Rozdział 14- Opiekunka
Witam w kolejnym rozdziale! Życzę miłego czytania ^^
Sea
Po szkole nie miałem co robić. W sumie, w szkole też. Yuno-san się rozchorowała i nie było jej, więc nikt mi nie gadał obok ucha.
Było to naprawdę dziwne uczucie. Siedzieć w szkole i słyszeć... ciszę. Już dawno tego nie doświadczyłem.
Po wyjściu ze szkoły, zastanawiałem się co ze sobą zrobić. Nie miałem ochoty wracać do domu. Znowu siedziałbym na łóżku nic nie robiąc, albo ze znudzeniem po raz pięć setny czytał, któryś z podręczników.
Umiałem tak materiał, że niektórzy nauczyciele mruczeli z złości pod nosem, że równie dobrze to ja mógłbym uczyć zamiast nich.
Wcale im się nie dziwiłem. Jestem pewien, że czytałem podręcznik tyle razy ile oni.
A teraz stałem jak ten debil pod bramą szkolną, zastanawiając się co ze sobą zrobić.
Już się nie bałem znajdować w tej okolicy. Odkąd Yuno-san dołączyła do klasy i tym samym szkoły. Była znana jako Diablica.
Zawsze znajdowała trafne riposty dla zaczepek do bójki. Wtedy też śmiałek spalał buraka, bo zrobił z siebie pośmiewisko.
Dzięki Yuno-san już nikt do mnie nie podchodził. Nawet nie próbowali, gdy jej nie było. Domyślali się, że szybko się dowie i zrobi z nich pośmiewisko wszech czasów.
Zadzwonił mi telefon, przez co przestraszony wzgrygnąłem się widocznie.
Dziewczyny przechodzące akurat obok, zaśmiały się krótko.
Zarumieniłem się lekko i wziąłem telefon do ręki, odbierając.
Jak się okazało, od Kyō.
-Co t...- nie zdąrzyłem skończyć pytania, bo blondyn mi przerwał.
-Przyjdź do klubu! Teraz! Please! Now!- krzyczał spanikowany.
-Okey, okey- rzuciłem zdziwiony, dodając- Już lece.
-Będziemy czekać!- krzyknął chłopak i się rozłaczył.
Ruszyłem truchtem do Nakasu, z telefonem w ręku.
Tak na wypadek, gdyby blondyn jeszcze się odezwał.
Jednak tak się nie stało.
Gdy byłem już pod klubem, zobaczyłem samochód Naito i stojącego przy miejscu kierowcy- Kyō.
-Jesteś!- zawołał na mój widok, po czym dodał- Wsiadaj.
Posłusznie otworzyłem drzwiczki i gdy chciałem wejść do środka, zobaczyłem nieprzytomnego granatowowłosego.
Przesunąłem go trochę i usiadłem, zapinając pasy.
Kyō zasiadł na miejscu kierowcy i odpalił, ruszając.
-Dowiem się o co chodzi?- zapytałem praktycznie od razy, wskazując przy tym na mężczyznę obok mnie.
-Zamdlał ze zmęczenia.- rzucił z krzywym uśmiechem, chłopak.
-Dobra. A po co ja? Po co tu on? Oraz czemu nas gdzieś wieziesz?- dopytywałem, nie rozumiejąc sytuacji.
Szarooki westchnął.
-Mamy za chwile ważnych...gości- ujął specyficznie zdanie, kontynuując- Jednak kilkanaście minut temu Nai-chan zemdlał nad papierami. Siedział nad nimi od około dwudziesty dwóch godziny. Bez przerwy- chłopak widząc w lusterku, że nadal nie bardzo rozumiem. Postanowił wyjaśniać dalej- Znasz Nai-chan. Gdyby się obudził, wiedząc, że... Ci goście. Są u nas. Nawet gdyby padał, poszedł by z nimi rozmawiać.
-No tak. To podobne do niego- odpowiedziałem, po czym dodałem- Ale dokąd nas wieziesz? I czy właśnie on, nie jest wam potrzebny do tych "gości"?
-Zaczynając od drugiego. Nie. To normalne, że szef nie zawsze jest obecny. Akurat w tej sytuacji będzie nam to na rękę.- wytłumaczył spokojnym głosem, jak na niego, Kyō- Co do pierwszego. Do mieszkania Naito.
-Dobra. Mam ostatnie pytanie- dodałem, nie chcąc irytować gangstera. Ten na moje słowa się tylko szeroko uśmiechnął.
-Dawaj- zaśmiał się, dając mi znak, żebym pytał.
-Jaka jest moja rola w tym wszystkim?- zadałem nurtujące mnie pytanie.
-Jak to jakie?- sztucznie oburzył się blondyn, po czym się roześmiał.- Oczywiście masz się zaopiekować naszym Nai-chan.
-Zaopiekować? Czemu ja?- zapytałem zdziwiony.
-A masz coś lepszego do roboty?- zapytał z chytrym uśmiechem.
Umilkłem, po chwili dodając.
-Nie.
-No właśnie!- zaśmiał się radośnie- No to postanowione. Baw się dobrze!- rzucił tylko zatrzymując się.
Zrozumiałem, że wcale nie zamierza mi pomóc z bezwładnym ciałem mężczyzny.
Westchnąłem, otwierając drzwiczki.
Złapałem granatowowłosego pod pachy, wyciągając z auta i zarzuciłem sobie go na plecy.
Był CHOLERNIE ciężki.
Blondyn podjechał tak, by się ze mną zrównać.
-Tu masz kluczyki- podał mi pęk kluczy- Mieszkanie numer 3 w tym budynku- powiedział, wskazując na jednopiętrowy budynek wielorodzinny.- Ja lece, na razie!
I odjechał.
Poszedłem w kierunku apaato.
A było to naprawdę ciężkie z mężczyną na plecach.
Dawaj Sea, uda Ci się- doppingowałem się w myślach.
Cholerny Kyō, który mnie zostawił z Naito sam!
Choleny Naito i to jego zapracowywanie do utraty przytomności!
I cholerni ich goście, którzy akurat musieli przyjeżdżać!
Ugh!
Wchodzenie po schodach z bezwładnym ciałem mężczyzny było jeszcze większą katorgą.
W pewnym momencie nawet zaczęły mnie bolec rany z pobicia, które miało miejsce ponad miesiąc temu!
Przy okazji czułem niesamowicie mięśnie nóg. W pewnym momencie na schodach, praktycznie się podemną ugięły.
Całe szczęście, że przy schodach i wzdłóż balkonu były barierki!
Choć aż tak dużo nie dawały.
Na chwilę mogłem na nie przełożyć ciężar ciała swojego i mężczyzny.
W końcu jednak dotarłem do mieszkania numer 3.
Szybko otworzyłem drzwi i zadowolony, że za chwile położe granatowowłosego na jego futon i będzie po problemie.
Już chciałem wzdychać z ulgą, gdy popatrzyłem do środka mieszkania.
-Naaaaaiiitttoooo- syknąłem pod nosem- Jak się obudzisz. Przysięgam. Przysięgam, obiecuje. Coś Ci zrobię!
Wszedłem do środka dosłownie na krok. Do kuchni składającej się z lodówki, blatu i kuchenki.
Położyłem ostrożnie na podłodze z tatami, gangstera.
Zrobiłem dwa kroki przechodząc całą kuchnie i popatrzyłem do środka jedynego pokoju w kawalerce.
Dosłownie śmieci się z niego wysypywały.
Jedyny kawałek podłogi jaki widziałem był na wejściu do pomieszczenia.
A dalej jedyne co widziałem to górne części mebli.
Dobra. Szafę widziałem od połowy.
Biurko mogłem jeszcze wskazać, choć walały się po nim niezliczone ilości puszek po ciepłym soku pomidorowym i opakowań po chipsach bekonowych.
Nawet nie miałem pojęcia gdzie jest futon mężczyzny.
Po mojej prawej szafa, na przeciwko w rogu pomieszczenia biurko. I śmieci. Niezliczone ilości śmieci.
Niektóre popakowane w workach, inne walały się luzem. A jeszcze inne wysypywały się z worków, ponieważ nie były zawiązane.
Odwróciłem się do tyły i popatrzyłem nienawistnym spojrzeniem na gangstera.
-Gdybyś mi nie uratował życia i dupska tyle razy, to bym Cię tak zostawił z tym syfem.- rzuciłem do nieprzytomnego granatowowłosego.
Zakasałem rękaw... Nie mam rękawów. Pomińmy ten krok.
Przeszedłem nad nogami mężczyzny, które zajmowały dosłownie całą długość kuchni i otworzyłem drzwi na prawo od drzwi wejściowych. Jak się domyśliłem, była tam łazienka.
Była brudna. Ale nie tak jak pokój.
Tu nie było śmieci, no chyba że posłusznie w koszu. Tu po prostu armatura nie była umyta. A to i tak dopiero było pierwsze pomieszczenia z wanną, toaletą oraz kranem! Nie jestem pewien, czy chce wchodzić do drugiego pomieszczenia w łazience, w którym znajdować się miał prysznic.
Na razie nie było mi to potrzebne. Musiałem się na początek zając pokojem. Potem wrócę tutaj.
Po przeszukaniu pomieszczenia, uzbrojony byłem w worki na śmieci, zmiotkę z szufelką, rękawiczki i ścierki do kurzu.
Miotłę zostawiłem na miejscu, aby mi się na razie nie walała pod nogami.
Poszedłem do sypialni, przeskakując nad nogami należącymi do leżących w kuchnio-przedpokoju zwłok.
Nałożyłem na dłonie rękawiczki i zacząłem od pozbierania puszek.
Przy okazji, gdy zabrnąłem w tym śmieciowym błocie do ściany na przeciwko wejścia, otworzyłem znajdujące się tutaj jedyne okno.
Bo oczywiście waliło tu niemiłosiernie. Drzwi wejściowe też bym otworzył na całą szerokość, ale babrając się w śmieciowym błocie nie dość że bym nie słyszał to i bym nie miał jak zareagować, gdyby ktoś tu wszedł.
Choć nie oszukujmy się, kto normalny wlazł by w własnej woli do tego wielkiego śmietniska.
Gdy zebrałem wszystkie puszki, wyszedłem z mieszkania wyrzucić tematyczne śmieci do odpowiedniego pojemnika, znajdującego się na parkingu przed budynkiem.
Następnym celem były wszelkie foliowe opakowania. Po chipsach, po batonach, po gumach i po pierdyliardzie innych tego typu rzeczy.
Jak długo on musiał ten syf tu kumulować, aby zebrało się aż tyle?
Rok?
Już wiem, czemu zamęczał się nad papierami. Żeby mieć wymówkę do spania na wygodnej kanapie. W końcu po co sprzątać w mieszkaniu, jak w klubie ma się od tego ludzi?
Co za człowiek!
Gdy w końcu po bardzo długim schylaniu się, zabrałem wszystkie folie, które byłem w stanie dostrzec.
Przy okazji też odnalazłem futon.
Wyrzuciłem worki do odpowiedniego kontynera, po czym wróciłem do mieszkania. Przeprałem futon i wywiesiłem na barierce na balkonie przed mieszkaniem.
Wywiesiłbym to normalnie na sznurkach za oknem, ale potrzebowałem aby szybko wysechł. A że było popołudnie to słońce padało idealnie na barierki przed mieszkaniem.
Potem zabrałem się za papierowe śmieci. Wszelkie chińskie żarcie, chusteczki, kartony i kartoniki. Tych śmieci było najwięcej i zajmowały też najwięcej miejsca. Co prawda worków z tym było dwa, jak nie trzy razy więcej. Jednak po ich wyniesieniu było już widać tatami. Na ziemi jeszcze leżało parę eko śmieci. Co było swoją drogą obrzydliwe. Jakieś zeschnięte skórki po bananie. Spleśniała kanapka i tym podobne.
Jednak dzielnie to posprzątałem i wyrzuciłem.
Śmieci w pokoju brak.
Wziąłem zmiotkę i pozamiatałem biurko, po czym wymiotłem śmieci z dziury między ścianą, a podłogą.
Wziąłem ściereczkę do kurzu i poprzecierałem biurko oraz szafę.
Podniosłem jeszcze poduszkę od biurka, otrzepałem ją z okruszków i też przeprałem, wywieszając na barierce.
Zwłoki przez cały ten czas ani drgnęły, więc kontynuowałem ogarnianie mieszkania mężczyzny.
Pozamiatałem, po czym namoczyłem ścierkę wodą i odpowiednim płynem i zabrałem się za przecieranie tatami.
Całe szczęście, że uważam na lekcji przygotowania do życia, bo inaczej prawdopodobnie zniszczyłbym mężczyźnie mate w pokoju.
Choć chyba ja bardziej o to dbam, niż gangster.
Skupiałem się na tym, aby przecierać tatami, wzdłuż źdźbeł sitowia.
Gdy skończyłem z matami w pokoju, poszedłem po już suchy futon i położyłem go pod oknem.
Wziąłem zwłoki gangstera i z trudnem, ale się udało- przeniosłem na futon.
Po czym zamiotłem i powtórzyłem czynność z myciem, na tatami w kuchnio-przedpokoju. Uprzednio ścierajac kurze z blatu, lodówki i mikrofalówki, stojącej na wyżej wymienionym urządzeniu.
Otworzyłem lodówkę i jakoś nie zaskoczył mnie fakt, że była praktycznie pusta i jedyne co tam było, już zdąrzyło ożyć i dostać nóżek.
Wpakowałem to do worka i wystawiłem przed drzwi wejściowymi. Musiałem się zająć jeszcze łazienką.
Nie mógłbym znieść myśli, że z tej brudnej łazienki wychodzi, brudząc dwa czyste już pomieszczenia.
Było tam o tyle prościej, że nie było tatami, a zwykłe kafelki.
Wziąłem gąbkę, płyn do mycia armatury i przeleciałem tak wanne, zlew, toaletę, prysznic. Po czym jeszcze przetarłem pralkę, stojącą naprzeciwko wanny.
Potem jeszcze umyłem mopem kafelki i to był już koniec.
Całe mieszkanie LŚNIŁO. I byłem z tego powodu bardzo dumny.
Ściągnąłem rękawiczki i umyłem ręce.
Wyniosłem stojące przed drzwiami śmieci i ruszyłem do najbliższego spożywczaka.
Kupiłem tam chleb, masło, masło orzechowe, ogórka, szynkę i ser.
Takie zakupy powinny mu wystarczeć.
Gdy wróciłem do domu, mężczyzna dalej spał.
Z braku zajęcia wziąłem kilka składników i zrobiłem kanapki. Moje umiejętności w tym zakresie nie były wysokie, dlatego robiłem je bardzo długo i nie udolnie.
Mimo wszystko koniec końców, zrobiłem dwie kanapki z masłem orzechowym i ogórkiem oraz jedną kanapkę z szynką i ogórkiem.
Zjadłem pojednyńczą kanapkę. A tamte dwie dałem na talerz.
-Ładnie pachnie- doszedł moich uszu ochrypnięty głos gangstera, z pokoju obok.
Wziąłem talerz i wszedłem tam.
-Ty to masz wyczucie czasu- mruknąłem do mężczyzny, który się akurat podniósł.
Przetarł oczy, po czym popatrzył.
Na mnie, do okoła, potem na kanapki, potem z powrotem na mnie i do okoła.
-Ja chyba śnie- szepnął dotykając podłogi, która jeszcze do końca nie wyschła.
-Nie spałeś wystarczająco długo?- zapytałem podając mu talerz, a ten bedąc w szoku przyjął jedzenie.
Wyszedłem jeszcze na chwile po poduszkę i położyłem ją przy biurku.
-Posprzątałeś mi mieszkanie?- po chwili ciszy, zapytał niedowierzając.
-Taaa, a co miałem Cię położyć w kuchni i sobie pójść?- zapytałem i popatrzyłem na niego z uniesioną brwią- Kyō poprosił mnie, abym się tobą zajął. Zrobienie tego na pół gwizdka, uraziłoby moją dumę.
Na moje słowa gangster się spokojnie uśmiechnął.
-Dziękuje, Sea- powiedział, a mi chyba na chwile serce stanęło.
-Nie ma za co- odwróciłem głowę, lekko się rumieniąc. Po chwili dodałem- Byłem Ci to winny i ciągle się tak czuje.
-Winny?- zapytał zdziwiony, popatrzyłem na niego.
-Mam na myśli te wszystkie razy kiedy mi pomogłeś- wyjaśniłem, a on zrozumiał.
-Nigdy nie mówiłem, że masz mi się za to odwdzięczać- odpowiedział z łagodnym uśmiechem.
-Nie wiem jak zepsuty musiałbym być, aby przyjmować czyjąś dobroć i nie chcieć się odwdzięczyć. Aczkolwiek muszę przyznać, że w pierwszej chwili jak zobaczyłem ten syf, miałem ochotę Ci poprawić patelnią. Tą w ponad półtora miesiąca temu.- powiedziałem, zakładając ręke na ręke.
Na moje słowa i pozę mężczyzna wybuchnął śmiechem.
-Nie często tu bywam. A jak już jestem, to wpadam tylko na kilka godzin. Wole je przeznaczyć na sen, niżeli na sprzątanie- wytłumaczył, zajadajac się kanapkami.
-Jedno pytanie. Jak ty możesz spać w takim syfie?- zapytałem, siadając ze skrzyżowanymi nogami.
-Normalnie- odpowiedział ze spokojem, po czym dokładniej wyjaśnił- Odgarniam śmieci z futonu i kładę się spać.
Skrzywiłem się z obrzydzeniem.
Fakt, że mówił to z takim spokojem jeszcze zajadając się kanapką, mnie doprawdy odpychał.
Z obrzydzenia wyrwał mnie widok granatowego nieba na wschodzie.
-Zbieram się do domu- rzuciłem wstając- Zrobiłem Ci zakupy, więc masz parę rzeczy w lodówce. Wydaje mi się, że Kyō chciał abyś odpoczął. Więc wyśpij się. - wymieniałem po kolei, po czym dodałem ze śmiertelną powagą- Postaraj się utrzymać tu porządek. Dla mnie, na przykład i dla mojej ciężkiej pracy.
Mężczyzna przełknął ostatni kęs posiłku i mi odpowiedział.
-Postaram się.
Tak oto kończy się ten rozdział. Mam nadzieje, że się podobał.
Przede wszystkim mam nadzieje, że nikogo nie zanudziłam tym rozdziałem.
Jeśli ktoś się zastanawia czemu opisywałam jak Sea sprząta. To odpowiadam.
Ponieważ zdaje sobie sprawę, że nie każdy czytelnik tej książki zna się na kulturze Japonii.
A chciałam takową trochę przybliżyć. W końcu akcja ma miejsce nie gdzie indziej jak w Japonii. Więc ten klimat chce pokazać. Te specyficzne japońskie kawalerki, z którymi osobiście często spotykałam się w anime.
Doinformowałam siebie jeszcze jakimiś forami i tym podobnymi.
I postanowiła podzielić się wiedzą. Może ktoś wyciągnął z tego coś interesującego.
Przy okazji też chciałam opisać mieszkanie Naito.
A śmieci w jego mieszkaniu to tylko dopełnienie jego charakteru i pełnionej przez niego funkcji.
Ponieważ tak jak wspomniał Naito. Nie przebywa tam często przez swoje obowiązki.
A co do wątku z workami. Bo jak Sea tam przyszedł to jednak było, że w środku są już worki. Naito co jakiś czas podejmował próby sprzątnięcia. Ale nie o tym teraz.
Potem o tym nie pisałam. I było tylko o workach, które wyrzucał Sea.
Po prostu, żeby nie potrzebnie nie opisywać, że wybierał te worki stamtąd. Łaził z nimi i je segregował po śmietnikach. W domyśle po prostu, jak szedł wyrzucić papiery to przy okazji zgarniał też stare worki z papierami. I tak dalej.
Przy okazji. Ciekawostka rozdziałowa.
Naito ma baaaardzo nieregularne godziny snu.
Tutaj pośpi godzinę, potem dwie. A potem przesiedzi trzydzieści sześć godzin i pójdzie spać na piętnaście.
Tak więc tak to wygląda.
A Sea obiecał zrobić coś Naito, jak ten się obudzi. Nie, nie zapomniałam o tym. To Sea o tym zapomniał.
Przypomniał sobie o tym, jak rozmawiał z Naito. Jednak wtedy złość na niego mu przeszła.
Więc jego obietnice na nic się zdały.
To chyba wszystko co mam ciekawego do napisania w tym rozdziale.
Mam nadzieje, że się podobał i do zobaczenia w następnych rozdziałach!
Opublikowane: 22.06.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top