26
Jeszcze tego samego dnia udało mi się ukraść ojcu telefon, schowałam go w najbardziej bezpiecznym miejscu, czyli nadzwyczajnie wsadziłam go sobie w stanik. Podczas kolacji wszyscy bez żadnego skrępowania wpatrywali się we mnie. Najbardziej jednak przeszkadzał mi zawiedziony wzrok mojego ojca. Nie miałam ochoty na żadne jedzenie, nawet nie wiem, czy udałoby mi się cokolwiek przełknąć. Dlatego w ciszy w koncie pomieszczenia, popijałam ciepłą ziołową herbatę, starając się wcisnąć jeszcze bardziej w ścianę, tak żebym mogła uciec od tych oskarżycielskich spojrzeń.
Ranek nastał zdecydowanie za szybko. Mam wrażenie, że ojciec dosypał mi czegoś do herbaty. Jeszcze nigdy nie udało mi się zasnąć z taką łatwością. To tak jakbym zamknęła oczy tylko na chwile, a kiedy otworzyłam, nastał ranek. Zero snów, zero stresu, żadnych niechcianych oraz tych pożądanych myśli.
W pomieszczeniu nikogo nie było, dlatego wyciągnęłam z biustonosza telefon, naciągając koc na głowę i zaczęłam pisać szczegółową wiadomość do Luciano. Niestety, ale nie znałam jego numeru telefonu dlatego postanowiłam nadać SMS-a do Eve. Licząc, że przyjaciółka przekaże wiadomość dalej. Z braku zasięgu, musiałam wyjść na dwór. Zaczęłam się modlić do Boga, wszechświata czy innego bóstwa o zasięg w telefonie.
Krążyłam wkoło domku, dyskretnie zerkając pod rękaw. Płakałam, przesadnie wycierając policzki. Żaden z tutejszych mężczyzn nie miał ochoty podchodzić do mnie, ponieważ nikogo to nie obchodziło co się ze mną dzieje. Nawet tata unika mojego wzroku. Żaden facet z własnej woli nie chce podchodzić do płaczącej kobiety.
Przysiadłam przy dużym pniu, schowałam telefon bezpiecznie, podwinęłam nogi i mogłam w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza. Udało się. Wiadomość wysłała.
Uświadomiłam sobie, że podjęłam decyzje. Nie mogę pozwolić, żeby Luciano oraz jego rodzinie coś się stało. Ojciec się myli co do niego, nie zna go tak dobrze jak ja go znam. Może działa nielegalnie jednak dba o mnie oraz wiem, że będzie się troszczyć o nasze dziecko. Na swój pokręcony sposób mnie kocha. Nie wiem, czy potrafiłabym już żyć bez niego, nie po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, nie po tym wszystkim, czego doświadczyłam i byłam zmuszona zrobić. Ja też byłam zmuszona zabić. Czy przez to jestem potworem? Czy to nie tak, że każdy z nas ma w sobie cząstkę czegoś mrocznego? Chyba już wariuje.
—Skup się — szepcze do siebie, starając zapanować nad paniką.
Może uda mi się wynegocjować z nim chociaż trochę niezależności, której bardzo mi brakuje. Chce wrócić do pracy, chce mieć choć trochę normalnego życia. Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałam, zawsze to on podejmował decyzje, nie pytając mnie o zdanie. Musi mnie zrozumieć. Teraz zostało mi przekonanie ojca, że Luciano wcale nie jest aż takim potworem, jakiego go opisują. Później będę musiała wytłumaczyć mężowi, dlaczego ojciec mnie porwał. Dopilnować, żeby żadnemu z nich się nic nie stało.
— Dlaczego mam wrażenie, że będą z tobą problemy?— odzywa się Dawid, przez co podskakuje ze strachu.
Nawet nie wiem kiedy i jak się do mnie zakradł. To przerażające. Jak długo mnie obserwował?
— Możesz się odczepić? — odpowiadam niezbyt przyjemnym tonem.
Jestem dumna, że nie zadrżał mi nawet przez chwile głos ze strachu. Mam już go dość. Cały czas za mną łazi i rzuca we mnie tymi swoimi beznadziejnymi tekstami
— Moim obowiązkiem jest cię pilnować, żebyś nie próbowała uciec do swojego mrocznego rycerzyka. — ryknął śmiechem, jakby co najmniej opowiedział swój życiowy żart.
Zrywam się na równe nogi, po czym odwracam i odchodzę. Nie chce zostać wciągnięta w jego gierki. Już kilka razy niby niechcący, ale poczułam jego ręce na swoim ciele w miejscach, w których nie powinnam.
Muszę znaleźć tatę, przekonać go, żeby uciekł razem ze mną. W głowie już układam solidne argumenty, którymi będę starała się go przekonać.
— Poczekaj, jeszcze z tobą nie skończyłem.— krzyczy Dawid, dogoniwszy mnie, łapie moje ramie.
— puszczaj! - krzyczę, zaczynając się szarpać.
Dawid jest dobrze zbudowany, przez co nie jest łatwo uwolnić się od jego mocnego uścisku. Kopiąc go, staram się dosięgnąć twarzą jego ramie, żebym mogła go ugryźć. Szybko obrywam łokciem w szczękę.
— Tato! Tato! — zaczynam krzyczeć coraz to głośniej.
Dawid nagle mnie puszcza, podcina mi nogi w tym samym czasie, mocno popycha, przez co upadam. Głową uderzam o coś twardego, przez co się krzywię i mimowolnie ręką sprawdzam, czy nie mam otwartej rany. Skupiłam się na sobie, nie zwracając uwagi na Dawida, przez co przegapiłam moment, w którym to jego ciało przylega do mojego. Jest zbyt ciężki, żebym mogła od razu go zepchnąć. Dlatego zaczynam się drzeć głośniej, zwracając na siebie uwagę innych. Nikt jednak nie rusza się, żeby mi pomóc. Jestem skazana na siebie, ojca tez nigdzie nie dostrzegam. Przerażenie bierze górą kiedy to jego ręce obmacują mnie z każdej strony. Biodrami napiera na moje nogi, przez co mam utrudnione ruchy. Bije go pięściami w każde miejsce, w które tylko trafie.
— Mam! — wykrzykuje Dawid, podnosząc się ze mnie.— chyba nie myślałaś, że ci się uda? — pyta, unosząc w ręce telefon, z którego wysłałam wiadomość.
Reszta jego bandy dupków, bije mu brawo, śmiejąc się ze mnie. Niezgrabnie się podnosząc, w tym samym momencie podchodzi do mnie ojciec.
— Lena, naprawdę myślałaś, że nie zauważę zaginięcia telefonu?
Teraz to moja kolej złapać ojca za rękę, odciągając go od tej hołoty.
— Proszę, daj mi wszystko wyjaśnić — patrzę na niego zamazanym przez łzy wzrokiem.— ja go kocham.
Błagam, tato zrozum to w końcu. Nie jestem już tą dobrą, grzeczną córką. Chce to wszystko krzyczeć, lecz nie mam jak.
— wcale tak nie myślisz. Uprowadził cię, złamał. Wcale go nie potrzebujesz. Córeczko za kilka lat zrozumiesz, że bez niego jest ci lepiej.
Ojciec przytula mnie do siebie, po czym prowadzi w stronę drewnianego domku. Wszystkie moje argumenty, które sobie przygotowałam są nie ważne, ponieważ on nie chce mnie słuchać. On nawet nie chce mnie zrozumieć.
— mówiłem im że nie jesteś teraz sobą. Mówiłem im, że od razu powinnaś dostać psychiatrę. Teraz zasługujesz na spokój. Musisz wyzdrowieć. Wyzdrowiejesz. Przysięgam kochanie, wyzdrowiejesz.
Przestałam go słychać, nie widzę w tym sensu. W kółko powtarza te same słowa, jakby sam siebie starał się przekonać. Mam ochotę krzyczeć z bezsilności. I właśnie to robię. Krzyczę ile sił w płucach.
Kiedy się budzę, jestem wyczerpana w gardle czuje niewyobrażalną suchość, głowa pulsuje mi przy skroniach. Szarpiąc ręką uświadamiam sobie, że znajduje się na materacu, a obie dłonie mam razem związane przed sobą. Podnoszę się na łokciach, rozglądając na boki. Nic takiego nie widzę przez ciemność, która mnie otacza.
— tato, tato — staram się krzyczeć, jednak wychodzi ze mnie ledwie słyszalny szept.
Nie mam już siły walczyć. Kocham tatę najmocniej na świecie, ale mnie nie rozumie. Jak mam go przekonać, żeby pozwolił mi odejść. Nie powinnam się tyle stresować, jestem w ciąży! Ojciec to wie, jednak dalej mnie tu zamknął.
— obudziłaś się. — odzywa się tata, uchylając bardziej drzwi oraz wpuszczając trochę światła ze swojej latarki. — kochanie robię to wszystko dla twojego dobra. Już niedługo spotkasz się z lekarzem, który pomoże ci poukładać sobie wszystko w twojej głowie. Zobaczysz, wszystko się ułoży.
— wody. — udaje mi się powiedzieć, na tyle, żeby ojciec mnie usłyszał.
Siadam na materacu, kiedy zostawia mnie samą, żeby przynieś mi butelkę wody. Przynajmniej mnie usłyszał. Bałam się, że jest tak zajęty prowadzeniem ze sobą monologu, że by mnie nie usłyszał. Dla mojego dobra. Skąd on może wiedzieć, przez co ja przełam? Skąd on może wiedzieć, że ot, tak zapomnę o tym co robiłam. Zabiłam też człowieka. Nie umiem teraz żyć z tą świadomością normalnie. Nie jestem już normalna. Czy może ojciec mieć racje? Może faktycznie przywiązałam się do Luciano, tylko dlatego, że musiałam?
— proszę, małe łyki. — dostaje odkręcona już butelkę.
— tato! Co to ma wszystko znaczyć? Boże, przepraszam. Tato już nic nie będę próbować. Proszę cię, nie możesz mnie związać i zostawić. Proszę, powiedz, że mnie tu nie zostawisz. Tato! Mówię coś do ciebie! Słyszysz mnie! Tato!!
Tata stojący w drzwiach ściska mocniej klamkę. Na jego twarzy widać całe zmęczenie. Sytuacja najwyraźniej jego tez przerasta. Łzy płyną po jego policzkach. Intensywnie się we mnie wpatruje, kręcąc delikatnie głową na boki.
— tu będziesz bezpieczna. Kochanie proszę cię współpracuj. Dość już użalania się. Teraz już jest zbyt niebezpiecznie.
— proszę. Zabierz mnie stąd. Nie chce tu być.
— Lena! Kurwa! On idzie po ciebie. Wszyscy są przerażeni, bo zbyt szybko podałaś mu nasza lokalizacje. Wszystko jeszcze nie jest gotowe.
Odwraca się, po czym zostawia mnie w ciemności samą, zamykając drzwi.
— tato! Tato!
Luciano po mnie idzie. Boże, żeby mu się udało mnie znaleźć. Proszę, niech wszystko się dobrze skończy. Niech mu się nic nie stanie. Niech mnie zabierze z tego przeklętego miejsca. Chce do domu. Jeszcze trochę wytrzymam. Liczę oddechy, żeby odpędzić od siebie zbliżający się atak paniki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top