41
Aurora
Wyszłam z pokoju, w którym mimo swojej perwersyjności, czułam się na miejscu.
Anwar podał mi telefon z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Kiedy powiedział mi, że dzwonił do mnie Bishop, zmartwiłam się, że coś się stało. Usłyszawszy jednak głos mojego ukochanego mężczyzny po drugiej stronie, rozluźniłam się.
- Cześć, kochanie. Jesteś tam?
Zacisnęłam nogi, słysząc jego głęboki głos, który tak wiele razy sobie wyobrażałam po nocach.
- Bishop, u mnie wszystko w porządku. Anwar zabrał nas do klubu.
- Podoba ci się tam?
Usłyszałam zaciekawienie w jego głosie. Spojrzałam na Anwara, który zaprosił mnie gestem ręki do jednego z pokoi. Wpuściwszy mnie do pięknego gabinetu, w którym oprócz drewna i czarnego koloru dominowały gadżety erotyczne, stanął w drzwiach. Byłam ciekawa, w jakim stopniu Anwar zajmował się działalnością klubu. Szejk był doskonałym materiałem na dominującego mężczyznę, ale nie byłam pewna, czy byłby w stanie dotrzymać wierności jednej kobiecie.
Szejk wyszedł z gabinetu, pozwalając mi na chwilę prywatności z Bishopem na linii. Cieszyłam się na ten spokój, gdyż potrzebowałam oddechu po tym, co zobaczyłam w głównym salonie tego fascynującego w swoim działaniu klubu.
- Ciekawe miejsce, ale chyba nie odnalazłabym się w takim życiu.
- Auroro, skarbie. Wiesz, że ja też mam podobny klub, prawda?
Westchnęłam, przypominając sobie o tym fakcie.
- Nie będzie ci przeszkadzało, że nie będę chętna na takie zabawy?
Po drugiej stronie usłyszałam cichy, niemal nieśmiały śmiech.
- Próbowałaś tego kiedykolwiek, skarbie? Wiesz, wiązania, klęczenia przed swoim panem i uległości?
Zarumieniłam się, wspominając intymne chwile spędzone z Rhysandem i Spyderem dzisiejszego poranka w ich sypialni.
Nie mogłam okłamywać Bishopa. Czułam potrzebę, aby porozmawiać z nim o tym, co zrobiłam z jego synem i jego ukochanym. Może nie było to zbyt moralne, ale z kim miałam o tym pomówić, jeśli nie z nim?
Bishop Marshall był właścicielem jednego z najbardziej popularnych, a zarazem owianego tajemnicą klubu BDSM w Nowym Jorku. Podobnie jak klub Anwara, przybytek Bishopa działał dla ważnych osobistości, które chciały odkrywać swoją seksualność w bezpiecznych warunkach. Ze świadomością, że paparazzi nie zrobią żadnych niepokojących zdjęć i tym samym nie zrujnują kariery goszczących w Amethyst polityków, gwiazd filmowych i piosenkarzy.
- Dzisiaj rano Spyder i Rhysand urządzili mi przedstawienie.
Na linii zapanowała chwilowa cisza, a potem Bishop zamruczał z uznaniem.
- Podobało ci się?
Zacisnęłam palce na blacie biurka Anwara. Odwróciłam się do okna, z którego mogłam obserwować piękną panoramę Dubaju. Klub znajdował się na uboczu miasta, ale Dubaj był tak ogromny i nawet poza centrum wyglądał zachwycająco. Być może Zjednoczone Emiraty Arabskie miały być moim miejscem na ziemi. Tego jeszcze nie wiedziałam, ale czułam, że niebawem przyzwyczaję się do życia tutaj.
- Chyba tak.
- Chyba? Auroro...
- W porządku, podobało mi się. Po prostu wstydzę się o tym rozmawiać. To dla mnie krępujące.
- Kochanie, nie pytam, co moi chłopcy z tobą robili. To wasza sprawa. Sam namawiałem cię do zabawienia się, gdy nie będzie mnie w Emiratach. Nie myśl proszę, że mam ci cokolwiek za złe. To była twoja decyzja i jeśli było ci z nimi dobrze, cieszę się.
Uśmiechnęłam się lekko, będąc ogromnie wdzięczna losowi za Bishopa Marshalla.
- Twoje spotkanie w Nowym Jorku się udało?
- Och, tak. Wszystko poszło dobrze. Pozyskałem dwóch nowych inwestorów, którzy pomogą mi w rozwoju firmy. Wiesz, zacząłem się zastanawiać nad przeniesieniem Marshall's Investments do krajów arabskich.
Poczułam niespodziewaną falę gorąca rozlewającą się na moje ciało.
- Bishop, nie chcę czuć się niczemu winna. Nie musisz robić tego ze względu na mnie. Przecież ja...
- Wiem, że nie podjęłaś jeszcze decyzji, kochanie - odrzekł spokojnie, a ja mimo, że go nie widziałam, byłam pewna, że się uśmiechał. - Masz jeszcze dużo czasu. Nie masz żadnej granicy. Zdaję sobie sprawę, że postawiliśmy cię w nieciekawej sytuacji, dlatego dam ci wszystko, co mogę, abyś była tam szczęśliwa. Czekałem na ciebie latami, więc zaczekanie kilku tygodni lub miesięcy więcej nie będzie dla mnie uciążliwe. Wierz mi na słowo, Auroro.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Mimo, że nie chciałam psuć tej przyjemnej atmosfery, jedno pytanie ciągle chodziło mi po głowie. Nie zniosłabym, jeśli musiałabym zaczekać z zadaniem go do przyjazdu Bishopa do Emiratów. Miał się tu pojawić dopiero za kilka dni, a dla mnie była to wieczność.
- Bishopie, czy...
Przełknęłam ślinę. Zacisnęłam mocniej palce na blacie dębowego biurka. Wbiłam wzrok w wiszące na hakach przymocowanych do ściany pary kajdan. Były to kajdanki metalowe, skórzane, z futerkiem i takie łączone z kajdanami na nogi.
- Dziecinko...
- Czy naprawdę nie istnieje sposób, abym mogła wrócić z tobą do Stanów?
Panująca między nami cisza była dla mnie nie do zniesienia. Żałowałam, że nie widziałam w tej chwili twarzy Bishopa. Byłoby mi znacznie łatwiej, gdybym mogła dostrzec malujące się na jego twarzy emocje. Wiele bym dała, aby poprosić go o włączenie kamerki w telefonie, ale z drugiej strony nie mogłam pozwolić, aby mężczyzna zauważył kłębiące się w moich oczach łzy. Dlatego wzięłam głęboki oddech, będąc gotową na wszystko, co Bishop miał mi do powiedzenia.
- Kochanie, oboje wiemy, jaka jest rzeczywistość. Nie wrócisz tutaj.
Przełknęłam gorycz i pokiwałam głową, choć Bishop przecież nie mógł mnie zobaczyć.
- Naprawdę wykasowałeś moje życie w Nowym Jorku? Tak się w ogóle da?
- Auroro, przecież wiesz, że mam dojścia w FBI, CIA i Waszyngtonie. Pracuję w Marshall's Investments głównie po to, aby zabić czas. Mam tyle pieniędzy, że nie musiałbym do końca życia pracować. Muszę jednak działać w firmie, prowadzić hotele, kasyna i klub, żeby opinia publiczna nie miała świadomości, czym zajmuję się po godzinach. Jestem osobą znaną w kraju i czasami jest to dla mnie udręką, ale ma to też swoje plusy. Jednym z plusów była możliwość wykasowania twojego życiorysu z historii Ameryki. Wiem, że brzmię bezczelnie, ale jesteś dorosłą dziewczynką. Nie będę się okłamywał, rozumiesz?
- Oczywiście - wyszeptałam, będąc na granicy płaczu. - Do zobaczenia w weekend, Bishop. Będę na ciebie czekać.
- Kocham cię, Auroro. Do zobaczenia.
Kiedy się rozłączył, jeszcze długo wpatrywałam się w telefon. Przetrawiałam to, że Bishop wyznał mi miłość. Po raz pierwszy wyznał swoje uczucia do mnie, a ja zamiast czuć się wniebowzięta i spełniona, gdyż moje marzenie się ziściło, czułam w sobie pustkę.
Usiadłam na skórzanej kanapie znajdującej się na przeciwko wielkiego telewizora. Ścisnęłam w dłoniach telefon Anwara, powstrzymując siłą łzy.
Byłam na siebie wściekła, że znów chciało mi się płakać, ale miałam powód, aby rozpaczać.
Życie, nad którym tak ciężko pracowałam, zostało z dnia na dzień zniszczone. Aurora Davies, pilna studentka i pracownica Marshall's Investments, już nie istniała. Trudno było mi uwierzyć w to, jakim sposobem Bishop wymazał moje życie. Nie mógł przecież skasować mnie z pamięci osób, które w życiu spotkałam.
Choć czy moi koledzy ze studiów kiedykolwiek jeszcze mieli zamiar się ze mną skontaktować? Czy moje koleżanki z liceum chciały jeszcze odnowić ze mną kontakt?
Marshall wiedział, co robił. Musiał mieć świadomość tego, że nikt nie będzie po mnie rozpaczał ani nikt nie będzie mnie szukał. To była moja wina, że odcięłam się od znajomych ze szkoły i studiów. Chciałam w pełni skupić się na pracy, gdyż wierzyłam, że mi się to opłaci, ale brutalna rzeczywistość okazała się nie stać po mojej stronie. Z własnej winy zostałam na tym świecie sama. Gdyby nie Bishop, Spyder, Rhysand i Anwar nie miałabym nikogo.
Martwiłam się, że uczucia Bishopa do mnie były spowodowane tym, że mężczyźnie było mnie żal. Nie chciałam tak myśleć, gdyż takie obawy wprowadzały mnie w kompleksy, ale to mogła być jedna z możliwych opcji.
Usłyszawszy pukanie do drzwi, szybkim ruchem otarłam policzki. Uśmiechnęłam się do Anwara, który zajrzał do środka i zobaczywszy, że skończyłam rozmawiać z Bishopem, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, oddzielając nas od spokojnej muzyki płynącej z głośników umieszczonych na korytarzu.
- Maleńka, coś się stało?
Szejk zbliżył się do mnie i przede mną ukucnął. Nie znosiłam, gdy mężczyźni to robili, gdyż wówczas czułam się w obowiązku, aby skupić na nich swoją uwagę.
- Auroro?
- To nic - wyznałam, wymuszając kolejny uśmiech. - Prosiłam Bishopa o to, aby zabrał mnie do Stanów, ale on nie chce mnie słuchać. Wiem, że to nie w porządku wobec ciebie i twojego syna, bo wiem, że jesteście moimi właścicielami, ale...
Mężczyzna wstał. Wsunął dłonie w kieszenie eleganckich spodni. Podszedł do okna i spojrzał na piękny widok.
- Niewolnik nie musi czuć się w niewoli niewolnikiem. To od niego zależy, jak przyjmie to, co zostało mu dane.
- Albo odebrane.
- Słuszna uwaga - przyznał mi rację, uśmiechając się lekko. - Auroro, jesteś niezwykle mądrą i obiecującą kobietą. Zdaję sobie sprawę, że wyrwanie cię z twojej kariery zawodowej było brutalne, ale to było jedyne wyjście. Bishop nie pozwoliłby, aby twój ojciec zabrał mu syna. Wiem, że ciężko jest ci o tym słuchać, bo na pewno kochałaś swojego ojca, mimo wszystkiego, co uczynił. Niemniej Bishop zawsze dba o tych, na których mu zależy. Dlatego podejmuje decyzje, które niektórzy mogliby uznać za niemoralne i niewłaściwe, ale taki jest Bishop. Jest pieprzonym egoistą i jest cholernie dobry w ochronie ludzi, których kocha.
- Wiesz, że Bishop wyznał mi po raz pierwszy miłość?
- Przez telefon?
Skinęłam głową, widząc zdziwienie na twarzy Anwara. Szejk zaśmiał się krótko, kiwając przecząco głową.
- Cały on. Przynajmniej teraz masz świadomość, że mu na tobie zależy. Możesz myśleć, że jest inaczej, ale Bishop wie, co robi i jest najlepszy w swoim fachu. Zechcesz wrócić ze mną do głównego salonu, Auroro? Chłopcy na ciebie czekają. Chcą ci pokazać resztę klubu. Chętnie wybrałbym się na wycieczkę z wami, ale mam jeszcze trochę papierkowej roboty.
Skinęłam ze zrozumieniem głową, mając świadomość tego, że Anwar delikatnie wyprosił mnie ze swojego gabinetu, aby mógł w spokoju popracować.
Szejk podał mi rękę i wyprowadził mnie z gabinetu, prowadząc do pokoju, w którym tętniło życie tego klubu.
Postanowiłam wykorzystać ten krótki spacer z mężczyzną na pogłębienie swojej wiedzy.
- Ile jest tutaj ogółem osób?
- Łącznie mamy dziesięciu dominujących i tyle samo uległych. Kiedyś mieliśmy więcej uległych, ale niektórzy wrócili do swoich domów rodzinnych, uznając, że takie życie im jednak nie odpowiada.
- Czy Yehia...
- Ten chłopiec jest niezwykle trudny, Auroro - wyjaśnił, zatrzymując się przed głównym salonem. - Yehia przeszedł piekło, jakiego nie przeżyłby niejeden dorosły. Hassan się nim świetnie opiekuje. Przywrócił światło do życia Yehii.
Skinęłam głową i pozwoliłam Anwarowi otworzyć drzwi do pokoju. Ponownie wkroczyłam do tego zakazanego świata. Nikt z przebywających tu osób nie zwrócił na mnie większej uwagi. Jedynie Rhysand klepnął w tył głowy Spydera, przywołując go tym samym do rzeczywistości.
Zachłysnęłam się powietrzem, obserwując syna szejka klęczącego między nogami Rhysanda. Rhysand miał spodnie spuszczone wraz z bokserkami do kostek. Spyder w tym czasie pracował ustami nad spragnionym doznań penisem swojego kochanka.
Młodszy Marshall widząc mnie, zwrócił Spyderowi uwagę, że do nich dołączyłam, ale nie kazał ukochanemu przerywać pracy. Stało się wręcz przeciwnie.
- Auroro, zdejmij ubranie i usiądź okrakiem na mojej nodze.
Myślałam, że oczy wyjdą mi z oczodołów, gdy usłyszałam prośbę Rhysanda.
Patrzyłam na niego oniemiała. Rhysand był rozkosznie pobudzony. Miał przymknięte oczy, zaróżowione policzki i lekko rozchylone usta. Wyglądał błogo i po prostu pięknie. Naprawdę chciałam wykonać jego rozkaz, ale obecność tych wszystkich ludzi, których nie znałam, była dla mnie nie do zdzierżenia. Nie mogłam pozwolić sobie na tak uległe działanie.
- Aniołku?
- Rhysand, ale ci ludzie...
- Myślisz, że obchodzi ich to, co robimy? Spójrz tylko na Yehię.
Wskazał palcem w stronę chłopca, o którym tak wiele dziś usłyszałam.
Yehia klęczał na czworaka na drewnianym stole. Wypiął pośladki w górę. Jego ręce skrępowane zostały kajdankami za plecami. Nogi miał szeroko rozsunięte. Stolik znajdował się na idealnej wysokości, aby Hassan mógł wejść w Yehię. Posuwał go słodko, czule, nie posuwając się do gwałtownych ruchów. Twarz Yehii wykrzywiona była w uroczej ekstazie.
Byłam szczerze zaskoczona, że Hassan zdecydował się w taki sposób okazać Yehii swoje uczucia, ale nie miałam nic do tego. Byłam tu tylko gościem.
W pokoju kochało się mnóstwo par. Wszyscy byli sobą zajęci, kompletnie nie zwracając uwagi na drugiego człowieka. Ekstatyczna orgia trwała w najlepsze i czułam, że zaraz i ja stanę się jej częścią.
Wróciłam spojrzeniem na Spydera, który miał już łzy w oczach, gdyż penis Rhysanda wszedł w jego gardło dosyć głęboko. Dziwiło mnie, że to nie Rhysand, który był w ich relacji uległy, klęczał przed Spyderem. Najwyraźniej moja wiedza o świecie dominacji i uległości była jeszcze zbyt powierzchowna, czego dowodem był fakt, że nie wiedziałam, na czym opierała się łącząca ich dynamika.
Rhysand pstryknął palcami, przywołując na siebie moją uwagę. Poklepał swoje nagie udo, a ja mając serce w gardle, ściągnęłam przez głowę sukienkę i odrzuciłam na bok stanik.
- Grzeczna dziewczynka. Dołącz do nas, Auroro. Pokażemy ci ten piękny, zakazany i niesamowity świat.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top