilżonym ręcznikiem. Przemył moją cipkę, a kiedy skończył, zdjął z moich rąk kajdanki i rozmasował mi nadgarstki. Posadził mnie na brzegu łóżka, pokazując mi, że mam zaczekać.
Zmarszczyłam brwi skonsternowana.
- Nie mam dla ciebie pierścionka, ale mam coś równie wyjątkowego. Mam nadzieję, że to przyjmiesz, Auroro.
Kiedy wstał z łóżka i podszedł do torby podróżnej po pudełeczko w różowym kolorze, dotarło do mnie, że to już nie była moja fantazja.
Moje życie z tragedii przeistoczyło się w bajkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top