31

Rhysand

Cztery lata temu

- Puść mnie! Nie mogę tego tak zostawić!

Próbowałem zszarpać obrożę ze swojej szyi, ale byłem tak roztrzęsiony, że moje palce nie potrafiły dosięgnąć zapięcia. Poddałem się więc i zamiast tego chciałem szarpnąć za sobą Spydera, aby pozwolił mi dotrzeć do Bishopa, jednak mój kochanek objął mnie mocno obiema rękami i przycisnął swoje usta do mojej szyi.

- Uspokój się, sabiun. Zostaniesz tutaj. Nigdzie cię nie puszczę.

- Nie możesz mi tego zrobić! Puść mnie, do cholery jasnej!

Nagle przede mną pojawił się Anwar. Szejk zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Gdy po raz pierwszy dzisiejszego dnia ujrzał mnie w takim wydaniu, mianowicie z obrożą na szyi, smyczą, a także kajdankami na nadgarstkach, parsknął śmiechem. Teraz jednak był stoicko spokojny. 

- Rhysandzie, musisz się uspokoić, albo każę moim ludziom pójść po środek uspokajający dla ciebie. Chyba nie chcesz być poddany tej substancji, prawda?

Skuliłem się w uścisku Spydera, mając pełną świadomość, że odpyskowanie szejkowi byłoby niemile widziane. 

Moje wargi drżały, a łzy spływały po policzkach niczym dwa małe wodospady. Moja szczęka drżała niemiłosiernie, podobnie jak wszystkie części mojego ciała. 

Zdałem sobie sprawę, że popełniłem ogromny błąd. Chyba największy w moim życiu.

Byłem okropnym synem. Podczas gdy mój ojciec przyleciał do Emiratów, wiele ryzykując, ja powiedziałem mu prosto w twarz, że nie wrócę z nim do domu. Chciałem zostać tutaj, aby eksplorować swoją seksualność u boku Spydera. Mogłem się spodziewać, że Bishop nie będzie zachwycony tym pomysłem, ale nie sądziłem, że splunie mi pod nogi i odejdzie, nie żegnając się ze mną ani mi nie wybaczając.

Kolana się pode mną ugięły. Spyder pozwolił mi uklęknąć na zimnej, acz przepięknej posadzce pałacowej. Sam znalazł się tuż obok mnie i objąwszy mnie ramionami, przyciągnął do swojej piersi, abym mógł się wypłakać. 

- Co ja zrobiłem? Spyder, co ja zrobiłem? 

Anwar odchrząknął. Uniosłem wzrok, patrząc mu w oczy. Te zimne, mordercze ślepia.

- Posłuchaj, Rhysandzie - rzekł szejk, kucając przede mną. Nie spodziewałem się, że zniży się w ten sposób przed kimś tak nic nie znaczącym, jak ja. - Nie znam cię, ale znam twojego ojca. Rozumiem jego furię. Stracił syna, którego kocha. Uwierz mi jednak, gdy powiem ci, że Bishop Marshall po ciebie wróci. Wkrótce zrozumie swój błąd. Sam mam problem z tym, aby ci zaufać, gdyż widzę, że mój syn oddaje ci powoli swoje serce, ale czas pokaże. Z mojej strony mogę ci obiecać, że w tym pałacu nic ci nie grozi. Jeśli zechcesz, za jakiś czas skontaktuję się z twoim ojcem, aby powiedzieć mu, jak sobie radzisz, ale zaczekam tak długo, jak będzie ci to potrzebne. 

Schowałem twarz w skutych rękach. Zapłakałem głośno, ogromnie wstydząc się swojej słabości, jednak za nic nie potrafiłem tego powstrzymać. 

Spyder pogładził mnie z czułością po włosach. Złożył pocałunek na mojej głowie, a ja jęknąłem, pragnąc więcej i więcej.

- Przepraszam was za wszystko, co złego w życiu zrobiłem. 

- Sabiun, przestań - poprosił Spyder, wyraźnie czując, że było ze mną niedobrze. - Jesteś w amoku. Chodź, zabiorę cię do sypialni, dobrze?

- Chcę do ojca! Muszę go przekonać, aby mnie zrozumiał!

- Błagam, przestań. 

Spyder pocałował mnie na oczach swojego ojca. Zupełnie jakby czuł, że tylko pocałunkiem będzie w stanie mnie uciszyć i sprawić, abym odzyskał zdolność racjonalnego myślenia. Przynajmniej w takim stopniu, w jakim to było możliwe, biorąc pod uwagę, że czułem się tak, jakbym został zesłany przed oblicze samego Hadesa i skazany na poćwiartowanie na kawałeczki.

Pocałunek Spydera odebrał mi dech w piersiach. Gdy tylko więc mój urokliwy arabski książę odsunął się ode mnie i oparł swoje czoło o moje, potrzebowałem chwili, aby odzyskać dech w piersiach i go unormować. 

W poczuciu żałości miał mi pomóc on, ale nie chciałem go niczym obarczać. Spyder naprawdę wiele ryzykował, całując się z mężczyzną przed swoim ojcem. Bałem się, że spotka go za to kara. Sam wolałbym ponieść karę za to, że Spyder chciał być w związku z mężczyzną, ale miałem wrażenie, że zostałem już wystarczająco ukarany za swoją lekkomyślność. 

Pozwoliłem, aby Spyder wziął mnie na ręce. Zamknąwszy oczy, wtuliłem się w jego pierś. Wciąż skutymi rękami gładziłem go po piersi ukrytej pod czarną luźną koszulką. 

Brunet podążał ze mną w ramionach pałacowymi korytarzami tak długo, aż dotarliśmy do sypialni. Gdy się tam w końcu znaleźliśmy, Spyder posadził mnie na łóżku. Zdjął mi kajdanki, podobnie postępując z obrożą i doczepioną do niej smyczą. 

Mężczyzna przysunął do mnie jedno z eleganckich krzeseł stojących do tej pory przy pięknym stoliku. Postawił je na przeciwko mnie, oparciem zwróconym w moją stronę. Usiadł na krześle okrakiem, opierając przedramiona na oparciu mebla. Westchnął ciężko, nie spuszczając ze mnie przenikliwego wzroku.

- Rhysand, kochanie. Jestem z ciebie dumny.

Prychnąłem na jego słowa, ocierając wciąż spływające po mojej twarzy łzy.

- Nie wierzysz mi? 

- Wierzę, ale jest mi ciężko - wyjaśniłem, wzruszając ramionami, aby nie wyglądać jak marnotrawne dziecko. Byłem dorosłym facetem, a zachowywałem się żałośnie. 

- Skarbie, twój tata na pewno ci wybaczy. Potrzebuje czasu, żeby zrozumieć, że jego syn podjął taką decyzją. Anwar na pewno postąpiłby podobnie, gdybym zakochał się w synu jednego z jego wrogów.

- A nie zrobiłeś tego? Nie zakochałeś się w synu jego wroga?

Spyder wstał. Odsunął na bok krzesło. Zaczął spacerować po przestronnej sypialni, co jakiś czas wydając z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk. 

Przyglądając mu się, dotarło do mnie, że gdybym zdecydował się wrócić z tatą do Stanów, nigdy nie odżałowałbym tej decyzji. Zaryzykowałem wszystko, postanawiając zostać tutaj ze Spyderem. Straciłem ojca, choć miałem nadzieję, że Bishop pewnego dnia mnie zrozumie i mi wybaczy. Nie zniósłbym, gdyby pogniewał się na mnie na wieki, odcinając się ode mnie całkowicie.

Trwałem między młotem a kowadłem. Z jednej strony pragnąłem przeżyć coś pięknego z tym arabskim bogiem, a z drugiej strony chciałem wrócić do taty. Człowieka, który dla mojego dobra był gotów zrobić wszystko. 

Zgiąłem się w pół, przyciskając dłonie do oczu, chcąc tym sposobem pohamować kolejną falę płaczu. Nie było mi łatwo, ale musiałem być przecież silnym chłopakiem. Bałem się, że teraz, gdy Spyder wygrał, przestanie mu na mnie zależeć. Dobry Boże, tak bardzo tego nie chciałem. 

- Rhysand, przestań płakać, do cholery!

Podniosłem się gwałtownie, słysząc rozgniewany ton głosu Spydera.

Gdy uniosłem wzrok, w jego dłoni ujrzałem pejcz ze skórzanymi końcówkami. Na jego widok momentalnie się podnieciłem. 

- Co jest ze mną nie tak?!

Nie spodziewałem się, że powiem to na głos, ale stało się. 

- Rhysand? 

- Jestem popieprzonym fetyszystą! Kurwa, to wszystko przez ten pojebany klub ojca! 

- O czym ty mówisz? Mam odłożyć ten pejcz, tak?

- Nie wiem! Najlepiej mnie nim wychłostaj, ale zamiast żalu, będę odczuwał jedynie seksualną przyjemność! Wiem to! Boże, co jest ze mną nie tak?! Dlaczego nie mogę być normalny?! 

Spyder nagle otoczył mnie ramionami, przyciskając mnie do siebie z całych sił. Załkałem głośno, wbijając palce w jego umięśnione plecy.

Postradałem zmysły. Czułem się jak na narkotykowym haju, choć przecież nigdy niczego nie brałem. Jeżeli jednak ktoś, kto regularnie brał narkotyki czuł się tak, jak w tej chwili czułem się ja, wcale mu tego nie zazdrościłem. To było okropne, czuć się tak bezsilnym. Nie rozumiejąc siebie i swoich pragnień. Nie akceptując tego, kim się było. 

- Powiesz mi teraz, co siedzi w twojej głowie, dobrze?

Uspokajając się, pokiwałem głową w jego ramię. Spyder nieznacznie się ode mnie odsunął. Tym razem usiadł obok mnie i kładąc dłoń na moim karku, zmusił mnie do tego, abym spojrzał mu w oczy.

Uśmiechnąłem się, zaintrygowany tym, z jaką łatwością przychodziło mu przejmowanie nade mną kontroli. Spyder był w tym bowiem doskonały. Wystarczył odpowiedni nacisk jego palców na mój kark, a ja byłem gotowy poddać mu się bez reszty. To było upajające, mieć świadomość, że na tym bezlitosnym świecie istniał ktoś, komu z taką rozkoszą byłem gotów się poddać, ale z drugiej strony powinienem być zaniepokojony, gdyż nie ufałem Spyderowi na tyle, aby mieć pewność, że nie będzie próbował mną manipulować. 

Obawiałem się, że jeśli mu się znudzę, postanowi oddać mnie do haremu, gdzie użytek ze mnie będą mieć arabscy szejkowie. Prędzej bym się zabił niż pozwolił jakiemukolwiek innemu mężczyźnie niż Spyderowi mnie dotknąć, ale głęboko wierzyłem w to, że mój kochanek mnie w ten sposób nie zdradzi.

To byłaby trauma na całe życie. A miałem je już wystarczająco popieprzone. 

- Mój ojciec ma klub dla fetyszystów. Znajduje się w Nowym Jorku. Nazywa się Amethyst.

Spyder skinął głową, zachęcając mnie delikatnymi pieszczotami palców do mówienia dalej.

- Bishop kocha kobiety, ale nigdy nie sprowadza kochanek do naszego domu - ciągnąłem, rozluźniając się pod wpływem jego dotyku. - Nie chce, abym widział, jak pieprzy młode dziewczyny. Stara się rozdzielać nasze życie rodzinne od swoich interesów. 

- Czy byłeś kiedyś związany z jakąś akcją w klubie?

- Nie - zaprzeczyłem, kręcąc głową. - Tata trzyma mnie z daleka od Amethyst, ale nie ukrywam, że byłem ciekawy, co się tam wyprawia. Dlatego przeszukałem Internetowe źródła i znalazłem kilka zdjęć oraz filmików. Na jednym z nich Bishop przywiązuje młodą kobietę do zwisających z sufitu kajdan, a następnie chłoszcze jej pośladki i cipkę. 

Spyder wciągnął powietrze, otwierając szerzej oczy.

- Zacząłem interesować się fetyszyzmem, gdy miałem siedemnaście lat. Nie przyznawałem się do tego nikomu. Mam nadzieję, że Bishop nie dowiedział się, że widziałem tamten filmik z nim.

- Uprawiałeś kiedyś seks? 

Zarumieniłem się i próbowałem spuścić wzrok, ale on mi na to nie pozwolił.

- Nie. Nigdy też się nie całowałem. Zanim zapytasz, nie praktykowałem też BDSM.

Spyder uśmiechnął się szeroko, słysząc to słowo z moich ust.

- BDSM? Gdyby mój ojciec usłyszał, o czym rozmawiamy, dałby mi dożywotni szlaban. 

Zaśmiałem się, biorąc do ręki pejcz, który Spyder wcześniej odłożył na krzesło.

- Twój tata wie, że masz takie zabawki?

- Jasne - odparł Spyder, kładąc się na plecach na łóżku. Skrzyżował nogi w kostkach i poklepał miejsce obok siebie. Niepewnie się na nie wsunąłem i pozwoliłem, aby mężczyzna mnie objął i pocałował w czoło. - Anwar ma harem, przypominam ci. Pieprzenie kobiet jest dla niego na porządku dziennym. Podobnie jak większość szejków, lubi ostro się zabawić, a do tego potrzebne są zabawki. Nie ukradłem jednak swoich z haremu. Kupiłem je w Internecie.

- Ty? Syn szejka kupuje w Internecie?

- Dziwne, co?

Spyder sięgnął do kieszeni spodni po papierosa. Odpalił jednego, patrząc na mnie pytająco, jakby chciał się dowiedzieć, czy przeszkadzał mi dym. 

Pokręciłem głową, choć wolałem, aby Spyder nie palił. Nie chciałem, aby dostał raka płuc i szybciej odszedł z tego świata. To byłaby ogromna strata.

- Nie musisz wstydzić się tego, że pragniesz czegoś mroczniejszego, Rhysand. Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Pokażę ci cudowne rzeczy. 

- Uprawiałeś kiedyś BDSM, Spyder?

Uwielbiałem smak jego imienia na języku. Znacznie bardziej wolałbym poczuć w ustach coś innego, ale wierzyłem, że i na to niebawem przyjdzie czas. 

- W haremie była kiedyś Anastasia. Piękna Angielka. Czuła do mnie sympatię, a ja to wykorzystałem. Lubiła w tyłek i pociągały ją podobne rzeczy, co mnie. Zainteresowaliśmy się sobą. Nie pragnąłem z nią żadnej więzi, ale lubiłem jej ładne ciało. Lubiłem również zostawiać na nim ślady po klapsach i pejczu. Kneblowałem ją, wiązałem w najróżniejszych pozycjach i wsuwałem jej w cipkę zabawki. Była cholernie urokliwa, ale po pół roku w haremie wróciła do domu, a ja zostałem z niczym. 

W mojej głowie kotłowały się wyobrażenia o tym, co wyprawiał niegdyś Spyder w haremie.

Wyobrażałem sobie, jakby to było, gdyby to mnie Spyder związał i zakneblował. Chciałem być na jego łasce, zdany wyłącznie na jego litość. Chciałem dostawać kary za nieposłuszeństwo, a potem nagrody za to, że poprawiałem swoje zachowanie. Chciałem dostawać uderzenia batem w tyłek i chciałem, aby traktowano mnie jak zabawkę służącą wyłącznie do sprawiania Spyderowi przyjemności.

Musiałem zakryć dłonią swoją rosnącą w bokserkach erekcję. Spyder wyczuł, co próbowałem uczynić, dlatego chwycił mnie za nadgarstek, cmokając z niezadowoleniem. 

- Nie ukrywaj swojego pożądania, kochanie. To dla mnie nagroda, że moje słowa tak na ciebie działają. 

Spyder niespodziewanie wstał, zostawiając mnie na łóżku samego i podnieconego do granic możliwości. Jęknąłem z niezadowoleniem, czując smutek i pustkę.

On jednak nie miał zamiaru stąd wychodzić. Podszedł jedynie do zamkniętej na klucz szuflady. Z kieszeni wyciągnął mały kluczyk, a gdy otworzył szufladę i wyjął z niej knebel, zacisnąłem nogi.

- Podoba ci się? Myślisz, że ładnie prezentowałby się w twoich ustach, gdy ja bym ci obciągał? Może to sprawdzimy?

- Ja...

- Och, bądź grzecznym chłopcem, sabiun. Otwórz usta. 

Nie protestowałem ani chwili, gdy Spyder podszedł do mnie z kneblem. Wsadził mi kulkę w usta i zapiął zamek z tyłu mojej głowy. Ślina szybko zaczęła mi wypływać w kącikach ust, ale Spyder nie pozwalał mi jej zetrzeć. 

- Teraz przykujemy ci ręce do łóżka, kochanie.

Jęknąłem, gdy Spyder usiadł na mnie okrakiem i skorzystał z kajdan, które miałem na sobie wcześniej. Zapiął mi bransolety na nadgarstkach i przykuł łańcuch do wezgłowia łóżka, więżąc mnie jak swojego niewolnika.

- Mam dla ciebie coś jeszcze, Rhysand. Coś, co sprawi, że będziesz na mnie całkowicie otwarty.

Zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem, że Spyder wyjmuje z szuflady jakiś długi metalowy drąg zakończony kajdanami. Klapsem zmusił mnie do rozkroczenia nóg, a gdy były one już rozszerzone, Spyder zapiął mi kolejno obręcze kajdan na prawej i na lewej kostce. Tym sposobem między moimi nogami znajdowała się metalowa rurka, która uniemożliwiała mi zaciśnięcie nóg. Mój kutas podniósł się jak na rozkaz, a ja nie mogłem zrobić nic, aby ukryć przed moim kochankiem podniecenie. 

- Pięknie wyglądasz, sabiun. Niczym mój sługa. 

Wygiąłem plecy w łuk, kiedy Spyder dobrał mi się do bokserek. Zszarpał je ze mnie tak, że nic z nich nie zostało. Nie marnując ani chwili więcej, wziął głęboko mojego penisa w usta, zajmując się mną niczym najpiękniejszym stworzeniem we wszechświecie.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top