15.

Luciano

Odprowadzam ją wzrokiem, lustrując jej kształtne ciało. W tym pieprzonym momencie mam ochotę, zapalać ją i przerzucić przez moje biurko, żeby móc pokazać jej kto w tym domu rządzi. Przed takim losem ratuje ją tylko to, że za chwile mam spotkanie z ojcem. Moje myśli, znów wędrują do naszego kilkudniowego wyjazdu, na którym Lena wydawała się, być szczęśliwa. Muszę przyznać, że sam pozwoliłem sobie kilka razy na odprężenie.

Głośne pukanie w drzwi wyrywa mnie z moich wspomnień. Zamykam oczy, żeby po chwili przybrać maskę obojętności. W tym samym momencie w moim gabinecie pojawia się mój ojciec. Kiedyś robiłem wszystko, żeby go zadowolić, żeby był ze mnie dumny. Teraz kiedy dorosłem i już nie jestem pod jego kontrolą, mam gdzieś co sobie myśli. Za brak szacunku do mnie czy do mojej żony poniesie taką samą karę co inni. Najwidoczniej czas mu o tym przypomnieć.

— Luciano, nie wydaje ci się, że sprawy zaszły już za daleko? — Pyta zły.

Surowość w jego głosie jest wręcz namacalna. Nigdy nie powinienem nazywać go moim ojcem, szczególności po tym, co zrobił mojej matce oraz mojej siostrze. Tak rodzina Casso musi twardo stąpać po ziemi, to zrozumiałe. Mamy za dużo wrogów, którzy czekają na naszą słabość. Nigdy jej nie mieli, mój ojciec skutecznie eliminował każde słabości w naszej rodzinie. Teraz ci pieprzeni jebańcy dostrzegli moją żonę, która w tym momencie uchodzi na najsłabszą osobę w naszym świecie. Na samą myśl ogarnia mnie pieprzona kurwica. Mam ochotę wstać i dać upust swoim nerwom. Mam ochotę zabijać. Poćwiartuje każdego skurwiela, który tylko pomyśli o tym, żeby tknąć moją żonę. Ojciec to wie, widzi we mnie moją słabość. Pomimo tego, że już dawno nauczyłem się kontrolować swoją maskę, on i tak to widzi. Zbyt dobrze mnie wytresował na swoje podobieństwo. Jeden mały szczegół, uczeń przerósł mistrza i czas, żeby się o tym przekonał. Pozwalałam, żeby czujne spojrzenie ojca, dostrzegło w moich oczach pogardę.

— O jakich sprawach mówimy? — Pytam, chodź domyślam się, jego odpowiedzi.

Tak ojcze, to ty mnie wszystkiego nauczyłeś. Tylko na całe szczęście, za dziecka wieczorne rozmowy z matką uświadomiły mi, że nigdy, ale to nigdy nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej przyszłej żony oraz moich nienarodzonych dzieci. Nieważne na płeć.

— Naprawdę zamierzasz marnować czas na ganianie po całym mieście i szukanie jej ojca? — Pyta, zaciskając mocno szczękę. — Synu, nie warto.

Zginam palce w pieść, po czym je prostuje. Powtarzam parę razy tę czynność, chowając ręce pod biurko. Dla niego to zwykle marnowanie czasu. Dla niego liczą się tylko interesy i zyski, jakie ze sobą przyniosą. Nie powiem, zgadzam się z nim co do marnowania czas, zauważ, teraz kiedy wchodzimy w kolejny biznes z Rosjanami. Chodzi mi głównie o stan psychiczny mojej żony, jeśli okaże się, że straci swojego ojca. Nie wiem, jak Lena przez to przejdzie. Wiem, jedno odbije się to na naszym małżeństwie. Przede wszystkim odbije się to na mnie.

— Przyszedłeś mówić mi co mam robić? Dobrze rozumiem twoje intencje? — Pytam, chcąc w końcu zakończyć tę rozmowę.

Nie mogę zapominać, że ojciec przez lata zgromadził swoich sojuszników. Piesków, którzy nawet na jego polecenie będą chcieli mnie zabić. Pomimo tego, że to ja sprawuje władze. Wraz z Maxem, od roku wybijamy jego wiecznie warczących sprzymierzeńców. Od kilku lat udowadniam każdemu, że nie warto ze mną zadzierać. Łamie kości, obcinam kończyny, podcinam gardła oraz wyrywam wnętrzności. Robie to, wszystko po to, żeby zmniejszyć liczbę osób, którzy będą myśleć, że mogą ze mną zadzierać.

— Jestem tu, żeby, ci pomóc. Jestem po twojej stronie. Zawsze byłem dumny z tego, na kogo cię wychowałem. Nie pochwalam jednak twojego wyboru żony. To z reszta już wiesz. — Odzywa się, czekając na moją reakcję.

Dokładnie w moim świecie nie mogę pokazać, jak bardzo mocno zależy mi na mojej żonie. Nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek nawet pomyślał o tym, że mogę ją kochać. W dniu naszego ślubu przysięgałem sobie, że spróbuje się do niej zbliżyć. Że spróbuje pokazać jej, że też potrafię być czuły i romantyczny. Problem polega, że według moich standardów romantycznym gestem byłoby, zabić kogoś, kto ją tylko zdenerwuje. Każda kobieta, która wychowała się w naszym świecie, doceniłaby ten gest. Jednak moja żona, obwiniałby się, że to przez nią ktoś umarł. Właśnie to najbardziej w niej mnie intryguje. Kiedy zmusisz ją do zabijania, możesz dostrzec w jej oczach, iskry spowodowane władzą, jaką posiada. Wiem, że nie chce się do tego przyznać. Wiem, że walczy z tym. Przez tyle lat żyła w świecie, który wpajał jej, że zabijanie jest złe. Co ja mówię, ona sama ratowała, ludzkie życia. Anioł, tak na nią mówiono w Polsce. Wiem o swojej żonie wszystko, odkąd skończyła piętnaście lat. Odkąd jej dziadek, przyszedł do mnie i powiedział mi, że ma dobry interes do ubicia.

— Przypomnę ci ojcze tylko raz. Mam nadzieje, że już więcej nie będę musiał. — Odzywam się, wstając. Górując nad nim.

Tak, to ja jestem teraz górą.

— Nie masz prawa obrażać mojej żony. Lena jest częścią mojej rodziny, będzie matka moich dzieci. Masz okazywać jej należyty szacunek. — Kontynuuje i wolnym krokiem zmierzam w jego kierunku. — Nie zapominaj, że wiem o twoich haniebnych grzeszkach. Sam musiałem po tobie sprzątać.

Mijam go, dokładnej w tej samej chwili ojciec, wciąga gwałtownie powietrze. Oburzony wstaje, kiedy ja dochodzę do drzwi, pokazując mu, że dziś niczego nie załatwimy. Muszę iść do niej, muszę znów ją zobaczyć. Odkąd ją zobaczyłem, stała się moim powietrzem. Uwielbiam rzucać ją na głęboką wodę i patrzeć jak sama powoli z niej wychodzi. Parę razy się zachłyśnie, jednak zawsze zwycięża.

— Tyle razy ci powtarzałem, żebyś nie pozwolił, żeby to cipka tobą rządziła. — W jego oczach można zobaczyć, chęć mordu.

Wiem, że w tym momencie wyciągnąłby metalowy pręt i zbił mnie na kwaśne jabłko. Do momentu, w którym bym nie krztusił się swoją krwią i nie tracił przytomności. Przykro mi ojcze, już nie jestem dzieckiem. Na to wspomnienie, ponoszą mnie nerwy. Denerwuje mnie, że ojciec znów chce wcisnąć mi Sylwię jako kochankę. Wyciągam broń, robiłem to już tyle razy, że nawet nie myślę. Strzelam, trafiając ojca w udo.

— Rozmowa została skończona. — Odzywam się, chowając broń.

Nie muszę się martwić, że on do mnie strzeli. No cóż, nie może. To ja jestem capo, on już się nie liczy. Pod mój gabinet podbiega moja ochrona, szukając zagrożenia. Felix, bada uważnie moją sylwetkę, sprawdzając, czy nic mi się nie stało.

— Przyjacielu, czyżbyś zabił swoją żonę? Aż tak cię wkurwiła? — Pyta Max, podchodząc i zerkająca przez otwarte drzwi gabinetu.

Zaciskam zęby, ponieważ słowa mojego przyjaciela jeszcze bardziej mnie denerwują. Tak, owszem przyznaje się. Chciałem wielokrotnie strzelić Lenie w tył czaszki. Jednak tego nie zrobiłem. To było na samym początku, kiedy jedynie co robiła to płakała. Pokazując mi, jak bardzo jest słaba.

— Zadzwońcie po lekarza, niech wyciągnie kule i odwiedzicie go do domu. — Odzywam się i kieruje do sypialni.

Idę do swojej żony, która powinna na mnie czekać. Taką przynajmniej mam nadzieje. Co ja pierdole, jeśli śpi, to ją skutecznie rozbudzę. Czas, zabawić się z moją kobietą.

Wchodząc do sypialni, widzę Lenę siedząca na łóżku. Kiedy na mnie spogląda, w jej oczach dostrzegam lekki strach i zmieszanie. Pewnie słyszała wystrzał. Zamykam za sobą drzwi, obserwując swoją kobietę. Widzę, że chce zadać mi masę pytań, jednak nie ma odwagi. Lustruje moją sylwetkę, szukając oznak mojego nastroju. Nie zamierzam jej niczego ułatwiać, to, że jest dla mnie ważna, nie oznacza, że będzie mieć łatwo ze mną w życiu. Musi uodpornić się na pewne zdarzenia. Czasami łatwo zapominam, że nie została wychowana w moim świecie.

— Pytaj. — Odzywam się, mocno ją zaskakując.

Kiedy przyszła dziś do mojego gabinetu i karmiła mnie kłamstwami, miałem ochotę sprać ją na kwaśne jabłko. Zawsze powinna być ze mną szczera. Chociaż bardziej zdenerwował mnie fakt, że Lena nie chce ze mną współpracować.

— Co się stało? Słyszałam hałas. — Odzywa się, spoglądając na swoje ręce.

Nie, źle. Zadając mi pytanie, powinna się na mnie patrzeć. Powinna umieć wytrzymać mój wzrok.

— Inny zestaw pytań. — Odzywam się, lekko się uśmiechając.

Gdyby Lena na mnie patrzyła, widziałaby, że próbuje. Jednak ona nie chce widzieć. Woli dalej użalać się nad sobą.

— Chce wiedzieć, co zamierzasz z moim ojcem. — Odzywa się, podnosząc na mnie wzrok.

Podoba mi się, kiedy Lena przejawia pewność siebie. Kiedy stara się przejąć kontrole nad tym, co się ma wydarzyć. Stanowczo właśnie nad tym muszę z nią popracować. Musi stać się pewną siebie kobietą. Taką, która bez wahania sięgnie po broń, żeby uratować siebie i swoich bliskich.

— Będę walczyć. — Odzywam się, podchodząc do niej i składając na jej czole pocałunek.

Pocałunek, który przypieczętowuje moją obietnicę. Znajdę tego skurwiela i zabije. Będę torturować go tak długo, aż sam będzie chciał odebrać sobie życie. Do tego czasu, obiecuje też sobie, że Lena Casso będzie zabijać ze mną.

Podobało się? 🤤🤤Buziaki do następnego❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top