20

Aurora

Siedziałam na kolanach Bishopa, zdając sobie sprawę, że właśnie spełniało się jedno z moich najskrytszych marzeń, ale za jaką cenę? 

Bishop głaskał mnie tak, że czułam fajerwerki w każdym zakątku ciała. Byłam w nim zakochana, choć tym samym go nienawidziłam. Chciałam, aby spotkała go kara za to, że odebrał mi rodzinę oraz wolność, ale jednocześnie pragnęłam go tulić i chronić, choć przecież był dla mnie nikim więcej jak zakazanym mężczyzną. 

- Jesteś pewna, że dasz radę wszystkiego spokojnie wysłuchać? Jeśli chodzi o mnie, mógłbym znów cię związać, ale...

- Bishop...

- W porządku.

Wiedziałam, że będzie mi ciężko o tym słuchać, ale musiałam wziąć się w garść, gdyż poznanie prawdy było jedynym, na czym teraz mi zależało.

- Poznałem twojego ojca przed siedmioma laty, Auroro - zaczął, opierając podbródek na czubku mojej głowy. Niemal zamruczałam z rozkoszy. - Andrew Davies był dobrym pracownikiem mojej firmy. Zawsze wyrabiał się na czas z wszystkimi zadaniami. Co roku zwiększałem jego wynagrodzenie, gdyż widziałem w tym mężczyźnie potencjał. Kiedy zaproponował mi ciebie jako nową pracownicę, zainteresowałem się twoją osobą, kochanie. Miałaś doskonałe kwalifikacje, ale muszę przyznać, że swoją rolę odegrała tutaj również twoja uroda.

Było mi źle z tym, że Bishop zatrudnił mnie w Marshall Investment's nie tylko z powodu moich osiągnięć na studiach, ale również dlatego, że byłam ładna. Powinno mi to zaimponować, gdyż tak przystojny i pożądany w Stanach mężczyzna uważał mnie za wartą zachodu, jednak zabolało mnie to mocniej, niż mogłabym przypuszczać. 

- Zwracałem na ciebie uwagę. Miewałem już młodsze kochanki, ale większość z nich leciała tylko na moją kasę. Ty nigdy nie patrzyłaś na mnie jak na faceta, którego chciałabyś przelecieć. Wiem, że brzmi to nieprzyjemnie, ale muszę wyznać ci wszystko, abyś dobrze mnie zrozumiała. 

Zataczałam dłonią koła na jego piersi, podziwiając materiał drogich ubrań, które miał na sobie.

- Andrew Davies pewnego dnia przyszedł do mojego kasyna. Stało się to, gdy zostawiła go kobieta na rzecz jakiegoś rosyjskiego bogacza. Było mi ciebie żal, że straciłaś mamę z tak błahego powodu. Gdyby nie jej odejście, twój ojciec nie przyszedłby do kasyna i nie przepuściłby dwudziestu trzech tysięcy dolarów.

- Ilu?!

Odchyliłam głowę w tył. Bishop uśmiechnął się do mnie przepraszająco. Objął dłonią mój policzek i westchnął z rozmarzeniem.

- To były wszystkie jego oszczędności. Wszelkie oszczędności waszej rodziny, skarbie. Następnego dnia Andrew przyszedł do mnie prosząc, abym mógł zapłacić mu z góry za kolejny miesiąc pracy. Błagał mnie na kolanach, płacząc jak jakaś pizda. Gdyby nie fakt, że pod jego dachem mieszkałaś ty, nie dałbym mu kasy. Chciałem jednak twojego dobra, dlatego zapłaciłem mu z góry za kolejny miesiąc, a wiesz, co zrobił następnego dnia?

Pokręciłam głową, czując, że zbliżamy się do meritum sprawy.

- Wrócił do kasyna, przegrał trzy tysiące dolarów, a resztę wydał na pieprzenie dziwek w klubie znajdującym się obok mojego kasyna.

- Czy to dlatego go zabiłeś? 

Rozumiałam rozgoryczenie Bishopa, ale czy fakt, że mój ojciec wydał jego pieniądze na dziwki, był dla niego wystarczający, aby odebrać mojemu tacie życie?

- Nie, malutka. To dopiero połowa sprawy. Kiedy bowiem następnego dnia Andrew wrócił do pracy, zaprosiłem go do swojego gabinetu i nakrzyczałem na niego, gdyż byłem wkurwiony, że zsyłał na ciebie taki obowiązek. Od tamtego dnia bowiem ty miałaś pracować na utrzymanie domu, a Andrew miał oddawać mi wszystkie swoje pieniądze z wypłaty. W geście zemsty, miesiąc temu włamał się do mojego biura i wykradł z mojego komputera ważne dane, które sprzedał konkurencji. Chciał się wzbogacić, a zesłał na siebie śmierć. 

Nie spodziewałam się, że mój ojciec posunie się do czegoś tak okrutnego, ale w geście desperacji człowiek był w stanie podejmować najróżniejsze, często niepokojące decyzje. 

- Przyłapałem go na kradzieży i oznajmiłem, że jeśli w ciągu miesiąca nie odda mi dwóch milionów dolarów, co było równowartością skradzionych danych, zabiorę mu ciebie i sprzedam cię do burdelu. Nie zrobiłbym tego, ale musiałem go wystraszyć. Wiesz, co zrobił dwa tygodnie później?

Pokręciłam głową, czując wymioty podchodzące mi do gardła.

- Skurwiel próbował włamać się do mojego domu. Zaciągnąłem go do piwnicy i związałem. Miał w kieszeni nóż, rozumiesz to? Przyznał, że chciał zabić mojego syna. Twój ojciec chciał zamordować Rhysanda, kochanie.

Nie wytrzymałam. 

Spełzłam w kolan Bishopa i w ostatniej chwili dobiegłam do łazienki. Padłam na kolana i zaczęłam wymiotować, choć przecież w ostatnim czasie nic nie jadłam, dlatego praktycznie nie wyrzuciłam z siebie niewiele poza śliną. 

Mężczyzna był obok mnie. Trzymał mnie za włosy, abym ich sobie nie pobrudziła, a drugą ręką zataczał koła na moich plecach. Głaskał mnie spokojnie, podczas gdy ja wymiotowałam i płakałam jednocześnie.

Kiedy już zwróciłam wszystko, co w sobie miałam, Bishop zamknął klapę sedesu i spłukał wodę. Nalał mi do kubeczka wody z kranu, abym opłukała sobie nią usta. Byłam mu wdzięczna za wsparcie, jakie mi okazał, ale wciąż nie dochodziło do mnie to, że mój ojciec planował pozbawić życia Rhysanda. 

- Już dobrze, kochanie? 

Skinęłam głową, ale nie byłam w stanie podnieść wzroku na Bishopa. Było mi wstyd, że widział mnie płaczącą, w tak żałosnym stanie. Mój makijaż z pewnością już dawno się rozmazał. 

- Popatrz na mnie, skarbie. 

Uniosłam powoli wzrok, krzyżując spojrzenie z bajecznie pięknymi oczami Bishopa Marshalla.

- Wiem, że jesteś na mnie wściekła za to, co zrobiłem. Zabiłem ci ojca, a potem kazałem Rhysandowi uprowadzić cię do Emiratów Arabskich. Dopuściłem się przestępstwa, ale nie mogłem pozwolić ci żyć dalej w Stanach. Chciałem, abyś miała opiekę. Tu, u Anwara, jesteś bezpieczna. Możesz mnie nienawidzić, ale nie mogłem pozwolić, aby niedoszły morderca mojego jedynego syna chodził na wolności. Zaczekałem do niemal ostatniego dnia naszej umowy z twoim ojcem, ale wtedy on spróbował uciec. Wiesz, że gdy moi ludzie go złapali, wyciągnął pistolet i postrzelił jednego z moich pracowników w udo? Na szczęście kula nie zeszła niżej, bo gdyby przestrzeliła kolano, mój człowiek byłby kaleką do końca życia. Zdaję sobie sprawę, że postrzeganie swojego ojca jako mordercy jest dla ciebie trudne i masz prawo mieć do mnie żal, ale chyba rozumiesz, że nie było innej opcji, jak zlikwidowanie go, kochanie. Stwarzał zagrożenie nie tylko dla mnie i mojego syna, ale również dla samego siebie i co najgorsze - dla ciebie.

Zarzuciłam ręce na szyję Bishopa. Podciągnęłam się bliżej niego tak, że moje piersi dotykały jego torsu.

Mężczyzna położył dłoń na tyle mojej głowy, co sprawiło, że momentalnie rozpłynęłam się pod wpływem jego uzależniającego dotyku.

Potrzebowałam jego wsparcia. Tym przytuleniem chciałam go w pewien sposób przeprosić za to, że byłam na niego zła. Mimo, że trudno było mi się z tym pogodzić, musiałam zrozumieć, że mój ojciec był nikim więcej jak chorym psychicznie człowiekiem. Mogłam znieść fakt, że chciał okraść Bishopa z danych komputerowych, ale nie wybaczyłabym mu, gdyby skrzywdził Rhysanda. Wystarczyło to, że postrzelił jednego z pracowników Bishopa. Już to kazało mi twierdzić, że był niestabilnym mentalnie człowiekiem. 

- Co teraz ze mną będzie, proszę pana? 

- Zaopiekujemy się tobą, skarbie. Nie pozwolę, aby stała ci się jakakolwiek krzywda. Z pewnością nieraz będziesz świadkiem dziwnych rzeczy, które będą miały miejsce w tym pałacu, ale obiecuję, że nikt cię nie zrani.

- A co z...

Nie byłam w stanie zadać tak dziecinnego i irracjonalnego pytania. Bishop jednak jakby zdawał sobie sprawę, o co mi chodziło. Być może ten niezwykły mężczyzna miał dar czytania w myślach, co było wysoce prawdopodobne, gdyż już nieraz mnie zaskoczył. 

- Z nami? Auroro, jeśli chodzi o mnie, jestem otwarty. Chciałbym się do ciebie zbliżyć, ale zdaję sobie sprawę, że dla ciebie może być to zbyt wiele. Jestem w końcu od ciebie starszy.

- Proszę pana, a Rhysand? 

- Auroro, nie nazywaj mnie panem - poprosił, odsuwając się ode mnie na tyle, na ile było to potrzebne, aby mógł objąć dłońmi moją twarz. Uśmiechnął się do mnie łagodnie, gładząc kciukami moje policzki. - Posłuchaj, jak pewnie wiesz, mam w Nowym Jorku kilka biznesów i jednym z nich jest dosyć ekstrawagancki klub dla seksualnych fetyszystów.

Ściągnęłam brwi, zastanawiając się, co to miało wspólnego z nami. 

- Wiesz, że oprócz tego, że jestem biznesmenem, z wykształcenia jestem również psychologiem i seksuologiem? 

Odsunęłam się od niego, jednak zakręciło mi się w głowie i Bishop musiał znów mnie objąć. Być może uznał, że łatwiej będzie mi wysłuchać tego, co miał do powiedzenia, mając zamknięte oczy. Dlatego objęłam go drżącymi rękami i chwyciwszy w palce materiał jego drogiej marynarki, ścisnęłam powieki i czekałam na jego wieści.

- Widzę, że pragniesz dominacji kogoś bardziej doświadczonego, Auroro. Mój syn zaimponował ci, ale Rhysand nie jest tak dominujący, jak ja. Kocham mojego syna i dla niego zrezygnowałbym z zabiegania o ciebie bez zastanowienia, ale wiem, że Rhysand ma w swoim sercu burzę. Wracając jednak do ciebie, skarbie, nie musisz mnie oszukiwać i udawać, że nie mam racji. Chciałabyś, abym był twoim mężczyzną i ja sam również tego bym właśnie chciał. Nie mogę jednak się rozdwoić i mieszkać jednocześnie tutaj i w Nowym Jorku. Możemy spróbować być razem, kochanie, ale musisz wziąć pod uwagę, że będę wyjeżdżał czasami na tydzień, a czasami na dłużej. Rhysand natomiast będzie tu przez cały czas. On, Spyder, Anwar i ty.

Czułam, co insynuuje Bishop, ale zabrakło mi słów, dlatego milczałam. 

- Nie będę cię naciskał ani pospieszał, Auroro. Czekałem na ciebie długo i zaczekam jeszcze dłużej, jeśli tego potrzebujesz.

Powoli odsunęłam się od mężczyzny, uważając na to, aby znów nie stracić równowagi.

Bishop jednak niczego mi nie ułatwiał. Kiedy bowiem znalazłam się dalej, on usiadł na podłodze i wciągnął mnie sobie na kolana. Siedziałam na nim okrakiem, czując przy swojej kobiecości jego twardą erekcję. Wzdrygnęłam się, a gdy Bishop zacisnął dłonie na moich biodrach i rozpłaszczył mnie na sobie, bezwstydnie jęknęłam, czując jego dopasowującą się do mnie erekcję. 

- Jeśli tego nie chcesz, powiedz słowo, a przestanę. 

- Przecież wiesz, że cię pragnę, ale...

Uniósł czarne, idealnie wyregulowane brwi, wpatrując się we mnie wyczekująco.

- Nie jestem taka, jakiej mógłbyś mnie pragnąć, Bishopie. Rhysand opowiadał mi o Claire. Twojej partnerce. Mówił, że była fetyszystką i lubiła...

- To prawda - odparł, a ja podziękowałam mu w myślach za to, że nie kazał mi mówić na głos o Claire. - Ta kobieta miała swoje upodobania, niekoniecznie takie, które odpowiadałyby mnie. W moim klubie znajdzie się miejsce na każde zboczenie. Wszystkich szanuję i chcę, aby mój klub był miejscem, w którym ludzie odrzuceni przez społeczeństwo mogliby poczuć się normalni. Bo przecież tacy są. To nie ich wina, że pociąga ich coś, co większość ludzi może uważać za odpychające. Są tak samo normalni, jak my wszyscy. 

- Bishop, ja nie jestem taka. Nie mogłabym zachowywać się tak, jak perwersyjni ludzie.

Uśmiechnął się lekko, patrząc na mnie z czułością. 

- Och, malutka. Jesteś zbyt dobra dla tego pokręconego świata. Naprawdę myślisz, że musiałbym być w związku z fetyszystką, abym czuł się spełniony?

- Nie wiem - wyznałam, wzruszając ramionami.

- W takim razie powiem ci, że nie. Auroro, wiem, że powinniśmy iść na kolację, którą przygotował dla nas Anwar, ale czy mógłbym coś dla ciebie zrobić? 

Spojrzałam na niego pytająco, nie mając pojęcia, co miał na myśli.

Bishop, nie marnując cennego czasu, położył dłoń na moim karku. Poczułam motylki w brzuchu, niczym zakochana nastolatka.

Przybliżywszy się do mnie, chwyci zębami płatek mojego ucha i pociągnął do siebie. Zakwiliłam, kładąc dłonie na jego piersi.

- Chciałbym sprawić ci rozkosz, Auroro. Czy pozwolisz mi na to, abym wylizał twoją cipkę? 

- O, Boże!

Krzyknęłam, czując nieodparte pragnienie, aby Bishop urzeczywistnił swoje słowa.

- Czy mogę uznać to za odpowiedź twierdzącą? 

Nagle wszystkie negatywne emocje, jakie zbierały się we mnie od wielu godzin, zniknęły. Przepadły tak, jak wszystkie moje dobre wspomnienia z tatą. Człowiekiem, który bez mrugnięcia okiem był gotów odebrać życie Rhysandowi. Chłopakowi, którego skrycie pożądałam, ale wciąż walczyłam ze sobą, gdyż nie rozumiałam, dlaczego pragnęłam jednocześnie jego ojca.

Nic złego nie mogło mi się już stać. Poddałam się więc dłoniom Bishopa, które wsunęły się pod moją sukienkę. Dotarły do moich piersi, które mężczyzna objął i ścisnął. 

- Muszę usłyszeć od ciebie zgodę, kochanie. 

- Proszę...

Zatrzymał się na moment, czekając na to, aż powiem, żeby sobie odpuścił.

Zamiast tego, zarzuciłam dłonie na jego szyję i złożyłam namiętny pocałunek na jego wargach.

- Tak, Bishopie. Zrób ze mną to, co uznasz za słuszne. 

Uśmiech na jego twarzy podpowiedział mi, że zamierzał dać mi porządny orgazm. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top