36

Anwar

trzydzieści pięć lat temu

- Tato? Tato, gdzie jedziemy?

- Milcz. Nie masz prawa się odzywać. 

Dziś miałem dziesiąte urodziny. Nie mogłem się doczekać ogromnego tortu, który wczoraj upiekła dla mnie mama. Ukryła go w lodówce, gdzie zwykle sam nie zaglądałem, gdyż jedzenie przygotowywały mi miłe panie, które mój tata zatrudniał do pomocy w domu. Kątem oka ujrzałem jednak błękitny tort z motywem dzikich zwierząt i poszedłem spać podekscytowany, czekając niecierpliwie na kolejny dzień. 

Zdziwiłem się więc niezmiernie, gdy nad ranem tata przyszedł do mojego pokoju i kazał mi wystawić przed siebie ręce, aby mógł związać je sznurem. Na oczy założył mi opaskę, abym nic nie widział. Chwycił mnie brutalnie za włosy i podniósł. Krzyknąłem, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Jirad, zostaw go! Nie powinien tam jechać!

Słyszałem błagalne krzyki mojej mamy. Nie widziałem jej. Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że nic mi nie było, aby nie płakała. Nie znosiłem, gdy tak się działo. Tata często doprowadzał mamę do płaczu. Co noc słyszałem jej krzyki dochodzące do mnie z sypialni. Prosiłem tatę, aby pozwolił mi przytulić mamę, ale on nigdy nie chciał o tym słyszeć. Bił mnie po twarzy tak długo, aż moje powieki były zbyt ciężkie, abym mógł je utrzymać uniesione. Wiele dni przeleżałem w swoim łóżku. Działo się tak za każdym razem, gdy przychodziłem z pomocą mamie, ale nigdy nie udało mi się osiągnąć celu.

Ojciec zaciągnął mnie do samochodu i wrzuciwszy na tylne siedzenie, odjechał spod naszego pałacu.

- Tato?

- Powiedziałem, że masz milczeć, skurwielu! Myślisz, że będziemy ci dalej pobłażać?! To koniec idylli, synu! Teraz zrozumiesz, czym jest prawdziwy ból!

Zacząłem drżeć, płacząc cicho, nie chcąc zdenerwować taty.

Nie wiedziałem, ile trwała podróż w tajemnicze miejsce. Bałem się, co mnie tam spotka, ale wierzyłem, że tata tylko chciał mnie tak nastraszyć. Być może na miejscu miała czekać mnie impreza urodzinowa, o której tak długo marzyłem. 

- Wychodź, śmieciu!

Ojciec otworzył drzwi i chwyciwszy mnie za włosy, wyciągnął mnie z auta. Rzucił mnie na ziemię. Przez związane z przodu ciała ręce nie mogłem za bardzo obronić się przed upadkiem. Mój policzek był we krwi z powodu małych kamyczków, które wbiły mi się w twarz. Nagie kolana również zostały poturbowane. 

Krzyknąłem z bólu, gdy tata chwycił mnie za kark i podniósł. Zaciągnął mnie do jakiegoś zamkniętego pomieszczenia, w którym słyszałem ciche jęki przepełnione cierpieniem. Chciałem zsunąć sobie z oczu opaskę, aby zobaczyć, co tu się działo, ale znałem tatę i wiedziałem, że gdybym go nie posłuchał, czekałaby mnie za to bolesna kara. 

Splunąłem krwią, kiedy tata rzucił mnie na podłogę. Uderzyłem się głową o ścianę, co poskutkowało tym, że przygryzłem sobie język i miałem w ustach nieprzyjemny posmak krwi.

Dzwoniło mi w uszach. Było mi niedobrze. Chciałem zwymiotować, ale nie mogłem pokazać słabości. Chciałem, aby tata był ze mnie dumny i byłem gotów to osiągnąć w jakikolwiek sposób. 

Mimo tego, że tata był brutalny, kochałem go. Byłem jego najmłodszym synem, dlatego zawsze musiałem walczyć o przetrwanie.

- Ładny okaz. Płodzisz śliczne dzieci, Jirad.

Usłyszałem nieznajomy głos. Ktoś zerwał mi z oczu opaskę. Światło mnie zaatakowało, więc potrzebowałem chwili czasu, aby przyzwyczaić wzrok do otaczającego mnie środowiska.

Przez chwilę miałem wrażenie, że śnię. Myślałem, że to jakiś okrutny koszmar, z którego nie potrafiłem się obudzić. To przecież nie mogła być prawda. Świat nie mógł być tak okrutny.

Prawda?

Rozejrzałem się dookoła. Mój tata stał nade mną. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, splunął mi na twarz. Starłem jego ślinę związanymi rękami, a następnie skupiłem wzrok na stojącym na przeciwko taty mężczyźnie.

Był znacznie starszy od taty. Nie potrafiłem określić jego wieku, gdyż dla mnie każdy dorosły był po prostu dorosły i nigdy nie przykładałem uwagi do tego, ile ktoś miał lat. Miał jednak przyprószone siwizną włosy i był elegancko ubrany. Pachniał jak prawdziwy mężczyzna. Czułem do niego szacunek, choć jeszcze go nie poznałem. 

Nie on był jednak tym, co zaskoczyło mnie tutaj najbardziej.

Wokół mnie znajdowało się kilkanaście dzieci w moim wieku. Były to dziewczynki i chłopcy. 

Wszyscy byli zupełnie nadzy. Nigdy nie widziałem nagiej dziewczynki, dlatego był to dla mnie szok. Nie wiedziałem, co miały między nogami, ale to nie było moim największym zmartwieniem w tej chwili.

Drobna blondyneczka siedziała w kącie i płakała, podczas gdy chudszy ode mnie chłopiec stał nad nią z pasem w ręku i bił ją po całym ciele. Kolejna para, tym razem dwóch chłopców, okładali się pięściami. Jeden z nich miał spuchniętą wargę i kilka siniaków na twarzy, a drugi był o wiele silniejszy, dlatego nie miał żadnych zadrapań. 

Oprócz tych dzieci, które nawzajem siebie biły, w pokoju znajdowali się także dorośli. Było tu trzech mężczyzn i dwie kobiety. 

Piękna kobieta w futrze zarzuconym na ramiona siedziała w wyglądającym na drogie krześle. Na kolanach trzymała chłopca, który był skatowany niemal do krwi. Kobieta głaskała go po głowie, a drugą ręką masowała miejsce między jego nogami. Chłopiec płakał i drżał, a kobieta uspokajał go czułymi szeptami i dotykiem delikatnych dłoni.

U stóp kolejnej kobiety klęczała mała dziewczynka, która była chyba najmłodsza z wszystkich zgromadzonych tu dzieci. Miała opaloną skórę i ciemne włosy. Całowała po stopach tajemniczą kobietę, która śmiała się w głos. 

Trzech mężczyzn natomiast siedziało w kręgu i popijało whisky. Znałem ten alkohol, gdyż mój ojciec uwielbiał pić whisky w towarzystwie swoich znajomych. Kiedyś zmusił mnie, abym wypił szklaneczkę whisky na swoje ósme urodziny. Wymiotowałem potem całą noc. Mama była przy mnie i się mną opiekowała, ale czułem się wtedy, jakbym umierał. Myślałem, że ta agonia nigdy się nie skończy. Kilka dni później tata przyszedł do mnie i powiedział, że jest mu wstyd, iż ma takiego słabego syna. Przepłakałem wiele nocy, pragnąć być dla niego lepszym dzieckiem, ale nigdy nie byłbym w stanie dorównać moim cudownym braciom. 

Mężczyźni popijali whisky, ale szklanek nie stawiali na stoliku. Przed nimi bowiem na czworakach znajdowała się trójka chłopców, na których plecach mężczyźni stawiali szklanki. Widziałem również, jak jeden z mężczyzn przypala końcówką papierosa miejsce nad kością ogonową jednego z chłopców. Dzieciak piszczał z bólu. Po jego zmęczonej życiem twarzy spływały łzy. To był okrutny widok. Chciałem mu pomóc, ale gdy tata chwycił mnie boleśnie za włosy, wyrywając mi kilka kosmyków, musiałem skupić się na stojącym przede mną facecie. 

- Chcę, żeby Anwar został tutaj tak długo, jak będzie to potrzebne do jego treningu.

- Och, Jirad. To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność trenować twojego syna. Anwar, tak?

Skinąłem głową, gdy mężczyzna zwrócił się do mnie.

- Cudowne imię dla cudownego chłopca. Jirad, rozwiąż Anwara, a ja się nim zaopiekuję. Zadzwonię do ciebie, gdy uznam szkolenie twojego syna za zakończone. W porządku?

- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. 

- Tato...

Ojciec zmierzył mnie pełnym pogardy wzrokiem. Kopnął mnie w brzuch, aż skuliłem się z bolesnego pulsowania. 

- Milcz, skurwysynu. Myślałem, że będziesz dla mnie bardziej wartościowym dzieckiem, ale wierz mi, że jesteś nic nie warty. Nie zasługujesz na miano mojego dziecka. Mam nadzieję, że mój przyjaciel wyszkoli cię na doskonałego niewolnika. Przynajmniej tak będę mógł na tobie zarabiać, Anwar. Przynosisz wstyd naszej rodzinie, ale to koniec. Nie przepuszczę ci tego. Masz już dziesięć lat. To najwyższa pora, abyś zaczął przynosić nam zyski.

Tata uderzył mnie z całej siły w policzek. Przed oczami zobaczyłem gwiazdy. Ten cios skutecznie uniemożliwił mi racjonalne myślenie na dłuższą chwilę. 

Widziałem nogi ojca, gdy odchodził. Nie słyszałem już jego głosu. Był tak daleko. Zbyt daleko.

- Proszę...

- Coś mówiłeś, smarkaczu?

Uniosłem obolałą głowę, aby spojrzeć na mężczyznę, z którym chwilę temu rozmawiał mój tata. Facet uśmiechnął się do mnie krzywo. Poklepał mnie po tworzącym się na policzku siniaku i zaśmiał się dźwięcznie.

- To będzie czysta przyjemność, Anwarze. Jeszcze nigdy nie tresowałem dziecka szejka. Twój tatuś musi nienawidzić cię wyjątkowo mocno, skoro wysłał cię do piekła.

Kręciło mi się w głowie. Próbowałem oddychać, nie chcąc tracić przytomności, ale wizja chwilowej ucieczki od tej brutalnej rzeczywistości wydawała mi się naprawdę kusząca. Dlatego pozwoliłem swoim powiekom opaść, a ciału utulić mnie do snu. To miał być mój ostatni spokojny sen na długi, długi czas. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top