2 Porażka
Pytanie zawisło w powietrzu. Nie odpowiedziałam na nie, tylko wyszłam, zostawiając go samego. Nie wiedząc czemu, jednak za nim tęskniłam. Miałam wybór, mogłam uciec, jednak tego nie zrobiłam. Nie mogłabym żyć w niewiedzy. Nie umiałabym spokojnie zasnąć, wciąż zastanawiałabym się, czy przeżył. Za każdym razem, gdzie bym nie była, odwracałabym, bojąc się, że ktoś będzie chciał mnie porwać. Wstydziłabym się, wyjść na ulice, uznając, że każdy człowiek na tej planecie wie, do jakich czynów musiałam się posunąć, żeby przeżyć. Nawet do swojego zawodu nie mogłabym już wrócić, co ze mnie by był za lekarz, skoro sama przyczyniłam się do czyjeś śmierci. Czuje wewnętrzną porażkę, moja babcia miała racje, nie nadaje się na lekarza. Okłamywałam sama siebie, udawałam, że to, co robię, naprawdę mi się podoba. Z biegiem czasu, po prostu się do tego przyzwyczaiłam.
Weszłam do mojego ulubionego pomieszczenia w tym domu, jest to moja oaza spokoju. Wszędzie na półkach stoją przeróżne książki. Sama dopiero przeczytałam cztery ciekawe historie autorów, o których nigdy nie słyszałam. Usiadłam na naprawdę wygodnym fotelu, zastanawiając się którą książkę wybrać.
— Wiedziałem, że tu cię znajdę. – Odzywa się wesoło Raf, wchodząc do pomieszczenia.
— Nietrudno było się domyślić. Czego chcesz? – Pytam.
Raf ubrany był w ciemny garnitur, co w jego przypadku było rzadkością. Zazwyczaj chodził w dżinsach i koszulach. Coś musiało się stać.
— Chciałem sprawdzić, czy przeżyłaś rozmowę ze swoim obrażalskim narzeczonym. Słyszałem, jak się na ciebie wydarł. – Odpowiada, siadając naprzeciwko mnie.
Stanowczo, trzeba wyrzucić stąd inne fotele, zostawiając jeden, specjalnie dla mnie. Oni muszą zrozumieć, że wchodząc tu, chce mieć spokój, co równa się z pobyciem samej.
— Oddycham. – Odzywam się, przecierając twarz, zimnymi dłońmi.
— Widzę. Doszliście do porozumienia?
Kiwam głową, chociaż nie jestem tego pewna. Luciano powiedział, że nie poniosę konsekwencji swoich czynów, tylko dlaczego mam dziwne przeczucie, że to cisza przed burzą?
— Mam wrażenie, że coś jest nie tak. – Odpowiadam.
— Detektyw Lena w akcji. Przyznaj, spodobała ci się ta ekscytacja, kiedy razem ich szukaliśmy.
Nie, na pewno mi się to nie podobało. Może troszkę. Boże, chyba naprawdę jest coś ze mną nie tak. Ta przygoda była inna, dodająca dreszczyku emocji. Jednakże nigdy, bym jej nie powtórzyła.
— Mogę zostać sama. Mam ochotę na jakiś romans. – Odpowiadam.
— Przykro mi szwagierko. Luciano urąbie mi jaja, jeśli cię dotknę. Kurdę, mogliśmy skorzystać z okazji, jak go nie było. – Odpowiada, Raf uśmiechając się przy tym głupio.
Śmieje się, ponieważ wiem, że chłopak za wszelką cenę chce poprawić mi humor.
— Od ciebie wole książki.
— Auć. Lena ranisz moją wrażliwą duszę. Pójdę, popłakać w swoim pokoju. – Odpowiada, wstając i zostawiając mnie samą.
Uwielbiam go, zawsze za wszelką cenę chce mi poprawić humor. Wracam do tego po co tu przyszłam. Podchodzę do jednej z brązowych półek i sięgam po pierwszą lepszą książkę.
~~•~~
Nadszedł czas kolacji, na którą wszyscy goście mają się za chwile zjawić. Założyłam na tą okazję długą do ziemi, niebieską sukienkę, która miała wszytą koronkę na całych plecach i dekolcie. Przeglądam się po raz kolejny w lustrze, nie powiem, stresuje się, przed spotkaniem ojca Luciano. Dzisiejszy dzień spędziłam sama, z własnego wyboru.
— Lena, gotowa? – Woła Luciano, wchodząc do mojej garderoby.
Odwracam się i zamieram, nigdy nie znudzi mi się jego widok w czarnym garniturze. Wygląda jak piękny oraz wściekły diabeł. Rzadko można go zobaczyć wyluzowanego albo uśmiechniętego, jednakże jak już się ujrzy tę wersję, chce się nią oglądać cały czas.
Kiwam głową i powolnym krokiem zbliżam się do niego, widzę w jego spojrzeniu pożądanie, pewnie w moich oczach też można je zobaczyć. Tak jak już mówiłam wcześniej, jestem słaba i chora, ponieważ przez krótkie chwile staram się zapomnieć, że mężczyzna stojący przede mną jest mordercą. Wyobrażam go sobie jako jakiegoś biznesmena zarządzającym swoim imperium, który pragnie tylko mnie a ja jego. Przez tę jedną chwilę mogę nacieszyć się jego dotykiem oraz smakiem pełnych pięknych ust.
Staje przed nim, delikatnie opuszkami palców dotykając jego policzka. Smeram gładką skórę, wpatrując się w jego ciemne oczy. Nachylam się i łączę nasze usta. Luciano nie wahając się nawet chwile, przybliża mnie jeszcze bliżej jego i pogłębia pocałunek. Przejmując nad moim ciałem całkowitą kontrolę. Nie walczę nawet o dominacje, posłusznie się poddaje pod naciskiem jego ciepłych warg. Nasze języki poruszają się w tym samym rytmie, tworząc jedność.
Tak pragnę go. Tak cholernie go pragnę. Czy to czyni mnie złym człowiekiem?
Odsuwam się od niego, delikatnie się uśmiechając.
Bańka pękła.
— Chodźmy. – Odzywam się, wymijając go i wychodząc z naszej sypialni.
Chciałabym, żeby nasze wspólne chwile takie właśnie były, muszę długo popracować nad nim, żeby zmienił się, chodź odrobinę. Może wprowadzę zasadę przytulania mnie rano i przed snem. Jego matka mówiła mi, że Luciano już od małego nie lubił takiej bliskości, może teraz to polubi.
— Zaczekaj. – Odzywa się, doganiając mnie.
Staje u szczytu schodów, odwracając się w jego stronę.
Raz się żyje.
— Przytul mnie. – Odzywam się, starając, żeby mój głos brzmiał poważnie.
— Po co? – Zapytał, marszcząc przy tym brwi.
Nie zrobił nic, nie przytulił mnie, tylko dalej patrzył na mnie zaskoczony.
— Bo tego chce. – Odpowiedziałam.
— Lena, dobrze o tym wiesz, że nie zawsze się ma, co się chce. – Odzywa się.
Właśnie tego się spodziewałam, odmowy.
Złapał moją dłoń i zbliżył do swoich ust, składając delikatny pocałunek. Niby zwykły gest, jednak przepełniony troską. Zrozumiałam przekaz, miałam na niego nie naciskać.
Moją rękę położył sobie na jego zgiętym łokciu i pociągnął mnie delikatnie na schody.
Diabeł jednak ma trochę człowieczeństwa i może być delikatny. Chce, żeby taki był cały czas dla mnie. Tylko przy mnie.
Kierujemy się, do jadali, gdzie każdy na nas już czeka. Nie tylko jest tu rodzina Luciano, ale także jest mój dziadek wraz z Michałem i uśmiechniętą Eve. Skoro Luciano ogłosi datę ślubu, będę chciała, żeby moja jedyna w tym świecie przyjaciółka była moją świadkową. W przyszłym roku Eve ma poślubić Maxa, prawą rękę Luciano. Wiem, że dziewczyna jest z tego powodu wniebowzięta, martwi mnie tylko mój brat Michał, który chyba darzy ją potajemnym uczuciem. Kierujemy się na sam szczyt stołu, gdzie zasiądzie Luciano, a ja zajmę miejsce koło niego.
— Usiądźcie, po kolacji powiem wam przyczynę naszego spotkania, chodź zapewne, już wszystkiego się domyślacie. – Odzywa się Luciano, swoim standardowym sztywnym tonem.
Siadam, czekając aż obsługa, przyniesie nam posiłek. Rozglądam się po zebranych, wszystkie pary oczu wpatrzone są w Luciano. On jednak skupia się na swoim ojcu, który nie ma ciekawej miny. Zapewne tego wieczoru coś się wydarzy, napięcie można wyczuć w powietrzu. Nikt z zebranych tutaj gości nie ośmielił się odezwać. Sama wole siedzieć cicho. Nie chce się narażać. Zastanawiam się, którego z nich bardziej boję się zdenerwować. Luciano czy jego ojca, który od samego początku nie przepada za moją osobą.
Po mojej drugiej stronie siedzi Michał, który nerwowo rusza nogą, na twarzy ma wymalowany spokój oraz opanowanie, jednakże pod stołem noga mu skaczę. Koło niego siedzi mój dziadek, który ma nieodgadniony wyraz twarzy. Podejrzewam, że myślami jest w zupełnie innym miejscu. Koło Luciano, naprzeciwko mnie siedzi Max, który się uśmiecha, patrząc na Eve, która siedzi koło niego. Dziewczyny wzrok, bezpośrednio skierowany jest w moją stronę, oczy błyszczą jej z ekscytacji. Uświadamiam sobie, że bardzo za nią tęskniłam. Koło niej siedzi Raffaello, który ma znudzoną minę, najwidoczniej wolałby być w innym miejscu niż siedzieć z nami, nie dziwie się mu, ponieważ też mam ochotę stąd zwiać. Koło niego siedzi jego brat bliźniak Fabio. Odróżnić ich można, tylko wtedy jak się ich bliżej pozna. Wyglądem są jak odbicie w lustrze, jednak z charakteru, niczym są podobni. Koło niego siedzi piękna I uśmiechnięta ich matka, zaraz obok na czele ich przerażający ojciec.
Jemy dalej w ciszy, chyba jeszcze nigdy nie byłam na tak przerażającej kolacji. Lubię ciszę, jednak ta dzisiejsza jest dołująca, nikt nie wie, czego można się spodziewać. Serce mi przyśpiesza, kiedy Luciano wstaje, łapiąc mnie za rękę, zmusza, żebym podążyła jego śladem.
— Mam nadzieje, że jedzenie wam smakowało. Nie będę przedłużać, zebraliśmy się tutaj, żebyśmy mogli was oficjalnie zaprosić na nasz ślub, który odbędzie się w sobotę za równe pięć dni. Jak wszyscy wiemy, Lena świetnie sobie poradziła podczas naszego testu, więc nie ma co przeciągać nieuniknionego. – Odzywa się Luciano, całując moją dłoń.
Na ustach wszystkich zagościł uśmiech, tylko ich ojciec, zmarszczył brwi, niespodziewanie się odzywając.
— Mam rozumieć, że dziecko jest w drodze?
Tym razem, jego surowy wzrok spoczywał na mnie. Do mnie kierował to pytanie. Wszyscy poszli za jego przykładem i wpatrywali się we mnie. Ogarnęło mnie przerażenie, panika. Co mam im teraz powiedzieć, że dziecka nie będzie. Halo mam implanta.
— Sądząc po twojej minie, jeszcze w ciąży nie jesteś. – Odzywa się, wstając.
— Podejrzewamy, że dziecko już jest w drodze. Ojcze, nie masz czym się martwić, nasza rodzina nie straci władzy. Przez cały czas rządzę surową ręką, nikt się mi nie przeciwstawi, jeśli ktoś okaże się na tyle głupi zginie i dobrze o tym wiesz. – Odzywa się Luciano, prawie warcząc. Jego ton jest surowy.
Stanęły mi wszystkie włoski na plecach, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Będzie afera, oberwie mi się, kiedy powiem narzeczonemu o implancie.
Mężczyźni mierzą się nieprzyjemnym surowym wzrokiem. Mam wrażenie, że żaden z nich nie dostrzega nikogo innego niż siebie nawzajem. Dlatego nikt nie spodziewał się tego, co zamierzał zrobić mój brat. Każdy patrzył na tą dwójkę, czekając, aż skoczą sobie do gardeł. W tym samym czasie Michał wykonał powolny ruch. Odsunął krzesełko i powoli wstał. Obserwowałam go uważnie, jak za paska wyciągał powoli broń. Nim zdarzyłam zareagować, krzyknąć on już strzelał w stronę Maxa i Eve.
Luciano zareagował najszybciej, osłaniając mnie. Schował mnie w swoich ramionach, tak że nie dostrzegałam nic prócz jego ciemnego garnituru.
— Lekarza! Zabrać stąd Michała. – Krzyczał, mój narzeczony.
Przez jego ubrania słyszałam dudnienie jego serce, moje samo biło szybko. Wyprowadził mnie z jadalni, wciąż nie pozwalając mi spojrzeć. Żadne dźwięki do mnie nie docierały, byłam sparaliżowana. Pozwoliłam, żebyśmy doszli do salonu, gdzie Luciano uwolnił mnie od swojego uścisku i zbliżył swoją twarz do mojej, patrząc w moje oczy. Kątem oka, widziałam ludzi w czarnych garniturach biegnących do jadalni. Całą moją uwagę skupiłam na tych czarnych oczach, które obiecały mi, spokój.
Nie wiedział. Lena on o niczym nie wiedział. Jednak mój umysł automatycznie zaczął go o to winić. Przecież to Michał, mój brat oszalał. To on wyciągnął broń i strzelił. Tylko w kogo?
Luciano delikatnie mną potrząsa, starając się wzbudzić we mnie jakąś reakcje. Jednak ja wciąż wpatruję się w jego oczy, w których nie dostrzegam nic, nawet współczucia. Nie ma w nich nic. Widzę, że coś do mnie mówi, ja nie słyszę nic. Zamknęłam się na zewnętrzne bodźce. Dźwięk wystrzału dudni mi w uszach. Ten właśnie dźwięk, mnie sparaliżował, przypominając mi ostanie wydarzenia.
Lena węz się w garść.
Nagle zamiast ciemnych oczu, widzę twarz matki Luciano, która mnie do siebie przytula, głaszcząc moje plecy. To dopiero jej słowa do mnie docierają.
— Przyzwyczaisz się. – Szepcze.
Kręcę na boki głową, odpychając ją lekko od siebie. Luciano mi obiecał, nie będę zabijać, nie będę częścią żadnej egzekucji. Jak zachować resztki rozsądku, kiedy dzieją się wokół mnie takie rzeczy. Nagle dociera do mnie coś jeszcze, coś, co wypowiadam na głos.
— Jestem lekarzem. – Ze łzami w oczach patrzę na pustą twarz matki Luciano. – Byłam lekarzem, powinnam...
No właśnie powinnam, jednak nie zrobiłam nic. Moja porażka nabiera na sile, kiedy uświadamiam sobie, jak bardzo pomyliłam się co do mojego zawodu, jak bardzo pomyliłam się do mojego życia.
— Nic nie musisz. Lekarz już jest, chodź kochanie, napijemy się czegoś mocnego, to pomoże.
Odwracam się, chce pójść do jadalni, chce pomóc. Jednak przede mną wyrasta ochroniarz, który staje naprzeciwko mnie.
— Pan Casso kazał mi odprowadzić panią do waszej sypialni, ma tam pani na niego zaczekać.
— Już idziemy, ja z nią posiedzę, a ty przynieś nam wino. – Odzywa się Catarina.
Pozwalam, żeby kobieta pociągnęła mnie za rękę w stronę schodów. Wiem, że Luciano ma teraz ważne rzeczy na głowie, ale pragnę jego bliskości. Przez chwile, kiedy byłam w szoku, obwiniałam go, nienawidząc, teraz pragnę, żeby przyszedł i powiedział, że nic się nie stało.
Podoba się? Przyznam, wam się, że podczas pisania tego rozdziału palce same stukały w klawiaturę. Dopadła mnie taka wena, że pisałam i pisałam jak szalona. Tak się rozpisałam, że jednej nocy powstały trzy rozdziały.❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top