Mare Amore

Tym razem wiersz wyjątkowy - napisany nie dla jednej, lecz dwóch dziewczyn. Jedna była koleżanką ze szkoły, druga zaś kimś, w kim byłem zakochany. Obie przez długi czas były obecne w moim życiu, ale jak wiadomo czas wszystko weryfikuje...

I znów czuję to znajome kołysanie. Słyszę znajomy śpiew mew w oddali, i szum morza dokoła. Słyszę to i wiem już na pewno, że życie rzuciło mnie tu znowu. Znowu jestem niby zagubiony marynarz...dryfuję na małej, drewnianej tratwie po Wielkim Morzu; Morzu, gdzie niezależnie od miejsca, w którym się jest, nie widać ani jego początku, ani końca...

Tego Morza nie odnajdzie nikt na żadnej mapie, ale każdy wie, gdzie Ono leży. Wie o tym każdy, kto choć raz zajrzał w serce swoje i drugiej osoby...kto choć raz w życiu się zakochał, i przeżył wszystkie związane z tym Wzloty i Upadki...

Takie osoby często po tym Morzu dryfują. Błądzą między Wyspami Szczęśliwymi, rozsianymi tu i tam...

Albowiem to Morze to Mare Amore – Morze Miłości, które szumi w sercu każdego człowieka od czasu pierwszego na świecie Zakochania...

Błądzą podobni do mnie Zagubieni pomiędzy tymi złotymi, piaszczystymi, rajskimi Wyspami Szczęśliwymi, na których mieszkają ci, którzy dawno już odnaleźli w świecie swoje Drugie Połówki...
I ja również marzę, dryfując pomiędzy niemi, dzień i noc marzę, aby kiedyś na jednej z takich Wysp zamieszkać..

Świat Mare Amore jest taki, jak ludzkie uczucia – czasem Gwałtowny, a czasem Spokojny. Ów Świat jest zarazem podobny i niepodobny do naszego... A niebo w nim jest niczym Lustro – odzwierciedla serce i duszę każdego człowieka na nim płynącego...

A na moim niebie Mare Amore tylko dwie gwiazdy towarzyszą mi w mojej bezkresnej wędrówce –
dwie Gwiazdy dla mnie najważniejsze: Słońce i Księżyc...

Moje Słońce ma na imię Kasieńka... Kiedy patrzę na Nią – dech mi zapiera. Gdy chce powiedzieć, jaka jest Piękna, zachwyt wszystkie sensowne słowa mi odbiera... Ona chyba siebie nie docenia, lecz ja mam nadzieję, iż dzięki tej zwrotce skromnej (niestety tylko część Mojej Wspaniałej Siostry opisującej, gdyż całości – całego Piękna Jej i Doskonałości – w żaden sposób opisać się nie da) Kasia zobaczy siebie na nowo, zobaczy siebie moimi oczami, taką jaką ja Ją widzę wciąż dniami i nocami...obraz niewypowiedzianego Ciepła, Miłości, Piękna, obraz Siostry cudowniejszej niż wszystkie inne...
Odkąd tylko Ją poznałem, zawsze Moim Słońcem była...przez kręte i ciemne drogi mych porażek sercowych zawsze bezpiecznie mnie prowadziła. Za dalekim Oceanem była mi Ona marzeniem, nadzieją i siłą, niczym jasne światło z latarni morskiej, które w ciemną, burzliwą noc prowadzi statki do domu.

Przyznam się szczerze, bez Niej bym Tam zginął...

Ona jest Moim Słońcem i sama jest jako Słońce – te głębokie, skrzące się zawsze ciepło oczy...
Włosy, jakby żywcem z promieni słonecznych misternie utkane...te usta Jej, cały czas roześmiane...
A lica, gdy się zawstydzi, tak słodko stają się rumiane...

Gdy jestem z Moją Siostrzyczką, czas się zawsze jakby zatrzymuje...tyko Jej śliczna twarz przed oczami mi wiruje, tylko Jej słowa w uszach szumią mi – niczym spokojna fala, która czule piaszczysty brzeg całuje...
I zawsze wtedy marzę, aby już na zawsze zamieszkać w tym cudownym, ciepłym miejscu, głęboko na dnie Jej oczu...

I teraz jest mi tak bliska, tak bardzo bliska, jak żadna inna dziewczyna... Życia bez Niej sobie nie wyobrażam, a myśl o tej pustce ziejącej, która była we mnie, gdy Jej jeszcze nie znałem – ta myśl mnie przeraża....

Kasia, to Moje Słoneczko, jest moim Darem z Nieba... Kocham Ją całą swoją istotą...
Oprócz Niej, oprócz Jej Miłości, Ciepła i Bliskości – niczego więcej już mi nie potrzeba...

I tak, myśląc o Mojej Siostrze, dryfuję dalej między falami Mare Amore. Noc powoli zbliża się...
Lustrzane Niebo przyoblekło się w szaty zmierzchu – głęboką czerwień i brąz, a na krańcach, najbliżej Słońca – pomarańcz... A woda w tym zachodzie okryła się złotem, woda taka miękka i spokojna... Zasypiam...

A teraz już noc...Głęboka noc bezgwiezdna przez Księżyc w pełni rozświetlona... Patrzę w niebo, patrzę na wodę – i jest jak było na początku: Woda w Niebie się odbija, a Niebo w Wodzie. Oba czarne, oba spokojne, jakby ze sobą połączone...

Patrzę na Księżyc i widzę Ją – Natashę. Jej błękitne oczy światłem księżycowym błyszczące...
Jej długie włosy, w świetle Pięknej Selene połyskujące... Jej promienny uśmiech, każdą jasną myśl i piękne ciało – patrzę na to wszystko i wspominam czasy, gdy moje Serce wszystko by dało, aby to Wszystko moim już na zawsze się stało...

I był czas, że niewiele do tego brakowało... Myślałem, że zawsze będę stał z Nią przed oczami...że będę całe życie przemierzać w Jej srebrzystym świetle skąpany... Walczyłem o Nią, powoli zdobywałem – ale w końcu przegrałem...
Teraz jest inaczej, nie tak, jak być miało... Jej Światło świeci już dla Innego.. Ktoś Inny zna Jej myśli, ogląda Jej ciało.
A ja znowu jestem jedynie przyjacielem...

Wracam więc znów do punktu wyjścia, do początku – samotnie dryfuję...
Dryfuję pomiędzy Wyspami Szczęśliwymi, zapełnionymi zakochanymi parami, które odnalazły już siebie...
I patrzę na to Moje Słońce Jasne na dziennym, i na ten Księżyc nieosiągalny na nocnym niebie...
Patrzę i marzę, aby wreszcie przybić do jednej z tych Wysp, spotkać tam dziewczynę samotną jak ja...
Żeby Ona spojrzała mi w oczy i cichutko szepnęła: „Kochanie, nareszcie... Tyle czasu minęło...
ale odnaleźliśmy siebie wreszcie..."


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top