3
Aurora
- Zaprowadzę cię do domu, aniele.
Rhysand zaparkował swojego astona martina pod moim domem. Nie zdziwiłam się, że wiedział, gdzie mieszkałam. Skoro Bishop i Rhysand mieli mojego ojca w garści, musieli wiedzieć o naszym życiu więcej, niż się tego spodziewałam. Miałam nadzieję, że Rhysand nie wnikał w moje życie prywatne, ale po godzinie spędzonej z nim wiedziałam, że był podobny do swojego ojca i mógł zrobić wiele, aby mi zaszkodzić.
- Nie trzeba. Obiecuję, że oddam twojemu ojcu pieniądze za śniadanie w Four Seasons.
- Nie pozwolę na to.
Kiedy chciałam wyjść z samochodu, Rhysand chwycił mnie swoją zasłoniętą skórzaną rękawiczką dłonią za nadgarstek. Zgromiłam go spojrzeniem. Bursztynowe oczy Rhysanda wpatrywały się we mnie z taką samą intensywnością, z jaką patrzyłam na niego ja.
- Odprowadzę cię do twojego pokoju. Chyba nie chcesz, aby twojemu ojcu stała się krzywda?
- Grozisz mi? Naprawdę masz czelność tak nachodzić niewinną dziewczynę?
Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek. Rhysand wbił wzrok w ulicę. Słońce wyszło na moment zza chmur i oświetliło jego twarz. Nawet pogoda zdawała się słuchać Rhysanda, jednak ja nie miałam zamiaru stawać się jego nową zabaweczką.
- Będziesz mi dalej pyskować, malutka? Czy pozwolisz mi, abym zabrał cię do domu?
Mężczyzna odblokował zamek drzwi dopiero, gdy się uspokoiłam. Kiedy wyszedł z pojazdu, obszedł go, poprawiając czarny płaszcz. Otworzywszy mi drzwi, podał mi dłoń. Gdy chciałam minąć go bez reakcji, on odchrząknął znacząco. Wywróciłam teatralnie oczami. Blondyn zacisnął usta w wąską kreskę, jakby był na mnie zły, że nie chciałam go słuchać. Cóż, nie byłam jedną z jego dziewczyn do zabawy. Nie płacił mi za to, abym umilała mu czas. Jeśli myślał, że wystawne śniadanie w najlepszej nowojorskiej restauracji sprawi, że będę patrzyła na niego przychylniej, był w błędzie.
Podałam Rhysandowi dłoń i razem weszliśmy po schodach do domu. Nie mieszkaliśmy bogato, dlatego spodziewałam się, że mężczyzna szybko opuści moje progi. Tata wolał oszczędzać i nigdy nie wydawał niepotrzebnych pieniędzy na rzeczy, które i tak by nam się nie przydały. Brałam z niego przykład i kupowałam jedynie to, co najpotrzebniejsze.
Nie rozumiałam, dlaczego Rhysand chciał wejść ze mną do środka. Po części bałam się, że zechce znaleźć jakiegoś haka na mojego tatę. W końcu Bishop nie mógł wysłać Rhysanda na śniadanie ze mną dla zabawy. Rhysand mógł pozwolić sobie na towarzystwo piękniejszych dziewczyn, a co najważniejsze - chętnych na zabawę z nim.
Nie byłam taka, czego książę niebawem miał się dowiedzieć. Zamierzałam potraktować go chłodno, gdyż na to zasłużył.
Spróbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale on mi na to nie pozwolił.
- Muszę wyjąć klucze, głupku.
- Głupku? - spytał, unosząc prowokująco jedną z ciemnych brwi. - Aniele, mogłabyś być dla mnie milsza. W końcu los twój i twojego ojca jest w rękach mojego tatusia. Jestem jego pomocnikiem. Chcę zobaczyć, czy jest warto o co walczyć.
- Pieprz się, Rhysand. Jesteś zadufanym w dobie dupkiem. Nie masz nic do zaoferowania.
Mężczyzna przyparł mnie do ściany budynku. Była tu wnęka, dlatego nikt z sąsiadów nie mógł nas zobaczyć.
Blondyn wcisnął nogę między moje uda, abym nie miała możliwości ucieczki. Chwycił mnie za ręce i przygwoździł mi je do ściany na wysokości mojej głowy. Jego usta musnęły kącik moich ust. Rhysand warknął gardłowo, ocierając się penisem o mój brzuch.
- Nie rób tego...
Z moich ust wyrwała się prośba, jednak on nie miał zamiaru spełnić mojego życzenia.
- Dlaczego jesteś taka nieposłuszna? Wiesz, że takie kobiety łamie się najprzyjemniej?
- Źle się czuję. Jeśli masz trochę szacunku dla kobiet, pozwól mi wejść do domu. Kręci mi się w głowie. Brzuch boli mnie z nerwów. Naprawdę nie mam ochoty na słowną przepychankę z tobą. Dlatego proszę, zaprowadź mnie do domu, poszukaj tam, czegokolwiek chcesz i wyjdź. Zostaw mnie w spokoju, abym biła się z myślami i zastanawiała się, co takiego zrobił wam mój ojciec. Nie wierzę, że chodzi tylko o głupią grę w kasynie. Twój ojciec nigdy nie robiłby problemu z takiego powodu. Musi chodzić o coś więcej, a ty chcesz się ze mną bawić, o niczym mi nie mówiąc.
Rhysand posłał mi przepraszające spojrzenie. Puściwszy mnie, wziął do ręki moją torebkę i wyjął z niej klucze do domu. Bez problemu znalazł te odpowiednie i otworzywszy drzwi, wpuścił mnie do środka. Położył dłoń na dole moich pleców, jakby próbował udawać dżentelmena, do którego było mu daleko.
- Zaprowadzę cię na górę, dobrze?
Nagle jego ton głosu zmienił się nie do poznania. Rhysand nie mówił już do mnie jak do nieposłusznej dziewczynki, którą chciał ukarać. Zrobił się czuły i wrażliwy, co było dziwne i do niego niepodobne.
Nie zamierzałam jednak się z nim wykłócać o jego dupkowatość, dlatego pozwoliłam mu zaprowadzić mnie po krętych schodach na górę. Rhysand przez cały czas trzymał dłoń na moich plecach. Jego ręka znajdowała się coraz bliżej moich pośladków, ale nie miałam już sił, aby zwracać mu na to uwagę.
Nie znosiłam tego człowieka, ale świadomość, że los mojego taty leżał w jego rękach, kazał mi posłusznie się zachowywać.
- Możesz już mnie zostawić. Chyba, że twój ojciec kazał ci przeszukać mój dom? Szukasz czegoś konkretnego? Może ci pomóc?
Weszliśmy do mojego pokoju. Rhysand rozejrzał się z ciekawością. Sięgnął do jednej z moich szafek, ale zanim zdążyłam do niego dotrzeć, aby powstrzymać go przed otwarciem, Rhysand wysunął szufladę i otworzył szeroko oczy.
- Niegrzeczna dziewczynka.
Wściekłam się na niego. Nie powinien był zaglądać do moich rzeczy.
Rhysand chwycił w dłoń mój wibrator i uniósł go nad swoją głowę, abym nie umiała go dosięgnąć. Nie byłam niska, gdyż miałam metr siedemdziesiąt wzrostu, ale on znacznie mnie przewyższał. W dodatku, aby jeszcze bardziej rozstroić moje zszargane nerwy, mężczyzna włączył wibrator i cicho się zaśmiał.
- Wyjdź z mojego domu!
- Spokojnie, aniele. To całkiem urocze. Lubisz się zaspokajać. Już myślałem, że jesteś zimna jak lód. Powiem ci w sekrecie, że żaden wibrator nie jest w stanie zapewnić ci takiej przyjemności, jaką może zapewnić ci dotyk drugiego człowieka.
- Wynoś się stąd!
W moich oczach stanęły łzy. Rhysand zauważywszy mój stan, wyłączył zabawkę i odłożył ją na miejsce. Zamknąwszy szafkę, objął mnie ramionami. Próbowałam się wyrywać i nawet kopnąć go w krocze, ale Rhysand, choć nie wyglądał na przesadnie umięśnionego, miał wielką siłę. Trzymał mnie mocno, zgniatając moje ręce między naszymi ściśniętymi ciałami.
- Wyjdź...
- Przepraszam, Aurora. Nie chciałem wyprowadzać cię z równowagi. Po prostu taki już jestem. Impulsywny i chcący się wiecznie bawić.
Moje łzy moczyły płaszcz mężczyzny, który musiał kosztować fortunę.
- Odsuń się ode mnie, po zabrudzę ci płaszcz. Nie mam tyle pieniędzy, aby zapłacić ci za czyszczenie.
- Życie nie kręci się tylko wokół pieniędzy, aniele - wyjaśnił, kładąc dłoń na tyle mojej głowy.
Ciepło ciała Rhysanda działało na mnie kojąco. Było mi przyjemnie i błogo. Podobało mi się przebywanie w jego ramionach, w których byłam pewna, że nie stanie mi się nic złego. Było to złudne uczucie, gdyż już za cztery dni miało wydarzyć się coś, o czym nie miałam pojęcia. Cholernie się tego obawiałam, ale byłam pewna, że Rhysand niczego mi nie zdradzi.
- Przykro mi, że twoje życie tak się potoczyło, piękna.
- Nie żartuj. Wcale nie jest ci przykro. Poza tym, skąd miałbyś wiedzieć, co mnie spotkało?
Rhysand oparł czoło o moje ramię. Westchnął ciężko, a moje ciało przeszły dreszcze. Jeszcze nigdy nie reagowałam w ten sposób na bliskość drugiego człowieka. Owszem, miałam kilka romansów na studiach, ale nie zakończyły się one spektakularnie. Mimo tego, że miałam dwadzieścia dwa lata, wciąż byłam dziewicą. Wszystkie moje koleżanki z liceum już dawno miały swój pierwszy raz za sobą, a ja byłam niedoświadczona. Czasami martwiłam się, że to ze mną coś było nie tak, jednak rozumiałam, że w życiu przecież nie chodziło tylko o seks. Wpierw miałam skupić się na pracy w Marshall's Investements, a dopiero, gdy się ustabilizuję, poszukać partnera.
- Nie oszukujmy się. Przecież wiesz, że wszystko wiem.
Miał rację. Nie chciałam jednak przyznać tego na głos.
- Czy mógłbyś zostawić mnie samą?
Czułam, że lada moment poważnie się rozpłaczę i nie chciałam, aby on był tego świadkiem. Dlatego poczułam wdzięczność, gdy mężczyzna się ode mnie odsunął. Chwycił mnie za ramiona i spojrzał mi w oczy.
- To było najmilsze śniadanie w moim życiu - wyznał, gładząc opuszkami palców moje odsłonięte ramiona.
- Do widzenia, Rhysand.
- Do zobaczenia - wyszeptał, nachylając się nade mną, aby złożyć pocałunek na moim policzku.
***
Odkąd wróciłam z feralnego spotkania z synem nowojorskiego boga biznesu, leżałam w łóżku i płakałam. Może było to spowodowane buzującymi we mnie hormonami, a może chodziło o niego.
Rhysand Marshall był przystojnym, ale aroganckim dupkiem. Potrafił wyprowadzić mnie z równowagi, aby chwilę potem mnie ugłaskać. Denerwował mnie jego sposób bycia, ale jednocześnie mnie do niego przyciągał.
Miałam w głowie mętlik. Czułam się zagubiona, ale nie miałam z kim porozmawiać. Tata od kilku dni nie wracał z pracy na noc do domu. Martwiłam się o niego i wydzwaniałam do niego. Pewnej nocy jakiś mężczyzna odwiózł ojca z baru, w którym się upił. Musiałam się nim zaopiekować, a od tamtego czasu tata już w ogóle nie przychodził do domu. Domyślałam się, że zakwaterował się w jakimś hotelu, a może po prostu noce spędzał w lokalnych barach, aby iść rano do pracy z kacem.
- W co ty się wpakowałeś, tato?!
Wykrzyczałam te pytanie do poduszki, próbując stłumić szloch.
Brakowało mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać o tym, co mnie bolało. Nie miałam nawet do kogo zadzwonić. Moja mama odeszła, gdy miałam siedemnaście lat. Zostawiła nad dla kochanka z Rosji, który zdawał się dawać jej wszystko, czego potrzebowała. Pamiętałam, jak zawodziłam, gdy mama oznajmiła, że zostawia nas w Stanach, aby sama zacząć życie w Rosji. Jej narzeczony, Anton Arashov, był przystojnym mężczyzną, ale nie kochał mamy tak, jak kochał ją tata.
Po tym zdarzeniu załamałam się. Straciłam kontakt z przyjaciółkami, a gdy po latach chciałam go odnowić, okazywało się, że wszystkie mają już narzeczonych bądź mężów. Ivy nawet spodziewała się już dziecka. Tylko ja byłam outsiderką. Tylko ja byłam niechciana.
Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegar. Było już po północy, a tata wciąż nie wrócił do domu. Zrozumiałam, że nie mam na kogo czekać, dlatego położyłam się na plecach. Próbowałam zasnąć, ale sen nie chciał nadejść.
Poszłam więc do pokoju, w którym mój ojciec kiedyś pracował po godzinach spędzonych w pracy.
Musiałam znaleźć tutaj jakiś dowód na to, co tata zrobił, aby podpaść Bishopowi Marshallowi.
Czułam się źle, przeglądając jego dokumenty, ale musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Dlatego sięgnęłam do szuflady, w której trzymał wszystkie swoje teczki wypełnione papierkami i po kolei je otwierałam.
Czytałam każdy dokument z precyzją, jednak w żadnym z nich nie znalazłam nic oprócz biznesowego bełkotu. Były to jakieś umowy zawarte pomiędzy osobą Bishopa Marshalla a firmami, z którymi współpracował. Nigdzie nie było wzmianki o Rhysandzie.
Po czterech godzinach czytania dokumentów, poddałam się. Weszłam więc w Internet i wpisałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko Rhysanda Marshalla. Pojawiła się informacja, że był on pierworodnym i jedynym synem Bishopa Marshalla, ale nigdzie nie było jego zdjęcia.
Byłam ciekawa, w jaki sposób Rhysand chronił swoją prywatność. Jego ojciec był osobą publiczną, o której często wspominano w krajowych mediach. Jakim cudem Rhysand uchował się w cieniu ojca? Czy miał na kogoś haka?
Zanim się spostrzegłam, była szósta rano. Zmęczona po nieprzespanej nocy zawlekłam się do łazienki i zrobiwszy makijaż oraz ułożywszy włosy, wróciłam do swojego pokoju. Ubrałam się elegancko do pracy, zakładając na nogi szpilki. Chciałam sprawiać wrażenie silnej i niezależnej, gdyż tego właśnie potrzebowałam, aby przetrwać kolejne trzy dni.
Nie kłopotałam się jedzeniem śniadania. Chwyciłam leżącą na komodzie torebkę. Zeszłam na dół i zmierzywszy się wzrokiem w lustrze, westchnęłam ciężko.
Nie wyglądałam dobrze. Nie wyglądałam atrakcyjnie.
Prezentowałam się jak zmęczona życiem dziewczyna, która mimo, że była taka młoda, już nie miała siły żyć.
Nie miałam czasu, aby zastanawiać się nad tym, czy zmienić makijaż czy też się przebrać. Wyszłam z domu i gdy zamknęłam drzwi na klucz, odwróciłam się, aby pójść w stronę metra. Gdy tylko zeszłam ze schodów i uniosłam wzrok, ujrzałam przed sobą czarnego matowego astona martina i jego właściciela, opartego o bok pojazdu ze skrzyżowanymi na piersi rękami.
Dzień nie mógł zacząć się gorzej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top