27

Boli mnie to, co usłyszałam. Kiedy już myślałam, że może jakoś się ułoży, nagle oni wyjeżdżając mi z taką rewelacją.

Dziecko.

Tak zawsze chciałam je mieć, ale dopiero jak skończę trzydziestkę, jak zapracuje na swoją przyszłość. Teraz kompletnie nie jestem do tego przygotowana. Macierzyństwo to nie jest kupienie sobie kota, którym można się pobawić a później tylko dawać mu jeść. Uwielbiam dzieci, ale tylko u kogoś na chwile pobawić się z nimi i oddać rodzicom.

Wiedziałam, że Luciano chce potomka, ale nie byłam świadoma, jakie ma na to parcie. Nie wiedziałam, że jest to jego obowiązkiem.

Leżę już od kolejnej godziny i rzucam się po łóżku. Nie mogę zasnąć, nie dość, że stresuje mnie cała ta farsa z macierzyństwem, to jeszcze ręka boli mnie po porannych ćwiczeniach.

Byłam świadkiem dzisiejszej rozmowy Rafa z Luciano, wynikało, że coś poszło nie tak i ich pobyt może się przedłużyć. Oczywiście oficjalnie nic nie wiem, udałam, że jestem zbyt mocno zainteresowana telewizorem i nie słyszałam, jak mnie pytał, czy chce rozmawiać z narzeczonym.
Jeśli kolejną noc nie prześpię, jutro padnę na matę od samej rozgrzewki.

Zerkam na zegarek, którego wskazówki dzisiaj wyjątkowo szybko się poruszają. Przed chwilą była jedenasta wieczorem, teraz już jest czwarta nad ranem.

Mam dziwne przeczucie, coś się wkrótce wydarzy, aż się boje pomyśleć co to może być. Pewnie diabeł, pokaże znowu swoje najmroczniejsze oblicze.

Wstaje i zakładam na siebie szlafrok, wychodzę z pokoju z zamiarem pójścia do kuchni po szklankę ciepłego mleka.

Mój tata zawsze powtarzał, na bezsenność najlepszym sposobem jest ciepłe mleko, ponoć jest lepsze niż tabletki nasenne. Pierwszy raz w życiu będzie mi dane to przetestować.

Wchodzę do ciemnego pomieszczenia, zapalając światło. Wyciągam z wielkiej lodówki biały kartonik z napisem latte. Wstawiam szklankę mleka do mikrofalówki i czekam, aż będzie gotowe.

— Nie możesz spać? — Pyta się Raf, wchodząc do kuchni.

Podskakuje w miejscu, wystraszona. Czemu oni zawsze muszą mnie straszyć, bawi ich to?

— Nie. Lubie pić mleko o trzeciej nad ranem. — Odpowiadam.

— Co ci matka nagadała? Od tamtej pory w ogóle się do mnie nie odzywasz.

Nic czego byś nie wiedział. Ciekawe co się stanie jak Luciano, jednak tego dziecka nie będzie mieć.

— Co się stanie jak Luciano, nie będzie mieć dziecka? — Pytam.

— Najprawdopodobniej straci pozycje, chociaż wcześniej pewnie nasz ojciec zrobi mu sielankę. I sam zapłodni Sylvie, żeby tylko nasza rodzina utrzymała pozycje. Po śmieci Luciano, jego stanowisko obejmuje któryś z nas, jednak ludzie mogą się zbuntować, podważać nasze nazwisko. To skomplikowane, mój brat już zbyt długo to przeciągał.

— Szkoda, że ja nie mam nic do gadania. — Odzywam się, wyciągając gorącą szklankę.

— Jeszcze nie wiesz, jakie masz szczęście. Nie bez powodu, Sylvia pcha się tu rekami i nogami. Nie zdziwię się, jak nas wkrótce odwiedzi. Błagam walni ją wtedy ode mnie.

— Dlaczego ty nie śpisz? — Pytam, zmieniając temat, ponieważ nie chce, żeby zobaczył jaki wpływ ma mała wzmianka o tej kobiecie.

— Właśnie odprowadzałem mojego gościa. — Odzywa się, sugestywnie poruszając brwiami.

Taki to pożyje. Zmienia panienki, kiedy chce, żyje jak mu się, żywnie podoba, tak na luzie. Jeszcze nigdy nie wiedziałam go zmartwionego czy poważnego. Wydaje mi się, że z całej tej trójki to on jest taki łagodny baranek. O ile rodzina Casso ma taką osobę. Ich matka jest wspaniałą kobietą, ale dla swojej rodziny może zmienić się w krwawą mścicielkę, nie znam ich ojca, ale nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.

— Słyszałam, jak mówiłeś, że będziesz mieć celibat przez te kilka dni. — Odzywam się, upijając mleko.

— Gwiazdo kto powiedział, jakiego miałem gościa? Rozumiem, że twój narzeczony wyjechał i masz chcicę, ale nie zostawi ci jakiegoś fioletowego przyjaciela na baterie?

— Twój brat boi się konkurencji, dlatego go zabrał. Wiesz mój wibrator miał aż sześć trybów wibrowania.

Uśmiecham się, dopijając mleko. Odstawiam szklankę i wychodzę z kuchni.

— A kręci się też na boki? O tak. — Odzywa się Raf, podążając za mną i dziwnie wymachując ręką.

— Raf zaczynam podejrzewać, że masz mózg wielkości mysiego bobka. Dobranoc, nie licz, że wcześnie wstanę. — Odzywam się i wchodzę do swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi.

— Lena, chce, żebyś wiedziała, że zawsze możesz do mnie przyjść. Z miłą chęcią ululam cię do snu. — Słysze krzyk Rafa, przez zamknięte drzwi.

Kładę się, pomimo braku chęci na sen. Czuje, że jestem zmęczona, jednak kiedy zamykam oczy, wciąż mam przed oczami seks z Luciano.

Co jeszcze pomaga na sen? Liczenie baranów?

Jeden baran o imieniu Luciano przeskakuje przez przeszkodę, drugi baran o imieniu Maks przeskakuje przez przeszkodę. Trzeci baran o imieniu Raf nie przeskakuje przez przeszkodę, bo zahaczył o nią nogą i upada wprost na swój pysk.

Wizja Rafa upadającego jako baran bawi mnie, przez co zaczynam się śmiać.
Jestem głupia albo naprawdę zmęczona.

Od samego początku polubiłam Rafa. Jest zawsze wesoły, pomimo jego ciągłych podtekstów seksualnych. Niedawno się dowiedziałam, że jest ode mnie młodszy o dwa lata. Luciano ma teraz dwadzieścia dziewięć lat, gdyby nie jego matka pewnie nawet tego bym o nim nie wiedziała.

Budzi mnie potworny hałas, ktoś strasznie wali do moich drzwi. Zaplątana w kołdrę staram się szybko wstać z łóżka, jednak nie udaje mi się, kiedy to z hukiem upadam na podłogę.

Lepiej, żeby było to coś ważnego, inaczej uduszę Rafa, ponieważ to na pewno on, tak głośno hałasuje.

— Stało się coś? — Pytam, otwierając drzwi.

— Ubierz się, czekam w Luciano gabinecie. — Odzywa się i odchodzi, zostawiając mnie samą.

Pewnie znowu jakiś żart wymyślił i stara się mnie w coś wkręcić. Dla wszelkiego spokoju, szybko ubieram się w przewiewną czarną sukienkę. Raf wyglądał strasznie, miał czerwone i podkrążone oczy, potargane włosy, jednym słowem wyglądał na zmęczonego. Szybko zerkam jeszcze na zegarek, który pokazuje pierwszą po południu.

No to sobie pospałam. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Wychodzę i kieruje się do kuchni, potrzebna mi mocna kawa, inaczej nie mój mózg nie będzie prawidłowo funkcjonował.

Po zrobieniu sobie kawy idę do gabinetu, gdzie czekają na mnie Raf wraz ze swoim ojcem, który siedzi wpatrzony w okno.

— Jestem. — Odzywam się i siadam na kanapie.

— Wszyscy zaginęli. — Odzywa się Raf, siadając obok mnie.

W pierwszej chwili nie docierają do mnie jego słowa.

— Jak to zaginęli? Jak to wszyscy? — Upijam duży łyk kawy, odstawiając naczynie. Pytam Rafa, chociaż wzrok utkwiony mam w jego ojcu.

— Ich pojazd eksplodował, ciał nie znaleziono. — Odzywa się Raf.

Jak to eksplodował? Przecież Luciano to diabeł jest zbyt mądry i przerażający, żeby dać się zabić taką śmiercią.

Śmiercią.

— Jak to możliwe? — Odzywam się, nie wierząc.

Jestem taka wstrząśnięta, że nie wiem co mam zrobić. Jak zareagować, co powiedzieć. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Przede wszystkim nie spodziewałam się, że będę odczuwać smutek, oraz wewnętrzną tęsknotę.

— Gratulacje. Jesteś wolna. Możesz wracać do Polski. — Odzywa się ich ojciec, po czym wstaje i wychodzi, zostawiając nas samych.

Jestem wolna. Boże jestem wolna! Mogę wyjechać! Zrywam się z kanapy, biegnę do drzwi, kiedy łapie za klamkę, mój wewnętrzny głos odzywa się nieproszony.

Przystaje i zastanawiam się, co powinnam zrobić. Wracać do Polski czy zostać tutaj i dowiedzieć się co się dzieje z Luciano.

Odwracam się do Rafa, który przygląda mi się, w skupieniu. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego przejętego, takiego załamanego.

— Ojciec, spisał ich na straty. Chce, żebym to ja przejął stanowisko po Luciano. To ja mam teraz zacząć ich szukać, Lena, kurwa mać! Ja nie dam rady! — Wstaje i zaczyna chodzić po pokoju.

Ja tym bardziej nie dam rady. Chce wracać, decyzje podjęłam, natychmiast jak tylko usłyszałam, że można.

Dlaczego teraz patrząc na Rafa, mam wrażenie, że zawiodę jego oraz tego przeklętego Diabła?

— Kurwa mać! Co mam teraz zrobić! — Krzyczę, łapie się za włosy, ciągnąc za końcówki, nawet nie wiem, kiedy słone łzy zaczynają płynąć po moich policzkach.

Płacze pozwalając sobie na słabość. Przysięgałam sobie, żadna moja łza już więcej nie wypłynie, a przy pierwszej próbie, poległam. Płacząc niczym dziecko.

Wstałam, nawet nie wiem, kiedy usiadłam pod drzwiami.

— Znajdziemy ich. Na pewno jeszcze żyją, przecież to przeklęty Luciano, on kurwa zabija, a nie zostaje zabity. — Odzywam się, wycierając łzy.

Uratuje skurwiela, chociaż czuje, że powinnam wyjechać.

— Świetnie, ale to ty przejmujesz dowodzenie. Ja jestem rodzinnym błaznem, jedynie co potrafię to walnąć porządnie w twarz. Mój ojciec sam stwierdził, że i tak zawale sprawę.

Dlaczego to wszystko musi być aż tak skomplikowane? Ty przeklęty diable, przez ciebie, ile ja muszę znosić. Nie wiem, czy sobie poradzę, ale spróbuje, ze względu na Catarine.

Mówiłam, że się będzie działo.
Pozdrawiam. 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top