39

Aurora

Nadszedł wieczór. Ubrałam się w srebrną sukienkę na ramiączkach, która od pasa w dół była rozkloszowana. Sięgała mi kolan i była naprawdę elegancka. Podobało mi się w niej to, że nie wyglądałam w niej skromnie. Przy takich mężczyznach, jacy mieli mi dziś towarzyszyć, nie mogłam prezentować się nieefektowanie.

Wykonałam przydymiony makijaż i upięłam włosy w wysoki kucyk. Gotowa, wyszłam z łazienki i skierowałam się korytarzem w dół, gdzie czekać na mnie mieli moi towarzysze.

Trzymając się poręczy, schodziłam ostrożnie w dół, uważając na wysokie szpilki, które ubrałam specjalnie do tej kreacji. Wyglądały ślicznie. Mieszkając w Nowym Jorku, nigdy nie ubierałam się aż tak dziewczęco i wieczorowo, gdyż zwyczajnie nie miałam ku temu okazji. Żyłam pracą. Skupiałam się tylko na Marshall's Ivestments i na tym, aby utrzymać naszą małą rodzinę.

- Zobacz, nasza księżniczka tu jest.

Zszedłszy na dół, pierwszą osobą, którą ujrzałam, był Rhysand.

Ubrał się w garnitur. Włosy zaczesał lekko do tyłu. Wyglądał niemal tak, jak w dniu, w którym poznaliśmy się w biurze jego ojca.

Na słowa Spydera Rhysand uniósł wzrok i spojrzawszy na mnie, opuścił szczękę. Podziwiał mnie od stóp do głów, a ja nie mogłam nacieszyć się uwagą, jaką mi poświęcał. Na moje policzki wstąpił rumieniec, ale wierzyłam, że warstwa makijażu, jaką nałożyłam na twarz, uniemożliwi mężczyznom obserwowanie mojego zakłopotania. 

- Auroro, chodź tu do mnie.

Rhysand wystawił przed siebie ręce. Podałam mu swoje dłonie i pozwoliłam, aby je chwycił. Przygryzł dolną wargę, podziwiając mnie. Gdy już dokonał inspekcji, uniósł wzrok i spojrzawszy mi w oczy, chwycił w dłonie moją twarz i złożył czuły pocałunek na moich ustach. Zaśmiałam się, widząc ślady błyszczyku na jego wargach. Starłam je kciukiem. 

- Niech no ci się przyjrzę, kociaku. Wow.

Spyder chwycił mnie dominującym gestem za kark i wpił się w moje usta. Otworzyłam szeroko oczy, przypatrując mu się. Kompletnie nie wiedziałam, jak na to zareagować. Spyder jednak wkrótce odsunął się ode mnie i położył dłoń na dole moich pleców.

- Zaczekamy w samochodzie na mojego ojca. Auroro, panie przodem.

Czułam się dziwnie, gdy Rhysand i Spyder otoczyli mnie opieką od chwili, w której zeszłam na dół. Spyder nie ruszał ręki z dołu moich pleców, a Rhysand trzymał mnie za dłoń, idąc u mojego boku.

W mojej głowie zawitały dziwne myśli, że ten nasz trójkącik mógłby się udać. Może nie była to moja wymarzona kombinacja, ale życie nie musiało być zawsze przewidywalne. Nawet w takiej tragedii, jaka mnie dotknęła, starałam się znaleźć pozytywy. Nie było to łatwe, ale uwaga, jaką Rhysand oraz Spyder okazywali, gdy znajdowałam się w ich pobliżu, kazały mi twierdzić, że ten układ miałby szansę na powodzenie.

Gdybym była egoistką, z pewnością zabrnęłabym w to dalej, jednak nie mogłam im tego zrobić. Rhysand kochał Spydera bezgranicznie. Musiałabym być jakimś potworem, zmuszając go do tego, aby podzielił się swoją miłością ze mną. Nie chciałam czuć się winna, że tak trwały związek tej dwójki mógłby się rozpaść ze względu na mnie. Dlatego obiecałam sobie, że dam sobie czas do dziś wieczora. 

Jeśli poczuję, że między mną, Rhysandem i Spyderem coś się tli, dam nam szansę. Nie skreślę jednak Bishopa. Będę dalej próbowała zrozumieć, co dla mnie najlepsze, ale nie każę żadnej ze stron długo czekać na moją decyzję. Nie byłam przecież jakąś księżniczką, o którą się bili. Byłam uprowadzoną dziewczyną, która stała się własnością arabskiego szejka, ale dotychczas udało mi się wytrwać cało i zdrowo. Nikt mnie nie dotknął tak, jakbym tego nie chciała. Wciąż byłam dziewicą. Nikt siłą nie odebrał mi tego, co moje.

Wyszliśmy z pałacu. Na podjeździe czekała na nas limuzyna. Taka sama, w której ostatnim razem pojechaliśmy do portu na pamiętne przyjęcie na jachcie.

Rhysand wszedł pierwszy, a ja wsunęłam się do pojazdu tuż za nim. Ostatni wszedł Spyder i zamknął drzwi. Czekaliśmy na przybycie Anwara, ale mężczyźni nie marnowali ani chwili.

Spyder przesunął knykciami po moim policzku. Zacisnęłam nogi. Niespodziewanie poczułam, jak Spyder wsuwa dłoń pod moją sukienkę i odnajduje moje majtki.

- Nie...

- Spokojnie, kotku. Rhysand tu jest. On nad wszystkim panuje.

Odwróciłam głowę w stronę mojego amerykańskiego chłopca z okładki. Rhysand posłał mi pełne pożądania spojrzenie. Wsunął mi palce we włosy i przyciągnął mnie do siebie, całując natarczywie.

Spyder w tym czasie zsunął się z kanapy i przede mną uklęknął. Próbowałam oderwać się od ust Rhysanda, aby zobaczyć, co planował jego kochanek, ale blondyn mi na to nie pozwolił. Poddałam mu się więc, mając nadzieję, że Anwar nie przyłapie nas na tym, co wyprawialiśmy. 

Arabski chłopak rozsunął moje nogi i zsunął mi majtki do kostek. Wpełzł między moje kolana i przytrzymując mi dłonie na udach, przyssał się do mojej łechtaczki. Odruchowo wplotłam palce w jego ciemne jak smoła włosy i pociągnęłam za nie, przyciągając mężczyznę bliżej. Spyder gryzł mnie, ssał i lizał umiejętnie, a ja jęczałam bezwstydnie w usta Rhysanda. 

- Spyder!

- Krzycz jego imię, aniołku. W twoich ustach brzmi ono tak pięknie.

- Rhysand, ale...

- Nie myśl - poprosił, lecz jego głos zabrzmiał bardziej jak rozkaz. 

- Wstyd mi...

- Poddaj nam się, Auroro. Przestań się zadręczać. Twoje ciało tego pragnie, ale tak zacięcie ze sobą walczysz...

Spyder zaczął pracować coraz szybciej i intensywniej. Ssał mnie natarczywiej, a Rhysand wsunął dłoń pod moją sukienkę od góry i ścisnął moją pierś. Krzyknęłam głucho, odchylając głowę w tył.

To, co wydarzyło się później, było dla mnie okropnie uwłaczające. Czułam wstyd, że pozwoliłam na to wszystko. Moralność kłóciła się z tym, czego chciało moje ciało oraz serce. Zbyt często byłam oceniana za to, co robiłam. 

Koleżanki z pracy śmiały się za moimi plecami ze mnie, że podkochiwałam się w naszym szefie. Znajomi ze studiów śmiali się, że miałam tak dobry kontakt z rodziną. Chłopcy, z którymi się umawiałam, nazywali mnie cnotką. 

Te oceny sprawiły, że czułam się wybrakowana. Wiecznie chciałam być we wszystkim najlepsza. Pragnęłam udowodnić, że byłam silna i niezależna, ale brakowało mi poczucia bezpieczeństwa. Chciałam mieć przy sobie kogoś, kto zaakceptowały mnie taką, jaka jestem. Rhysand i Spyder bez wątpienia byli takimi ludźmi, jednak jakaś część mnie hamowała się przed tym, aby całkowicie im się oddać. Obawiałam się bowiem tego, że gdy podejmę ostateczną decyzję, której wciąż nie byłam pewna, będą się ze mnie śmiać. Nie zniosłabym odrzucenia Rhysanda, dlatego tak zacięcie ze sobą walczyłam. 

Moje ciało przeszył cudowny orgazm. Spyder ssał mnie mocno, przedłużając moje szczytowanie w nieskończoność. 

Było mi niesamowicie błogo, lecz niespodziewanie do samochodu wszedł szejk.

Spojrzałam na Anwara przestraszona. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę, obserwując swojego syna klęczącego przede mną, Rhysanda całującego mnie z zapałem po szyi i mnie, zaczerwienioną po czubki uszu ze wstydu.

Spyder odsunął się ode mnie. Na jego wargach pobłyskiwała moja wilgoć. Szybko zakryłam się sukienką. Moje majtki uwięzione były na wysokości moich kostek. Spyder zsunął mi je z nóg i schował do kieszeni, zajmując miejsce obok mnie.

Szejk usiadł na przeciwko nas. Uśmiechnął się do mnie łagodnie. Odwróciłam wzrok, nie będąc w stanie na niego patrzeć.

- Zaopiekowaliście się naszą księżniczką?

- Tak, tato - odrzekł Spyder, oblizując teatralnie usta. - Aurora smakuje wyśmienicie.

Rhysand klepnął swojego ukochanego w tył głowy. Spyder zaśmiał się krótko, posyłając pocałunek w powietrzu do mojego amerykańskiego chłopca.

- Auroro, nie musisz się tego wstydzić - ciągnął szejk, patrząc na mnie ze współczuciem. - W klubie, do którego jedziemy, zobaczysz, czym jest prawdziwa perwersja. To nie będą takie zabawy, jak to, co widziałem przed chwilą. 

Przełknęłam ślinę, nagle zalewając się strachem. 

- Będziemy przy tobie - wyszeptał mi do ucha Rhysand, całując mnie lekko w płatek ucha.

Wpatrywałam się w panoramę miasta, którym jechaliśmy. Domyślałam się, że był to Dubaj.

Wszędzie pełno było wysokich wieżowców i kolorowych świateł. Dostrzegłam fontannę, duże baseny i reklamę parku wodnego, w którym można było zjechać zjeżdżalnią, będąc otoczonym pływającymi wokół rekinami. Nagle zapragnęłam kiedyś się tam wybrać, ale skoro Aurora Davies już nie istniała, moje życie musiało ograniczyć się do atrakcji, jakie zgodził się zapewniać mi sam Anwar.

Wkrótce dojechaliśmy pod wysoki budynek. Ubrany w tradycyjny arabski strój mężczyzna otworzył nam drzwi limuzyny. Spyder wysiadł pierwszy i podał mi rękę, abym mogła z jego pomocą wysiąść. Rhysand wyszedł tuż za mną, a Anwar opuścił pojazd jako ostatni.

Spyder trzymał mnie za prawą rękę, a Rhysand za lewą. Anwar wyprzedziwszy nas, wszedł do przybytku jako pierwszy, torując nam drogę. 

W środku było zaskakująco cicho. Piękne meble były ozdobą olbrzymiego holu z wysokim sufitem. Przy recepcji znajdowało się akwarium z mnóstwem kolorowych rybek w środku.

Spodziewałam się, że przyjedziemy do tętniącego muzyką klubu, w którym pełno będzie alkoholu oraz nagich kobiet podwieszonych pod sufitem. Być może taka niespodzianka miała mnie czekać w głębszej części budynku, ale póki co było tutaj wyjątkowo spokojnie. Wręcz dystyngowanie. 

Spyder mruknął, podziwiając moją reakcję. Czuł mój niepokój i był tym zafascynowany.

 Po kilku minutach spaceru po ekskluzywnych wnętrzach miejsca, które wyglądało na hotel, Anwar zatrzymał się przed wysokimi i ciężkimi drzwiami. Dwóch mężczyzn, którzy stali po bokach drzwi, strzegąc wejścia przed nieproszonymi gośćmi, ukłoniło się szejkowi. Chwycili za klamki drzwi, jednak posłusznie zaczekali na polecenie Anwara. 

- Auroro - rzekł szejk, chwytając mnie z czułością za ręce. Uśmiechnął się do mnie swoim firmowym uśmiechem. - Pamiętaj proszę, aby nikogo w tym miejscu nie oceniać. To bezpieczna przystań dla ludzi, którzy chcą odkryć swoją perwersyjną stronę, ale boją się opinii publicznej. Goszczę tutaj znane arabskie postacie, które mają zagwarantowaną prywatność klubu. Dlatego nagrywanie czy robienie zdjęć jest tutaj ściśle zabronione. 

Pokiwałam głową, czując coraz to szybsze bicie serca. 

- W tym miejscu nie dzieje się nic, czego ci ludzie nie chcą. Dziś Rhysand i Spyder pokażą ci, na czym polega funkcjonowanie tego klubu. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona i zrozumiesz, że nawet tacy perwersyjni ludzie są w stanie kochać. Nigdy nie oceniaj książki po okładce, Auroro. To stare przysłowie, ale jakże prawdziwe.

Anwar uniósł rękę, pozwalając tym samym stojącym przy drzwiach mężczyznom na otwarcie ich.

Rhysand popchnął mnie delikatnie do przodu. Spyder chwycił mnie za rękę i zaprowadził do środka.

Początkowo nie pojmowałam, co się zmieniło. Korytarz znajdujący się po tej stronie drzwi wyglądał bowiem bliźniaczo podobnie do tego, którym kroczyłam jeszcze przed kilkoma minutami. Dopiero, gdy zobaczyłam, jakie osoby wychodzą z jednego z wielu pokoi, dotarło do mnie, że znalazłam się w królestwie fetyszystów.

Na czworakach z pokoju wyszedł mężczyzna. Ta scena nie byłaby wcale tak zadziwiająca dla mnie po ekscesach sypialnianych Rhysanda oraz Spydera, które obserwowałam wcześniej, jednak to nie było wszystko.

Obok nagiego mężczyzny szła ubrana w lateksowy kostium piękna arabska kobieta. W dłoni dzierżyła pejcz, którym co jakiś czas uderzała w tyłek trzymanego na smyczy mężczyzny. Kobieta miała na nogach wysokie buty ze skóry. Uśmiechnęła się do mnie i puściła mi oczko, gdy mnie mijała.

Mężczyzna idący pokornie przy jej nogach miał w ustach wędzidło, które kojarzyło mi się z tym, że miały je konie. Ten facet najwyraźniej miał jakiś fetysz kucyków, gdyż na jego plecach znajdowało się siodło. Na szczęście kobieta na nim nie usiadła i go nie ujeżdżała, oszczędzając mi tym sposobem widoków, których nigdy nie pozbyłabym się z głowy.

- To był Bashar, Auroro - wyjaśnił Anwar, idąc korytarzem dalej. - Jego rodzina odrzuciła go, gdy dowiedzieli się, że Bashar ma nietypowe fantazje. Pewnego dnia ojciec przyłapał go na tym, że pozwalał wynajętej kobiecie jeździć na nim jak na koniu. Skatowano Bashara tak, że przez kilka tygodni był w śpiączce. Anonimowy przyjaciel Bashara skontaktował się ze mną, gdyż wiedział o moim klubie. Wziąłem go pod swoje skrzydła i dałem mu kobietę, która podjęła się jego tresury, i tak się składa, również się w nim zakochała. Anawi to świetna kobieta dla Bashara. Oboje znajdująca tutaj to, czego potrzebują. 

Przycisnęłam dłoń do ust, chcąc powstrzymać szloch. Teraz już rozumiałam, że ten klub nie był klubem dla zboczeńców. On ratował ludzi, którzy potrzebowali pomocy i dawał im zrozumienie, którego tak bardzo potrzebowali.

Nie miałam czasu długo żalić się nad biednym Basharem, gdyż na końcu korytarza Anwar otworzył drzwi prowadzące do ogromnej, eleganckiej sali.

Moim oczom ukazało się ciemne pomieszczenie z mnóstwem skórzanych kanap ustawionych w kilku miejscach. Przepiękny żyrandol zwisał z sufitu. Musiał kosztować wiele, ale dla Anwara pewnie nie był to tak duży wydatek.

Na kanapach znajdowało się mnóstwo par. Byli to nie tylko mężczyźni i kobiety, ale również mężczyźni z mężczyznami. Nie zauważyłam natomiast żadnej pary kobiecej.

W tym pokoju nie trwała orgia. Nie. 

Ludzie znajdujący się w tym miejscu kochali się. Jedni mieli w ustach kneble, inni opaski na oczach, a kolejni byli związani i zdani na łaskę swoich "właścicieli". Piękne kobiety były mocno, a niektóre delikatnie wymalowane. Znajdowali się tu dominujący mężczyźni, dominujące kobiety oraz ulegli mężczyźni i uległe kobiety. Ten klub tworzył mieszankę wybuchową i mimo, że byłam zaskoczona aurą panującą w tym miejscu, dotarło do mnie, że każda z tych osób pragnęła jednego.

Akceptacji.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top