17

Aurora

Kiedy spałam, ktoś wsunął pod drzwi mojej sypialni karteczkę, na której pochyłym pismem było zapisane, że o osiemnastej powinnam ładnie się ubrać i stawić się na kolacji w głównej jadalni.

Zgniotłam kartkę w ręku, czując łzy frustracji napływające mi do oczu. Byłam rozżalona i wściekła, gdyż Rhysand powinien do mnie zajrzeć, a tymczasem zostawił mnie samą. Dużo rozmyślałam o tym, kim dla mojego oprawcy był tajemniczy Spyder, ale najbardziej ze wszystkich bałam się Anwara. To on był bowiem mózgiem tej operacji i biorąc pod uwagę to, że był w zbliżonym wieku do Bishopa, z pewnością był jego dobrym znajomym. Anwar był szejkiem, z którego zdaniem musiałam się liczyć. Obawiałam się, że jeśli nie będę mu posłuszna, on nie zawaha się mnie skrzywdzić. 

O siedemnastej ubrałam się w czerwoną sukienkę, która sięgała mi połowy uda. Miała odkryte plecy i dość głęboki dekolt z przodu. Była to jedna z wielu kreacji, które znalazłam w swojej nowej szafie.

Sukienka była wysadzana cekinami, dzięki czemu pięknie się świeciła. W szafie znajdowały się także skromniejsze sukienki, ale w tej czerwonej zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Być może ubierając ją, chciałam coś zamanifestować, lecz sama nie byłam pewna, co takiego to było. 

Postanowiłam ubrać czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jakiej były marki. Miałam na sobie mnóstwo pieniędzy, ale dlaczego miałam ubierać się nieefektownie? Przynajmniej w ten sposób mogłam czerpać ze swojej niewoli.

Włosy zostawiłam rozpuszczone i lekko się pomalowałam. Czułam się potwornie, strojąc się w te piękne kreacje i malując się elegancko, podczas gdy nie tak dawno temu mój ojciec został zamordowany.

Na wspomnienie tych chwil poczułam na policzkach łzy. Nie poprawiałam jednak makijażu, który rozmazał mi się z powodu płaczu. Chciałam, aby wszyscy goście obecni na kolacji widzieli mój stan. Prawdopodobnie nigdy nie miałam zaznać litości ze strony tych bezlitosnych potworów, ale przynajmniej miałam satysfakcję, że byli świadomi mojego cierpienia.

Wyszedłszy z pokoju, zaczęłam kierować się ku schodom prowadzącym w dół. Nie wiedziałam, gdzie znajdowała się jadalnia, w której miałam się zjawić, ale nie spieszyło mi się tam. 

Zeszłam na dół powolnym krokiem i podskoczyłam w miejscu, gdy zauważyłam za sobą cień. 

Odwróciłam się prędko po to, aby zobaczyć przed sobą szejka. 

Anwar ubrany był elegancko. Miał na sobie czarny garnitur, tak niepodobny do strojów, w jakich przestawiali Arabów w filmach.

Mężczyzna miał ręce wsunięte w kieszenie spodni. Głowę odchylił do tyłu, uśmiechając się do mnie tajemniczo. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, a ja spuściłam wzrok.

Przez długi czas milczał, a ja czułam się coraz bardziej jak ładny przedmiot, który Anwar chciał podziwiać. Czując nadchodzący spazm szlochu, zaczęłam biec przed siebie, aby znaleźć się jak najdalej od tego człowieka. Mój wstydliwy bieg nie potrwał jednak długo, gdyż szybko potknęłam się w tych obrzydliwie drogich, ale niepraktycznych szpilkach. Gdyby nie ramiona Anwara, które oplotły mnie w pasie, zrobiłabym sobie krzywdę.

- Musisz uważać, malutka. Ten pałac pełen jest tajemnic. Wielu wyszło z niego martwych, ale tobie na to nie pozwolę. 

Wyrwałam się z ramion Anwara, na co on się zaśmiał. Wyciągnął w moją stronę rękę i uniósł wyżej brew, wyraźnie będąc na granicy cierpliwości.

Podałam mężczyźnie swoją drżącą dłoń. Anwar uśmiechnął się do mnie lekko, po czym oszczędzając mi kolejnej dawki wstydu, zaczął prowadzić mnie w stronę jadalni.

Spojrzałam na profil bruneta. Nie sposób było powiedzieć, że Anwar nie był przystojnym mężczyzną. Miał swój urok. Byłam pewna, że dla wielu ludzi był oschły, ale mnie traktował z najwyższą czułością.

Musiałam opanować drżenie, aby nie dać mu satysfakcji, że byłam nim przerażona. Anwar jednak musiał wyczuć moje podenerwowanie, gdyż troskliwie pogładził kciukiem wierzch mojej dłoni. Nie spojrzał jednak na mnie, co dało mi do zrozumienia, że nie chciał mnie w jakikolwiek sposób upokorzyć. Być może to ja sama dopisywałam sobie o nim bajeczki, nie mając pojęcia, jaki był w rzeczywistości. 

Wkrótce wkroczyliśmy do jadalni, w której znajdował się bogato ozdobiony stół. Cały pałac odznaczał się przepychem i mnóstwem złota. Czułam się przytłoczona otaczającym mnie bogactwem, choć z pewnością niejedna dziewczyna marzyłaby, aby znaleźć się w tak pięknym miejscu.

Spodziewałam się ujrzeć tutaj Rhysanda i Spydera, ale nie było ich tu. Odetchnęłam ciężko, martwiąc się, że do nas nie dołączą.

- Nie bój się. Moi chłopcy niebawem tu przyjdą. Stęsknili się za sobą, dlatego muszą nadrobić stracony czas. Nie wiesz, co ich łączy, prawda?

Pokręciłam głową, potwierdzając jego przypuszczenia.

Anwar odsunął dla mnie krzesło i pomógł mi usiąść. Przeszedł dookoła stołu i zajął miejsce na przeciwko mnie.

- Zaczekamy z kolacją na przyjście chłopców, dobrze? 

Skinęłam głową. 

- Auroro, nie musisz się mnie bać. Nie skrzywdzę cię. 

Patrzyłam, jak Anwar kładzie swoją dłoń na stole, wierzchem do góry. Chciał, abym podała mu swoją rękę. Spojrzałam mu błagalnie w oczy, ale on pozostał nieustępliwy. Dlatego nie chcąc tego robić, ale czując się w obowiązku, podałam mu dłoń i pozwoliłam, aby ją uścisnął. 

- Malutka, jest mi bardzo przykro, że twój ojciec umarł. 

- Został zabity - wyjaśniłam, co jednak nie było dla niego zaskoczeniem.

- Wiem, że Bishop go zamordował, ale nie masz pojęcia, czym zajmował się twój ojciec. Bishop wszystko ci wyjaśni, gdy do nas przyleci, a stanie się to niebawem. 

- Proszę pana, chciałabym wrócić do domu.

Ścisnęłam dłoń Anwara mocniej. Spojrzałam na niego prosząco, ale on pokręcił stanowczo głową. 

- Nie wrócisz tam, Auroro. Pogódź się z tym. 

- Co by mi pan zrobił, gdybym od pana uciekła?

Anwar uniósł ciemne brwi w geście rozbawienia. Rozmowa ze mną musiała go bawić, ale na zewnątrz pozostał chłodny. 

- Naprawdę chcesz wiedzieć, co bym ci wtedy zrobił, malutka? Myślę, że twój piękny i nieskalany umysł wolałby nie zdawać sobie sprawy z tego, jak brutalny jestem. 

- Proszę mi powiedzieć. Chcę wiedzieć, czego mogę się obawiać.

Prowokowałam go, ale nie odzywałam się do szejka w sposób mogący wskazywać na to, że nie darzyłam go szacunkiem. Bałam się go, z czego Anwar zdawał sobie sprawę. 

Wpatrywałam się w jego ciemne oczy, tak niepodobne do oczu jego syna. Byłam ciekawa osoby Spydera oraz tego, jaka relacja łączyła go z Rhysandem. W końcu gdy Spyder rozkazał Rhysandowi uklęknąć, ten wykonał jego polecenie bez mrugnięcia okiem. Rhysand potulnie spuścił wzrok i pozwolił, aby Spyder mnie dotykał. W tamtej chwili potwornie się bałam, gdyż miałam wrażenie, że syn szejka miał jakąś nieludzką moc, umożliwiającą mu sterowanie Rhysandem, ale prawdopodobnie chodziło o coś zupełnie innego.

Coś, o czym wolałam nie myśleć. 

- Jak już ci mówiłem, mam harem, który znajduje się poza pałacem, skarbie - wyjaśnił łagodnym głosem. - Mam tam wiele kobiet, które służą nie tylko mnie, ale również moim przyjaciołom i pracownikom. Spyder ma prawo korzystać z dobroci haremu, ale, cóż... Mój syn ma inne preferencje. 

Czyli jednak coś było na rzeczy.

Anwar nachylił się bliżej mnie tak, że nasze twarze oddzielały centymetry.

- W moim haremie znajdują się kobiety, które przyszły do mnie z własnej woli. Nigdy żadnej nie porwałem. Te młode dziewczyny chcą mi służyć i dostawać za to pieniądze. Są związane ze mną umową. Jeśli któraś zechce wrócić do domu wcześniej niż przewiduje to kontrakt, musi wówczas umówić się ze mną na osobiste spotkanie. W większości przypadków wyrażam zgodę na ich wcześniejszy powrót do domu, gdyż nie jestem nie wiadomo jakim potworem, ale pewna dziewczyna zaszła mi za skórę wyjątkowo boleśnie. 

Przełknęłam ślinę, nieświadomie mocniej zaciskając palce na dłoni Anwara.

- Miała na imię Isabella. Miała dwadzieścia cztery lata. Była piękna i delikatna, ale gdy przyszło co do czego, pokazała pazurki. Isabella chciała mnie okraść, rozumiesz? Myślała, że ucieknie z haremu z moją gotówką, która jej się nie należała. Próbowała wykraść dwa miliony euro z mojego sejfu. Przygotowała się na akcję. Ktoś dał jej paralizator, którym obezwładniła moich dwóch ochroniarzy. Myślała, że uda jej się uciec z pieniędzmi, ale gdy wyszła ze skarbca, zauważyła mnie i zrozumiała, że to jej koniec.

Moje oczy się zaszkliły. Anwar objął dłonią mój policzek, a ja, mimo że nie chciałam jego dotyku, nie byłam w stanie się od niego odsunąć. Być może podświadomie jednak potrzebowałam bliskości mężczyzny. 

- Zaprowadziłem Isabellę z powrotem do haremu i zarządziłem jej egzekucję. Przykułem ją nagą kajdanami do krzyża i wychłostałem do krwi. Potem kazałem moim ludziom ją zgwałcić. Pieprzyli Isabellę, aż straciła przytomność, ale obudziłem ją wiadrem zimnej wody. Szczękała zębami i prosiła o litość, ale nie miałem jej dla niej. Na koniec sam się nią zająłem i wypieprzyłem ją na tamten świat. Umarła z powodu ataku serca. Nie zniosła tego, co jej zrobiliśmy.

Nie zarejestrowałam tego, że moja dłoń, którą Anwar trzymał w uścisku, zaczęła się niemiłosiernie pocić. 

Oddychałam ciężko, czując pot spływający mi po plecach oraz w rowku między piersiami. Drżałam na całym ciele, wyobrażając sobie scenę śmierci Isabelli.

Gwałtownie wstałam od stołu. Zrobiłam to tak szybko, że kieliszki znajdujące się na nim zadrżały. Gdy byłam już gotowa do ucieczki z jadalni, w jej wejściu pojawili się oni.

Rhysand i Spyder.

Obaj ubrani byli elegancko. Rhysand miał na sobie garnitur i wystylizował jasne włosy. Na szyi nosił choker, który za nic nie pasował do całości jego ubioru, ale zrozumiałam, że była to część Rhysanda.

Spyder natomiast miał na nogach skórzane spodnie, a na górę ubrał koszulkę z krótkim rękawem w kolorze czarnym. Jego tatuaże spoglądały na mnie z jego rąk i szyi. Spyder nakrył mnie na tym, że mierzyłam go wzrokiem i uśmiechnął się do mnie zawadiacko. 

Rhysand otworzył usta, aby coś powiedzieć, gdy mnie ujrzał. Zaczął iść w moim kierunku, jednak nie chciałam jego dotyku. Dlatego cofnęłam się, mając nadzieję, że z tyłu jadalni również znajdę jakieś wyjście, jednak mój plan spełzł na niczym, gdyż niespodziewanie poczułam twardą pierś przyciskającą mi się do pleców. Anwar położył dłonie na moich ramionach, nie pozwalając mi odejść.

Spuściłam wzrok, czując się pokonana. 

- Aniołku, przepraszam, że nie przyszedłem do ciebie wcześniej. Tak bardzo cię przepraszam. 

Rhysand objął dłońmi moją twarz. Uniósł ją, abym była zmuszona patrzeć mu w oczy.

Mój rozmazany makijaż rozmazał się jeszcze bardziej, gdy po moich policzkach spłynęły łzy.

- Boże, kochanie. 

Mężczyzna objął mnie i mocno do siebie przytulił. Nie czułam dłużej dłoni Anwara na swoich ramionach. W tej chwili był tu tylko Rhysand. Tylko on.

Wbiłam paznokcie w jego plecy. Wtuliłam twarz w ramię blondyna i zawyłam głośno. 

Było mi wstyd, że przy nich płakałam, gdyż wszyscy tu zgromadzeni znali moją słabość. Byłam pewna, że nie zawahają się, aby w przyszłości to wykorzystać. Anwar może i był dla mnie uprzejmy, ale skoro nie miał skrupułów, aby zgwałcić i zabić dziewczynę, która chciała go okraść, to czy mógł mieć litość dla kogoś takiego, jak ja?

- Nie wytrzymam tego! 

Próbowałam wyszarpać się z ramion Rhysanda, ale nie pozwolił mi na taką samowolkę. Ścisnął mnie mocno. 

- Kotku, nikt cię nie skrzywdzi. Jesteś pod naszą opieką. 

Te słowa nie pochodziły od Rhysanda, a od kogoś, kogo nie chciałam znać.

Poczułam wargi Spydera na swojej szyi. Mężczyzna całował mnie po skórze, dłońmi ściskając mnie w biodrach. Przylgnął do moich pleców całym sobą, co sprawiło, że teraz obaj mężczyźni mnie przytulali.

- Błagam, mam tego dosyć! Chcę wrócić do domu! Nie macie prawa mnie tu trzymać!

Odchyliłam głowę w tył, płacząc głośno i boleśnie. Spyder zsunął dłonie na moje pośladki i delikatnie je ścisnął. 

- Aniołku, wyjście stąd nie jest możliwe. Kto raz wejdzie do tego pałacu, nigdy z niego nie wyjdzie. Ja też zostałem tu wciągnięty, ale stało się coś, co sprawiło, że musiałem uciekać. Teraz, gdy jestem tu z powrotem, nikt mnie stąd siłą nie zabierze. Kocham te miejsce i ty również je pokochasz. Daj sobie czas, Auroro. Naprawdę nikt cię tu nie zrani. Anwar i Spyder zadbają o ciebie, a ja...

- Co, Rhysand?! Co ty zrobisz?! 

- Co tu się wyprawia?

Zamarłam na dźwięk tego głębokiego głosu, który nawiedzał mnie nieustannie w moich ostatnich koszmarach.

Rhysand i Spyder odsunęli się ode mnie jakby w zwolnionym tempie. Odeszli na bok, a wtedy odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę, który zniszczył moje życie, odebrawszy mi wszystko, co znałam.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top