Szukając

W szczerym polu
Na równinie wśród wysokich traw
Stoję i szukam Cię.

Szukam Cię
Nie pamiętam już odkąd.
Chyba od zawsze.

Zachodzące Słońce
Prześwieca przez chmury
Nisko wiszące nad horyzontem.

Każda z owych chmur –
To pióra z Twoich skrzydeł
Aniele Mój...

A ten Słońca blask –
To Twój uśmiech
Którym znowu wabisz mnie.

Mówisz:
„Chodź, Kochanie. Chodź...
Tutaj jestem. Czekam od dawna.

Czekam na Ciebie.

Tylko na Ciebie.
Od jak dawna czekam? Nie wiem.
Chyba już wieczność całą..."

Ciepły, letni wiatr muska moją twarz.
To pocałunek Twoich ust:
Delikatny i zmysłowy tak zarazem...

Wiatr szumi dookoła.
Wysoka trawa pod nogami faluje.
To ślady Twoich stóp.
Kroczysz teraz ku mnie...

Niewidzialna, nietykalna.
Ale jednak namacalna.
Czuję ciepło na dłoniach:
Dotykasz mnie...

Jesteś mi Nocą złotą i jasnym Dniem.
Na jawie i we śnie. Cały czas.
Jesteś.

Wiatrem w polu jesteś.
Najjaśniejszą Gwiazdą na niebie.
Cała Natura pełna jest Ciebie...

Zamykam oczy. Czy ja śnię?
Nie ma już traw. Jest las.
I kora drzew brązowa tak
Jak oczy Twe...

Wychodzisz spośród drzew.
Niby Bogini do mnie Śmiertelnego zstąpiłaś.
Podeszłaś. Przyjęłaś.

Smutek mój, samotność odwieczną
W oczach swoich i uśmiechu schowałaś.

Wtedy jak w bajce:
Niebo z radości
Złotym deszczem
Płakało.

I dla mnie to spotkanie
Tylekroć po nocach śnione.
Tak bardzo wyczekiwane
Utęsknione.

Wtedy jak w bajce
Chociaż owo zdarzenie
Na jawie miejsce miało

Wszystko, co dotychczas ukryte
Naraz jasnym się dla mnie stało...

Szepnęłaś teraz
Cicho i łagodnie.
Jak szumiąca rzeka:

„Skarbie – to nie sen.

To wszystko teraz
Naprawdę dzieje się..."

To chyba spełnione
Z dawna żywione
Me pragnienie.

Bo cóż to innego
Być może?

Wzięłaś serce me
I do piersi przytuliłaś.

Drżenie jego i strach
Obecnością swą samą
Ukoiłaś.

Mówię Ci:
„Tak, to naprawdę
Dzieje się.

To moje spełnione marzenie.

Takie, na jakie całymi latami
Nieraz się czeka"

I prosto w usta
Szepczę Ci to
Co już na pewno
Wiem:

Tu teraz przy Tobie –
Zawsze już pozostać chcę...

Dałaś mi spełnienie
Jakiego zaznać w życiu
Już się nie spodziewałem...

Padłem na kolana
Ze szczęścia łkałem.

I z oczami ku niebu wzniesionymi
Cichutko szeptałem:

„Dziękuję Ci, dziękuję Boże..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top