24

Rhysand

Cztery lata temu

Z moich oczu została zdjęta opaska, dzięki czemu mogłem zobaczyć, gdzie się znaleźliśmy.

Trafiliśmy do pięknego portu, który widziałem zza okien limuzyny. Pojazd miał właśnie zaparkować przed jednym z wielu jachtów, gdy nagle poczułem dłoń Spydera na moim karku. Odwrócił moją głowę do siebie i natarczywie pocałował, wsuwając język w moje usta i przygryzając moją dolną wargę. 

- Synu, nie jesteś tutaj sam. 

Spojrzałem na mężczyznę, który siedział na kanapie znajdującej się na przeciwko nas.

Moje policzki pokrył rumieniec, kiedy zrozumiałem, że ten facet nam się przypatrywał. Oprócz niego, było tutaj jeszcze dwóch innych mężczyzn. Wszyscy ubrani byli w tradycyjne arabskie szaty, które widywałem w filmach, ale ten jeden wyróżniał się na tle pozostałych. Był bowiem ojcem Spydera. Człowiekiem, który mnie uprowadził i z nie wiadomych powodów przetrzymywał w swoim pałacu.

Bezradność dotknęła mnie boleśnie. Poczułem rozgoryczenie zmieszane z upokorzeniem. Odwróciłem wzrok w stronę okna, skupiając się na mężczyznach wchodzących na jacht w towarzystwie półnagich lub zupełnie nagich kobiet. Nagle moje uczucie do Spydera wyparowało. Poczułem się wykorzystany. Nie mogłem przecież liczyć na miłość takiego człowieka, jakim był Spyder. Byłem bowiem dla niego jedynie tymczasową rozrywką. Zabawką, którą po wpłaceniu okupu przez Bishopa miał zamiar wyrzucić i na zawsze o niej zapomnieć. 

- Tato, zawstydziłeś Rhysanda.

- Powiedz mi, dlaczego tak się zajmujesz tym chłopakiem? To dla nas tylko towar.

Spyder zdjął mi knebel, uwalniając mnie po trochu od poczucia uprzedmiotowienia.

- Pozwoliłeś mi się zanim zaopiekować, więc to właśnie robię. W przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie traktowałem ludzi jak towar. Pieprzyłem dziwki, bo chciałeś zrobić ze mnie mężczyznę. Z własnej woli nie tknąłbym żadnej z nich. 

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś gejem?

Szejk gestem dłoni nakazał dwóm pozostałym mężczyznom opuścić limuzynę. Ukłonili się i wykonali rozkaz szejka. Dałbym wiele, aby również móc wyjść z tego samochodu, ale nie chciałem zawieść Spydera. Otoczył mnie troską, więc chciałem mu się za to odwdzięczyć. 

- Lubię zarówno kobiety, jak i mężczyzn, ojcze. Proszę, czy moglibyśmy się dziś nie kłócić? 

- Ależ ja się z tobą nie kłócę, moje dziecko. Po prostu się o ciebie martwię. Ten chłopak nie da ci nic oprócz chwilowej przyjemności. Może myśli, że jeśli omota ciebie wokół palca, będziemy dla niego łagodniejsi, ale jeśli jego ojciec nie wpłaci pieniędzy, czeka go taki sam koniec, jak wszystkich naszych poprzednich więźniów.

Zadrżałem. Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie mogłem tego zrobić. Byłem przecież ich niewolnikiem. Każde moje słowo mogło zostać użyte przeciwko mnie, na co nie mogłem sobie pozwolić. 

Spyder położył dłoń niebezpiecznie blisko mojego ukrytego w bokserkach penisa. Zacisnąłem dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę. Chciałem skupić się na tym bólu, aby nie myśleć o tym, że mogłem zostać zamordowany. Taka opcja nie wydawała mi się możliwa, ale najwyraźniej szejk i jego syn wiedzieli już, co robiło się z więźniami, za których nie wpłacono okupu na czas. 

Nie spieszyło mi się na drugą stronę. Naprawdę nie chciałem jeszcze umrzeć. Serce podpowiadało mi, abym krzyczał i wylewał swoje żale, nie rozumiejąc arabskiego systemu, ale rozum kazał mi zachowywać się pokornie, jak na niewolnika przystało. Liczyłem na to, że nie zawiodę się na moim arabskim kochanku. Miałem nadzieję, że Spyder wstawi się za mną u ojca i nie pozwoli mu mnie zranić. 

Dobry Boże, naprawdę nie chciałem umierać. 

- Jestem dorosłym mężczyzną, ojcze - ciągnął Spyder, zaciskając dłoń na moim kutasie. Jego ojciec spojrzał na zachowanie syna z niedowierzaniem, a ja opuściłem głowę, pozwalając sprawom toczyć się własnym biegiem. - Rozumiem, że lubisz porywać niewinne dziewczyny lub chłopców za karę za grzechy ich rodziców. Mimo, że rzygasz forsą, wciąż chcesz jej więcej i więcej. Nigdy nie rozumiałem twojego postępowania. Potępiałem je, ale mam już dość bycia posłusznym chłopcem na posyłki. Dlatego nawet jeśli jakimś cudem Bishop Marshall nie wpłaci okupu za Rhysanda, zaopiekuję się nim i nie pozwolę, aby ktokolwiek go skrzywdził. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność za Rhysanda Marshalla, tato.

W limuzynie zapanowała cisza. Moje ręce i nogi drżały z nerwów. Spyder masował moją erekcję, zupełnie jakby chciał mnie uspokoić, choć jego pieszczoty przyniosły zgoła odwrotny efekt. 

- Rób, co uważasz za słuszne, synu. Obiecuję ci jednak, że jeśli Rhysand kiedykolwiek ucieknie, winą obarczę ciebie. Ukarzę cię na oczach wszystkich członków naszej rodziny. Zmaltretuję cię tak, że zostanie z ciebie worek na mięso i nie będę czuł wyrzutów sumienia.

Szejk wyszedł z samochodu, trzaskając za sobą drzwiami.

Nie mogąc dłużej się powstrzymywać, pozwoliłem łzom bezradności spłynąć po moich policzkach. Płakałem w ciszy, zginając się w pół.

- Kurwa, nie pozwolę, abyś się smucił. Nie, kiedy czeka nas wspaniałe przyjęcie, sabiun.

Spyder wyjął dłoń z moich bokserek. Chwycił mnie brutalnie za głowę, odchylając mi ją w tył, tym samym zmuszając mnie, abym spojrzał mu w oczy.

Wpatrywałem się w tą bezkresną, uzależniającą zieleń. Piękno Spydera odbierało mi dech w piersi, jednak najbardziej poruszyła mnie jego ludzkość. 

- Nie bój się. Nie pozwolę nikomu cię zranić. 

- Masz ultimatum - zauważyłem, pozwalając mu ocierać knykciami moje łzy. - Muszę być posłuszny. Nie martw się, Spyder. Będę grzecznym chłopcem. Nie pozwolę, aby ojciec zrobił ci krzywdę. 

Spyder przyssał się do moich warg, całując mnie z pasją. Miałem wrażenie, że tym pocałunkiem w pewien sposób chciał mi się odwdzięczyć, choć nie byłem pewien, za co takiego.

- Zobaczysz jeszcze wiele złych rzeczy w moim życiu - wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. Dłoń przesunął na mój kark, a ja rozchyliłem usta, błagając go o kolejny pocałunek. - Mój ojciec nie jest taki, jak twój. Nasza kultura jest zupełnie inna, niż twoja. Mimo głębokiej wiary, jaką odznacza się moja rodzina, jest w niej pełno zła. Mnóstwo perwersji, krwi i cierpienia. Jeśli naprawdę postanowisz ze mną zostać, dam ci wszystko. Będę traktował cię jak księcia. Wiem, że proszę o wiele, ale...

- Nie ucieknę. 

Złożyłem obietnicę i miałem zamiar jej dotrzymać. Nawet, jeśli miało to zranić mojego ojca.

- Rhysand...

- Zostanę z tobą - warknąłem, zaciskając wargi, aby powstrzymać kolejną falę łez. - Zostanę z tobą, do cholery! Chcę tu być, ale mój ojciec...

- Znajdę sposób, żeby nasi ojcowie się pogodzili. Zaufaj mi, sabiun. Daj mi trochę czasu, a ja obiecuję, że zrobię wszystko, abyś był cholernie szczęśliwy. Bo na to zasługujesz. Kurwa, zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Chciałbym wrócić z tobą do pałacu, ale musimy pojawić się na jachcie. Myślisz, że dasz radę tam ze mną pójść?

Uśmiechnąłem się przez łzy i skinąłem głową. 

- Dobrze. W takim razie gdy wyjdziemy z samochodu, chciałbym, abyś padł na kolana i na czworakach wszedł na pokład. Cokolwiek zobaczysz, pamiętaj o jednym. Ciebie nigdy nie spotka to, co spotyka tamtych chłopców i dziewczyny.

Jego słowa były dla mnie enigmatyczne, ale jak się okazało, szybko pojąłem, o czym mówił Spyder.

Aurora

Obecnie 

Bishop siedział na kanapie, a mnie trzymał na swoich kolanach. Bawił się moimi włosami, tajemniczo milcząc. 

Moje serce drżało niespokojnie. Biło bardzo szybko, a mój oddech był urywany. Cokolwiek miało się tu dziś zadziać, z pewnością nie miało być to coś przyjemnego. Bałam się, że będę świadkiem jakiegoś niezrozumiałej perwersji, a być może czegoś o wiele gorszego. Anwar w końcu wspominał o krwi, więc coś musiało być na rzeczy.

- Gdzie jest Rhysand? 

Ponowiłam swoje pytanie, mając nadzieję, że tym razem uzyskam odpowiedź. 

- Jest ze Spyderem. Skarbie, jest ci ze mną aż tak źle, że ciągle wypytujesz o mojego syna?

- On nie zmusiłby mnie do wypicia alkoholu.

Bishop napiął mięśnie. Odwrócił moją głowę tak, abym była zmuszona patrzeć mu w oczy. Wcześniej byłam nimi zafascynowana, ale teraz patrzyłam w nie z żalem. 

- Nie znasz Rhysanda, Auroro. Nie wiesz, do czego jest zdolny. Mój syn przeszedł piekło i sam zdecydował, że wciąż chce żyć u boku diabła. Czasami nie rozumiem jego postępowania, ale ja również byłem nieczytelny dla swoich rodziców. Posyłali mnie do psychologów, myśląc, że coś jest ze mną nie tak, ale nie mieli pojęcia, że moje niepokojące zachowanie nie było spowodowane żadną chorobą psychiczną, a poczuciem niezrozumienia. Mam ponadprzeciętne IQ, co skutkowało tym, że byłem dyskryminowany, gdyż rówieśnicy uważali mnie za dziwaka. Starałem się wychowywać Rhysanda lepiej niż robili to moi rodzice ze mną. Nie mogłem jednak zdecydować za niego, kogo miałby pokochać. 

- Czy Rhysand jest w związku ze Spyderem? 

Mężczyzna przycisnął usta do mojego czoła.

- To skomplikowane. 

Moje rozważania przerwał głośny jęk jednej z kobiet. Spojrzałam w jej kierunku i zauważyłam, że była ciągnięta za włosy przez Anwara do konstrukcji przypominającej krzyż. Z tą jednak różnicą, że w jego przypadku ofiarę można było przykuć do krzyża, unosząc ręce wysoko nad głowę i rozszerzając je, podobnie postępując z nogami.

Szejk wzbudził zainteresowanie pozostałych gości przyjęcia, którzy kazali swoim "niewolnicom" przestać się z nimi zabawiać. Jeden z mężczyzn wytrysnął swoje spełnienie na twarz ślicznej blondynki, która zaczęła zlizywać jego spermę. 

Nagle Anwar uderzył dziewczynę w policzek, posyłając jej ciało na podłogę. 

Próbowałam zerwać się z kolan Bishopa, ale on otoczył mnie ramionami, więżąc mnie w stalowym uścisku. Spojrzałam na niego błagalnie. Alkohol po raz kolejny uderzył mi do głowy. Mimo, że Bishop wypił to samo, co ja, jego zachowanie nie różniło się wcale od tego, jakim cechował się, gdy był trzeźwy.

- On ją skrzywdzi - wyszeptałam do Bishopa, na co on zacisnął usta w wąską linię. 

- Tak, Auroro. Anwar ją skrzywdzi.

- Nic z tym nie zrobisz?

- Nie mogę - wyznał, ściskając mnie mocniej. 

- Dlaczego? Czy ja też...

- Tobie nic się nie stanie - warknął, jakby zły na mnie, że w ogóle pomyślałam o takiej możliwości. - Anwar ją skatuje, a my będziemy na to patrzeć. Bądź grzeczna. Jeśli zwrócisz na siebie uwagę, ciebie szejkowie wezmą za cel do zniszczenia, a wtedy nie będę mógł w żaden sposób ci pomóc. Dlatego, proszę, Auroro. Dla własnego dobra i mojej reputacji, zachowuj się posłusznie. W kieszeni mam knebel, ale wolałbym go nie używać. 

Kolejny, przeszywający krzyk dziewczyny, kazał mi znów zwrócić na nią uwagę. 

Blondynka została przypięta do krzyża. Kiedy była już unieruchomiona, Anwar zadał jej cios w brzuch, aż dziewczyna splunęła krwią. W międzyczasie Anwarowi ktoś przyniósł parujące narzędzie na podkładce. Zmarszczyłam brwi, próbując dojrzeć, co to było, ale wcale nie musiałam się wysilać. Gdy bowiem Anwar podniósł narzędzie, trzymając je w rękawiczce, i przytknął je do brzucha blondynki, ta krzyknęła agonalnie. Na jej skórze powstał cuchnący spalenizną ślad z literą "A" otoczoną cierniami.

To jednak był dopiero początek jej tortur.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top