28

Rhysand

Aurora wpatrywała się we mnie z niezrozumieniem. Zapewne potępiała moją decyzję, którą podjąłem przed czterema laty, gdy zdecydowałem się zostać w pałacu Spydera i Anwara, aby odkrywać głębię mojej relacji z moim arabskim bóstwem. Sam czasami nie rozumiałem, co kierowało mną, gdy zdecydowałem się zerwać relację z Bishopem, ale uznawałem, że byłem niezwykle silny, gdy podjąłem taką decyzję. 

- Ta obroża...

- Spyder podarował mi ją tamtego dnia - wyznałem, odruchowo dotykając z namaszczeniem chokera, który znajdował się na mojej szyi. Był czarny, elegancki i idealnie pasujący do mnie. 

- Może wydawać ci się to dziwne, że pokochałem Rhysanda w ciągu kilku dni, ale po prostu czułem, że to mężczyzna dla mnie. Odrzucił swojego ojca dla mnie. Czułem się winny, gdy Rhysand płakał mi w ramię przez wiele dni, ale dobrze się stało.

- Jak to się wydarzyło, że pogodziłeś się z ojcem? Nie wiem, czy byłabym w stanie wybaczyć komukolwiek coś takiego...

Poczułem ucisk w sercu. 

Nagle dotarło do mnie, że moje zachowanie, jako syna Bishopa, było karygodne. Zasługiwałem na karę, gdyż byłem okropnym dzieckiem. 

- Bishop wybaczył mi to, co zrobiłem. Po miesiącu wysłałem do niego pierwszy list, ale na niego nie odpisał. Bałem się, że list zniknął w podróży, ale Spyder potwierdził, że list dotarł do adresata. Wysyłałem listy do taty co kilka dni, ale na żaden nie odpisał. Byłem zrozpaczony, ale pewnego dnia, po ponad roku, tata odpisał. Wybaczył mi i powiedział, że będę mógł zostać w Emiratach tak długo, jak będę tego chciał. Rozpłakałem się wówczas z wdzięczności. Byłem zmieszany, ale w końcu tata mi wybaczył, a ja o niczym więcej nie marzyłem. 

- Co z tym aktem własności? Podpisaliście go?

Spojrzałem prosząco na Spydera, który nieustannie gładził mnie po plecach, gdy wyznawałem Aurorze, co łączyło mnie z nim. Brunet skinął głową, a ja uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością. 

Ze Spyderem potrafiłem porozumiewać się bez słów. Nikt nie znał mnie tak dobrze, jak on. Bishop również był przy mnie, gdy sprawy przybrały nieoczekiwanego obrotu i wszystko wymknęło się spod kontroli. Tata mi wybaczył, choć ja nigdy nie wybaczyłem sobie, że moje uczucia do Spydera zwyciężyły ponad relacją z moim ojcem. Choć gdyby nie moja postawa tamtego dnia, kiedy Bishop przybył do pałacu Anwara z okupem, dziś nie byłbym ze Spyderem. 

- To historia na inny moment, kociaku - rzekł Spyder, przejmując kontrolę nad rozmową. - Dowiedziałaś się już wystarczająco wiele jak na dzisiaj, malutka. Może teraz pozwolisz nam się ubrać i wrócimy na pokład? Anwar z pewnością chciałby z tobą porozmawiać. Skoro dowiedziałaś się o akcie, musisz być ciekawa, jakie są jego postanowienia. 

Aurora skinęła głową. Uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja poczułem przyjemne ciepło otulające moje serce. 

Spyder ubrał się szybko, lecz mnie potrzeba było na to trochę więcej czasu. Czułem się roztrzęsiony. Po części byłem zły na Spydera, że nie powiedział mi o akcie własności, jakim objęta była Aurora. Wiedziałem, że gdy dowie się, o co w tym dokładnie chodziło, będzie zrozpaczona, ale obiecałem sobie, że wówczas będę przy niej.

Chyba, że Bishop będzie szybszy. 

Gdy Spyder był już ubrany, podał Aurorze rękę. Dziewczyna podała mu swoją dłoń, a gdy stanęła, Spyder otulił ją ramionami.

Uśmiechnąłem się na ich widok. Oddałbym wiele, aby Aurora zrozumiała łączącą nas dynamikę i pozwoliła nam wprowadzić ją w nasz związek. Chciałbym tego dla niej i dla siebie, choć decyzja nie należała przecież do mnie.

Ja byłem tutaj bowiem najniższym ogniwem. Spyder formalnie był moim panem, a Aurora była jego własnością. Mógłbym marzyć i fantazjować o naszej relacji jako trójkącie, ale kim byłem, aby tego pragnąć? 

Zarówno Aurora, jak i Spyder, musieliby chcieć tego samego. Aurora musiałaby być gotowa na nowe doznania. Otwarcie się na dwóch mężczyzn, kiedy podobał jej się jeszcze trzeci, nie mogło być łatwe. Mogłem nakierować ją na związek ze mną i Spyderem, ale były to tylko moje pobożne życzenia. Byłem bowiem pewien, że Spyder nigdy nie pozwoliłby nikomu dzielić się mną. Należałem do niego w pełni. Dlatego dla dobra własnego i Aurory, musiałem pozwolić jej kochać mojego ojca.

Choć było to dla mnie niezwykle bolesne. 

Aurora

Po mojej lewej stał Rhysand, podczas gdy po mojej prawej szedł Spyder.

Rhysand trzymał mnie za rękę, a Spyder trzymał dłoń na dole moich pleców. Otoczona nimi, czułam się bezpieczna i chroniona. 

Wróciliśmy na pokład, gdzie impreza trwała w najlepsze. Nagie ciała złączone były ze sobą w dzikiej, gorącej orgii. Starałam się nie patrzeć na te seksualne eskapady, ale nie było siły, abym miała możliwość odwrócenia wzroku, gdyż złączone ze sobą ciała znajdowały się wszędzie.

Spodziewałam się zobaczyć Bishopa w towarzystwie jakiejś piękności, która gotowa była zrobić wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę tego niezwykle przystojnego mężczyzny. Zdziwiłam się więc, gdy ujrzałam go przy barze, stojącego tam w towarzystwie Anwara.

Mężczyźni zwrócili się w moją stronę, obserwując mnie w otoczeniu ich synów. Może myśleli, że między nami doszło do czegoś więcej w pokoju rozkoszy, którego wygląd mnie zaskoczył. Nie pozwoliłabym jednak na to. Nie teraz, gdy miałam w głowie mętlik.

Bishop przeprosił Anwara i do mnie podszedł. Ścisnęłam mocniej dłoń Rhysanda. Nachylił się nade mną, aby pocałować mnie w policzek, za co byłam mu wdzięczna. 

- Auroro, moglibyśmy porozmawiać w ustronnym miejscu?

Wzrok Bishopa Marshalla był błagający. W każdej innej sytuacji poddałabym się jego zniewalającemu urokowi, ale teraz nie byłam w stanie tego zrobić. 

Pokręciłam głową, czując kolejne łzy w moich oczach.

- Kochanie, proszę. Przed północą muszę wrócić do Nowego Jorku. Zobaczymy się dopiero za tydzień. Nie chciałbym rozstawać się z tobą w kłótni. Nie zrobiłem nic, aby zasłużyć sobie na twoją niechęć. Powiedziałem ci prawdę. Przecież to nie ja stałem się twoim właścicielem. 

- Wiem, Bishopie - wyznałam, nie puszczając Rhysanda i Spydera. Chronili mnie swoimi ciałami, za co byłam im ogromnie wdzięczna. 

- Skarbie...

Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. 

Spojrzałam na Spydera, który nie był tak wesolutki, jak zwykle. Nie znałam go długo, ale już zrozumiałam, że miał lekkie podejście do życia. Kochał Rhysanda i był gotów za niego walczyć, ale zazwyczaj odznaczał się humorem i flirtem. Tym razem jednak pokazał klasę i gdy skinęłam mu głową, odszedł w tył, dołączając do gości przyjęcia.

Gdy zwróciłam wzrok na Rhysanda, ten objął dłonią mój policzek. Rozchylił wargi, ale żadne słowa nie opuściły jego ust. Przygryzł dolną wargę.

- Zawsze stanę za tobą murem, aniołku. Pamiętaj o tym, dobrze?

- Tak - wyszeptałam, całując go delikatnie w usta.

Podeszłam do Bishopa, podając mu dłoń. Rozluźnił się, wyraźnie zadowolony, że nie byłam na niego wściekła.

Mężczyzna zaprowadził mnie do jednej z sypialń. Zamknął za nami drzwi, odcinając nas od jęków i dźwięków towarzyszącym zderzającym się ze sobą ciałom. 

Stojąc na przeciwko niego, na nowo chłonęłam jego aparycję. 

Wyznanie Rhysanda i Spydera uzmysłowiło mi, że Bishop, mimo nieciekawej reputacji, był dobrym człowiekiem. Miał szlachetne serce. Chciał uratować syna z rąk arabskich oprawców, ale Rhysand podjął decyzję, która zaważyła na jego przyszłości. Rozumiałam, że dla Bishopa był to cios i trudno było mu pogodzić się ze słowami ukochanego syna, ale w końcu mężczyźni się pogodzili. Nie wiedziałam jeszcze, co zdarzyło się po tamtym wieczorze, gdy nie doszło do satysfakcjonującej wymiany między Anwarem a Bishopem, ale czułam, że skoro ostatecznie wszyscy się pogodzili, mimo łączących ich kultury drastycznych różnic, wszyscy byli dobrymi ludźmi.

Może miałam zbyt łagodne podejście do świata, ale nie mogłam wiecznie trwać w nienawiści, gdyż wykończyłoby mnie to szybko, a przecież nie chciałam jeszcze umierać.

Położyłam dłonie na piersi Bishopa. Jego udręczone spojrzenie bolało, ale po części zasłużył sobie na to.

- Auroro, ja...

Spięłam się, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

Mężczyzna po drugiej stronie nie czekał na zaproszenie. Gdy wszedł do środka, rozpoznałam w nim Anwara. Uśmiechał się do nas z samozadowoleniem. 

- Wiedziałem, że was tu spotkam. Auroro, chciałbym z tobą pomówić. Wolałbym zrobić to w obecności Bishopa, jeśli pozwolisz. Z pewnością łatwiej ci będzie przyjąć wieści, będąc obok ukochanego.

Czułam, o co chodziło, ale nie byłam pewna, czy byłam gotowa na rozmowę z szejkiem. 

Mężczyzna jednak nie czekał na moją aprobatę. Zasiadł w wygodnym fotelu, a nam wskazał na łóżko. Może myślał, że podobnie jak uczestnicy przyjęcia, posiądziemy się na łóżku w dzikiej orgii, ale może to mnie ponosiła wyobraźnia. 

Usiadłam tuż obok Bishopa. Nasze uda stykały się ze sobą. Bishop, wyczuwając mój niepokój, położył dłoń na moim udzie i uspokajająco mnie pogładził. 

- Auroro, nie musisz się mnie obawiać. To, że jestem twoim właścicielem, nic między nami nie zmienia.

- Między nami? 

Szejk odetchnął ciężko. Nie zrywał kontaktu wzrokowego ze mną, co doprowadzało mnie do szału, ale musiałam uszanować jego dominację. To on miał władzę i jakby nie patrzeć, mój los leżał w jego rękach. Moje życie zależało od niego.

- Malutka, przecież wiesz, że tak jakby stałaś się moją niewolnicą. Przynajmniej na papierze.

Spuściłam wzrok, nie będąc w stanie znieść tego uprzedmiotowienia.

- Co mam rozumieć przez to, że jestem pana niewolnicą? Czy będzie mnie pan gwałcił?

Bishop zachłysnął się powietrzem i zaczął kaszleć. Poklepałam go z troską po plecach. 

- Nie ma mowy, Auroro. Jesteś dziewicą i szanuję to. Wiesz, że to tylko formalność, prawda? Twoja przynależność do mnie i mojego syna?

- Mam nadzieję, że to prawda, proszę pana. Nie chciałabym stać się bezradną niewolnicą w rękach arabskiego szejka. Będę panu wdzięczna, jeśli pozwoli mi pan być w miarę możliwości wolną. Rozumiem, że nie będę mogła opuszczać pałacu. Uszanuję pańskie zasady. Proszę tylko o pozwolenie mi na przebywanie z Bishopem, Rhysandem i pańskim synem. Nie chciałabym być samotna w tej niewoli. 

- Ależ nie będziesz samotna, maleńka. Będziemy z tobą przez cały czas. Za kilka dni czeka nas krótki wyjazd na południe kraju, ale Rhysand i Spyder na pewno się tobą zaopiekują. 

Spojrzałam na Bishopa, milcząco pytając go o to, co o tym wszystkim sądził. 

- Spędzisz z nimi więcej czasu. To na pewno będzie dla was wartościowe.

- Co z tobą, Bishopie?

- Ze mną? 

Nie zważając na towarzystwo Anwara, objęłam dłońmi twarz Bishopa. Miałam ochotę wycałować każdy zakątek jego ciała. Chciałam dokończyć to, co przerwał nam szejk jeszcze w pałacu. Pragnęłam paść przed Bishopem Marshallem na kolana i pokazać mu, że mimo tego, iż robił mi z mózgu papkę, w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób zależało mi na nim. 

- Lecisz do Nowego Jorku, prawda? Zostawisz mnie tu samą? 

- Nie będziesz sama. Wrócę za tydzień i zostanę tu na kilka dni. W trakcie kolejnych dni sama odpowiesz sobie na pytanie, czy chcesz ze mną być czy jednak sobie odpuścisz. Pamiętaj, że jakąkolwiek podejmiesz decyzję, będę cię wspierał, kochanie.

Zarzuciłam ręce na szyję Bishopa. Pocałowałam go w policzek, ocierając się o jego krótki zarost.

- Nie zostawisz mnie? 

- Nigdy - warknął, ściskając mnie mocniej. - Czekałem na ciebie tak długo, że już nigdy nie pozwolę ci odejść. Będziesz ze mną, albo z moim synem. Nasza sytuacja nie jest zwyczajna, ale nie jest to coś, z czym się nie uporamy. Razem sobie poradzimy.

Razem. 

Słowo, którego tak mi brakowało, a którego prawdziwości wciąż nie byłam pewna. 






obroża

Narkotyki

bishop leci

rozmowa z ANWAREM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top