45

Rhysand

dwa i pół roku temu

Wisiałem na łańcuchach przez długi czas. Odnosiłem wrażenie, że jestem oderwany od rzeczywistości. Czułem się źle i byłem cholernie słaby. Nawet gdyby odpięto mnie od tych przeklętych haków, nie miałbym możliwości, aby spróbować stąd uciec.

Nie jadłem nic i nie piłem od wielu godzin. Trudno było mi określić przez jak długi czas nie miałem nic w ustach. Potwornie mnie suszyło. Oddałbym wiele za szklankę wody, ale nawet gdyby mi ją podano, nie byłem pewien, czy mógłbym ją wypić. Z tego prostego względu, że w zawartości szklanki mógł znaleźć się narkotyk.

Rana na policzku mnie rwała. Czułem przeszywający moją twarz ból. Jedna strona twarzy zdawała się być oderwana od mojego ciała. Paliła żywym ogniem, choć krew już dawno zaschła.

Nie powinienem tak przejmować się blizną, która z pewnością mi po tym zostanie, ale martwiłem się, że nie będę się podobał Spyderowi w takim wydaniu. Mój ukochany lubił mnie za to, że byłem jego zupełnym przeciwieństwem. 

Ciało Spydera pokryte było w dużej mierze tatuażami, a ja nie miałem ani jednego. Jego ciemne włosy kontrastowały z moimi jasnymi. Był ode mnie trochę lepiej zbudowany i kilka kilogramów cięższy. Byliśmy od siebie tak różni. Spyder wiele razy powtarzał mi, że pociągała go we mnie moja delikatna uroda, która przez bliznę miała zostać zdewastowana. 

Ręce rwały mnie niemiłosiernie od przebywania przez długi czas w tak niekomfortowej pozycji. Czułem się tak, jakbym umierał.

To była moja kara. Zasłużyłem na nią. 

Byłem złym synem. Bishop robił dla mnie wszystko, co najlepsze, abym nie odczuwał tego, że byłem jedynakiem z jednym rodzicem, a ja tak okrutnie go zawiodłem. Byłem egoistą, myśląc tylko o swoich potrzebach. Zasłużyłem więc na karę, jaka mnie spotkała, choć nie ukrywałem, że była ona cholernie trudna do zniesienia. Czułem się bowiem tak, jakby moja dusza powoli opuszczała moje ciało, kierując się do samego diabła. Tylko w piekle czekało na mnie miejsce. Ktoś taki, jak ja, nie zasłużył nawet, aby choć spojrzeć w kierunku nieba.

Ktoś wszedł do mojej małej, gnijącej celi. Podniosłem wzrok, kompletnie nie spodziewając się takiego gościa.

Przede mną stała piękna arabska kobieta. Była młoda. Może w moim wieku.

Miała ciemne, spływające kaskadami po plecach włosy. Jej brązowe oczy przeszywały mnie na wylot. Ubrana była w prześwitującą czarną sukienkę. Nie miała na sobie bielizny, więc z łatwością dojrzałem jej pełne piersi i nagą cipkę. Na stopach miała wysokie szpilki z oplatającymi jej kostki i łydki paseczkami.

Byłem pewien, że została do mnie wysłana po to, aby mnie podręczyć. Tym razem jednak nie było to kamery. Szybko rozejrzałem się po kątach, aby mieć pewność, że nie było tu żadnego ukrytego rejestratora obrazu lub dźwięku. Szybko się przekonałem, że byłem tu z nią sam na sam. Bez żadnych nagrywarek. 

- Czego ode mnie chcesz?

Mój głos był słaby, ale czułem potrzebę, aby się do niej odezwać. 

Kobieta wsunęła sobie palec do ust, oplatając go wargami. Zaczęła go sugestywnie ssać.

Czułem, że spadną na mnie seksualne tortury z jej strony. Być może moi porywacze odczuli potrzebę, aby się nade mną zlitować i dlatego wysłali do mnie tą niewiastę? Może chcieli, abym w tej niewoli poczuł się choć trochę jak człowiek? 

Jeśli tak, nie udało im się to. Byłem bowiem wściekły i zdesperowany, nie mając przy sobie Spydera. Tylko jego kochałem i nigdy żadna kobieta nie byłaby w stanie wejść między nas.

Nie miałem jednak dużego pola do popisu. Musiałem oddać się w ręce kobiety, która wyciągnęła z ust palec i otarła go sobie o udo. Uśmiechnęła się do mnie. Miała zamglony wzrok, co kazało mi twierdzić, że była pod wpływem narkotyków. Jej ciało było wiotkie i chętne. Poruszała się zgrabnie i zwinnie, niczym kocica.

Patrzyłem w jej oczy, gdy przede mną klękała. Rozerwała mi jednym ruchem bokserki, pozostawiając mnie zupełnie obnażonego.

Syknąłem przez zęby, gdy kobieta objęła ustami mojego kutasa i zaczęła go ssać jak opętana. Starałem się nie myśleć o tej przyjemności, gdyż jakby nie patrzeć, byłem przez nią gwałcony. Moje młode ciało rządziło się jednak swoimi prawami, więc szybko odczułem podniecenie. Nie pomagało również to, że dziewczyna zdawała się doskonale wiedzieć, co robić, aby sprawić mi przyjemność. Musiała być dziwką moich porywaczy, którzy szprycowali ją narkotykami, aby była ich posłuszną prostytutką. 

- Widzisz to, Tamer?

Uniosłem wzrok. Dopiero teraz zauważyłem, że do mojej celi weszło dwóch porywaczy. Uśmiechali się do mnie bezczelnie, mając świadomość, że nie chciałem tego, co się działo.

- Och, doskonale to widzę, Waarith. Naszemu chłopcu się to podoba. 

Kobieta na klęczkach brała mnie coraz głębiej do ust. Miała doskonale wytrenowane gardło, gdyż ani razu nie doznała odruchu wymiotnego ani nie uroniła łzy.

- Rika dobrze cię obsługuje, Rhysandzie? - spytał ten starszy, który jak się okazało, miał na imię Tamer.

- Nie chcę tego, ale wy i tak zrobicie, co wam się podoba, prawda?

Nagle Waarith, czyli młodszy z moich oprawców, zbliżył się do dziewczyny. Pociągnął ją za włosy, każąc jej się ode mnie odsunąć. To pewnie miała być ich metoda znęcania się nade mną. Chcieli, abym był podniecony i o krok od orgazmu, aby mogli mnie torturować. 

Wstrzymałem oddech, gdy ujrzałem, jak Tamer chwyta Rikę za włosy i ciągnie ją do siebie. Brunetka rozpięła spodnie mężczyzny i zaczęła ssać jego fiuta. 

- Patrz na mnie, młody. Wiesz, kto dokończy dzieła naszej kochanej Riki?

Przeniosłem wzrok na Waaritha, który pstryknął mi palcami przed twarzą. Chłopak zaśmiał się, widząc moje przestraszone spojrzenie. 

Nie chodziło o to, że bałem się tego, że umrę. Wiedziałem, że byłem dla nich cenną kartą przetargową. Musieli trzymać mnie przy życiu tak długo, aż nie zdobędą upragnionego okupu. Później może spróbują targnąć się na moje życie, aby zniszczyć Anwara i Spydera, ale póki co byłem bezpieczny.

Waarith uklęknął przede mną, zajmując miejsce, które przed chwilą należało do bezbronnej Riki. Rozumiałem, że Waarith lubił mężczyzn i od pierwszej chwili rozumiałem też, że wpadłem mu w oko. Myślałem, że zyskam na tym, przymilając się do niego, abym miał chociaż jednego sojusznika w niewoli, ale nie zdążyłem nawet z nim na spokojnie porozmawiać, a on już przeszedł do działania.

- Nie rób mi tego...

Mój głos zabrzmiał słabo. Nie chciałem być taki bezradny, ale naprawdę nie chciałem w ten sposób zdradzać Spydera. 

- Będzie ci dobrze, sabiun

- Nie nazywaj mnie tak. Tylko Spyder może tak do mnie mówić.

Młody mężczyzna zaśmiał się szyderczo. Spojrzał mi w oczy i westchnął rozkosznie, jakby przypatrywał się jakiemuś uroczemu szczeniaczkowi.

- Zakneblowałbym cię, ale nie chce mi się iść do pokoju, aby zabrać stamtąd moje zabaweczki. Następnym razem jednak coś ci przyniosę. Teraz wystarczą ci moje usta, sabiun. 

Miałem ochotę wrzeszczeć na niego za to, jak się do mnie odnosił. Czułem się zbrukany i bezbronny, skoro nie mogłem go powstrzymać nawet przed tym, aby nie mówił do mnie sabiun

Zamknąłem oczy, gdy Waarith polizał mnie po całej długości penisa. 

- Patrz na mnie! Inaczej zabiję twojego kochanka!

Otworzyłem oczy, pochylając głowę. Waarith zaśmiał się i znów mnie polizał, tym razem utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, co było dla mnie upokarzające. 

Przez to, że wcześniej Rika doprowadziła mnie do stanu podniecenia, nie mogłem powstrzymać się przed nadchodzącym nieuchronnie orgazmem. Gdy więc brunet wsunął mojego penisa głęboko do swoich ust i zaczął poruszać głową, sprawiając mi tym sposobem niesamowitą rozkosz, skupiłem całą swoją siłę woli, aby nie dojść. 

Waarith klepnął mnie mocno w udo, gdy nieświadomie przymknąłem oczy. Spojrzałem na niego z góry, gdy pracował nad moim orgazmem.

Zdradziłem Spydera. Nie z własnej woli, ale jednak to się stało. Nie miałem prawa już go pożądać. To był koniec między nami. Nigdy więcej nie spojrzę mu w oczy. Będę musiał opuścić Emiraty i wrócić do domu, aby tam się nad sobą użalać. Spyder może wybaczyłby mi moją "zdradę", lecz ja nie byłem w stanie siebie rozgrzeszyć. Zasługiwałem na piekło, które sam sobie zgotowałem. 

- Dojdź, Rhysandzie. Pomyśl o swoim kochanku.

Gdy Tamer, który już doszedł w ustach Riki, wypowiedział te słowa, moje ciało automatycznie się poddało.

Doszedłem, zalewając spermą usta Waaritha. Mężczyzna połknął wszystko, a to, co zostało mu na wargach, oblizał. 

Spuściłem głowę i zamknąłem oczy. Nigdy nie czułem się tak zniszczony, jak w tej chwili. Chciałem zdechnąć, gdyż tylko na to zasługiwałem.

Kiedy Waarith podniósł się na nogi, wplótł palce w moje włosy i przyciągnął mnie do siebie. Zmiażdżył moje usta w pocałunku. Czułem na jego wargach swoją spermę. Brzydziło mnie to, czego się dopuścił, ale co mogłem zrobić, skoro byłem związany jak zwierzę, bez możliwości pomocy sobie?

Westchnąłem ciężko, kiedy brunet się ode mnie odsunął. Oparł swoje czoło o moje. Nie widziałem go, ale czułem, że uśmiechał się z samozadowoleniem. 

- Kto wie, może zostawię sobie ciebie w naszym haremie, sabiun? Podobasz mi się. 

- Nigdy nie zostanę twoim niewolnikiem.

- Przekonamy się o tym, amerykańcu. Radzę ci być dla mnie miły. Nie znasz nas, bo mieszkasz w Emiratach stosunkowo krótko, ale musisz wiedzieć, że ci, którzy mi podpadną, kończą na dnie oceanu. Z zawiązanymi oczami, skrępowanymi rękami i nogami. Kobiety pozbywam się bez skrupułów, dusząc je i wpychając im do cipek wibratory, które działają w nich jeszcze długo, gdy ich ciała staną się zimne, ale faceci?

- Waarith uwielbia facetów - stwierdził śmiało Tamer, szarpiąc niewinną Rikę za włosy. Dziewczyna wtuliła się w nogę swojego oprawcy, płacząc cicho.

- Wrócę do domu. Do Spydera. Dostaniecie forsę, a ja będę tam bezpieczny.

Mężczyźni zaczęli się śmiać, jakbym opowiedział im niezwykle zabawny żart. Tamer pociągnął Rikę do wyjścia, a Waarith został tu chwilę dłużej. Patrzył mi się w oczy, gładząc mnie palcami po karku.

- Niedługo do ciebie wrócę i cię nakarmię. Najpierw jedzeniem, a potem moim kutasem, dobrze? Teraz jednak wyślę nagranie z tego, co ci robiłem, twojemu ukochanemu Spyderowi. Myślisz, że się podnieci?

- Nagranie? - spytałem, rozglądając się w panice dookoła. 

- Myślisz, że tu nie ma kamer? Och, kochanie. One są wszędzie. Uważne oczy obserwują cię zawsze. Nawet gdy myślisz, że ich tutaj nie ma.

Z tymi słowami Waarith wyszedł, ale wrócił do mnie już po jakiejś godzinie.

Lub przynajmniej tak mi się wydawało.

***

Załkałem z ulgi, gdy Waarith ściągnął mnie z tych przeklętych haków. Byłem tak słaby, że nawet z nim nie walczyłem. Pozwoliłem, aby mężczyzna posadził mnie na ciężkim krześle. Przykuł mi nadgarstki do podłokietników krzesła, a nogi zostawił wolne. Wiedział, że nie będę niczego próbował. Zdawałem sobie doskonale sprawę, że gdybym spróbował uciec, naraziłbym na krzywdę Spydera i jego ojca. Tu nie chodziło tylko o mnie. Moi porywacze wiedzieli, kim byłem, więc z pewnością mieli świadomość, czym zajmował się mój ojciec. Wszyscy moi bliscy byli w niebezpieczeństwie, a ja, chcąc ich chronić, musiałem być posłuszny.

Waarith przysunął sobie drugie krzesło i ustawił je na przeciwko mnie. W rękach miał talerz pełen pysznie pachnącego jedzenia. Ślina pociekła mi z kącika ust po podbródku. Mój głód rozbawił chłopaka, ale Waarith chyba nie czuł potrzeby, aby jeszcze bardziej się nade mną poznęcać. Może miał w sobie litość, a może po prostu chciał mnie urobić, abym mu uległ. Na pewno chciałby, abym został w jego haremie, ale ja nie miałem zamiaru być posłuszny.

 Musiałem grać grzecznego chłopca tak długo, dopóki Spyder mnie nie uratuje. Potem z zimną krwią ukarzę Waaritha i Tamera, choć wolałbym, aby ktoś zabił ich za mnie. Nie chciałem mieć krwi na rękach.

Waarith nabił na plastikowy widelec kawałek ziemniaka i podsunął mi go pod usta. Byłem bardzo głodny, dlatego musiałem się przemóc i zjeść. 

Mężczyzna szczędził mi upokorzeń, nie mówiąc nic, gdy jadłem. Poił mnie wodą, którą piłem przez słomkę i napełniał mi żołądek doskonale przyprawionym jedzeniem. Byłem tak wygłodzony, że nie przejmowałem się już nawet tym, iż jedzenie mogło mieć w sobie narkotyki albo być zatrute.

Ślina ciekła mi po podbródku, gdyż pyszne jedzenie pobudzało moje kubki smakowe. Waarith z uśmiechem ocierał mi twarz serwetką. Gdy skończyłem jeść, podsunął mi pod usta kubek z arabską herbatą. Wypiłem wszystko za jednym razem i westchnąłem z rozkoszy przepełniającej nie tylko moje ciało, ale również umysł. 

- Niech ci się ułoży w żołądku, a potem pomówimy o twoim odwdzięczeniu się za posiłek, kochanie.

Spojrzałem mu w oczy z wyrzutem. Wiedziałem, że ten doskonały posiłek nie mógł być mi podany za darmo. Moi oprawcy czerpali radość z uwłaczania mojej godności.

- Kiedy wrócę do pałacu? 

- Do pałacu? - spytał, kpiąc ze mnie. - Sabiun, przecież ty jesteś w pałacu. Jednym z najznamienitszych pałaców na świecie! Nie jest ci tu dobrze?

Niech go szlak.

- Kiedy wrócę do Spydera?

- Może nigdy?

Miałem dość tej jego gry słownej.

- Przemyję ci ranę, Rhysandzie. Wygląda paskudnie. Jak skończymy, zajmiemy się moim penisem, zgoda?

Waarith pokazał swoją czarną stronę. Wstał z krzesła i odkładając talerz z hukiem na drewniany stoliczek, chwycił mnie za włosy. Odchyliwszy mi głowę w tył, polizał mnie po zdrowym policzku i zaśmiał się, czując mój strach i obrzydzenie. 

- Nie musisz odpowiadać. Po prostu wezmę to, czego będę chciał. Do zobaczenia za chwilę. Podnieć się trochę, co? Lubię widok twojego sterczącego fiuta.

Z tymi słowami wyszedł, a ja kopnąłem w stolik, zrzucając na podłogę piękną zastawę stołową.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top