30

Aurora

Moja dłoń spotkała się z policzkiem Spydera. Głowę mężczyzny odrzuciło w bok, gdy go spoliczkowałam. 

Zakryłam usta dłońmi, nie dowierzając w to, czego się podjęłam.

Miałam ochotę stąd uciec, ale byłam sparaliżowana. Obawiałam się, że czeka mnie kara, co musiało być nieuniknione po tym, jak podniosłam rękę na syna szejka. Takie zachowanie nie mogło zostać mi wybaczone. Mogłam pożegnać się z życiem tak, jak musiała to zrobić dziewczyna z jachtu.

Rozpłakałam się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dobry Boże, nigdy nie byłam tak przestraszona, jak w tej chwili.

Spyder zgromił mnie wzrokiem. Rozmasował obolałą szczękę. Nie odsunął się ode mnie, ale też nie podniósł na mnie ręki. Czekałam, aż opanuje go furia i postanowi solidnie mnie ukarać, ale zamarłam, gdy on niespodziewanie się roześmiał. 

- Kurwa, żałuj, że nie widzisz swojej miny, kociaku. Pięknie mi przywaliłaś. 

Brunet objął mnie i przyciągnął do siebie, miażdżąc moje bezradne ciało w uścisku. Zaśmiał się dźwięcznie, a ja nie wiedziałam, czy aby na pewno jego zdrowie psychiczne miało się dobrze.

- Ach, Auroro. Wiedziałem, że prędzej czy później pokażesz pazurki. Trochę cię sprowokowałem, nie sądzisz? 

- Nie wiem, o co ci chodzi.

- Ależ wiesz - wyszeptał, liżąc mnie po policzku. Przeszły mnie dreszcze, ale nie odsunęłam się od niego. - Jesteś zbyt grzeczna i tak cholernie zestresowana, że mnie to wkurwia. Dlatego postanowiłem się z tobą psychicznie zabawić, aby pokazać ci, jak silna jesteś. Bałaś się, że cię ukarzę, co?

- Jesteś moim właścicielem. Możesz zrobić ze mną wszystko.

Spyder chwycił mnie w biodrach. Pisnęłam, gdy mnie uniósł. Posadził mnie okrakiem na swoich udach, sam opierając się wygodnie o wezgłowie łóżka. Posłał mi pełen rozbawienia uśmiech. Jego zielone oczy błysnęły zainteresowaniem. 

- Masz rację. Technicznie rzecz biorąc, mogę zrobić z tobą wszystko, ale ojciec zlałby mi tyłek, gdyby się dowiedział, że czegoś z tobą próbowałem, kotku. Dlatego będę grzecznym chłopcem i pozwolę ci podjąć mądrą decyzję. Nie wiem, co zrobiłbym na twoim miejscu. Masz przed sobą dwóch cudownych mężczyzn. Jeden jest wolny, drugi zajęty. Sam zainteresowałbym się Bishopem, ale ojciec Rhysanda gardził Arabami. Przynajmniej do chwili, w której zrozumiał, że nie stanowię dla jego syna żadnego zagrożenia.

Poddałam się Spyderowi. Mężczyzna rozluźnił uścisk, gdy zrozumiał, że nic nie zrobię. Puścił mnie, a ja oparłam dłonie na jego piersi, nie wiedząc, co innego mogłabym z nimi zrobić. 

- Spędzę dziś noc z tobą, co ty na to?

- Nie!

- Nie? - spytał, śmiejąc się w głos.

- Spyder, rozumiem, że chciałbyś poznać swoją nową zabawkę, ale masz Rhysanda. Byliście rozdzieleni przez półtorej roku. Musiałeś za nim zatęsknić. Idź do niego, a ja sobie sama poradzę. 

- Kotku, Rhysand zasnął jak mały chłopczyk - wyjaśnił Spyder, sięgając do kieszeni spodenek. Wyciągnął z niej paczką papierosów i odpalił jednego. Chciałam go poprosić, aby nie palił w tym pokoju, gdyż nie lubiłam zapachu dymu papierosowego, ale to był jego dom, a ja byłam tutaj tylko...

No właśnie, kim? Zabawką? Niewolnicą? Tymczasowym gościem? 

- Nie wolisz być z nim? 

- Wolę być z tobą. Rhysand doznał ogromnej dawki przyjemności na jachcie. Jest zmęczony i zły na siebie za to, że lepiej o ciebie nie zadbał. Obiecałem mu, że gdy zaśnie, przyjdę do ciebie i z tobą porozmawiam. Sam zaproponował, abym spędził z tobą noc. Wiedział, że nie będziesz chciała mnie znać, ale koniec końców może się okaże, że nie jestem taki zły? Chyba dobrze będzie się trochę lepiej poznać, nie sądzisz? Spędzimy ze sobą dużo czasu.

- Wieczność? 

Spyder pogładził mnie czule po głowie. Patrzył na mnie tak, jak wcześniej patrzył na Rhysanda. Z uczuciem i zrozumieniem. Rhysanda traktował jednak o wiele lepiej, ale nie sposób było się temu dziwić. Przeszli razem wiele i byli gotowi skoczyć za sobą w ogień. Zazdrościłam im tej miłości i marzyłam o tym, aby i mnie pewnego dnia przydarzyło się coś tak wspaniałego.

Mężczyzna podsadził mnie bliżej. Cofnęłam się odruchowo, czując przy swojej kobiecości jego penisa. Spyder zaśmiał się na moją reakcję. Kończąc palić papierosa, wplótł mi palce we włosy i odchylił moją głowę do tyłu. Złożył pocałunek na mojej szyi, a ja cicho jęknęłam. 

- Nie mogę. Chcę Bishopa...

- Czy aby na pewno to jego właśnie pożądasz, Auroro?

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam, jak mężczyzna wsuwa palce pod moje majtki. Oprócz nich i koszulki, nie miałam na sobie nic więcej.

Wtuliłam twarz w ramię Spydera, czując narastające podniecenie. Pokręciłam przecząco głową, niemo prosząc go o to, aby przestał. 

- Poddaj się temu. Poddaj się mnie.

- Nie mogę...

- Dlaczego? - spytał, pocierając palcami moją nabrzmiałą łechtaczkę. - Dlaczego nie możesz się poddać? Odpuścić sobie?

- Zdradzam Bishopa. 

- Kurwa, malutka. Jesteś taka naiwna. Taka bezbronna. 

Spyder pocierał mnie coraz mocniej. Jęknęłam w jego ramię, po czym wgryzłam się w nie zębami, chcąc powstrzymać się od wydawania tych dźwięków. 

Bishopa tu nie było, a Rhysand spał, więc nie powinnam czuć się zawstydzona, ale to nie było dobre. Technicznie rzecz biorąc, mogłam zabawiać się ze Spyderem, gdyż nie byłam w związku z żadnym z tych mężczyzn, ale było to nie w porządku wobec Rhysanda. Rhysand bowiem kochał swojego pana, jakkolwiek dziwacznie to brzmiało, a to, co robił Spyder, dowodziło temu, że nie traktował relacji z Rhysandem poważnie.

- Zdradzasz Rhysanda. Nie jest ci wstyd?

Krzyknęłam głośno, gdy Spyder, korzystając z mojej wilgoci, wsunął we mnie dwa palce. Kciukiem bawił się moją łechtaczką. Uda mi drżały, gdyż byłam coraz bliżej upragnionego orgazmu. Moje ciało chciało doznać spełnienia, ale serce wiedziało, że to nie było właściwe.

- Nigdy bym go nie zdradził.

Spyder zassał skórę mojej szyi. Próbowałam go odepchnąć, a on wtedy, robiąc mi na złość, przyspieszył ruchy palców. Mimowolnie ocierałam się o nie, chcąc więcej. 

Niespodziewanie moim ciałem wstrząsnął głęboki orgazm. Moje nogi drżały niemiłosiernie, a serce pracowało zbyt szybko. Poczułam się wypompowana. Nie byłam w stanie się ruszyć. 

Mężczyzna gładził moją łechtaczkę jeszcze przez jakiś czas, chcąc przedłużyć moją rozkosz. Kiedy wyciągnął dłoń z moich majtek, wsadził sobie palce do ust i dokładnie je wylizał. Nie patrzyłam na niego, gdy to robił, ale po dźwiękach, jakie wydawał, domyślałam się, co było na rzeczy.

- Smakujesz niebiańsko. Choć nie możesz konkurować z Rhysandem. Mój sabiun ma najpiękniejszy smak na świecie. 

- Dlaczego zrobiłeś mi palcówkę? 

Zaśmiał się cicho. Pocałował mnie w szyję, w miejsce, w którym zrobił mi malinkę. 

- Chciałem, abyś się rozluźniła. Bishop poprosił mnie przed wyjściem, abym się tobą zaopiekował, więc to zrobiłem. 

Wbiłam paznokcie w plecy Spydera. Spodziewałam się, że przynajmniej syknie z bólu, ale jego nic nie ruszało. Może wyszkolił się, aby nie odczuwać bólu, a może po prostu był masochistą i takie rzeczy sprawiały mu rozkosz.

Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Było mi wstyd, że mu się poddałam. Obawiałam się, że Spyder opowie o wszystkim Rhysandowi, a co gorsze, Bishopowi, a ja zostanę skreślona przez obu. Tego bym nie przeżyła. 

- Masz Rhysanda - zaczęłam mówić, uspokajając oddech po wyczerpującym orgazmie. - Kochasz go. Nosi na szyi obrożę od ciebie. Tęskniliście za tobą. Przeżyliście razem wiele. Dlaczego więc nie pozwolisz mi na szczęście? Czy naprawdę chcesz mnie zniszczyć? Czym sobie na to zasłużyłam? 

Spyder przestał się śmiać. Jego dotyk również się zmienił.

Chwytając mnie za włosy, odsunął mnie od siebie tak, aby móc patrzeć mi w oczy. Przymknął powieki, z uwagą studiując moją twarz.

- To nieprawda, że chcę cię zniszczyć, Auroro. Nie wiem, jak to jest stracić rodzinę, gdyż zawsze miałem wszystko, o co poprosiłem ojca. Rhysand, mimo tego, że walczył zacięcie ze sobą, ostatecznie został ze mną. Osiągnąłem więc wszystko, co mogłem sobie wyśnić. Dlatego nie będę udawał współczucia, gdyż nie wiem, jak to jest znaleźć się w sytuacji, w której znalazłaś się ty. Jeżeli jednak uważasz, że chcę zniweczyć twoje plany na szczęście u boku Bishopa, jesteś w błędzie. Wiesz, co chciałem pokazać ci tym orgazmem, który ci podarowałem?

Te słowa z jego ust brzmiały brutalnie. Odczuwałam ogromny wstyd, że pozwoliłam Spyderowi na to, aby tak zaingerował w moją intymność. 

Pokręciłam głową, nie czując się na siłach, aby z nim rozmawiać. 

- Chciałem, abyś zrozumiała, że jeżeli wybierzesz Rhysanda, zaakceptuję cię w naszym związku.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Chciałam wstać i uciec do łazienki, aby znaleźć się jak najdalej Spydera, ale on wbił palce w moją talię, nie pozwalając mi na to. Musiałam więc mu się poddać. 

Opadłam na jego pierś i zapłakałam z poczucia bezradności. Zarzuciłam ręce na szyję Spydera, tuląc go mocno do siebie. Chciałam wyciszyć swój żałosny lament, płacząc mu w ramię. Moje ciało drżało niemiłosiernie. 

Kiedy po raz pierwszy spotkałam Rhysanda w biurze jego ojca, byłam nim zafascynowana. Chciałam poznać tego niebiańsko przystojnego młodego mężczyznę z blizną na twarzy. Kiedy tylko jednak Rhysand zabrał mnie na śniadanie do jednej z najlepszych restauracji w Nowym Jorku, czar prysł. 

Moje uczucia do Rhysanda były zmienne. W jednej chwili chciałam się na niego rzucić i go spoliczkować, a w kolejnej pragnęłam, aby to on rzucił mnie na łóżko i pokazał mi, że potrafi kochać. Chciałam być jego ukochaną, aby w przyszłości założyć z nim rodzinę. Dopóki nie pojechaliśmy do magazynu, w którym Bishop zastrzelił mojego ojca, taka perspektywa wydawała mi się kusząca, ale z biegiem czasu wszystko zostało zniweczone. 

W chwili obecnej, siedząc okrakiem na udach Spydera, czułam żal do samej siebie. Żal o to, że powinnam być silniejsza, gdy wymagała tego sytuacja. Powinnam była postawić na swoim i nie pozwolić tym niezwykle przystojnym mężczyznom się zmanipulować. Niestety, trauma po śmierci taty i uprowadzeniu do Emiratów Arabskich zrobiła swoje. Poddałam im się i pozwalałam, aby się mną bawili. Oczekiwałam tylko zrozumienia i poczucia bezpieczeństwa, a stałam się ich zabawką.

Płakałam w ramię Spydera, który kołysał mnie jak małą dziewczynkę. Szeptał mi do ucha jakieś niezrozumiałe dla mnie sentencje po arabsku. Ten język brzmiał niezwykle melodyjnie w jego ustach. Podobał mi się, ale Spyder nie był mężczyzną dla mnie. Przerażał mnie od pierwszej chwili, w której go zobaczyłam. Jeśli Rhysand go kochał, mogłam się z tym pogodzić i sama zacząć zabiegać o względy Bishopa, ale czułam, że żaden z tej trójki mężczyzn mi tego nie ułatwi.

- Auroro, zaraz położymy się spać, ale chciałem wyjaśnić ci jeszcze jedno.

Spojrzałam mu w oczy, oddychając ciężko przez zatkany nos.

Spyder objął dłonią mój policzek, a ja przymknęłam oczy i wtuliłam twarz w jego rękę. 

- Jestem w stanie się w tobie zakochać - wyznał, uśmiechając się do mnie chłopięco. - Jesteś idealnym materiałem na uległą, kotku. Wiem, że będziesz mi się sprzeciwiać, nie chcąc szkolenia, ale Rhysand też tego nie chciał. W końcu jednak mi uległ, a wtedy odkrył samego siebie. Decyzja należy do ciebie, Auroro, ale wiedz, że jestem gotowy pokazać ci świat, o którym ci się nie śniło. Wystarczy słowo. Słowo, a uczynię z twojego życia niebo na ziemi. Razem z Rhysandem przeżyjemy coś nie z tego świata. Pytanie tylko, czy jesteś w stanie mi się poddać? 

Na to pytanie nie potrafiłam odpowiedzieć. 

Jeszcze nie teraz. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top