Rozdział 23- Samotny
Życzę Miłego Czytania ^^
*****
Nie wiem kiedy dokładnie się urodziłem. Moja matka mnie porzuciła, a ojca to w żaden sposób nie obchodziło.
Po prostu pojawiłem się na tym brutalnym, brudnym i bezsensownym świecie.
Dziwiłem się w ogóle, jakim cudem przeżyłem jako niemowle.
Mieszkałem od samego początku z ojcem. Mieszkanie było zapuszczone, nigdy nie wietrzone. Śmierdziało tam alkoholem, albo innymi substancjami odurzającymi. Mój ojciec był alkoholikiem i ćpunem. W dodatku miał problemy z agresją.
Pewnie dlatego matka go opuściła.
Pratycznie nigdy mnie nie karmił oraz nie dbał o mnie. Od kiedy tylko pamiętam byłem głodny, brudny i samotny.
Nikt się mną nie interesował. Nawet ojciec. Częściej ignorował moje istnienie, niż mnie bił.
A gdy w końcu poszedłem do szkoły, w nadziei że będzie lepiej. Wcale nie było.
Szybko wydało się, że pochodze z biedniejszej rodziny. Zresztą, nie musiało nic wychodzić. Widać to było po moich znoszonych ciuchach i butach. Nie miałem jak prać mundurka, więc każda plama, czy brud zostawały już na zawsze.
Dzieciaki się ze mnie wyśmiewały, robiły mi głupie kawały oraz biły mnie.
Ciągle byłem samotny.
Samotny i sfrustrowany.
Któregoś dnia znalazłem pod drzwiami naszego mieszkania ds dziecko.
Była przy nim karteczka.
Była od mojej matki, której nigdy nie widziałem. Nie zapowiadało się, żebym miał ją poznać.
Matka podrzuciła nam jej dziecko z nieprawego łoża, żeby dalej móc żyć z nowym mężem.
Była to biała niczym śnieg dziewczynka. Miała może z kilka dni.
Była moją siostrą i choć nie czułem do niej przywiązania, postanowiłem się nią zaopiekować.
W końcu ona nijak nie zawiniła, że urodziła się w takiej, a nie innej rodzinie.
Teraz było mi jeszcze trudniej. Ojciec, jak się spodziewałem- nie zainteresował się nowym członkiem rodziny.
Tak jak wcześniej musiałem kraść, żeby nie być głodnym. Tak teraz musiałem się do tego bardziej przyłożyć, aby móc nakarmić też dziewczynkę.
Starałem się jej kraść mleko, ale nie zawsze mi się to udawało.
Z cichami też był problem. Jej higiena wcale nie była lepsza od tej mojej, gdy byłem w jej wieku.
Gdy tylko podrosła wystarczająco, sam uczyłem ją kraść. Kazałem jej to robić.
Skoro już mogła, powinna jak najszybciej sama móc to zrobić. Nie wiadomo kiedy mnie by zabrakło. Nawet jeśli miało ją to mentalnie zaboleć, musiała potrafić sobie radzić sama.
Wagarowanie w szkole było dla mnie codziennością. Nie lubiłem tam chodzić. W końcu po co? Jedyne czego tam się uczyłem to tego, jak okrutni i podli potrafią być inni ludzie.
Potrafiłem tylko liczyć i pisać podstawowe rzeczy. Przy okazji nauczyłem tego moją siostrę.
Dziewczyna bardzo polubiła naukę i chciała iść do szkoły. Odmawiałem, próbowałem wbić jej do głowy, że to głupi pomysł.
W ostateczności jej nawet opowiadałem co inne dzieciaki potrafią zrobić tym biedniejszym od nich.
Jednak nie słuchała i koniec końców poszła do szkoły.
Nie musiałem z nią rozmawiać, by widzieć jak blask podekscytowania z dnia na dzień znikał z jej oczu.
Nie pytałem, nie rozmawiałem z nią na ten temat. Sama chciała. Sama była sobie winna.
Kiedy tylko mogłem, chciałem się podjąć jakiejś pracy. Jednak nigdzie nie chcieli mnie przyjąć, mówiąc że jestem za brudny, ohydny czy inne tego typu rzeczy.
Jak wracałem z jednego takiego spotkania o prace, wszedłem do domu. Zastałem tam mojego ojca w ataku szału, katującego moją siostrę.
To był okropny widok.
Choć samemu zdarzało mi się oberwać od mężczyzny, zazwyczaj po chwili mnie puszczał.
Jednak ona była cała we krwi i obiciach. Ojciec okładał ją pałką bejsbolową.
Ona się już nawet nie ruszała. Nie dla tego, że nie chciała bardziej podpaść ojcu. Zwyczajnie straciła przytomność.
Popchnąłem w gniewie ojca. Chciałem jakkolwiek uratować osobę, dzięki której nie byłem aż tak samotny.
Ojciec się przewrócił. Jednak szybko wstał i zaczął okładać mnie. Krzycząc przy tym o tym jak bardzo mnie nienawidzi i jak nieprzydatny jestem.
W strachu, gniewie, czy w zwyczajnej chęci przetrwania.
Chwyciłem za nóż, który leżał na blacie kuchennym.
Pchnąłem go narzędziem w brzuch. Stracił równowagę. W dziwnej wściekłości, a potem już szale zafascynowania wbijałem nóż w ciało raz za razem.
Krew tryskała na mnie. Czułem ją. Tą ciepłą, czerwoną życiodajną ciecz.
To było wspaniałe uczucie. Tak samo jak to, w jaki sposób nóż wchodził w ciało.
To było fascynujące.
Ojciec już dawno nie żył, a ja go dalej ciąłem i wbijałem w niego narzędzie.
Tym co uświadomiło mi przepływ czasu, były muchy który się zaczęły zlatywać do ciała mężczyzny.
Podniosłem się i rozejrzałem po pokoju.
Zauważyłem w kącie moją siostrę. Patrzyła się na mnie w przerażeniu, strachu. Płakała.
Podszedłem do niej z szerokim uśmiechem, mówiąc jej że nic jej nie zrobię.
Zapewniałem, że jest dla mnie najważniejszą osobą i jej nigdy nie skrzywdze.
Ale ona się bała. Przestała się do mnie odzywać.
Nie zwróciłem na to większej uwagi.
W końcu odkryłem znaczenie siły. Była to czysta, brutalna siła.
W nocy poszedłem do najbliższej rzeki i w niej się umyłem. Siebie i moje cichy. Ukradłem potem coś bardziej nowego, czystego i nie zniszczonego.
Rano poszedłem do szkoły. W torbie miałem ukryty nóż.
W szkole specjalnie sprowokowałem moich oprawców do zaatakowania mnie w łazience. Zrobiłem to w momencie dzwonka. Zero świadków.
Gdy chcieli znowu ze mnie poszydzić, ja zaatakowałem ich nożem.
Nie pozwoliłem im uciec. Nie pozwoliłem im krzyczeć. Choć należało im się cierpienie, musiałem ich zabić szybko.
Po zbrodni umyłem nóż. Kurek odkręciłem ręką zamordowanego chłopaka.
Potem wyszedłem ze szkoły. Wróciłem do domu tylko po to, aby zabrać stamtąd siostrę.
Nie chciała się uspokoić, więc ją uderzyłem w głowę, aby straciła przytomność.
Zająłem się jej ranami na szybko. W końcu od wczoraj nic z nim nie zrobiła.
Zabrałem ją na plecy i zaprowadziłem do rzeki. Umyłem ją na szybko i ruszyłem w podróż.
Nie mogłem daleko iść z dziewczyną. Zaniosłem ją do lasu.
Potem żyliśmy chodząc z miasta do miasta. Żyliśmy z kradzieży. Z roku na rok byliśmy w tym lepsi.
Jednak nie byliśmy szczęśliwi.
Brakowało mi tego wspaniałego uczucia. Tego, którego doświadczyłem zabijając ojca.
Natomiast ona gasła w oczach. Nie uśmiechała się, rzadko kiedy cokolwiek mówiła.
Ignorowałem to. Nie tylko jej było ciężko. Ja też nie byłem zadowolony z takiego życia.
W pewnym mieście udało mi się znaleźć prace w cyrku.
Robienie jakiś sztuczek, a zwłaszcza tych ryzykownych było dla mnie ucieczką od nudnego, brudnego życia.
W tamtym czasie poświęciłem się temu. Wciągnąłem w to. Zrobiłem różne tatuaże. Najbardziej podobały mi się te na kacikach ust.
Czułem się wspaniale bawiąc się ogniem. Czułem, że żyje.
Jednak nie zauważyłem, że z moją siostrą było coraz gorzej. Doputy, dopuki nie było za późno.
W pewnym momencie, w pewnym mieście. Powiesiła się w jakimś parku.
Zostawiła mi list. Pisała tam, że powiniem skończyć z moim szaleństwem. Przerażałem ją. Prosiła mnie, abym przestał pracować w cyrku.
Napiasała mi też, gdzie się powiesiła.
Zakopałem jej ciało w miejscu, w którym umarła.
Opuściła mnie.
Jedyna osoba, dzięki której nie byłem samotny.
Byłem zrozpaczony.
Wściekły.
Sfrustrowany.
W wściekłości poszedłem do cyrku, w którym pracowałem.
W końcu moja siostra się zabiła przez nich.
Za pomocą tak bliskiego mi ognia, podpaliłem namioty cyrkowe.
Zrobiłem teatrzyk, że to przypadek. Grałem, że się boje i przepraszam. Biegałem z innymi w udawanym strachu. Tak naprawdę po kolei ich wszystkich zabijając i rzucając zwłoki w ogień.
Nie musiałem długo czekać, aby zobaczyć w wiadomościach informacje o okropnym wypadku ostatnio popularnego cyrku.
Nie miałem już nic. Byłem samotny jak nigdy.
Nic mnie nie uszczęśliwiało. Wędrowałem tak po kraju szukając celu w życiu.
Żyłem z miasta do miasta. Z kromki chleba do kromki chleba.
Moja egzystencja była bez wyrazu. Bez niczego.
Dopuki.
Pewnego wieczoru, nawet nie wiedząc w jakim jestem mieście. Zobaczyłem go. Zobaczyłem nastolatka o pięknych włosach. Nie były ani czerwone, ani różwe. Były po prostu piękne.
Jego oczy o kolorze ocenu lśniły w blasku latarni.
Stałem tak w ciemnej uliczce, nie mogąc oderwać wzroku od nastolatka.
Był z kimś. Z jakimś mężczyzną. Uśmiechał się do niego. Jego pięknym uśmiechem, dążył jakiegoś człowieka.
Chciałem, aby uśmiechał się tak do mnie. Chciałem go mieć na własność.
Wiedziałem, że z nim nie będę już samotny.
Jednak moja siostra prosiła mnie o zejście z drogi szaleństwa.
Starałem się wmówić sobie, że nie chce psuć życia chłopakowi.
Nie mogłem się powstrzymać jednak od patrzenia na niego. Śledziłem go. I za każdym razem widząc go coraz weselszego, piękniejszego. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, zniecierpliwiony.
Chciałem go mieć dla siebie, jednak nie mogłem.
Postanowiłem go odtworzyć. Porywałem ludzi. Na początku po prostu, gdy byli nieprzytomni farbowałem im włosy.
Oczywiście zafarbowałem je też sobie.
Choć nie wychodził taki piękny kolor. Ani na mojej głowie, ani na głowach innych.
Nie byli mi potrzebni, dlatego zabijałem ich.
Sfrustrowany potem porywałem ludzi i ich torturowałem. Musiałem się wyżyć, inaczej bym zrobił krzywdę tamtemu pięknemu chłopcu.
Jedyne co mnie utrzymywało to jak się oglądał, czując jak się na niego patrzyłem.
Jednak przestał.
Nie oglądał się, szukając mnie. Zwyczajnie mnie ignorował.
Nie robić mu krzywdy? Dobre sobie! Po co?!
Musi otrzymać karę za ignorowanie mnie!
A potem będziemy się kochać do końca życia. Będziemy razem. Nie dam mu umrzeć. Uwięzie go w miejscu, gdzie torturowałem tamtych ludzi.
To było idealne miejsce. Nie znajdą nas tam. Nawet ten mężczyzna towarzyszący praktycznie zawsze pięknemy chłopcu.
Zadbałem o to. Wymysliłem cały plan.
I teraz mam swojego ukochanego obok siebie. Tylko dla mnie. Zawsze ze mną.
Nigdy mnie nie opuści, nie pozwole mu. Będzie ze mną aż do śmierci!
Tak oto dobrneliśmy do końca tego rozdziału.
Myślę, że każdy doskonale wie z czyjej perspektywy jest ten rozdział.
Cóż mogę tutaj dodać. Kolejna skrzywdzona osoba. Nie miał łatwego życia i to społeczeństwo, jego otoczenie sprawiło, że jest taki jaki jest.
Samotny, stracił jedyną ważną dla niego osobę. Zakochał się w Sea.
Ale czy można mu to wybaczyć? Czy można usprawiedliwiać jego działania?
Każdy pewnie ma inne przemyślenia na ten temat. Ja także mam swoje. Ale nie będę się nimi dzielić. Ale chętnie poczytam, co wy, Moi Drodzy Czytelnicy macie do napisania na ten temat. I nie tylko ten, zawsze wasz komentarze są dla mnie ważne i chętnie je czytam.
To tyle co mam do powiedzenia w tym rozdziale. Mam nadzieje, że wam się podobał i że z niecierpliwością będziecie czekać na następne części historii naszych bohaterów.
A na razie, do zobaczenia. Bye, bye ^^
Opublikowane: 2.07.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top