13.

Odkąd poznałam Luciano, odkryłam w sobie tę ciemniejszą stronę natury. Nigdy nie sądziłam, że zapragnę czyjeś śmierci, tak mocno, jak pragnę jej teraz dla tego kto, ośmielił się porwać mojego ojca. Przez chwile żyłam nadzieją, że moje życie chodź trochę, będzie normalne. Wiem, że nigdy takie nie będzie u boku takiego męża jak Luciano, jednak sądziłam, że po powrocie z wakacji, znajdę sobie jakieś zajęcie a mój mąż zajmie się swoimi mafijnymi sprawami. Modliłam się, abym już nigdy, nie musiała brać udziału w jego krwawym życiu. Ależ się pomyliłam.

Kiedy wysiadamy z samolotu, zapada już mrok. Wszędzie kręci się pełno ludzi, którzy mają zapewnić nam bezpieczny powrót do willi, która stała się moim domem. Więzieniem, którego nie jest mi dane opuszczać samodzielnie. Luciano mocno ściska moją dłoń, dając mi tym znać, żebym ruszyła się z miejsca. Odkąd wsiedliśmy do samolotu, nawet na chwile nie spuszczał ze mnie oka.

— Witamy z powrotem. — Odzywa się Max, który jest prawą ręką Luciano.

Odkąd wyjechaliśmy, minęły tylko dwa dni, jednak kiedy spoglądam na Maxa, mogę śmiało powiedzieć, że postarzał się o dobre kilka lat. Wygląda naprawdę okropnie. Ciemne worki pod oczami oraz blada i zmęczona twarz. Nawet w świetle mroku mogę dostrzec tę różnicę.

— Co z Evą?— Pytam, błagając w myślach, żeby jej stan się polepszył.

Max odwraca się do mnie tyłem, otwierając nam drzwi, do jakiegoś suwa, który ma służyć za nasz transport do domu. Obaj mężczyźni milczą, Luciano jeszcze mocnej ściska moją dłoń, prawie łamiąc mi przy tym palce. Wciągam mocniej powietrze na ten gest, chcąc wyrwać rękę.

— To boli. — Odzywam się, prawie uwalniając dłoń.

— Zamilcz i wsiadaj do auta. — Odzywa się, popychając mnie w stronę otwartych drzwi.

Powrócił pan i władca, który nie może choć przez chwile być dla mnie miły. Wsiadam do auta w tym samym momencie, Luciano zamyka za mną drzwi, zostawiając mnie samą w samochodzie. Sam rozmawia z Maxem, poklepując go po ramieniu, to ma być gest wsparcia albo poparcia. Nie mam bladego pojęcia. Przyjaciółka walczy o życie, przybrany brat jest zamknięty w piwnicy, a ojciec został porwany. Co jeszcze może się wydarzyć? Aż boje się pomyśleć. Ile będzie mnie kosztował ten niechciany ślub z Luciano. Mogłam uciec, kiedy miałam ku temu okazje.

Luciano wsiada do auta wraz z nim Max, po czym w ciszy wyjeżdżamy z lotniska. Mój mąż położył swoją dużą dłoń na moim kolanie, lekko je ściskając.

— Przykro mi kochanie. Musisz być dzielna. — Odzywa się Luciano, szepcząc do mojego ucha. — Eva jest dzielna, walczy, jest nadzieja, że z tego wyjdzie.

Kiwam lekko głową, ciesząc się, że jest chociaż jedna dobra wiadomość. Teraz pozostaje nam najtrudniejsze zadanie, odnaleźć mojego ojca. Telefon, który znalazłam w mojej walizce, zabrał Luciano, który nie chce mi nic powiedzieć na temat tego, czy coś ustalił o porywaczu. Nie wiem, czy ktoś się odezwał od tego czasu, czy też jaki mój mąż ma plan. Luciano uważa, że powinnam chwile trochę odpocząć i starać się nie załamywać. Dlatego taki mam plan, nie będę płakać, tylko zacznę działać. Będę starała się pomóc, mężowi. Co może okazać się trudne, zważywszy na to, że on nie chce mojej pomocy. Chociaż co ja tam, mogę zrobić? Z zamyślenia wyciąga mnie Luciano, który całuje mnie w skroń.

— Jesteśmy na miejscu. Wszyscy już na nas czekają. — Odzywa się Luciano, pomagając mi wysiąść z auta.

Drzwi wejściowe się otwierają, a w nich staje Catarina, która rozkłada swoje ręce, czekając, aż do niej podejdę. Co robię od razu, chcąc się do niej przytulić. Catarina okazała się naprawdę wspaniałą kobietą. Przytulamy się przez chwile, po czym wchodzę w głąb domu za Luciano, który od razu podchodzi do swojego ojca.

— Lena! — Moją uwagę przyciąga ten wspaniały melodyjny głos, mojego Rafa, który porywa mnie w ramiona, obracając mnie dookoła wlanej osi.

— Nie łam się dziewczynko. Jesteś już z nami. — Szepcze mi do ucha.

— Raf! Możesz postawić moją żonę i zająć się szukaniem własnej. — Odzywa się Luciano, uważnie się nam przyglądając.

— Wybacz braciszku, twoja żona jest bardziej seksowna i chętna. Sama zawsze wpada w moje ramiona. — Uśmiecha się chłopak i puszcza do mnie oczko.

Mimowolnie na mojej twarzy maluje się uśmiech. Ten chłopak naprawdę jest szalony i wspaniały. Przez chwile zastanawiam się, jakie miałabym szczęście być jego żoną. Problem polega na tym, że Raf nie wzbudza we mnie żadnego pożądania. Jest mi bliski jak brat i przyjaciel w jednym.

— Lena teraz powinna się skupić na potrzebach swojego męża. — Odzywa się surowy głos mojego teścia, który bacznie się mi przygląda.

Jego mina przypomina pogardę i obrzydzenie. Oczy natomiast pozostają surowe i czujne. Ten mężczyzn chyba nigdy mnie nie polubi. Chociaż to dobrze, ponieważ ja też nie zamierzam obdarzać go sympatią.

— Myślę, że mój mąż jest ze mnie zadowolony. Niczego mu nie brakuje. — Odzywam się, przybierając obojętną minę.

Muszę naprawdę się pilnować w jego obecności. Zapomniałam, że ten człowiek uwielbia rujnować życia innych, nawet swojej żony, na którą nie zasługuje.

— Jak dla mnie twój ojciec może zdechnąć. Skoro ciebie on nie interesuje, mnie tym bardziej nie powinien. — Odgryza się ojciec Luciano, uśmiechając się triumfalnie.

Nie powiem, jego słowa mnie mocno zabolały, jednak pozostaje mi zacisnąć szczękę. Wiem, że nie mogę okazywać braku szacunku jemu tak samo, jak Luciano, ponieważ może mnie spotkać surowa kara, na którą nie mam najmniejszej ochoty.

— Do gabinetu. — Odzywa się zimny głos mojego męża, który uważnie przygląda się swojemu ojcu. — Lena zostań z moją matką.

Kiwam głową, ciesząc się, że nie musiałam odpowiadać teściowi. Już na końcu języka miałam ochotę odpyskować i pokazać mu, że może się pieprzyć. Gardzę ich brakiem szacunku do kobiet. Dla nich jesteśmy tylko inkubatorami dla ich dziećmi. Mam nadzieje, że uda mi się zmienić myślenie Luciano co do mojej osoby.

Fabio, podchodzi do mnie i daje mi szybkiego buziaka w policzek, uśmiechając się do mnie promiennie. Raf na widok poczynania jego batata, uderza go w tył głowy.

— Ona ciebie nigdy nie polubi, tak mocno, jak kocha mnie. Więc się bujaj i trzymają swoją brzydką gębę od niej z daleka. — Odzywa się Raf, całując mnie w drugi policzek.

— Boże, Raf jakbyś zapomniał, jesteśmy bliźniakami. Moja brzydka twarz jest taka sama jak twoja. — Odzywa się Fabio, po czym udaje się za Luciano i ich ojcem.

Raf marszczy brwi, przez chwile rozważając, to co powiedział do niego brat.

— Jestem sensowniejszy, prawda?— Pyta mnie autentycznie przejęty.

— Jesteś, tylko mu nie mów. — Odzywam się, lekko się uśmiechając.

Odwracam się do matki mojego męża, która mi się przygląda.

— Chodź, usiądziemy i opowiesz mi, co się stało. — Odzywa się, uśmiechając się pocieszająco.

Kiedy kończę opowiadać jej o naszych dwóch dniowych wakacjach, kończymy właśnie drugą butelkę wina. Nawet nie wiem, kiedy udało nam się to wszystko wypić. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że potrzebowałam komuś się wygadać. Catarina jest najlepszym słuchaczem, co jakiś czas rzucała swoje komentarze, które okazały się naprawdę zabawne. A może to wino sprawiło, że mój humor nieco się polepszył.

— Więc mój syn używał zabezpieczenia, kiedy się kochaliście? — Zapytała Catarina autentycznie ciekawa oraz poważna.

— Nie. — Odzywam się, wiedząc, że to ją ucieszy.

Nie rozmyślałam na temat tego, że mogę zajść w ciąże. Nie widzie się w roli matki, zauważ teraz, jednak może los mi sprzyja i Luciano okaże się bezpłodny. Albo z jakiś niewytłumaczalnych przyczyn nie uda mu się mnie zapłodnić. Chociaż znając moje szczęście, za dziewięć miesięcy będę trzymać w rękach małą kopię mojego męża. Na myśl o tym przechodzi mnie przerażenie. Nie chciałabym takiego życia dla własnego dziecka.

— Tak się cieszę kochanie. Będziesz wspaniałą matką. Znając geny Casso, zapewne już zostałaś zapłodniona. — Śmieje się Caterina, jakby to był najlepszy dowcip świata.

Błagam, mam nadzieje, że nie.

— Co do sprawy twojego ojca, mój syn zrobi wszystko, żeby go uratować, ponieważ tak każe mu honor. O ile to nie wpłynie na jego interesy. Pamiętaj kochanie, mafie stawiają na pierwszym miejscu. — Odzywa się Caterina, po czym wstaje, gestem ręki każe mi zrobić to samo. — Chodź, pójdziemy do twojej przyjaciółki. Zaglądam do niej codziennie.

Wstaje pospiesznie, pomimo tego, że wypiłam dużo wina, wciąż jestem trzeźwa. Przynajmniej tak mi się wydaje, gorzej już, kiedy chce postawić krok do przodu. Chyba jednak troszkę mnie wcięło.

— Jednak pójdziemy do niej jutro. — Śmieje się Caterina, dopiero teraz dostrzegam, że i ona jest trochę wstawiona. — Za dużo wina a my obie jesteśmy zmęczone. Od kilku dni coś złego się dzieje, ja nie mogę dowiedzieć się co.

Kiwam głową i żegnam się z kobietą, udając się do sypialni. Jestem wykończona.

W połowie schodów odzywa się mój mąż, wołając, żebym na niego zaczekała. Co robię, nie chcąc się z nim dziś kłócić. Luciano pochodzi do mnie i podnosi, zanosząc do naszej sypialni.

— Czy ty pachniesz winem? — Pyta, na co ja się śmieje.

Kiwam głową, pokazując dwoma palcami małą przestrzeń.

— Tylko troszeczkę. — Uśmiecham się.

Nawet nie wiem, kiedy zostaje postawiona pod prysznicem, a lodowata woda uderza w moje ciało. Piszczę, pragnąc się wydostać spod strumienia. Luciano dociska mnie do ściany, pilnując, żebym cała przemokła.

— Mam ochotę sprać ci tyłek. Żebyś w końcu zmądrzała. Możesz być w ciąży, a ty ot, tak sobie pijesz wino!!! — Krzyczy, wbijając swoje palce w moje ramiona.

— Przecież nie wiemy, czy jestem. Przestań na mnie krzyczeć. Puść mnie, robisz mi krzywdę. — Teraz to ja podnoszę na niego głos.

Luciano odwraca mnie przodem do ściany, napierając na mnie całym swoim ciałem. Odgarnia mi wszystkie włosy na jedną stronę, po czym szepcze wprost do ucha.

— Ostatni raz zachowujesz się tak nie odpowiedzialnie, następnym razem spiorę ci to piękne dupsko, jeśli to nie pomoże, zaprowadzę cię do piwnicy. Przecież wiesz, do czego jestem zdolny. Możesz już uważać, że jesteś w ciąży. — Odzywa się, po czym czuje mocne uderzenie w prawy pośladek.

Odwracam się w chwili, kiedy moje ciało zostało uwolnione spod nacisku Luciano. Mój mąż odwraca się do mnie tyłem, po czym wychodzi z łazienki, trzaskając drzwiami. Piecze mnie pośladek, uderzył mnie raz, chodź cholernie mocno. Wychodzę spod prysznica, ściągając z siebie swoje mokre ubrania.

On naprawdę myśli, że mogę być nieodpowiedzialna. Cholerny diabeł, mam nadzieje, że przyjdzie kiedyś taki dzień, kiedy Luciano upadnie. Wiem, że nie życzy się nikomu, źle, ale czasami niektórzy sami na to zasługują.

Przepraszam, że jestem tutaj rzadko, dziękuje też tym którzy cierpliwie czekają na dalsze losy moich bohaterów. ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top