15 ; RODZINA MORAN

  









rozdział 15 ; rodzina moran

❝ przynajmniej zachowała twoje zdjęcia. ❞








     Sebastian i John podjęli się wyzwania, które obejmowało wizytę rodziców tego pierwszego. I chociaż wydawało się to czymś łatwym, to wcale tak nie było, zwłaszcza że Moran maczał palce w niefortunnym „wypadku" ojca, a musiał trzymać język za zębami.
    Ciężko było mu kłamać w oczy matki, która popłakała się z radości, widząc syna po raz pierwszy od tylu lat. Trudności sprawiało mu też kłamanie swojemu bratu, który wciąż miał wrażenie przybitego za każdym razem, gdy wspomniano o zmarłym.

        A John? On przyglądał się temu wszystkiemu z boku. Rodzina Moranów zdawała się całkowicie nie zwracać na niego uwagi od momentu wkroczenia do dużych rozmiarów posiadłości, ale w ogóle się temu nie dziwił, a nawet nie żywił żadnej urazy. W końcu czemu miałby ich obchodzić jakiś niski towarzysz, skoro przed ich oczami stał cały i zdrowy członek rodziny, który wcześniej był uznany za zmarłego.

       Byli do siebie podobni, gdy tak patrzył na trójkę blondynów z boku. Wszyscy oprócz tego jasnego koloru włosów byli także wysocy, a także obserwowali świat jasnymi oczami. Przyjemnie było oglądać ponownie złączenie rodziny pomimo, że ojca już z nimi nie było. Watson zaczął nawet kwestionować, czy naprawdę był on aż tak zły, jak to się tłumaczył wcześniej Sebastian. Prawdą było, że nawet on zaczął postrzegać swojego ojca z czasem jako osobę, która jedynie starała się go wychować na porządną osobą. Nie zwracał już nawet uwagi na to, że pozwalał bić swojego syna biczem, co wydawało się dość okropne. Jednakże to nie on mówił Usherowi, by właśnie takie metody stosował na Sebastianie. Mówiąc prawdzie w oczy, bo czasie namysłu nawet poszkodowanemu nie wydawało się, iż jego ojciec cokolwiek wiedział na temat takich surowych kar. Teraz był on oficjalnym podejrzanym w sprawie porwania Rosie, co idealnie pasowało do jego natury. 

    — Chodźcie — powiedział po czasie młodszy brat Sebastiana, Severin, gdy w końcu przestali się tulić i rozmawiać. — Pokażę wam dom. Pewnie nie pamiętasz wiele, co? 

      Spojrzał na swojego starszego brata z uśmiechem na twarzy, a ten w odpowiedzi także próbował odwdzięczyć pozytywne nastawienie do sytuacji. Ciężko było jednak to zrobić z takimi wyrzutami sumienia, gdy cały czas widział przed oczami  

    — Nie byłem aż taki młody, Sev. Mimo tego, z chęcią przypomnę sobie stare czasy.

     Stanowczo wyższy, lecz młodszy Moran zaczął wchodzić wraz z gośćmi po schodach. John przyglądał się od czasu do czasu Severinowi w zainteresowaniu, gdy nagle ich wzrok się ze sobą spotkał.

   — No więc panie Watson — zagaił Severin z uśmiechem, aby nie nastąpiła niezręczna cisza. — Skąd pan zna mojego brata?

    — Byliśmy razem w wojsku — odparł spokojnie. Wyuczył się dobrze tego kłamstwa w aucie i umiał go wręcz wyrecytować niczym aktor pamiętający grającą rolę na scenie.

   — Interesujące.

     Młodszy Moran nie wydawał się jednak tak zainteresowany, jak próbował to przedstawić.
W końcu jednak dotarli na górę, a następnie zaczęli przemierzać długi korytarz z beżowym dywanem na podłodze oraz portretami całego drzewa genealogicznego rodziny, zaś zdjęcie śmiertelnie poważnego ojca o siwych włosach było oprawione w specjalną, złotą ramkę. Sebastian aż czuł na sobie oceniającego go spojrzenie taty, którego zabił i teraz jak gdyby nic błąkał się po jego domu z kłamstwem w ustach.

     Aż po chwili dotarli do zamkniętych na klucz drzwi, które Sebastian bardzo dobrze rozpoznawał. Popatrzył na swojego brata, a ten zachęcił go ruchem dłoni, by wszedł do środka. John z niecierpliwością także posłał mu gest, by wszedł, bo nie mają wiele czasu. Nie chciał zamieniać się w Sherlocka (a mówiąc to, chodzi o niemiłe zachowanie, które detektyw zazwyczaj ukazywał), lecz miał ochotę ponaglić Sebastiana. Przybyli do tego miejsca, by połączył się z rodziną, ale do najważniejszych zadań należało śledzenie mężczyzny, który był ich głównym podejrzanym i John Hamish Watson nawet nie miał wątpliwości co do tego, że to właśnie on za tym stał, pomimo kilku potknięć; wciąż nie miał pojęcia, jaki on mógłby mieć motyw na to wszystko i dlaczego miałby mieszać w to między innymi jego córkę.
Sebastian dostał od brata klucza, a następnie przekręcił go i pociągnął za srebrną klamkę, wchodząc do swojej starej sypialni.

     Pokój nie był niczym spektakularnym. Szczerze mówiąc, to prawie nic tam nie było. Jedynie pudła, łóżko z samym materacem oraz zdjęcia małego Sebastiana z członkami rodziny na komodzie. Wszystko było jednak zakurzone i rzucał się w oczy fakt, że nikt nie sprzątał tam od dawna.
W głowie blondyna pojawiła się jednak fala wspomnień z dzieciństwa. Pomimo, że jego ojciec był surowy, to mężczyzna dobrze się bawił jako dziecko i nie musiał narzekać na skradzione dzieciństwo.

    — Zabraliście wszystkie meble? — wymamrotał, wchodząc na środek i oglądając pomieszczenie.

    Severin dołączył do starszego brata, stojąc obok niego i zakładając dłonie na biodrach.

   — Prawie, jak widzisz — odparł z westchnieniem. — Mama nie mogła oglądać tego i wspominać. Przynajmniej zachowała twoje zdjęcia.

     Blondyn podszedł do swojej starej komody i wziął w dłoń ramkę ze zdjęciem przedstawiającym jego młodszą wersję, na którym młodszy brat był w połowie ucięty z kadru, a Sebastian wraz z dwoma kolegami ze starej szkoły śmiali się do kamery. Położył je, następnie dotykając zdjęcia przedstawionego święta z jego ojcem, gdzie stali na baczność przed choinką z kolorowymi lampkami.

   — Stare czasy.

    Severin podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu. John uśmiechnął się lekko, gdy widział obrazek dogadującego się rodzeństwa. On i Harriet nie mieli zbyt dobrego kontaktu przez jej uzależnienie od alkoholu, chociaż i tak nie mógł narzekać na zły kontakt z siostrą. Wciąż żałował tylko, że nie przyszła na jego ślub z Mary, który wiele dla niej znaczył.
    W końcu Sebastian uznał, że pomimo dawnych sentymentów i wstrzymywania kłamstw, muszą w końcu wziąć się za główny cel ich wizyty.

   — A... — zaczął delikatnie pytanie, jakby w ogóle go to nie obchodziło i dopiero co na nie wpadł. — Co tam u Ushera?

    Spojrzał na swojego młodszego braciszka, który ze zdziwieniem spojrzał na niego.

    — Pamiętasz go jeszcze? Myślałem, że dawno zapomniałeś o kimś takim jak on. Wciąż u nas pracuje, ale oczywiście już mnie nie trenuje. Postanowił zmienić posadę jako ogrodnik, chociaż nie idzie mu to wyśmienicie. Mama i tak nie ma serca, aby go wyrzucić. Czemu w ogóle o niego zapytałeś?

   Sebastian złapał się za tył szyi, próbując prędko wymyślić jakąś wymówkę.

    — No... Po prostu chciałem przywitać się ze wszystkimi dawnymi znajomymi. Mam z nim parę niewyjaśnionych spraw i konfliktów, które chciałbym z nim obgadać sam na sam.

    — Rozumiem. Usher zaraz gdzieś wyjeżdża, ale złapiesz go jeżeli wyjdziesz teraz.

   — O, to pozwolisz, że...?

   — Jasne. Pamiętasz drogę do ogrodu? Gdzieś koło szopy się pewnie kręci.

   — Pamiętam... dzięki za pomoc. Zaraz wracam.

     Sebastian prędko wybiegł z pokoju, prędko zbiegając ze schodów w dół. Przypominało mu to dzieciństwo, gdy biegał wraz z Severinem po domu. W końcu otworzył tylne drzwi znajdujące się koło bardzo wysokiego salonu z kominkiem, a następnie wyszedł na rozległe podwórko zawierające wiele drzew usadowionych w miejscach daleko od siebie. Spojrzał w stronę szopy, ale nie miał zamiaru podchodzić i porozmawiać z Usherem wprost, jak to zarzekał się do swojego braciszka, że to zrobi.
    Zamiast tego, postanowił zakraść się gdzieś i podpatrywać ruchy podejrzanego. Sama wizja jego nieznanych wyjazdów była podejrzana, a Sebastian podejrzewał, że miało to coś wspólnego z jego mrocznym planem.

    Wtedy też zobaczył na oko sześćdziesięcioletniego mężczyznę o siwych włosach i lekko zgarbionej, aczkolwiek umięśnionej sylwetce. Miał orli nos oraz ciemne oczy, którymi obserwował otaczający go ogród niczym sokół w poszukiwaniu przekąski, ale na szczęście Sebastian prędko schował się za małym murkiem znajdującym się tuż obok. Blondyn wyjrzał lekko, pamiętając dobrze taktyki używane na wojnie. Ten mężczyzna był postarzonym już Usherem. Takiej twarzy jak ta po prostu nie dało się nie zapamiętać, zwłaszcza, gdy dokładnie ten osobnik biczował ci plecy za każdą źle wykonaną pompką i zbyt wolnym biegiem podczas ćwiczeń. Sebastian szczerze nie znosił Ushera, a widząc go po raz pierwszy od nowa sprawiło, że po plecach blondyna przebiegły ciarki.

    Usher kręcił się koło szopy, ładując kawałki drewna z taczki zawierającą siekierę do miejsca na drewno przeznaczonego, które postawione było obok jego "pałacu" i dużym dębem, na którego gałęzi wisiały dwie szare bluzki, co jak od razu odgadł Sebastian, były praniem Ushera, gdyż on zapewne nie mógł używać prania u nich w domu.
    Otarł dłonie, gdy ostatnia seria drewien została wrzucona na górkę, a wtedy otworzył szopę zbudowaną z ciemnego drewna i wszedł do środku, przed wejściem jednak upewniając się, że nikt go nie obserwuje.

     Aż nagle wyszedł. A w dłoni trzymał maskę. Maskę, którą Sebastian bardzo dobrze znał. Wyciągnął szybko telefon z kieszeni, a następnie zrobił zdjęcie rejestracji, żeby w razie czego wiedzieć na jaki samochód zwrócić uwagę. Był przekonany, że jeżeli da ten numer Jimowi, to ten prędko będzie w stanie go namierzyć. Wciąż nie mógł jednak uwierzyć, iż w to wszystko zamieszany był Usher. Przecież Moran nie widział go od wielu lat, a nie pamiętał, żeby jego "trener" żywił do niego jakąkolwiek nienawiść. Kształtował go na dobrego żołnierza i Sebastian był dobrym uczniem, nie sprawiającym żadnych kłopotów.

     Samochód odjechał, a wysoki blondyn złapał się za głowę, patrząc na tył głowy mężczyzny w pojeździe, który zaczynał oddalać się coraz bardziej na prostej drodze łąki obecnie przykrej śniegiem. Sebastian włożył dłonie do kieszeni kurtki, opierając się o mur. Kto by pomyślał, że rodzina zaakceptuje go po jego długiej nieobecności. Matka, brat... Tylko Usher chciał teraz zemścić się na nim oraz na jego znajomych, chociaż co do motywu nikt z nich nie miał pojęcia.

      Gdy wrócił do domu, John rozmawiał z Severinem na temat kwiaciarni. Młodszego braciszka w porównaniu ze starszym pomimo dobrego wyćwiczenia wojskowego najwidoczniej nie kręciło używania swojej siły, a byłby dobrym żołnierzem, zwłaszcza z masywnego wzrostu Severina. Akceptował jednak jego wybory tak samo, jak Severin zaakceptował jego powrót do domu.

   — Twój brat jest świetny, Sebastianie.

     Watson opierał się o ścianę, z zainteresowaniem słuchając opowieści o tym, jak "Severin wyrywa problematyczne kwiaty od samego korzenia". Sebastian westchnął z nerwowym uśmiechem na ustach, pokazując swojemu towarzyszowi gest dłonią położoną przy nogach, że John musi iść z nim. Ten od razu dostrzegł znaczenie tego ruchu i od razu poderwał się z miejsca.

   — Miło się rozmawiało, ale już musimy iść.

Severin także poderwał się z miejsca.

   — Już? Sebastian, dopiero co się pojawiłeś, a nie było cię wiele lat!

   — Wiem — odparł Sebastian, łapiąc się za tył szyi. — Po prostu.. Mamy parę ważnych rzeczy do załatwienia, ale przyjadę za kilka dni i w razie czego to masz już mój numer do telefonu. Dzwoń kiedy chcesz.

   — Eh, dobra. Dobrze było cię w końcu zobaczyć, bracie.

   — Ciebie też, Sev.

Uścisnęli się po bratersku, a John na pożegnanie zasalutował o wiele wyższemu od niego blondynowi.

   Zeszli na dół, a następnie pożegnali się z mamą Sebastiana (która potrzebowała godziny na ochłonięcie od tego wszystkiego w samotności) i wyszli z posiadłości. Sebastian spojrzał do tyłu jeszcze raz na budynek sentymentalnie, jakby widział go po raz pierwszy i ostatni. Wsiedli do auta, a następnie zapięli pasy i ruszyli z powrotem do Bridgwater.







    Wystarczyło, że zobaczyli znany im dom na horyzoncie i wiedzieli już, iż coś było nie tak. Coś się stało.
Zaniepokojeni zaparkowali przed furtką, a wtedy weszli do ogrodu.

     Jim stał zszokowany przed nimi, a za nim leżało jakieś ciało. Był cały ubrudzony krwią, która skapywała mu z jego ulubionego garnituru Westwood, którego tak bardzo nigdy nie chciał brudzić. Oddychał ciężko, a w jego dłoni ściskał pistolet.
Nogi Sebastiana zdrętwiały.

— Co ty zrobiłeś, Jim? — wyszeptał słabo. — Co ty do cholery zrobiłeś?






××

REEE w końcu skończyłam ten walony rozdział. Miałam megaa bloka, a musiałam ten rozdział pisać trzy razy od nowa. Dlatego teraz jest taki krótki. Teraz wracam do częstego pisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top