17

Cały czas przed oczami mam cierpienie mojego ojca. Za każdym razem, staram się pocieszać myślą, że on wciąż żyje. Wczoraj Luciano wytłumaczył mi, że ojciec jest im potrzebny, żeby mnie kontrolować. W razie ich telefonu mam udawać i jak najdłużej z nimi rozmawiać.

Siedzę w pokoju Rafaela, czekam na jego przybycie. Z samego rana, Luciano zamknął się w swoim gabinecie, planując jak odbić i znaleźć mojego ojca. Z tego, co mi wyjaśniał mamy, poczekać na ich telefon, lokalizując ich sygnał. Wczoraj nie mogłam zasnąć, dość długo się męczyłam, przewracając się z boku na bok. Dziś czuje się, jakbym tonęła, a kotwicą był właśnie Rafael. On zawsze wiedział jak poprawić mi humor, od samego początku był ze mną szczery oraz starał się mnie pocieszać. On też cierpiał, miał swoje demony. Pomimo że dorastał w tym brutalnym świecie, tak jak ja nie zgadzał się z jego zasadami. Po ostatniej mojej próbie dowiedziałam się, że Rafael musiał zacząć się bardziej udzielać w rodzinne interesy. Dlatego rzadko ma czas na moje towarzystwo.

Cały czas ściskam w dłoniach przeklęty telefon, z myślą, że zaraz zadzwoni.

— Ooo, nie wiedziałem, że tu będziesz. — odzywa się Rafael, wchodząc do swojej sypialni.

Nie wiem, która jest godzina, nawet nie chce pytać, gdzie był. Wstaje i wpadam wprost w jego ramiona. Nie wiem, czy wie o nagraniu. Mimo tego rozkłada ręce, przytulając mnie do siebie mocno. W jego ramionach zaczynam szlochać i po raz kolejny winić się za porwanie moje ojca.

— Lena, tak mi przykro. — Odzywa się, a ja mocniej do niego się przytulam.

Rafael głaszcze mnie po plechach, dodając mi otuchy. Coś mówi, jednak ja nie rejestruje jego słów. Trzymam się go jak kotwica, nie chcąc utonąć. Nie wiem ile tak stoimy, kiedy on odsuwa się, chcąc się przyjrzeć mojej twarzy.

— Marnie wyglądasz. Powinnaś wziąć się w garść. Umaluj się i udawaj, że to cię nie rusza. Bądź ponadto. — Odzywa się, studiując dokładnie moją twarz.

Łatwo mu mówić, trudniej mi zrobić. Oni są przyzwyczajeni do śmierci. Oni wiedzą, że każdy dzień może być dla nich ostatni. Luciano mi tłumaczył, że żyją tak, jakby jeden konkretny dzień był ich ostatni. Dla mnie jest to nowość. Nie mogę się pogodzić, z myślą, że mój ojciec cierpi, że moja przyjaciółka włączy o życie a mój przyrodni barat, nie wiem czy jeszcze żyje. Staram się być twarda, naprawdę robię wszystko, żeby jeszcze jakoś funkcjonować.

— Łatwo mówić, trudniej zrobić. — Odzywam się szeptem.

Znów łzy, płyną po moich policzkach. Pragnę obudzić się z tego koszmaru. Nie chce dla siebie takiego życia. Nie chce, żeby mojemu ojcu coś się stało. Kiedy on zginie, pewna część mnie umrze razem z nim.

— Lena, znajdziemy go. Bądź silna. Oni chcą cię złamać, bo wiedzą, że jesteś słaba. Pokaz im, że tak nie jest. — odzywa się, robiąc krok w tył.

Spoglądam na niego, skupiając się na jego wyrazie twarzy. Jeszcze nigdy nie wiedział u niego aż takiej determinacji. Jakby sam we mnie wieży, jakby widział we mnie kogoś silnego.

— Masz racje. Powinnam go szukać. Cały czas użalam się nad sobą, czekając na ich telefon. Muszę zacząć działać. — odzywam się, ścierając resztki moich łez.

Rafael przygląda mi się ze zmarszczonym czołem. Jakby szukał się w moich słowach kłamstwa. Nie zobaczy go. Dość już tego, tu chodzi o mojego ojca. Muszę zacząć działać. Zbieram się w sobie i podchodzę do chłopaka. Łapie go za głowę, zbliżając jego twarz do swojej. Widzę w jego oczach zaskoczenie, nie wiele myśląc całuje go w policzek.

— Masz racje. Muszę być silna. — odzywam się, po czym go mijam i wychodzę z jego pokoju.

Niespodziewanie telefon, który tak mocno trzymałam, zaczął wibrować. Przez chwile wpatrywałam się w wyświetlające się na ekranie cyferki.

Luciano! Oni dzwonią. — krzyczę do siebie w myślach.

Na korytarzu nie ma żadnej żywej duszy. Biorę głęboki wdech i przesuwam palcem po ekranie, odbierając połączenie.

— Nareszcie. Myślałem, że szybciej odbierzesz. Powiedz mi, jak ci się podobał filmik? Był zbyt drastyczny? Może wolisz coś mocniejszego? — Odzywa się gruby głos po drugiej stronie telefonu. Po czym wybucha śmiechem.

Jego śmiech jest tak obrzydliwy, że aż robi mi się niedobrze. Rafael miał racje, oni myślą, że jestem słaba, że mogą się ze mnie śmiać. Nagle dopada mnie wściekłość.

— Powiedz mi, jak bardzo będziesz się śmiał, kiedy to ty zastąpisz miejsce mojego ojca. Kiedy to tobie, będę robić krzywdę. Powiem ci coś, zamierzam cię znaleźć i zabić. Z przyjemnością zobaczę, jak tracisz swoje jaja i wykrwawiasz się, błagając o litość. — Odzywam się. Zmierzając do gabinetu Luciano.

Musimy to zakończyć. Nie możemy już dłużej czekać. Musimy działać.

— Tak masz racje, z miłą chęcią się z tobą spotkam. Jednak najpierw twój mąż musi spełnić moje warunki, póki, co nic nie robi, żeby się ze mną dogadać. — Odzywa się, znów wybuchając śmiechem.

Docieram do gabinetu i otwieram drzwi. Pokazuje Luciano telefon, dając mu znać, że wciąż z nim rozmawiam.

— Skoro chcesz się ze mną spotkać, możemy to zrobić. — Odzywam się, pewna swoich słów. Może dzięki temu uda nam się stworzyć jakąś pułapkę.

Luciano wstaje z fotela, mordując mnie wzrokiem. Jego twarz cała poczerwieniała. Mam wrażenie, że jego żyłka przy skroni zaraz eksploduje. Uważnie obserwuje jego twarz.

— Spotkamy się, ale na moich warunkach. Niech twój mąż odwoła kolejny transport. On będzie wiedział który, lepiej, żeby się pospieszył. Twój ojciec zaczyna słabnąć. — Odzywa się, po czym kończy połączenie.

Biorę głęboki wdech, czekając na burze, którą wywoła mój mąż.

— Czy ty jesteś normalna! Może od razu idź do niego z rozłożonymi rękami! — Krzyczy Luciano, uderzając ręką w biurko.

Na jego wybuch aż podskakuje, rozumiem, że może to zły pomysł, jednak muszę to zrobić! I zrobię to i nikt mnie nie powstrzyma.

— Masz papierosa? — Zapytałam, wprowadzając go w szok.

Podeszłam do jego biurka i usiadłam na fotelu, wpatrując się w niego poważną miną. Moje pytanie, skutecznie zamknęło jego usta.

— Żartujesz sobie teraz ze mnie? — Pyta, mrużąc oczy.

— Kiedyś czytałam, że nikotyna obniża poziom stresu, może ci pomoże. — Odzywam się, starając powstrzymać drżenie warg. — Chce żebyś wiedział, że jeśli będzie trzeba zrobię wszytko, żeby uratować ojca. Poświęcę nawet siebie.

Luciano, zaciska ręce w pieść, zamyka oczy i najwidoczniej stara się opanować. Nie ukrywam, papieros to by się przydał, ale dla mnie. Muszę zacząć porządkować swoje sprawy, na tyle ile to możliwe.

— Co się stało z Michałem? Chciałam dziś rano do niego pójść, jednak ochrona mi na to nie pozwoliła. — Odzywam się, napinając mięśnie.

Mój mąż otwiera oczy i przeczesuje palcami swoje włosy. Zupełnie jakby nie wiedział, co ma odpowiedzieć lub uważnie dobierał słowa.

— Zmienił miejsce pobytu. — Odzywa się, po czym podchodzi do małego barku i nalewa sobie bursztynowy trunek.

— Dlaczego? — Pytam, ciekawa.

— Max o tym zdecydował, kiedy byliśmy w podróży. Pozostaje nam uszanować jego decyzje. Słuszną decyzję. — Odzywa się z naciskiem na ostatnie słowa.

Nie jestem głupia, podejrzewałam, że mój brat już nie żyje. Starałam się go uratować, z drugiej strony przez niego Eva wciąż walczy o życie. Nie jestem z nim związana, ponieważ jeszcze do niedawna nie wiedziałam o jego istnieniu. Nim zdążę ciągnąc dalej temat, drzwi do gabinetu otwierają się z hukiem. W nich staje Max z podekscytowaną miną.

— Mam dwie dobre wiadomości. — Odzywa się, prawie skacząc w miejscu.

Tak silną reakcję, u niego może wywołać tylko Eve. Max zawsze był opanowany, ukrywający swoje emocje. Kiedy go poznałam, myślałam, że jest kolejnym bezwzględnym mordercą takim samym, jakim jest Luciano. Dopiero po kilku tygodniach, poznania go bliżej, wiem, że ma też swoje łagodne oblicze. Kiedy uczył mnie strzelać, pokazał jak bardzo, jest cierpliwy i pomocny.

— Zanim coś powiesz. Lena musi nam powiedzieć, czego chciał od niej porywacz. Nie uwierzysz, moja żona sama prosi się o śmierć, proponując temu chujowi spotkanie. Istny strzał między oczy. — Warczy Luciano, znów się denerwując.

Myślałam, że już trochę ochłonął, jednak się pomyliłam. Max wszedł głębiej do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Usiadł obok mnie, uważnie obserwując Luciano.

— To się raczej nie wydarzy. — Odzywa się Max, stwierdzając fakty.

Teraz oboje patrzą na mnie. W pokoju nastała napięta cisza. Mam wrażenie, że nie ważne co teraz powiem oni i tak się jeszcze bardziej zdenerwują. Obydwoje ciskają we mnie gromami, jakbym to ja była winna, całego zła na świecie. Podjęłam decyzje i nawet oni we dwójkę mnie nie powstrzymają. Muszę tylko udawać i zmusić Luciano do odwołania tego transportu.

— Powiedział, że nasz odwołać transport. Ojciec jest w złym stanie. Inaczej go zabiją.

Luciano mruży oczy, spoglądając to raz na mnie to na Maxa. Po chwili uśmiecha się i już wiem, że jego decyzja mi się nie spodoba.

— Nie zrobię tego. Nikt nie będzie mnie szantażował. Lena nie bądź głupia, nie zabiją twojego ojca. On musi wiedzieć, że jeśli to zrobi, to nie będzie już miał czym cię szantażować. — Odzywa się Luciano, Max kiwa głową, zgadzając się z jego zdaniem.

— Nie wiesz tego! Nawet nie wiemy kto za tym stoi! — Krzyczę, zrywając się z fotela. — Luciano, obiecałeś mi, że zrobisz wszystko, żeby uratować mojego ojca! Nie możemy więcej narażać jego życia!

— Jeśli to zrobię, będzie chciał więcej! Jestem przywódcą rodziny! Nikt nie będzie mówił mi co mam robić! Nawet ty! — Krzyczy Luciano.

Jego słowa, podnoszą mi jeszcze bardziej ciśnienie. Mam ochotę go zdzielić w twarz.

— Uspokójcie się. — Odzywa się pospiesznie Max, starając się podjeść do Luciano, który ruszył w moim kierunku.

— Nie wtrącaj się! Ona musi zrozumieć, że to ja wydaje polecenia. To ja podejmuje decyzje! Nikt inny! — Znów podnosi głos, jednak przystaje przed Maxem.

— Posłuchajcie mnie. Wiem kto to. Ułatwi nam to jego złapanie. Złapałem sygnał z połączenia, który dobiega z centrum handlowego. Musimy przemyśleć, czy przypadkiem to nie kolejna pułapka. — Odzywa się Max.

Mam wrażenie, że wszystko powiedział na jednym wdechu. Obydwoje z Luciano, wpatrujemy się w niego w wyczekiwaniu na dalsze wiadomości.

— To Carlo Rossi.

— Wiedziałem! Mogłem go od razu zabić! Tak właśnie się dzieje, kiedy okażesz komuś łaskę! — Odzywa się Luciano, zaczynając krążyć po gabinecie.

Marszczę brwi, sięgając pamięcią czy poznałam już człowieka o takim nazwisku. Nie mogę sobie przypomnieć. Jestem pewna, że nigdy wcześniej go nie poznałam. Więc to nie może być on. Przecież porywacz powiedział, że mnie poznał. Kiedy chce się odezwać, Max mnie uprzedza. Musiał wyczytać z mojej twarzy, że nie mam zielonego pojęcia, kim jest ten człowiek.

— Poznałaś go na przyjęciu. Był na nim z twoją matką. Zawsze nienawidził Luciano, jednak nigdy nie odważył się na żaden atak. Po śmierci twojej matki zaczął mieszać w interesach. Luciano krótko po tym dał mu ostrzeżenie. — Odzywa się Max.

— Wyślij Felixa, do tego centrum handlowego. Niech to z chłopakami sprawdzi tylko dyskretnie. — Odzywa się Luciano, nie zaprzestając chodzić.

Max odwraca się i wychodzi zostawiając mnie samą ze zdenerwowanym diabłem. Muszę postarać się go uspokoić oraz zmusić do wstrzymania tego transportu. Niepewnie podchodzę do niego, stając na jego drodze.

— Nie kłóćmy się. — Odzywam się szeptem. Podchodzę jeszcze bliżej niego, oplatając go w uścisku. Kładę głowę na jego torsie, wsłuchując się w szybkie bicie jego serca.

Luciano przez chwile nie reaguje, po chwili odwzajemnia uścisk. Przez chwile stoimy tak w ciszy. Unoszę głowę, napotykając jego ciemne spojrzenie. Wspinam się na palce i łapie jego twarz w swoje dłonie. Przybliżam głowę w jego stronę i łącze nasze usta w pocałunku. Nie muszę długo czekać na jego reakcje. Od razu oddaje pocałunek. Zaczynając zmysłowy taniec naszych języków. Jego ręce błądzą po moim ciele, rozpalając mnie do czerwoności. Nagle łapie mnie pod kolanami unosząc i sadzając mnie na swoim biurku. Teraz i moje ręce błądzą po jego ciele. Luciano podciąga mi sukienkę, zrywając ze mnie majtki. Pospiesznie zabieram się za jego rozporek, starając się jak najszybciej uwolnić jego męskość. Obydwoje zaczynamy chaotycznie się rozbierać. Nic co dzieje się później nie jest ani zmysłowe, ani delikatne. Obydwoje odreagowujemy na sobie swoje frustracje. W całym gabinecie słychać moje jęki oraz odgłos uderzania o siebie ciał. Wszystko jest tak intensywne, aż przytłaczające jak bardzo byliśmy zdesperowani siebie.

Po długiej nieobecności mam nadzieje, że rozdział was nie rozczarował ❤️❤️ Do usłyszenia i zobaczenia niebawem. 🤩🤩

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top