56

Rhysand

- Dobrze postąpiliśmy, sabiun. Przynajmniej Aurora nie będzie już się męczyć. 

- Spyder, ale...

- Hej.

Mój chłopak mnie zatrzymał. Zbliżaliśmy się właśnie do Anwara, który szykował ognisko, które mieliśmy lada moment rozpalić. Chciałem odsunąć myśli od tego, co zrobiłem Aurorze, ale znałem Spydera i wiedziałem, że będzie chciał ze mną wszystko przegadać. Rozmowa i komunikacja były dla niego nadrzędne, nie tylko w relacji między nami jako parą, ale również w relacji pan - uległy.

Spyder położył dłoń na moim karku, co za każdym razem skutkowało tym, że w pełni skupiałem na nim swoją uwagę. Trening, który mój ukochany przeprowadził na mnie w klubie Anwara lata temu, wciąż był obecny głęboko we mnie. Uwielbiałem ten aspekt naszej relacji, w której to Spyder dominował. Nie tylko w łóżku, ale i w życiu.

Dominant był osobą, która prowadziła uległego nie tylko w łóżku, ale przede wszystkim w życiu. Spełniał po części rolę nauczyciela. Dla niektórych taka wizja byłaby co najmniej uwłaczająca ludzkiej godności, ale ja postrzegałem to inaczej. Odnajdywałem wolność w poddawaniu się woli Spydera. Wiedziałem, że każda jego decyzja była podejmowana po to, aby coś mi ułatwić. 

Decyzję o tym, co dalej zrobimy z Aurorą, Spyder pozostawił jednak tylko mnie. 

- Czuję się jak drań. Zrobiłem jej nadzieję. 

- Nie masz prawa czuć się niczemu winny, sabiun - wyjaśnił spokojnie Spyder, wsuwając palec pod moją obrożę, przypominając mi tym samym, że był tu dla mnie i zawsze mogłem na niego liczyć. 

- Myślisz, że postąpiłem właściwie?

- Powiedz mi, czy gdyby była możliwość, chciałbyś być z Aurorą? 

Zastanawiałem się długo nad odpowiedzią na te pytanie. Miałem bowiem mieszane uczucia.

Zależało mi na Aurorze. Kochałem ją, ale nigdy nie byłbym w stanie pokochać jej bardziej niż Spydera. Zawsze byłaby w naszej relacji pokrzywdzona. Nie byłbym dla niej dobrym mężczyzną i choć mnie to bolało, musiałem przyznać to na głos.

Jeśli chodziło o emocje, ciągnęło mnie do niej. Aurora była piękna, mądra, delikatna, wrażliwa i czuła na ludzką krzywdę. Wiedziałem, że jej również na mnie zależało, ale wciąż wahała się, czy być ze mną, czy z moim ojcem. 

Wiedziałem, że nigdy nie przestanie mi na niej zależeć. Nigdy też nie przestanę jej kochać. Zawsze będę jej bronił i będę robił wszystko, aby Aurora czuła się kochana i szanowana. Jeśli mój ojciec ją zasmuci, obiję mu tyłek. Tego mogłem być pewien i zamierzałem obiecać Aurorze, że spełnię się w roli jej przybranego brata. Być może od czasu do czasu zabawimy się seksualnie, gdyż mój ojciec był otwarty na to i na pewno pozwoliłby Aurorze się z nami pobawić, jeśli oczywiście miałaby na to ochotę. Miałem nadzieję, że Aurora otworzy się na nowe doznania i praktyki BDSM, które z całą pewnością zaprezentuje jej Bishop, a gdy to się stanie, na pewno będzie chciała więcej. Ten mroczny świat perwersyjnych przyjemności wciągał i nie było od niego ucieczki.

Jeżeli chodziło jednak o seks, tutaj miałem pewność, że nie bylibyśmy kompatybilni. 

Nie chodziło o to, że Aurora nie miała predyspozycji do bycia uległą. Była do tego wprost stworzona i wiedziałem, że Bishop wykrzesa z niej wszystko, co najpiękniejsze i Aurora na pewno będzie zadowalać go w sypialni. Sam na myśl o Aurorze klęczącej przede mną w obroży i niczym więcej robiłem się twardy jak skała, ale na dłuższą metę byłaby dla mnie tylko miłą odmianą od seksu ze Spyderem. 

W łóżku nie potrafiłem być dominujący. Może przyciągnąłem do siebie Aurorę tym, że na samym początku byłem dla niej takim draniem i trochę nad nią dominowałem, ale to była tylko maska.

Maska, którą musiałem przywdziać na czas akcji z zabiciem jej ojca i porwaniem jej do Emiratów. 

- Nie chciałbym z nią być. 

Moje słowa przypieczętowały ostatecznie to, do czego doszło.

Spyder wbił palce w mój kark i przyssał się do moich warg. Całował mnie w obecności swojego ojca i jego służących, nie zważając na to, co pomyślą sobie o nim ludzie.

Przy Spyderze czułem to, czego niestety nie czułem przy Aurorze.

Gdy był przy mnie, nogi się pode mną uginały. Chciałem być przez niego całowany, wielbiony i kochany. Spyder był nie tylko moim panem w kwestii łóżka, ale był również panem mojego serca. Brzmiałem jak jakiś zakochany nastolatek, ale taka była prawda.

Przy nim nie musiałem udawać kogoś, kim nie byłem. Spyder kochał mnie za całokształt i niczego nie chciał we mnie zmieniać. Otwierał mnie na nowe doznania, pomagał mi pokonać swoje lęki i zawsze był przy mnie, gdy go potrzebowałem.

Nasza półtora roczna rozłąka była traumatycznym przeżyciem, ale nas umocniła. Już teraz nic nie mogło się między nami zepsuć. Nic nie mogło nas poróżnić. Byliśmy szczęśliwi i z optymizmem wpatrywaliśmy się we wspólną przyszłość. Miałem tylko nadzieję, że Aurora również znajdzie swoje szczęście i będzie kochała Bishopa, a on będzie kochał ją. Jeśli tak się stanie, o nic więcej nie poproszę Boga. 

- Kocham cię, Rhysand.

Otworzyłem oczy, patrząc w intensywnie zielone ślepia Spydera.

- Ja też cię kocham. Dziękuję, że na mnie nie naciskałeś. 

Pokręcił głową, jakby niemo mówił, że to było nic wielkiego.

- Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze. Jeśli chciałbyś być z Aurorą, nie zatrzymywałbym cię. Choć nie ukrywam, że cieszę się, iż twoja ostateczna decyzja była taka, a nie inna.

Pocałowałem go krótko w usta, po czym chwyciłem za rękę i zaprowadziłem do ogniska.

- Wszystko w porządku, moi synkowie?

Uśmiechnąłem się do szejka. Lubiłem, gdy tak mnie nazywał. Czułem się wtedy częścią jego rodziny. Wiele dla mnie znaczyło, że akceptował mnie jako partnera swojego syna. Bałem się, że Anwar nie będzie chciał, aby Spyder był w związku z mężczyzną, ale szejk był dla nas naprawdę łaskawy i wspierał nas. Kochałem go jak członka mojej rodziny. Może nie miałem już mamy, ale miałem dwóch ojców. Przynajmniej było ciekawie.

- Zrobiliśmy naszej małej Aurorze niespodziankę, co? Jest zadowolona, że Bishop przyleciał?

- Tak - odpowiedziałem, przykucając przy powstającym powoli ognisku. Spyder stanął za moimi plecami i położył dłonie na moich ramionach. - Na pewno się cieszy.

Wiedziałem, że to była prawda.

Nie mogłem mieć zarówno Aurory, jak i Spydera. Dobrze się stało, że każde z nas było szczęśliwe. Mimo, że nie spodziewałem się, iż nasza sprawa będzie miała taki finał, to wierzyłem, że żadne z nas nie pożałuje tego, co wspólnie przeżyliśmy.

Aurora

Siedzieliśmy wokół ogniska. Rhysand i Spyder zajmowali miejsce na przeciwko nas. Okryli się jednym kocem i całowali się, nie zwracając uwagi na świat wokół nich.

Ja z kolei siedziałam między nogami Bishopa, opierając się plecami o jego pierś. Miałam na sobie bluzę, którą przywiózł ze sobą z Nowego Jorku. Materiał przesiąknięty był jego zapachem, który otulał mnie tak, jak sobie to wymarzyłam.

Anwar siedział między nami i uśmiechał się, wodząc wzrokiem od jednej pary do drugiej.

Z każdą kolejną godziną atmosfera stawała się coraz luźniejsza. Rhysand wraz ze Spyderem poszli spać jako pierwsi, choć odgłosy dochodzące z ich namiotu wcale nie świadczyły o tym, że spali. Bawili się w najlepsze, a gdy Bishop podał mi rękę i pomógł mi wstać, byłam pewna, że również i my wkrótce się zabawimy.

- Zaczekasz w namiocie?

Mężczyzna skinął głową na moje słowa i odszedł, zostawiając mnie samą z Anwarem. 

Podeszłam do szejka, który wstał i posłał mi pełen ciepła uśmiech.

Objęłam się rękami, wpatrując się w ognisko. Nie wiedziałam, czy rozmowa z Anwarem w tej chwili była na miejscu, ale potrzebowałam mu się wygadać.

- Dziękuję, że sprowadziłeś tu Bishopa. Byłam załamana, kiedy dotarło do mnie, że między mną a Rhysandem to koniec, ale teraz jest mi lepiej.

Mężczyzna nic nie powiedział. Zamiast tego przytulił mnie mocno, a ja wtuliłam twarz w jego pierś. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Poczułam łzy w oczach, ale nie było to spowodowane tym, że byłam smutna ani dlatego, że miałam żal do Rhysanda. W końcu zrozumiałam, że byłam szczęśliwa. 

Bishop mnie wybrał, a ja wybrałam jego.

Rhysand wybrał Spydera, którego kochał ponad wszystko.

Tak to miało się zakończyć. Zyskałam wspaniałą rodzinę. Nie mogłam prosić o nic więcej. To było spełnienie moich marzeń i myślę, że każdy tutaj obecny o tym wiedział. I choć nową rodzinę uzyskałam poprzez okropną tragedię, byłam na tyle silna, że to przetrwałam. W końcu nie musiałam już liczyć tylko na siebie, gdyż wokół miałam ludzi, którzy pomogliby mi o każdej porze dnia i nocy, gdybym takiej pomocy potrzebowała. 

- Zawsze możesz na mnie liczyć, maleńka. Pamiętaj o tym, dobrze?

Skinęłam głową i odsunąwszy się od niego, posłałam mu uśmiech.

- Mam tylko nadzieję, że Bishop nie jest ze mną z litości.

Anwar spojrzał na mnie jak na ostatnią idiotkę.

- Kochanie, on cię kocha. Nie zostawi cię dla pierwszej lepszej lafiryndy. Bishopa chciało uwieść wiele pięknych kobiet, które nie miały jednak nic do zaoferowania.

- Myślisz, że ja mam mu co zaoferować? 

Anwar położył dłoń na moim ramieniu. Ścisnął je lekko.

- Ja tak nie myślę, Auroro. Ja to wiem. 

Mężczyzna pocałował mnie w czoło i odszedł do swojego namiotu. Chwilę jeszcze stałam przy dogasającym ognisku, po czym poszłam tam, gdzie było moje serce.

Bishop szykował się już do snu. Przygotował dla nas miejsce, w którym mieliśmy dziś spać, otuleni kocami i swoimi ciałami. Nie mogłam się doczekać na tę noc. Byłam podekscytowana, że moje marzenie sprzed kilku lat się spełni i będę spała z Bishopem Marshallem. Czułam się jak mała dziewczynka w święta Bożego Narodzenia, która dostała pod choinkę swój wymarzony prezent.

Brunet ujrzał mnie i uśmiechnął się figlarnie. Spuścił spodnie, a ja zachłysnęłam się powietrzem, widząc jego penisa we wzwodzie.

Zasłoniłam usta dłonią, co sprawiło, że on się zaśmiał. Moje policzki na pewno były już solidnie czerwone, a jeszcze na dobrą sprawę do niczego między nami nie doszło.

- Chodź tu do mnie, księżniczko.

Zbliżyłam się do Bishopa, który wyciągał do mnie ręce, chcąc mnie przytulić. Zdziwił się ogromnie, gdy zamiast wpaść w jego ramiona, padłam przed nim na kolana i położyłam dłonie na jego udach.

- Auroro, nie musisz.

Uniosłam wzrok, patrząc na niego z tej perspektywy.

Bishop marszczył brwi, na pewno nie chcąc, abym poczuła się przez niego wykorzystana lub do czegoś przymuszona. Wplótł palce w moje włosy, walcząc z pokusą, aby wsunąć mi w usta swojego penisa. 

- Kocham cię - wyznałam, czując niesamowitą wolność, gdy w końcu mogłam wypowiedzieć te słowa na głos. - Zależy mi na tobie, jak na nikim innym. Pewnego dnia Anwar przerwał nam to, co chciałam ci zrobić, a dziś zamierzam to uczynić. Mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele pięknych chwil, Bishopie. Chcę cię kochać i wierzę, że ty również będziesz mnie kochał. Dziś dam ci to, na co zasługujesz. 

- Kurwa, Auroro!

Mężczyzna syknął, gdy objęłam ustami główkę jego penisa. Obserwując jego twarz, ssałam ją i lizałam. Nie miałam wprawy w obciąganiu, ale wierzyłam, że Bishop nauczy mnie, jak lubił, aby mu to robić. 

Kiedy zaczął kierować moją głową tak, abym sprawiała mu jak największą rozkosz, poddałam się temu. Udało mi się nawet go przełknąć, za co przybiłam sobie piątkę w myślach. Byłam dumna, że sprawiałam mu rozkosz i ani trochę nie czułam się w tej chwili jak dziwka.

Bishop pracował biodrami, pompując w moje usta. Powędrowałam dłońmi do jego jąder i zaczęłam je delikatnie masować. Czułam, że był niesamowicie blisko dojścia i przygotowałam się na jego orgazm. 

Gdy doszedł, połknęłam wszystko, czym mnie obdarował. Kiedy ze mnie wyszedł, ukucnął przede mną i chwycił w dłonie moją twarz, przypatrując mi się ze zmartwieniem. 

- Wszystko w porządku, kochanie?

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. On również się wtedy rozluźnił i westchnął. 

- W takim razie teraz ja zanurkuję między twoje uda, księżniczko. Jestem gotów, aby posmakować twojej słodkiej cipki.

Kiedy przewrócił mnie na plecy i podwinął mi sukienkę nad piersi, nie mogłam przestać się śmiać. 

Byłam szczęśliwa jak nigdy przedtem. Czułam motylki w brzuchu, a wkrótce poczułam język Bishopa między nogami. To było moje małe niebo i już nigdy nie chciałam go opuszczać. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top