19.
Otwieram zaspane oczy, przyzwyczajając je do jasnego otoczenia. Rozglądam się niepewnie na boki, zastanawiając, gdzie się znajduje. Staram się sobie przypomnieć wydarzenie z poprzedniego wieczoru, jednak wielka pustka wypełnia moją głowę. Pokój jest przyjemnie urządzony, pomimo tego, że wszędzie znajduje się biel. Przy łóżku leży jedna zwiędła czerwona róża, którą ktoś musiał zostawić, nie wkładając jej do wody. Niepewnie siadam, lekko skołowana. Nic nie pamiętam.
Odkrywam biały koc, spoglądając na swoje ubrania, które składa się ze zwykłych dresów. Wstaje, podtrzymując się łóżka, ponieważ kręci mi się w głowie, chyba jednak dłużej spałam, niż mi się wydawało. Robię powolne i niepewne kroki w stronę jedynych w pomieszczeniu drzwi, które niepewnie otwieram.
Wychylam głowę na wąski korytarz, rozglądając się niepewnie. Nikogo nie ma, chociaż nie wiem, kogo chciałam zastać.
Ruszam dalej, starając się sobie przypomnieć wcześniejsze wydarzenia. Czuje się skołowana i przestraszona, nie wiem, gdzie jestem ani co tutaj robię. Napotykam jedyne drzwi, które od razu otwieram, sprawdzając co, się znajduje w pomieszczeniu.
Staje wryta, kiedy na drewnianym krzesełku, związana, siedzi moja matka, która cała zapłakana patrzy w moją stronę. Z lewej skroni leci jej krew, przysłaniając oko. Wargę ma rozciętą, która cała spuchła, na czole widnieje duży siniak, który już zaczyna robić się fioletowy.
— Błagam, Lena pomóż mi. Ja, przepraszam. — Odzywa się.
Wstrzymuje oddech, niewiedzom, o co chodzi. Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to rzucenie się w jej kierunku i rozwiązanie jej z brązowych węzłów grubego sznura.
Tak właśnie robię.
Podbiegłam do niej i staram się rozwiązać węzeł, na jej nadgarstkach. Jest tak zaciśnięty, że nie mogę go poluzować. Nagły trzask drzwi wprawia mnie w zaskoczenie, na co podskakuje. Przestaje siłować się z węzłem, tylko oglądam się za siebie, wprost na drzwi, które są zamknięte, jednak nikogo tam nie ma.
— Pośpiesz się. — Odzywa się, przerażona matka.
Staram się, naprawdę się staram.
Powracam do swojej czynności, udało mi się poluzować nieco węzeł. Nagły szyderczy śmiech, rozniósł się po całym pomieszczeniu. Staje jak wryta, połykając głośno ślinę.
Znam ten śmiech, gdzieś go już słyszałam.
Odwracam się za siebie, do źródła dźwięku i widzę go, opartego niedbale o ścianę z szyderczym uśmiechem na ustach.
Znam go. Tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd. Gdzieś już widziałam ten wyraz twarzy, te oczy, które aż iskrzą się, kiedy na mnie patrzy.
— Naprawdę chcesz jej pomóc, po tym, co ci zrobiła? Po tym, jak cię zostawiła. — Odzywa się i podchodzi do mnie.
Na ten gest oddalam się od niego, chcąc zwiększyć dystans między nami. Przeraża mnie, jego wzrok oraz mina, która świadczy o tym, że jest zły.
Chce zapytać kim jest, otwieram usta, żeby się odezwać, ale żaden dźwięk z nich nie wychodzi.
— Nie chcesz, żeby cierpiała, tak samo, jak cierpiałaś ty i twój ojciec? — Odzywa się zmniejszając dystans między nami.
Oczy mnie szczypią, od powstrzymywanych łez. Skąd on wie o mojej przeszłości?
— Dlaczego? — To pytanie kieruje do swoje matki, która cały czas milczy i wpatruje się we mnie błagalnym wzrokiem.
Dalej milczy, spuszczając wzrok na swe związane dłonie. Mężczyzna podchodzi i wręcza mi nóż, automatycznie łapie za jego plastikową obudowę. Jednak on nie zabiera swojej ręki, dociska mocno na mojej. Tak, że razem trzymamy nóż.
— Niech cierpi. To ty masz teraz władze. — Odzywa się i ciągnie w kierunku matki, która dalej milczy.
Słone łzy, spływają mi po rozgrzanych policzkach. Całym sercem ją kochałam, była dla mnie wzorem do naśladowania. Zawsze, kiedy byłam mała, podziwiałam ją i chciałam stać się taka jak ona. Teraz tego nie chce. Teraz nie mogę patrzeć na nią, mam wstręt za to, co zrobiła.
Mężczyzna steruje moją ręką oraz nożem, który wbija mojej matce w szyje wprost w tętnice. Krew sika na wszystkie strony, brudząc przy tym mnie oraz moja twarz. Nie wytrzymuje i zaczynam przeraźliwe krzyczeć. Drę się zdzierając sobie gardło.
Krzyk zrywa mnie do pozycji siedzącej. Od nagłego szybkiego ruchu, kręci mi się w głowę, ze snu wybudza mnie bolącą ręką, która aż pulsuje. Rozglądam się po pomieszczeniu, w którym się znajduje, na całe szczęście nie przypomina tego samego z mojego snu. Drzwi otwierają się z głośnym trzaskiem, kiedy uderzają o ścianę a w progu zastaje sam Luciano, rozglądając się po pomieszczeniu ze skupiona mina, jakby szukała zagrożenia.
— Lena, co się stało? — Odzywa się i przysiada na łóżku.
Przecieram zdrową ręką twarz, ścierając z siebie resztki snu.
— Miałam, zły sen. — Odzywam się.
Luciano wstał i wyciągnął z kieszeni dżinsów swój telefon, odblokował go i przyłożył do ucha, wykonując jakieś połączenie.
— Lena się obudziła, przyślij do niej lekarza. — Odzywa się, po czym się rozłącza i chowa urządzenie.
Wpatruje się w niego uważnie go obserwując. Ma na sobie czarny garnitur i białą koszulę.
— Lekarz zaraz przyjdzie, poda ci pewnie więcej środków przeciwbólowych i znów będziesz mogła iść spać. Przyjdę jak się znowu obudzisz. — Wstaje z zamiarem wyjścia, jednak przystaje, kiedy zatrzymują go moje słowa.
— Dlaczego mnie zostawiłeś? — Odważam się zadać to pytanie, ponieważ pamiętam dokładnie jak bardzo mi zależało nad uzyskaniem odpowiedzi.
Luciano wychodź, cicho zamykając za sobą drzwi. Czuje suchość w ustach, rozglądam się za czymś do picia, jednak w zasięgu mojego wzroku nic takiego nie widzę. Drzwi ponownie się otwierają i staje w nich młody mężczyzna, przyjaźnie się uśmiechając.
— Witamy śpiącą królewnę. — Odzywa się i podchodzi do mnie ze szklaną wody.
Pozwala mi napić się małe łyczki, po czym zabiera szklankę, kiedy ja chce jeszcze więcej.
— Moja słodka, masz potłuczone kilka żeber, złamaną rękę, którą masz już zagipsowaną i kilka mocnych siniaków. Byłaś nieprzytomna przez kilka dni z małymi przerwami, kiedy odzyskiwałaś przytomność. Zatrułaś się dymem, dlatego możesz jeszcze przez kilka dni mieć kaszel. Teraz daj mi swoją zdrową rączkę a zrobię ci szczęśliwy zastrzyk, po którym poczujesz się lepiej.
Przetrawiam informacje i posłusznie nadstawiam zdrową rękę. Lekarz z białego fartucha wyciąga, strzykawkę z białą zawiesiną, która mi wstrzymuje wprost do żyły.
Jestem jeszcze trochę skołowana i przyćmiona bólem ręki oraz całego ciała. Lekarz się uśmiecha i klepie mnie po głowie jak grzecznego psa.
— Dobra i grzeczna Lena, teraz pójdziesz sobie jeszcze spać. Następnym razem już obudzisz się na dobre. — Odzywa się i zabiera szklankę z wodą z mojej nocnej szafki.
— O czym ty mówisz? — Odzywam się, czując lekkie zawroty głowy. — Co ty mi podałeś?
— Środek nasenny, zaraz podłączę ci kroplówkę ze środkiem przeciwbólowym, będziesz mogła spokojnie jeszcze przespać dzień. — Odzywa się i wychodzi zostawiając mnie samą.
Układam się wygodnie i czekam aż zmorzy mnie sen, aż środek, który mi podał zacznie działać. Moje myśli biegną do mojej matki oraz widoku jej rany postrzałowej na brzuchu, oraz unoszącej się klatki piersiowej, kiedy zostawiłam ją podczas pożaru. Stała się dla mnie obcą osobą, nie widziałam jej tyle czasu to, dlaczego męczą mnie wyrzuty sumienia? Zostawiłam ją na pastwę ognia.
Spędziłam tyle czasu na nauce, na pomaganiu innym, na ratowaniu ich zdrowia, teraz niczym się nie różnie od diabła, który chce bym została jego żoną. Po jednym dniu pobyciu tutaj przeżyłam tyle, że aż boje się pomyśleć co mi się przydarzy jak zostanę tutaj na dłużej. Na całe szczęście Luciano nie odzywał się jeszcze o dacie naszego ślubu, mam nadzieje, że mu się znudzę, albo sprawie, żeby mnie nie chciał. Tylko tu pojawia się kolejny problem, czy po tym wszystkim, co widziałam, diabeł zostawi mnie przy życiu i wypuści wolno czy zarobię kulkę między oczy. Dziadek mówił, że nie wolno mu mnie skrzywdzić, ale dziadek tak samo skrzywdził mnie, więc?
Powieki staraj się coraz cięższe, czyli środek zaczął działać. Odkrywam się szalenie kocem chcąc ułożyć w swojej głowie pytania, jakie zadam Luciano, kiedy odzyskam przytomność następnym razem.
Czas odzyskać kontrole nad swoim życiem, tylko później, kiedy wstanę już ja pokaże temu diabłu gdzie jego miejsce.
Kochani dziękuje wam za te wszystkie komentarz oraz za gwiazdki, które mnie motywują do dalszego pisania. Dziękuje wam za to! Buziaczki moje misie i do następnego, który może być szybciej niż myślicie. Pozdrawiam A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top