Rozdział 2 Poznanie
Zamknęłam oczy i szepnęłam "Żegnaj świecie. Przepraszam.". Poczułam zimny podmuch wiatru, który rozwiał mi włosy na wszystkie strony. Pochyliłam się do przodu.Nagle ktoś szarpnął moje ramię i poleciałam do tyłu.
Upadłam na...JAKIEGOŚ FACETA?! Co to ma być?! Nawet umrzeć w spokoju nie mogę?! Ale co ważniejsze skąd on się tu wziął, nie słyszałam jak wchodził. No dobra podsumujmy. Po pierwsze chciałam skoczyć i prawie mi się to udało. Po drugie jakimś cudem ten dupek zaszedł mnie od tyłu. Po trzecie teraz na nim leżę, a dokładnie mam głowę na jego klatce piersiowej. Po czwarte po spokojnym biciu serca wnioskuje, że nic sobie nie robi z tego, że widział samobójce,ani z tego, że leży na nim kobieta, którą poniekąd do tego zmusił. Po piąte CO DO CHOLERY?!
Podniosłam się z niego powolnym, aczkolwiek zgrabnym ruchem do pozycji siedzącej. Patrzył na mnie czarnymi jak węgiel z samego dna piekieł oczami, które sprawiały wrażenie pustych. Pod nimi były ciemne cienie, chyba nie sypia zbyt dobrze. Miał nienaturalnie bladą cerę, jakby rzadko wychodził z domu, albo wcale... która nieźle kontrastowała z czarną, roztrzepaną czupryną, nie wiedzącą co to grzebień. Wszystko to sprawiało, że wyglądał jak żywy trup. Wstałam, on zrobił to samo. Mogłam się teraz przyjrzeć się jego sylwetce. Był wysoki, strasznie chudy, szersze plecy, wąskie biodra. Miał chłop potencjał. Gdyby trochę poćwiczył, wyspał się i nie garbił się mógłby być modelem. Dobra, a teraz ciuchy. Biała powyciągana koszulka na długi rękaw i za duże o przynajmniej dwa rozmiary spodnie... nie specjalnie dodawały mu urody, ale... jakoś tak pasowały do niego? Sama nie wiem, w każdym razie potencjał był, nawet duży. Musze przestać myśleć o potencjale jak patrze na mężczyzn, chociaż to już chyba moje małe skrzywienie psychiczne. Wracając do typka. Gapił się na mnie z rękami w kieszeniach, ale powinnam chyba powiedzieć "przenikał mnie wzrokiem" jakbym była półprzezroczysta, a za mną wyświetlał się jakiś kulminacyjny zwrot akcji w jego ulubionym serialu. Ciekawe na co on się tak patrzy. Samobójcy, czy kobiety nigdy nie widział, przecież nie stoję tu na gaciach. Zaczyna mnie powoli wnerwiać, nie dość, że przerwał mi w próbie odebrania sobie życia, to jeszcze gapi się na mnie, a na domiar złego ma czelność się nie odzywać! Co z nim jest nie tak?! Dobra, jak tak chce się bawić, to ja na to jak na lato, zobaczmy kto dłużej wytrzyma w gapieniu się na siebie bez słowa.
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Po kilkunastu minutach, a przynajmniej tak mi się wydaje, w końcu się odezwał.
-Dlaczego chciałaś skoczyć? Mogłaś się zabić.
- Tak mogłam - przekrzywiłam głowę i patrzyłam na niego jak na idiotę. Czekałam na reakcje, ale jego twarz się nie zmieniła, dalej był niewzruszony.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Nie lubię rozmawiać o życiu prywatnym z obcymi, a poza tym odpowiedź nawet najbanalniejsza, staje się ciekawsza gdy jest tajemnicą, którą ktoś chce odkryć.
Lekko drgnęły mu kąciki ust, jakby chciał się uśmiechnąć, ale coś poszło nie tak i nie udało mu się.
- Rozumiem. Jestem dla ciebie obcy. Możesz mówić na mnie Ryuzaki.
Tylko tyle wywnioskował z mojej wypowiedzi? Jest idiotą, czy od dawna żyje w zamknięciu?
- Kiri. To nie jest twoje prawdziwe imię. Mam rację?
Spiął się lekko i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Dlaczego tak myślisz?
- Sam mi powiedziałeś.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego, ale szybko wrócił do swojego poker face'a.
- Nie powiedziałem.
- Nie bezpośrednio, ale powiedziałeś. Co robiłeś na dachu tak wcześnie Ryuzaki? Zwykle o tej porze nikogo tu nie ma.
Po dłuższej chwili gapienia się na mnie raczył mi łaskawie odpowiedzieć.
- Myślałem i wyszedłem się przewietrzyć.
- Warto czasem zmienić otoczenie i pójść w jakieś spokojne miejsce.
Przytaknął i przyłożył kciuk do ust. Wyglądał na skupionego, a w jego oczach zobaczyłam... zainteresowanie? Czy to możliwe? Znam go dopiero od niecałej godziny, a już mogłam stwierdzić, że trudno zmusić go do okazywania czegokolwiek.
- Chodź ze mną.
Złapał mnie za nadgarstek i zaczął gdzieś ciągnąć, ale nie protestowałam. Gdyby chciał mi coś zrobić nie ratowałby mnie, a nawet jeśli to byliśmy sami na dachu, który rzadko ktoś odwiedza, szczególnie tak wcześnie, więc gdyby chciał mnie skrzywdzić już by to zrobił. Poza tym nie wydaje się groźny, a przynajmniej nie dał mi powodu bym go za takiego uważała, ale nigdy nic nie wiadomo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top