18
Rozdział nie sprawdzony. Za błędy przepraszam. Jutro je poprawie. ❤️❤️
Sygnał połączenia, który namierzyli ludzie Luciano, okazał się, pochodzić z centrum handlowego. Kiedy my byliśmy zatraceni oraz skupieni na sobie Felix'owi udało się złapać dziewczynę, która miała przy sobie telefon, z którego wykonano połączenie.
Carlo Rossi był mężem mojej zmarłej matki oraz jak mi teraz wytłumaczył Luciano, był też szczurem, który donosił temu kto da więcej.
Skoro chce żebyśmy wycofali transport oznacza to, że ktoś inny pociąga za sznurki wykorzystując do tego Carla. Nie wynikałam w szczegóły, ponieważ i tak Luciano nie chciał mi o nich opowiadać. W zasadzie to teraz nawet ze sobą nie rozmawiamy, po kłótni jaką odbyliśmy dziś rano na oczach jego ludzi. Według niego, zachowuje się jak mała przestraszona dziewczynka a nie jak dorosła kobieta. Chciałabym zaprzeczyć jego słowom, jednak wiem, że ma racje. Tylko, że w tej grze stawką jest życie mojego ojca. Luciano mam wrażenie, że tego nie rozumie. Obiecał mi zrobić wszystko żeby go uratować, jednak teraz dostrzegam, że jemu bardziej zależy na interesach.
Schodzę do piwnicy, gdzie przetrzymywana jest dziewczyna z centrum. Nigdy nie lubiłam tego miejsca, już zawsze będzie mi się kojarzyć z krwią. Przy jednych drzwiach stoi strażnik, który słysząc moje kroki, spogląda na mnie z obojętną miną.
- Nie wolno pani tu być. — Odzywa się, zmieniając swoją pozycje. Zupełnie jakbym była dla niego jakimś zagrożeniem.
— Chce z nią porozmawiać. Luciano się zgodził. — Odzywam się, pewnym oraz mocnym głosem.
Od kilku już godzin chodziłam po domu, szukając sposobu jak się dostać do tej dziewczyny. Wczoraj dała niezły popis, prawie powalając Felixa. Widziałam w oczach Luciano zaskoczenie. Mała drobniutka jednak bronić się umie.
— Nie. — Odzywa się ochroniarz, wyrywając mnie z zamyślenia.
— Luciano się zgodził i wierz mi nie będzie zadowolony jeśli teraz po niego pójdę, przerywając mu prace. Moim zdaniem znów się wścieknie, tym razem na ciebie, że nie wykonujesz jego poleceń. — Odzywam się, modląc w myślach, że mi uwierzy.
Na jego twarzy widziałam zwątpienie, jednak odwrócił się, robiąc mi przejście. Kiwnął mi głową, otwierając drzwi.
Wchodząc do pomieszczenia, odrazu zauważyłam nagą brunetkę. Siedziała na samym środku na metalowym krześle do którego miała przywiązane ręce oraz nogi. Głowę miała opuszczoną, przez co nie mogłam przyjrzeć się jej twarzy. Podskoczyłam, lekko wystraszona kiedy drzwi za mną się zamknęły z głośnym hukiem. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc o co pierwsze zapytać.
— Cześć. — Odezwałam się, przybliżając do dziewczyny.
W pomieszczeniu można było wczuć zapach zgnilizny oraz krwi. Dziewczyna nagle podniosła głowę, skupiając na mnie swoje czekoladowe oczy. Z jej miny nie mogłam wyczytać nic. Wpatrywała się we mnie czekając na mój ruch.
— Przyszłam zapytać czy znasz Carlo Rossi?
Dziewczyna uśmiechnęła się, kiwając głową na tak. Wciąż się nie odezwała. Postanowiłam trochę ją poznać zanim zapytam o swojego ojca.
— Jak ci na imię? — Zapytałam, obserwując jak jej twarz wykrzywia się w zaskoczeniu.
— Czy ma to jakieś znaczenie?
Jej głos jest mocny chociaż można usłyszeć lekką chrypkę. Będąc z nią chwile w pomieszczeniu, już zauważyłam, że nie jest słaba oraz nie wyglada na osobę którą łatwo przestraszyć. Ja na jej miejscu błagała bym o pomoc.
— Będzie mi łatwiej z tobą rozmawiać jak będę znać twoje imię. Spokojnie nie przyszłam cię skrzywdzić. — Odzywam się, od razu żałując swoich słów.
Dziewczyna wybucha śmiechem. Trzęsąc się cała.
— Słyszałam że jesteś głupia i słaba ale nie sądziłam że aż tak. Nazywam się Alice. Jestem tu dla ciebie.
Wciągnęłam głośno powietrze. Jej wyznanie mnie zaskoczyło. Luciano miał racje. Ta dziewczyna nie bez powodu dała się złapać.
— Co to znaczy? Wiesz coś na temat mojego ojca? — Pytam z nadzieją.
Dziewczyna rozgląda się po pomieszczeniu jakby wcześniej nie miała na to czasu. Zaczyna mnie irytować.
— Odpowiedz! — Krzyczę, tracąc cierpliwość.
— Jestem tu po ciebie. Razem musimy się stad wydostać. Twój ojciec umiera, jest bardzo słaby. Wciąż błaga o pomoc. — Odzywa się szeptem.
— Wiesz gdzie on jest? — Pytam, podchodząc do niej bliżej. W moim ciele zaczyna rodzić się nadzieja.
Kiwa głową, a ja mam ochotę skakać z radości. To duży krok do tego żebym mogła uratować tatę.
— Nie ciesz się tak. Jedynie co musisz zrobić to odwrócić się od Luciano i zabić jego kilku strażników. Musimy uciec z tego domu. Niedaleko czeka na nas samochód. — Odzywa się, patrząc na mnie z poważną miną. — Zastanów się czy dasz radę. Najważniejsze nie mów o tym swojemu mężowi.
Odwracam się od niej i wychodzę z pomieszczenia. Kiwam głową strażnikowi kierując się w stronę schodów. Jestem wdzięczna losowi, że nie nakrył mnie na tym nikt. Mam metki w głowie. Powinnam powiedzieć o tym Luciano. Kiedy kieruje się w stronę jego gabinetu coś mnie powstrzymuje. Ostatnio jasno dał mi do zrozumienia, że to on podejmuje decyzje, życie mojego ojca wcale go nie obchodzi. Może czas żebym sama podjęła decyzje i wzięła sprawy w swoje ręce. Mój ojciec mnie potrzebuje, muszę mu pomóc. Zmieniam kierunek i idę do Eve, dawno u niej nie byłam. Tęsknie za swoją przyjaciółką. Jej stan się poprawił. Max nie odstępuje jej na krok, widać że ją kocha. Dlatego nie jest dla mnie zaskoczeniem kiedy wpadam na niego przed jej drzwiami.
— Jak ona się czuje? — Pytam Maxa, który nie wyglada na szczęśliwego.
— Jest jeszcze słaba. Nie chce z nikim rozmawiać. Lena proszę cię nie mów jej co się dzieje. Nie chce żeby się martwiła. Teraz najważniejsze jest żeby wyzdrowiała.
Kiwam głową i wchodzę do Eve pokoju. Przyjaciółka ma zamknięte oczy, które otwiera kiedy zbliżam się do łóżka.
— Tak bardzo za tobą tęskniłam. — Odzywam się, nie kontrolując swoich łez.
Jestem dziś w emocjonalnej rozsypce. Widok przygnębionej i słabej przyjaciółki mi w tym nie pomaga. Przynajmniej już sama oddycha.
— Kocham cię Eve. Wiedziałam, że dasz radę. Jesteś zbyt uparta i dumna żeby umierać. — Odzywam się, uśmiechając przez łzy.
Przyjaciółka się uśmiecha, wyciągając do mnie rękę. Łapie ją ściskając mocno. Chciałabym powiedzieć jej o wszystkim co ją ominęło. Chciałbym się jej wygadać.
— Też cię kocham Lena. Czuje się tak strasznie źle. Chciałabym już wstać z tego przeklętego łóżka.
Siadam na fotelu, który znajduje się zaraz obok łóżka. Jestem potwornie zmęczona dzisiejszym dniem. Awantura z Luciano wyprowadziła mnie z równowagi, do tego rozmowa z Alicją. Potrząsam lekko głową, starając się przezwyciężyć lekkie zawroty głowy. To już drugi raz dzisiejszego dnia, kiedy robi mi się słabo.
— Wszystko w porządku? Trochę pobladłaś. — Odzywa się Eve.
Nie jestem wstanie jej odpowiedzieć, ponieważ czuje się jakby moja głowa była taka ciężka. Łapie się za nią, starając brać głębokie uspokajające oddechy.
— Lena zaczynasz mnie martwić.
Zamykam oczy, odchylając głowę do tyłu. Żołądek podchodzi mi do gardła. Zrywam się z miejsca i biegnę do toalety, która na całe szczęście znajduje obok. Wypluwam z siebie cały zjedzony obiad, trzymając mocno muszle toaletową. Nienawidzę wymiotować. Nie mogę być aż taka słaba. Przez cały ten stres coraz częściej zwracam zawartość swojego żołądka. Po kilku minutach udaje mi się dojść do siebie. Przemywam zimną wodą swoją zmęczoną bladą twarz. W lustrze widzę najgorsze odbicie siebie. Sińce pod oczami, smutne, wyblakłe oczy. Biorę wdech biorąc się w garść.
Muszę uratować ojca. Nawet jeśli miałabym opuścić Luciano. Zrobię to. Podjęłam już decyzje. Teraz muszę wymyśleć plan jak wydostać się z pod ochrony mojego męża.
Uda mi się. Musi się udać.
Dziękuje wszystkim za cierpliwość. Bardzo się ciesze, że wciąż jesteście tutaj ze mną. ❤️❤️Rozdział krótki ale musiał taki być.
Następny już niedługo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top