1

Aurora

Weszłam do budynku Marshall's Investments punktualnie o siódmej pięćdziesiąt. Tego ranka wyjątkowo nie miałam ochoty zwlec się z łóżka do pracy, ale słabo prosperująca wizja mojego ojca zmusiła mnie do tego, aby być dzielną dziewczynką i stawić się w firmie dziesięć minut przed czasem.

Trzymałam w ręku kubek ze Starbucksa z gorącą czekoladą i bitą śmietaną na wierzchu. Był listopad, więc pogoda w Nowym Jorku nie była atrakcyjna. Wolałabym cały dzień spędzić w mieszkaniu, czytając książkę, a potem obejrzeć nudne programy telewizyjne, które mogłyby choć na chwilę pomóc mi oderwać myśli od opłakanej sytuacji, w jakiej znalazła się moja rodzina.

- Witaj, piękna. Miłego dnia.

Przy wejściu do budynku powitał mnie Richard. Był recepcjonistą i miał oszałamiające niebieskie oczy. Pomyślałabym, że Richard ze mną flirtuje, gdyż od początku mojej pracy w tym miejscu prawił komplementy na temat moich włosów i stroju, ale przed kilkoma miesiącami widziałam go w Central Parku z mężczyzną, z którym się całował.

- Dzień dobry, Richardzie. Tobie również życzę udanego dnia.

Weszłam do windy, aby wjechać na dwudzieste drugie piętro. To tam miałam swój gabinet.

Pracowałam w Marshall's Investements od dwóch lat. Skończyłam studia w wieku dwudziestu lat, więc szybko zaczęłam pracować, i to w tak dobrej firmie. Byłam podekscytowana możliwością pracy w tym samym miejscu, w którym pracował mój tata. Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć, jak firma działa od środka. Chciałam poznać tych wszystkich ludzi, o których opowiadał mi tata każdego dnia, gdy wracał z pracy. Traktował swój zawód z pasją, a ja złapałam bakcyla. 

Nie spodziewałam się jednak, że praca w tym miejscu okaże się dla mnie takim koszmarem.

- Idź do gabinetu dyrektora, Aurora. Chce cię widzieć. 

Nie miałam szansy przywitać się z Rebeccą, która pracowała jako osobista asystentka dyrektora. Zmierzyła mnie surowym wzrokiem i wróciła do pracy na komputerze, mnie odsyłając do gabinetu dyrektora Marshalla.

Szłam tam jak na skazanie. Dyrektor Marshall był bowiem najbardziej egoistycznym mężczyzną, jakiego poznałam. Założył tą firmę piętnaście lat temu i świetnie ona prosperowała. Poświęcił swoje życie pracy i synowi, o którym krążyło wiele plotek, ale którego nigdy nie spotkałam. Nie dało się nawet znaleźć jego zdjęć w Internecie. Syn dyrektora Marshalla musiał chronić swoją prywatność, co wydawało mi się dziwne w XXI wieku, kiedy to niemal każdy miał konto na portalach społecznościowych. 

Dyrektor Marshall nie był tylko egoistą, ale również uwielbiał flirtować. Raz przyłapałam go na pieprzeniu Rebekki w jego biurze. Zamiast mnie wygonić i kazać o wszystkim zapomnieć, dyrektor uśmiechnął się do mnie i zaproponował, żebym dołączyła. Trzasnęłam wówczas drzwiami i wyszłam. 

To jeszcze nie był jednak wystarczający powód, abym tak go nie znosiła. Dyrektor Marshall miał na pieńku z moim ojcem. Tata nigdy nie powiedział mi, o co między nimi chodziło. Starał się, abym nie stresowała się pracą, dlatego odciążał mnie, jak mógł. Przypuszczałam jednak, że pewnego dnia dowiem się, jaka była przyczyna sporu między nimi i postaram się temu zapobiec. Nie chciałam, aby tata tak się wyniszczał z powodu pracy. On jednak nie chciał słyszeć o tym, gdy prosiłam go, aby zmienił miejsce pracy.

Zapukałam dwukrotnie w ciężkie drzwi z plakietką z imieniem i nazwiskiem dyrektora, po czym weszłam do środka.

Bishop Marshall był wpływowym biznesmenem, który zajmował trzydziestą pozycję na liście najbogatszych Amerykanów. To jednak nie był jego jedyny powód do dumy. Oprócz tego, że Bishop Marshall był tak doskonałym strategiem w planowaniu biznesów, zajmował on również czternaste miejsce na liście najprzystojniejszych mężczyzn w Stanach Zjednoczonych. Jego syn znajdował się na dziesiątym miejscu, ale nikt nie wiedział, jak on wyglądał. Dlatego nie rozumiałam, jakim sposobem znalazł się na tak wysokim miejscu.

- Witaj, ślicznotko. Jak widzisz, zaprosiłem tutaj nie tylko ciebie, ale również twojego tatusia.

Bishop uśmiechnął się do mnie. Podszedł bliżej i chwyciwszy mnie za dłoń, uniósł ją do swoich ust, aby złożyć na niej pocałunek. Drgnęłam niespokojnie, gdy jego usta zetknęły się z moją skórą. Wolałabym nie mieć z nim tak bliskiego kontaktu, ale nic nie mogłam na to poradzić. 

Mój tata siedział przy biurku. Miał spuszczoną głową. Wyglądał jak niewolnik dyrektora Marshalla. Było mi go żal, ale Bishop Marshall nie pozwolił mi skupić się na moim ojcu. Stanął przede mną tak, żeby zasłonić mi widok na tatę. 

Nie dało się ukryć, że Bishop był przystojnym mężczyzną. Jego syn był ode mnie dwa lata starszy. Bishop miał czterdzieści pięć lat, co znaczyło, że spłodził syna, gdy miał około dwudziestu lat. Jego żona podobno od niego odeszła, ale krążyły plotki, że Bishop zorganizował jej zniknięcie. Wielu spekulowało, że piękna Betty Marshall została zamordowana przez męża, ale nie chciało mi się w to wierzyć. 

- Trudny poranek, prawda? Pogoda nie sprzyja. Widoki za oknem marne. 

- Panie dyrektorze...

- Och, wiesz, że lubię, gdy kobiety tak do mnie mówią. Czuję się wtedy ważny. Podkreślają tym sposobem mój status.

Bishop Marshall znany był z flirtu, ale o tym już chyba wspominałam, prawda?

- Proszę pana, o co chodzi? O ósmej piętnaście jest spotkanie zarządu, w którym muszę uczestniczyć. 

- Skarbie, ależ w niczym nie musisz uczestniczyć. Przecież to ja jestem tu szefem i to ja decyduję, kto musi być uczestnikiem spotkania zarządu, a kto może sobie odpuścić. Nie mam jednak dziś dla was wiele czasu, gdyż o dziewiątej mam lot helikopterem do Waszyngtonu. Nie zmienia to jednak faktu, że jest coś, o czym chciałbym z wami pomówić. 

Odwróciłam się w tył, gdy usłyszałam, jak drzwi gabinetu się otwierają. Wszyscy w firmie wiedzieli, że do pokoju dyrektora należało pukać i czekać na zaproszenie. Ja dziś nie zaczekałam, ale wiedziałam, że mam się u niego stawić, dlatego pominęłam ten obowiązkowy element. Z kolei ten ktoś, kto wszedł tutaj bez pozwolenia, pogwałcił wszystkie zasady firmy.

Kiedy go zobaczyłam, miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod stóp. Odruchowo chciałam się czegoś chwycić, aby nie upaść. Miałam wrażenie, że to tylko chwilowa iluzja, w którą zostałam schwytana, ale naprawdę musiałam się zachwiać. Dłoń Bishopa, która owinęła się wokół mojego nadgarstka, była bolesnym przywróceniem mnie do rzeczywistości. Jednak mimo, że chciałam uwolnić się z jego uścisku, nie potrafiłam zmusić swojego ciała do ruchu.

Przed nami pojawił się chłopak, który wyglądał jak ze snu. Miał blond włosy i krótki zarost. Jego ciemne brwi uniosły się prowokująco, gdy zauważył, jak na niego patrzyłam. Miał brązowe oczy z bursztynowymi plamkami. Przeczesał starannie wypielęgnowaną dłonią swoje jasne włosy, uśmiechając się do mnie.

Chłopak miał na sobie garnitur, który był idealnie skrojony i dopasowany. Na stopach miał czarne eleganckie buty ze skóry. Wyglądał jak ideał, o którym mogły fantazjować pragnące przygód dziewczyny, takie jak ja, ale jeden szczegół nie dawał mi spokoju.

Była to jego blizna.

Blondyn miał bliznę, która szpeciła połowę jego twarzy. Szrama ciągnęła się od linii włosów chłopaka, przez jego policzek, aż do połowy szyi. Nadawała mu wyglądu niebezpiecznego młodego mężczyzny, choć jego drogi garnitur sprawiał, że ktokolwiek miałby robić z nim interesy, wziąłby go za wiarygodnego człowieka.

- To Rhysand Marshall. Mój syn. 

Rhysand było imieniem, które usłyszałam pierwszy raz w życiu. Czego jednak mogłam spodziewać się po Bishopie, który sam nosił dość niespotykane imię? Z pewnością nie nazwałby swojego syna Adam albo Jake.

- Witaj, Auroro. Miło mi cię poznać. 

Moje ciało oblał pot, gdy Rhysand zbliżył się do mnie i chwycił moją dłoń. Uniósł ją sobie do ust i złożył na jej wierzchu romantyczny pocałunek. Puścił mi oczko i choć chciałam poddać się jego czarowi, musiałam zachować profesjonalną postawę. Byłam przecież w pracy, a nie na randce. Na razie nie chciałam skupiać się na chłopakach i mimo, że Rhysand wywarł na mnie wrażenie, musiałam o nim zapomnieć. 

- Dlaczego pański syn tu jest? O co chodzi, dyrektorze?

Bishop objął mnie ramieniem i podprowadził do swojego biurka. Spodziewałam się, że usiądzie na swoim drogim i ekskluzywnym krześle sprowadzonym z Włoch, ale on popchnął mnie tak, abym to ja na nim usiadła. Patrzyłam na mojego tatę, który wciąż nie podnosił wzroku. Chciałam, aby był odważniejszy w towarzystwie swojego szefa, ale co ja mogłam wiedzieć o ich interesach?

- Auroro - rzekł Bishop, stając za moimi plecami. Położył dłonie na moich ramionach. Mogłabym pozwać go o molestowanie, ale każdy w Nowym Jorku wiedział, że sprzeciwienie się dyrektorowi Marshall's Investments było równoznaczne z publiczną egzekucją. 

Patrzyłam, jak czarujący Rhysand pochodzi do okna. Wsadził dłonie do kieszeni wyprasowanych w kant spodni. Jego blizna wydawała się intensywniejsza w świetle słońca. Był listopad, więc słońca w Nowym Jorku wcale nie było, ale gdy tylko Rhysand zbliżył się do okna, słońce oświetliło go tak, jakby był bogiem. 

Odwróciłam się do Bishopa, ale on w tym samym momencie położył dłoń na moim policzku, nakierowując moje spojrzenie na ojca.

- Czy wiesz, kochana, co robi twój tatuś? Dlaczego tak mnie unika? Dlaczego, mimo że mnie nie znosi, nie zwolni się z pracy?

Pokręciłam głową. Byłam przerażona tym, gdzie kierowała się ta rozmowa, ale musiałam grzecznie tu siedzieć. Czułam, że obecność Rhysanda była tu po coś. 

- Nie, panie dyrektorze. Dlaczego ja tu jestem? Czy mam z tym coś wspólnego?

- Ty nie, skarbie, ale dzieci czasami muszą płacić za błędy swoich rodziców. Nie chcę cię na razie denerwować, ale wiedz proszę, że jeśli pewnego dnia twój tatuś zniknie z domu, odpowiedzialny za to będę ja. Tymczasem na dziś to wszystko, Auroro. Masz wolne. Mój syn zabierze cię na przejażdżkę, a potem odwiezie cię do domu. Przecież wie, gdzie mieszkasz.

- Panie dyrektorze, ale...!

Wstałam i odwróciłam się w stronę Bishopa Marshalla. Mężczyzna uniósł pytająco jedną z ciemnych brwi. W odróżnieniu od syna, on miał ciemne włosy. Rhysand musiał więc odziedziczyć swoje blond kosmyki po matce.

- Nie kłóć się ze mną, Auroro. Przecież jestem twoim pracodawcą. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli wystawię ci negatywną opinię, żadna firma w Stanach cię nie zatrudni. Jestem potęgą. Przecież nie proszę cię o coś niemożliwego do spełnienia. Chciałbym zwyczajnie, abyś udała się z moim synem na spotkanie. Rhysand cię nie skrzywdzi. Wychowywałem go, więc wiem, czego można się po nim spodziewać. 

Chciałam zaprotestować. Chciałam stąd wyjść i iść na spotkanie zarządu, które z całą pewnością już się zaczęło. Nie mogłam jednak testować cierpliwości Bishopa. 

Pogłoski mówiły, że jeśli Bishop kogoś zwalniał, ta osoba nie mogła już nigdzie dostać zatrudnienia. Nawet, jako sprzątaczka. Tacy ludzie najczęściej kończyli więc jako bezdomni na amerykańskich ulicach, a ci odważniejsi ruszali do Europy, aby tam zacząć nowe życie. Bishop znany był z tego, że potrafił w ciągu minuty zrujnować czyjeś życie, jeśli na tym właśnie mu zależało.

Rhysand podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę. Do drugiej dłoni wziął mój kubek z czekoladą. Uśmiechnął się do ojca i pociągnął mnie do wyjścia. 

- Posłuchaj, ja nie...

- Zamknij swoje różowe usteczka, Auroro. Zabiorę cię na spotkanie. Potraktuj to jako zlecenie służbowe, dobrze?

Rebecca posłała mi zazdrosne spojrzenie, ale gdy wzrok Rhysanda się na nią skierował, brunetka uśmiechnęła się do niego i odrzuciła włosy za ramię. Rhysand podprowadził mnie do windy, która w ciągu kilkunastu sekund pełnych napięcia zawiozła nas na podziemny parking. Nie zdziwiło mnie, że najpiękniejsze  auto należało do niego. Rhysand miał matowego astona martina, którego drzwi otwierały się w górę, a nie tradycyjnie, w bok. 

- Zapraszam. 

Otworzył drzwi i pomógł mi wejść do środka. Podał mi moją torebkę, która zaplątała się w przestrzeni między drzwiami i siedzeniem. Uśmiechnął się do mnie i puściwszy mi oczko, zamknął z hukiem drzwi samochodu wartego miliony. Kiedy usiadł po mojej drugiej stronie już wiedziałam, że miałam przekichane. 

- To będzie prawdziwa przyjemność. Zabieram cię do restauracji, w której przeciętniacy muszę czekać pół roku na stolik. Ja jednak mam tam własną salę, wiesz? Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Wierzę, że prywatność będzie nam potrzebna, aniele.

Rhysand może i miał czarujący wygląd, ale w gadce był taki sam, jak swój ojciec.

Kochał flirt i widać było, że nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć to, czego pragnął. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top