Rozdział 20- Ignorant
Witam w nowym rozdziale i Zapraszam do czytania.
Sea
Próbowałem się skontaktować z Naito od kilku godzin.
Bardzo mnie to irytowało.
Wiedziałem, że ma dzień wolny. Na dodatek widziałem, że odczytywał wiadomości.
Jednak ani nie odpisywał, ani nie odbierał już nie wspominając o oddzwanianiu.
Ponieważ ma wolny dzień, liczyłem że dzisiaj gdzieś wyjdziemy.
Spodziewałem się, że z okazji spadnięcia śniegu, Naito będzie się cieszył jak małe dziecko. Proponując mi robienie aniołków i baławanów.
Jednak nic takiego nie miało miejsca i już raczej nie będzie dzisiaj miało. Słońce już zaczęło zachodzić, a ja dalej siedziałem i czekałem, aż mężczyzna się do mnie odezwie.
Było mi wyjątkowo smutno. Już nawet nie o to, że gangster nie spędził ze mną dzisiaj czasu. W końcu często się tak działo, przez jego zawód. Wyjeżdżał na kilka dni, albo był tak zarzucony papierami, że nie miał nawet pięciu wolnych minut.
Było mi smutno, bo mógł chociaż napisać "Jestem dzisiaj zajęty", albo "Nie mam dzisiaj czasu". Doskonale wiem, że ma innych znajomych i przyjaciół. Wcale nie musi chcieć zawsze spędzać czasu z takim problematycznym dzieciakiem jak ja.
Westchnąłem wstając z kanapy. Zaczynałem już głupio myśleć.
Poszedłem do swojego pokoju, do szafy. Przebrałem się w bardziej luźne i komfortowe cichy, niż strój który miałem przystosowany do spotkania z granatowowłosym.
Po czym w przedpokoju zarzuciłem na siebie kurtkę, szalik i czapkę. Na nogi założyłem glany.
Chwile się zastanawiałem czy wziąć telefon, ale koniec końców zostawiłem go na blacie w kuchni.
W końcu wychodze tylko na chwile. Przejść się i ochłonąć. Ochłonąć właśnie od środków komunikacji międzyludzkiej. Brak telefonu jest dobrym pomysłem.
Wyszedłem na dwór. Praktycznie od razu uderzył we mnie mróz.
Jak na fakt, że jeszcze jakieś kilkanaście dni temu można było chodzić bez odzieży wierzchniej, było naprawdę zimno.
Jednak postanowiłem to zignorować i iść na planowany spacer.
Myślałem o sytuacji z Naito. Jednak nie mogłem znaleźć, żadnej logicznie brzmiącej odpowiedzi na to: Czemu nie odpisywał?
A może to moja wina?- pomyślałem w pewnym momencie.
Stanąłem w miejscu zastanawiając się.
W głowie przelatywały mi wszystkie nasze ostatnie spotkania i próbowałem znaleźć coś, co mógłby urazić gangstera. Jednak nic takiego nie przychodziło mi do głowy. Jego zachowanie nijak się nie różniło od tego normalnego.
Ani ja też nie powiedziałem, ani nie zrobiłem niczego co odchodziłoby od normy.
Zadręczałem się myślami, idąc tak przez ten mróz.
Chłód szczypał mnie w policzki i nos. Lekko też się trzasłem.
Chłód dobrze mi zrobi, otrzeźwi umysł i pozbiera porozrzucane myśli.
Zawinąłem się tylko mocniej szalikiem i szedłem dalej przez miasto. Nie chciałem iść do lasu. Było to dość niebezpieczne. Ostatnio bardzo dużo padało i ziemia już nie potrafiła wsiąknąć tego w siebie. Przez co na powierzchni była masa kałuż. Teraz gdy przyszedł mróz i to wszystko zamarzło, nie wątpiłem że było baaardzo ślisko.
Potknięcie się i zrobienie sobie większej krzywdy było naprawdę bardzo prawdopodobne. Dlatego wolałem się przejść do miasta.
I choć tutaj było też ślisko, to jednak tutaj jest większe prawdopodobieństwo pomocy od kogoś.
Może jednak powieniem wziąść ten telefon?
Zaczynało się już robić ciemno, słońce zaszło już jakiś czas temu.
Byłem w starej dzielnicy, gdzie byłby głównie kamienice.
Postanowiłem zarócić już i iść do domu.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie do tyłu za rękę.
Nawet nie zdążyłem zareagować.
Został mi przyłożony do ust jakiś gazik.
Poczułem słodkawy zapach.
To chloroform!
Szarpałem się próbując się wyrwać. Nawet próbowałem kopnąć napastnika w krocze. Jednak okazał się być o wiele wyższy odemnie.
Z każdą chwilą byłem coraz zmulony i senny.
Nie mogłem się wyrwać. Ten ktoś był zbyt silny.
Moje mięśnie zaczęły słabnąć, ograniczając moje ruchy.
Jedne co mi zostało po kilku sekundach to oddać się słodkawej woni i zasnąć.
Ostatnie co widziałem to biały śnieg na ulicy.
Niezły początek grudnia.
Początek...jutro mam urodziny.- z taką myślą, zasnąłem.
Nie mam pojęcia, czy coś mi się śniło. Czy byłem w połowie na jawie.
Za to w pewnym momencie słyszałem różne odgłosy- dźwięki. Czułem zimno, jeszcze większe niż wcześniej. Czułem jak się trzęse.
Do mojego nosa dochodziły jakieś dziwne zapachy. Nie były one miłe. Drażniły mój ów narząd zmysłu.
Z każdymi mijanymi chwilami potrafiłem wychwytywać więcej.
W pewnym momencie nieprzyjemne otoczenie stało się tak wyraźne, że moja świadomość sama mnie obudziła.
Na początku wszystko miałem rozmazane, ale po jakimś czasie obraz zaczął się wyostrzać.
Nawet nie widząc dokładniej, byłem w stanie stwierdzić, że znajdowałem się w jakimś piwniczym pomieszczeniu. W tym stwierdzeniu pomagały mi także inne zmysły.
Czułem lekko leśną ściułkę, albo po prostu wilgoć. Nie byłem pewien. Czułem zimno kamiennej posadzki, na której leżałem i byłem oparty o taką plecami. Czułem też spore zimno na nadgarstkach, jednak nie wiedziałem co to było.
Niepokoił mnie jednak zapach, który dopiero do mnie dochodził. Jakąś taką jakby, stęchlizną.
Zdarzało mi się czuć taki zapach, jak jakiś jeleń zginął, albo został rozerwany blisko mojego domu.
Im bardziej odzyskiwałem wzrok i rozum, tym bardziej przerażony byłem.
Nie tylko tym, że czułem się jakbym miał umrzeć z zimna.
Widząc dokładniej pomieszczenie, w którym się znajdowałem, miałem ochotę płakać.
Była tu kamienna posadzka i ściany. Jednak były one ubrudzone gdzieniegdzie czerwoną cieczą. A na ziemi były kawałeczki mięsa w owej cieczy. Nie chciałem myśleć co to jest. A dobrze wiedziałem. Ponieważ nie tak daleko mnie leżał kawałek palca bez paznokcia.
Byłem przerażony.
Przypominały mi się wiadomości o tym seryjnym mordercy co grasuje po Fukuoce.
Niech to będzie żart. Jakiś sen. Albo reklama nowego domu strachów w wesołym miasteczku.
Nawet głupi kawał osób z klasy.
Niech okaże się wszystko, tylko nie to co myślę!
Błagam!
Jednak szczęście wcale mi nie sprzyja. Los postanowił zniszczyć moje nadzieje w ułamku sekundy.
Do pomieszczenia wszedł wysoki, chudy mężczyzna. Jednak wyraźnie było widać jego mięśnie, nawet mimo zakrytego ciała.
Miał zakrytą twarz i głowę jakąś chustą. Jednak kojarzyłem jego ubiór.
Taki cyrko...
Gdy zdjął chustę byłem pewien.
-Jesteś tym cyrkowcem na którego kiedyś wpadłem.- szepnąłem przerażony.
-Hahaha! Poznajesz mnie!- wyskrzeczał piskliwym głosem, uśmiechając się szeroko. Przez czerwone kółka na kącikach ust, jego uśmiech był przerażający. Kontunował swoją wypowiedź- Jestem taki szczęśliwy!
Nagle jego uśmiech zniknął, a w jego oczach widziałem gniew.
-Już myślałem, że o mnie zapomniałeś. Ignorowałeś mnie. Ty Ignorancie!- warknął zły podchodząc do mnie i łapiąc za włosy boleśnie, podniósł moją głowę na wysokość swojej.- Czułem się zignorowany! Smutny! Samotny! Nie patrzyłeś na mnie!- krzyczał mi w twarz.
Trząsłem się i już nie tylko z zimna.
Byłem kurwa przerażony. Ten człowiek był chory psychicznie.
Czułem jak w moich oczach zebrały się łzy.
Naito.. Naito
Błagam, uratuj mnie.
Ty, ty, albo. Ktokolwiek!
-Ojej, przestraszyłem Cię? Przepraszam!- wyskrzeczał skruszony. Puścił moją głowę tak, że z głuchym hukiem upadła na ziemie, powodując ostry ból.
Przez chwile miałem nawet mroczki przed oczami.
-Wiesz, wcale nie chciałem Cię krzywdzić- zaczął odwrajacąc się do mnie tyłem.- Zobaczyłem Cię pewnego wieczora jakieś cztery miesiące temu. Twoje włosy. Takie piękne ani czerwone, ani różowe. Byłem nimi zachwycony. Tym nietypowym kolorem. To samo twoje oczy. Mimo, że byłem dość daleko od Ciebie i tak widziałem ten piękny oceaniczny odcień. Pomyślałem sobie, że mógłbym w nich utonąć. Twój uśmiech, był jaśniejszy niż latarnie uliczne jakie Cię otaczały. Byłem tobą oczarowany. Ale najbardziej włosami. Chciałem Cię mieć na własność, jednak z drugiej strony nie chciałem Cię krzywdzić. Dlatego próbowałem Cię odtworzyć- zatrzymał się, a ja zdałem sobie sprawę co powiedział.
-To ty mordowałeś te wszystkie osoby?- zapytałem cicho łkając.
Czy to przezemnie? Przez te przeklęte włosy zginęli Ci ludzie?
Nie! Nie mogę tak myśleć, to nie ja ich zabiłem!
-Tak!- odpowiedział mi w nagłym zachwycie. Odwrócił się do mnie, szeroko uśmiechając. Widziałem w jego oczach szaleństwo.
Bałem się, nie powiniem się odzywać do niego. Co ja sobie myślałem?!
-Tak! Tak! Tak! To ja ich zabijałem!- już nie wiedziałem, czy jest szczęśliwy, czy zły- Próbowałem Cię odtworzyć. Twoje piękny odcień włosów! Ale oni wszyscy mnie zawiedli. Nie byli odpowiedni. Więc zgineli w cierpieniu! Hahahahha!- wybuchnął śmiechem.
Jego śmiech sprawił, że rozryczałem się na dobre.
Próbowałem się wyrwać z kajdanów, które miałem na rękach i nogach.
-Hę?- momentalnie przestał się śmiać, spoważniał na chwile, by potem się na powrót uśmiechnął. Łagodnie. Ten uśmiech był o wiele straszniejszy od tego psychopatycznego.- Chcesz mnie zostawić? Uważasz, że nie zapewnie Ci godnego życia? Uważasz, że będę dla Ciebie złym partnerem?- z każdym pytaniem, jego uśmiech się poszerzał, ale w jego oczach wzbierała się złość.- Owszem, mogę być zły!- krzyknął, a ja poczułem natychmiastowo zimną linie nakreśloną mi na obojczyku.
-Aaaaaaa!- wydarłem się, czując piekący ból.
Mężczyzna oblizał nóż z krwi.
-Mmmmm, pyszna- mruknął z usatysfakcjonowanym uśmiechem.
Ciężko oddychałem, patrząc się na mężczyzne nie wyraźnym wzrokiem. Przez ilość łez, ledwo co widziałem.
-Oh, nie miej takiej miny pytajacej "Czemu ja?"- powiedział piskliwie, pod czym dodał z grozą- Dobrze wiesz czemu!- tym razem piekący ból poczyłem na ramieniu.
Wydarłem się kolejny raz, a potem jeszcze i jeszcze, gdy mężczyzna ciął moje ciało.
Miałem na sobie tylko podkoszulek i majtki, dlatego miał sporo miejsca do swojej chorej zabawy.
Nawet nie wiem, czy błagałem żeby przestał. Po pierwszych cięciach nawet nie rejstrowałem, gdzie mnie ciął.
Jedne co czułem to ból. Piekący ból, przenikający całe moje ciało.
Pamiętam. Pamiętam, że sam kiedyś to robiłem. Ciąłem się po skórze bez opamiętania. Będąc w transie, nie czułem bólu. Czułem go dopiero potem, gdy poruszałem dłonią.
Jednak teraz czułem ból na całym ciele, przez cały czas.
Nigdy mnie to nie satysfakcjonowało, ani nie lubiłem tego. Nawet jeśli sam sobie to robiłem.
-Ziemia do mojej słodkiej księżniczki- usłyszałem jego piskliwy głos tuż przy uchu. Podniósł moją głowę za podbrudek, tak abym patrzył w jego oczy.- Już chcesz mnie opuścić? Jeszcze nawet dobrze nie zacząłem naszej zabawy!
Puścił gwałtownie moją głowę. Puścił też moje ciało, które trzymał w górze. Upadłem bezwładnie na zimne kafelki. Czując zimno, połączone z bólem i zdzieraniem skóry, krzyknąłem.
-Twoje krzyki są dla mnie melodią, ale możesz to robić tylko wtedy kiedy Ci pozwole. Jednak nie martw się. Teraz możesz sobie krzyczeć do woli- odwrócił się do mnie, trzymając w ręce cytryny.
Wziął je z jedynego ze stolików, na których leżały narzędzia tortur.
Podszedł do mnie z owocem i ścisnął, tak że strzelił ze środka sok.
Wydarłem się na cały głos, gdy sok spłynął do ran na moim ciele.
Błagam, niech to się skończy!
Od krzyczenia bolało mnie gardło, a od płakania, oczy.
Miałem tego naprawdę dość.
Jednak doskonale wiedziałem, że mężczyzna nie przestanie i będzie jeszcze gorzej.
Wyciskał kolejne cytryny, wyjątkowo starając się, aby sok doleciał do każdej rany.
Nie miałem już siły, a krzyk jaki wydobywał się z mojego gardła był czymś, czego nie potrafiłem kontrolować.
Nawet gdy skończyły mu się cytrusy do wyciskania, rany dalej piękły. Całkowicie tak, jakby mnie przypalał.
-Czemu masz taką zmarkotniałą minę. To wszystko co robie, to moja miłość do Ciebie!- zaczął mówić, a ja ledwo rozumiałem sens jego słów.- To twoja kara za ignorowanie mnie!
Wziął do ręki bicz, który leżał na metalowym wózku.
Podszedł do mnie, podwieszajac na ścianie za ręce.
Zacisnąłem powieki, wiedząc co zaraz nastąpi.
Nie zdąrzyłem zagryźć ust, a poczułem bolesne uderzenia na ciele. Jednak praktycznie od razu ustały.
-To chyba Ci nie jest potrzebne, kochanie- powiedział przesłodzonym głosem, po czym szarpnął za podkoszulek, zrywając go ze mnie boleśnie.
Po raz kolejny z mojego gardła wyrwał się coś na wzór krzyku.
Mężczyzna odszedł odemnie, traktując mnie ponownie biczem.
Moje ciało jakimiś zapasowymi resztkami energii próbowało się jakoś chronić, unikać bicza. Jednak nic to nie dawało. Jedyne jak moje ciało się teraz ruszało to pod wpływem uderzeń.
Już nie znajdowałem słów, żeby opisać ból jaki czułem gdy bicz uderzał o krwawiące, polane sokiem z cytryny, rany.
To jest ból, którego po prostu nie da się opisać. Jedyny sposób, aby wiedzieć jakie to uczucie to samemu to przeżyć.
Nikomu tego nie życzyłem. Nawet najgorszym, najgłupszym moim oprawcą ze szkoły.
Patrzyłem na całe zdarzenie tak, jakby moja dusza częściowo opuściła ciało.
Widziałem jak przez mgłę, a uderzenia choć czułem to coś mnie ogradzało od tego, aby doszły one do mojego mózgu.
Już nawet nie wiedziałem, czy krzycze. Czy walcze. Czy po prostu bezwładnie wiszę. Po prostu moja świadomość zatonęła w falach bólu.
Nie czułem upływu czasu, a i jakoś nie był mi potrzebny. Moja nadzieja na to, że zostanę uratowany, już nie istniała.
-Chyba już naprawdę Cię boli. Dostałeś już swoją nauczkę- uśmiechnął się do mnie.
To był najobrzydliwszy uśmiech jaki widziałem. Miałem ochotę wymiotować.
Odwiesił mnie ze ściany, ale nie starał się być delikatny.
Moje ciało upadło na ziemie z głośnym plaśnięciem.
Ostry, przeszywający ból rozszedł się po moim ciele. Moja świadomość wróciła, a ja ją za to przeklinałem.
-Teraz czas na przyjemności- szepnął mi do ucha, krzyknąłem na to męczeńsko.
Dostałem za to w twarz z pięści.
-Masz być zachwycony- warknął mężczyzna, po czym dodał radośnie i z nie krytym podekscytowaniem- Już nie mogę się doczekać twoich jęków...
Sens jego słów do mnie doszedł dopiero, gdy zdjął ostatni materiał jaki na sobie miałem i zaczął rozpinać swoje spodnie.
Gula stanęła mi w gardle, łzy napłynęły do wyschniętych oczu. Poczułem chwilowy napływ adrenaliny. Chciałem wstać, ale nie dałem rady. Potem już byłem w stanie się przesuwać kilka milimetrów. W przerażeniu, kręciłem głową, gdy do mnie podchodził z szerokim, psychopatycznym uśmiechem.
-Błagam nie- pisnałem tylko.
Doczytaliście do końca ten rozdział.
Podobał się komuś?
Mam wrażenie, że to dziwne pytanie.
Tak więc no. Pojawiła się nowa postać. A raczej nie taka nowa, bo już się pojawiła w rozdziale 16- Nocowanie.
Nie było co prawda jego imienia. Ale no.
Nie był na tyle miły, aby się przedstawić.
Wątek z psychopatą to jest wątek, który był pierwszym wymyślonym wątkiem w całej mojej książce. Dosłownie tworzenie tej książki wyglądało tak:
Dobra. Zrobię "zdepresowanego" nastolatka i w sumie gangstera, bo to nie jest częsty motyw. Fajnie będzie. I psychopata! Tak, psychopata! Gdy ten nastolatek już będzie się dobrze czuł, porwie go psychopata i będzie torturował! O, boże tak! Robię to!
Tak to właśnie wyglądało. Historia na faktach.
Bo wiecie, w życiu nie może być za pięknie. Coś się zawsze musi spieprz... spierniczyć.
Tak więc, Sea PRZEPRASZAM!
Tak, mimo wszystko boli mnie to znęcanie się nad Sea.
To naprawdę bolesne, ale to na potrzeby książki.
Dobra, już nic więcej nie mówię.
Jedne co, to proszę. Oto nasz psychopata:
Uważam, że on jest kurewsko sexy. Wyszedł mi tak pięknie, że osobiście się w nim zakochałam.
Sea nie opisywał jego ubrania, ponieważ:
1. Jak na niego wpadł po raz pierwszy to miał go w głębokim poważaniu i tylko zwrócił uwagę na fakt, że wygląda jak cyrkowiec.
2. Jak go zobaczył w tym rozdziale, to był zbyt przerażony, aby zwrócić uwagę na jego ubrania. (Uznałam to za dziwne, że został porwany i sobie opisuje jego ciuszki. No mało to by było realistyczne)
To chyba wszystko co miałam do powiedzenia. Mam nadzieje, że wczuliście się w niefajną sytuacje Sea.
Do zobaczenia w następnych rozdziałach!
Opublikowane: 28.06.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top