Siad!
Patrix zamknął instrukcję i spojrzał na swoich towarzyszy. Brunet, który przedstawił się jako BigKrzak, czujnie obserwował każdy jego ruch. Choć nie należał do najwyższych, lepiej było z nim nie zadzierać. Przekonał się o tym jeszcze w tajemniczym pokoju. Zaraz po obejrzeniu nagrania wpadł w szał i zaczął niszczyć wszystko dookoła. Gdyby nie to, że pomieszczenie już wcześniej było zdemolowane, on urządziłby je jeszcze gorzej.
Krzak miał ciemnobrązowe oczy i długie włosy postawione do góry, niczym Elvis Presley. Ubrany był w czarne jeansy oraz luźną koszulkę tego samego koloru.
Drugi z kolei stwierdził, że nazywa się Kaiser-K. Ten był dokładnym przeciwieństwem swojego kolegi. Z sylwetki wyglądał trochę jak Sylvester Stalone, tylko z większym brzuchem. Miał błękitne oczy oraz rude, kręcone włosy, co przywodziło Patrixowi ma myśl największego klasowego konfidenta, jakiego tylko można sobie wyobrazić. Jego blada cera była porównywalna do śniegu, albo czegoś równie białego. W efekcie wyglądał, jakby krew całkiem odpłynęła mu z twarzy, a on sam zmarł i po trzech dniach zmartwychwstał.
„Bogu ewidentnie zabrakło kremowej kredki", pomyślał Patrix.
Kaiser był znacznie wyższy i dysponował większą tężyzna od BigKrzaka, który był raczej szczupły. W dodatku miał na sobie białe dresy i jasnoszary podkoszulek, co jeszcze bardziej kontrastowało z czarnymi ciuchami Krzaka. Gdy siedzieli obok siebie, możnaby wręcz posądzić ich o rasizm.
— Więc... Dowiedziałem się co nieco o tym miejscu — zaczął Patrix. — Jednym z najważniejszych elementów tego świata jest niebieska bariera otaczająca całą wyspę. Jak na razie jest zbyt duża, byśmy mogli ją zobaczyć, ale z tego, co napisali w instrukcji, z upływem czasu będzie się stopniowo kurczyć, spychając nas w głąb wyspy.
— Czyli jesteśmy na wyspie — podsumował Kaiser. — Powiedz, napisali może, czy ta cholerna dżungla jest wszędzie? Jak duża jest ta wyspa?
— Jest całkiem spora — odpowiedział Patrix. — I owszem, napisali. Wyspa dzieli się na siedem sektorów, jest nawet mapa, ale najpierw trzeba ją znaleźć. Mamy sektor zimowy, górzysty, pustynny, leśny... Eee... Moczary oraz nasz sektor, czyli dżungla.
— Miało być siedem — zauważył BigKrzak. — A ty wymieniłeś sześć.
— Tak, bo jest jeszcze jeden, położony na samym środku wyspy — wyjaśnił. — Jest to najzwyklejszy, płaski teren.
— No, to co tu jeszcze robimy? Idziemy tam — zarządził Krzak.
Patrix uśmiechnął się cierpko.
— Nie tak szybko, nie wiesz wszystkiego.
— Wiem wystarczająco, żeby...
— Zamknij ryj! — przerwał mu Kaiser-K. — Daj mu skończyć.
Brunet spiorunował go wzrokiem. Przez chwilę zapanowała całkowita cisza.
— A zajebać ci? — zapytał Krzak.
— Siad! — krzyknął Patrix. — Mam coś w cholerę ważnego do powiedzenia.
Obaj zamilkli i spojrzeli na niego wyczekująco.
— A więc... — podjął. — Po całej wyspie porozrzucane są skrzynki z różnymi przedmiotami, w tym też z jedzeniem. Jedynie nie ma ich na samym środku mapy, czyli tam, gdzie chcesz się teraz udać. Jeśli czujesz się na siłach, żeby walczyć z innymi graczami bez broni, to droga wolna.
Krzak spuścił wzrok. Westchnął cicho i usiadł, opierając się placami o pień najbliższego drzewa.
— Ten z maską pandy mówił coś jeszcze o potworach — przypomniał Kaiser.
— Tak, do tego zaraz dojdę. — Patrix spojrzał triumfalnie na BigKrzaka. Następnie przeniósł wzrok na leżącą nieopodal instrukcję, próbując przypomnieć sobie najważniejsze informacje. — Skrzynki można znaleźć w najróżniejszych miejscach i najczęściej jest w nich tylko jedna rzecz. Chyba, że któryś znajdzie srebrną lub złotą, wtedy może liczyć na nieco więcej.
Krzak ziewnął przeciągle, dając tym znać o swoim znudzeniu.
— Yhm... Coś jeszcze?
Patrix zacisnął usta, walcząc z pokusą złamania brunetowi nosa. W końcu wyciągnął rękę, a przed jego dłonią obraz zaczął się dziwnie rozmazywać, jakby stworzył dziurę w czasoprzestrzeni. Wsadził do niej rękę aż po łokieć, a ta zniknęła w otchłani portalu. Po chwili ją wyciągnął. Ku zaskoczeniu kolegów z drużyny, trzymał w dłoni sporych rozmiarów kamień. Znów zaczął toczyć wewnętrzną walkę, by nie rzucić nim w twarz BigKrzaka.
Pozostała dwójka była tak zszokowana tym, co zobaczyli, że nie byli w stanie wykrztusić nawet słowa.
— Właśnie otworzyłem portal do swojego wirtualnego ekwipunku — wyjaśnił. — Potrafi to każdy gracz, jaki obecnie znajduje się na wyspie. Możecie tam wsadzić dosłownie wszystko, co tylko chcecie i wyjąć w każdym dowolnym momencie. Wystarczy tylko pomyśleć o rzeczy, jaką chcecie wyciągać z portalu, a on wam ją podrzuci.
Kaiser pokręcił głową, próbując się otrząsnąć.
— Jak go przywołać?
— Musisz wyprostować palce i wyobrazić sobie rzecz, którą chcesz z niego wyjąć — odpowiedział Patrix. — Jeśli z kolei zamierzasz coś do niego włożyć, skupiasz wzrok na punkcie, w którym chcesz, żeby się pojawił.
— Jeszcze jakieś ciekawostki? — Do rozmowy włączył się Krzak.
Patrix pokiwał ochoczo głową. Ta sytuacja sprawiała mu niemałą satysfakcję. On jedyny z ich trójki posiadał te jakże cenne informacje, a pozostali byli chwilowo zdani tylko na niego. Mógł równie dobrze wszystko im powiedzieć lub zataić pewne fakty, zwiększając tym własne szanse. Jednak wybrał pierwszą opcję, wolał postawić na współpracę.
— W srebrnych skrzynkach, które są dość rzadkie do zdobycia, można czasami odnaleźć miksturę leczniczą — oznajmił. — Po ich wypiciu zagoją się wszystkie wasze rany, nie licząc odciętych części ciała. Martwemu też już nie pomogą. Co najciekawsze, mikstury nie działają na środku wyspy, czyli tym płaskim terenie, o którym wcześniej wspominałem.
— A przejdziesz już do potworów? — poprosił Kaiser.
Patrix wziął głęboki wdech.
— A więc, jest ich niewiele, co nie znaczy, że jest dzięki temu bezpieczniej — zaczął. — Zacznijmy od Zmiennokształtnego, moim zdaniem najbardziej niebezpiecznego. Otóż zmiennokształtny, jak już pewnie domyśliliście się po samej nazwie, potrafi przybierać ludzką postać. Normalnie wygląda jak człowiek, z tą różnicą, że nie posiada twarzy, a jego palce zdobią wielkie i ostre jak brzytwa szpony. Jego umiejętności pozwalają mu przybierać postać każdej napotkanej osoby. Może wyglądać, a nawet mówić tak jak my, dosłownie być każdym z nas. W dodatku to jeden z niewielu potworów, którego można spotkać w środku dnia.
Następnie Patrix zaczął opowiadać zombie, kolejnym zagrożeniu, czyhającym na któregoś z nich.
Tymczasem BigKrzak przypatrywał się swoim towarzyszom, oceniając, z którym miałby szansę wygrać w bezpośrednim starciu. Patrixa powaliłby bez problemu. Był średniego wzrostu, ale należał raczej do szczupłych i nie dysponował większą tężyzną. Miał krótkie blond włosy, zaczesane do głowy na mini jeża oraz szaro zielone oczy. To, co najbardziej przykuwało wzrok Krzaka, były duże, okrągłe okulary na nosie blondyna. Ich szkła były dość grube, co oznaczało, że ma poważną wadę wzroku. To jeszcze bardziej ułatwiało Krzakowi sprawę.
Gorzej byłoby z Kaiserem, który dla odmiany dysponował tężyzną większą od ich obu. W dodatku był dość wysoki, co jeszcze bardziej zwiększało jego szansę na zwycięstwo w czystej walce. To za niego BigKrzak będzie musiał zabrać się najpierw.
— Najczęściej spotykanymi potworami w dżungli są pająki — kontynuował Patrix.
— To chyba dość oczywiste — wtrącił się Kaiser.
Blondyn spojrzał na niego pobłażliwie.
— A oczywistym jest dla ciebie, że owe pająki są mięsożerne? — zapytał. — I że mają około półtora metra wysokości? Jeśli nie, to zamknij się i słuchaj.
Kaiser westchnął cicho. Spojrzał na BigKrzaka, po czym ruszył w jego stronę. Zatrzymał się pod drzewem, przy którym siedział. Oparł się plecami o pień i powoli osunął na ziemię. Gdy już usiadł, wbił wzrok w Patrixa, czekając, aż ten rozwinie temat pająków.
— Nasi ośmionożni przyjaciele sami w sobie nie stanowią większego zagrożenia — podjął blondyn. — Gorzej, jak trafimy na stadko, wtedy ucieczka jest praktycznie niemożliwa. Pająki, jak to pająki, potrafią łazić po ścianach i są cholernie szybkie. Jak jakiegoś zobaczycie, lepiej od razu go zabić.
— No, nareszcie jakieś konkrety — ucieszył się Krzak. — Więc jak je najszybciej zabić?
Patrix spojrzał na niego spod ukosa.
— Jak pająka... Normalnie.
— Aha... Ma ktoś kapcia? — zażartował Kaiser.
Blondyn uśmiechnął się cierpko.
— Uprzedzam, że te wcale nie tak małe stworzonka potrafią się dobrze kamuflować — powiadomił. — I jest też druga, znacznie gorsza odmiana ośmionogów, „Mroczne Pająki".
— Okej... Co o nich napisano? — dopytał Kaiser.
— Problem w tym, że niewiele — odparł Patrix. — Podobno są większe niż te, o których mówiłem wcześniej oraz potrafią dość wysoko skakać. W instrukcji tez było coś o strzelaniu pajęczyną niczym Spider-Man.
— No to... Ciekawie — skomentował Krzak.
— No, nie bardzo. Chyba, że lubisz ocierać się o śmierć.
— Albo jej doświadczać — dodał Krzak.
Kaiser odchrząknął znacząco.
— Są jeszcze jakieś? — zmienił temat.
— Potwory? — odgadł Patrix. — Pewnie, chociażby Szkieletor. Też jest bardzo niebezpieczny. Potrafi używać łuku i przeróżnej broni białej. Za to łatwo je zabić. Wystarczy tylko mocno im przywalić, a rozsypią się ma stertę kości.
— Zapowiada się ciekawie — stwierdził Krzak.
— Ciekawy jest również Enderman — oznajmił blondyn. — Zwany również Człowiekiem Końca. Opisano go jako ciemną postać o intensywnie fioletowych oczach oraz bardzo długich i giętkich rękach. Jest to jeden z najdziwniejszych potworów w grze. Jego główną umiejętnością jest teleportacja. Co ciekawe, nie atakuje nikogo, chyba, że ktoś go zdenerwuje.
— A jak można go zdenerwować? — zaciekawił się Kaiser.
— Bardzo łatwo, wystarczy zbyt gwałtowny ruch lub niewielki hałas — odparł Patrix. — Wkurzony Enderman to pewna śmierć. Nie da się przed nim uciec, a zabicie go jest niemal niewykonalne.
— Coraz ciekawiej — mruknął Krzak.
— No i jest też największy i najgroźniejszy potwór — przypomniał sobie Patrix. — Smok oraz coś, czego raczej nie mogę zaliczyć do potworów, ale jest bardziej niebezpieczne niż większość z nich – czarnoksiężnik.
Kaiser zmarszczył brwi.
— I co on niby robi? Wyciągnie królika z kapelusza?
— Tylko nie to — zawtórował mu Krzak.
Patrix pokręcił głową z zażenowaniem.
— Napisali tylko, że jest cholernie niebezpieczny.
Rudzielec uśmiechnął się pobłażliwie.
— Na pewno napisali dokładnie tak. — Sięgnął po instrukcję i zaczął szybko przewracać strony, poszukując wzmianki o czarnoksiężniku.
W końcu natrafił na napisanym grubym tuszem słowo „czarnoksiężnik". Była nawet załączona ilustracja, przedstawiająca ubranego w długi, granatowy płaszcz mężczyznę o gęstej, czarnej brodzie jak u Wolverina oraz czarnych oczach, które zdawały się przypatrywać Kaiserowi. Chłopaka przeszły ciarki. Zdecydowanie nie chciałby go spotkać, zwłaszcza nocą.
Przeniósł wzrok na miejsce, w którym powinien znajdować się opis czarnoksiężnika. Było niemalże puste, bo na pożółkłej kartce widniało tylko jedno zdanie, a raczej dwa słowa: „cholernie niebezpieczny".
Rudy zmarszczył brwi, po czym oddał książkę Patrixowi. Ten spojrzał na niego z satysfakcją.
— Mówiłem.
— Mówiłeś — zgodził się Kaiser. — To powiedz, czy są jeszcze jakieś inne potwory.
— Pewnie — przytaknął blondyn. — Ich opisy zdają się nie mieć końca.
Tymczasem BigKrzak kręcił się po ich zrobionym na szybko obozowisku, poszukując wzrokiem czegoś, co mógł wykorzystać jako broń. Gadanie Patrixa coraz bardziej go nudziło, aż w końcu zdecydował się niepostrzeżenie oddalić od grupy. Nie interesowało go słuchanie o tym, jak potwór może ich zabić, wolał raczej dowiedzieć się, jak to oni mogą zabić danego potwora. Cóż, skoro nie mają nawet takich informacji, broń wypada mieć. Bez niej niewiele zdziałają, nie ważne, jaką wiedzą by dysponowali.
Nagle zobaczył leżąca nieopodal małą, drewnianą skrzynię. Nie wyglądała na taką, która mogłaby pomieścić w sobie jakąkolwiek rzecz, którą możnaby przeznaczyć do walki.
Krzak miał nadzieję, że znajdzie w niej chociaż coś do jedzenia. Od jakiegoś czasu zaczynało burczeć mu w brzuchu. Nic dziwnego, wszak nie miał nic w ustach od samego rana lub dłużej, ciężko stwierdzić, głównie przez utratę większości wspomnień.
Podszedł do skrzynki i powoli uniósł jej wieko. Nie była w żaden sposób zabezpieczona, żadnego zamka czy kłódki, tak jakby została zaprojektowana, by każdy mógł mieć do niej szybki i łatwy dostęp.
W środku była biała, sześcienna kostka wielkości pięści. Na wszystkich jej sześciu bokach widniał niewielki grawerunek, przedstawiający kartkę papieru.
BigKrzak sięgnął po kostkę. W chwili, w której ta opuściła skrzynię, brunet poczuł, że zrobiła się znacznie lżejsza.
Spojrzał na nową zdobycz, ale ku jego zdziwieniu teraz trzymał w dłoni starą, niewielką mapę. Papier, na którym ją narysowano, był stary i pożółkły, a jego boki mocno postrzępione, jakby pochodziła jeszcze z ery piratów.
Kilka minut później:
BigKrzak uważnie studiował każdy, choćby najmniejszy detal narysowany na mapie. Już znał ją niemalże całą na pamięć.
Najbardziej ciekawiło go, co była w miejscu na papierze zaznaczonym czerwonym X. Żeby to sprawdzić, wpierw musiał dostać się na moczary. Niełatwo będzie skierować tam drużynę. Nie dość, że bagna to zdecydowanie nie najprzyjemniejsze do zwiedzania miejsce, to jeszcze będą musieli przejść przez pustynię lub pozbawioną bonusowych skrzynek dolinę.
Nagle usłyszał w oddali krzyki swoich towarzyszy.
— Krzak!
Brunet zgiął mapę na cztery części i wsunął ją do kieszeni. Postanowił nie mówić o niej nikomu, a zwłaszcza tamtej dwójce. Zapewne to, co znajdzie, gdy już dotrze do celu, było bardzo cenne, a skoro tak, trzeba by było być niezwykle ufnym lub po prostu głupim, by wyposażyć w nią również potencjalnych przeciwników. W końcu, skoro mógł wygrać tylko jeden, nawet koledzy z drużyny prędzej czy później zostaną wrogami.
Z zarośli nieopodal wyszedł Patrix.
— Tu jesteś! — zawołał radośnie na jego widok. — Już myśleliśmy, że coś cię pożarło.
Zaraz za nim pojawił się Kaiser.
— O... — jęknął zawiedziony. — Jednak żyjesz.
— O... Jeszcze masz zęby — warknął BigKrzak.
Patrix westchnął cicho.
— Dobra, dajcie już spokój — poprosił. — Musimy wreszcie gdzieś pójść. Kręcąc się w kółko niczego nie osiągniemy.
— Chodźmy na południe — zaproponował Krzak.
Kaiser spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Dlaczego akurat tam?
Zapadła cisza. Brunet przełknął głośno ślinę.
— Oddalimy się trochę od bariery — wyjaśnił po chwili. — Podobno lepiej jej nie dotykać. — Uśmiechnął się niemrawo.
— Słusznie — przyznał Patrix. — To całkiem dobry pomysł.
Brunet odruchowo sięgnął do spodni, upewniając się, że mapa nie wystaje mu z kieszeni.
Kaiser zauważył ten nietypowy ruch i zanotował go w pamięci. Nikt nie maca się po kieszeniach, jeśli nic w nich nie chowa, a Krzak ewidentnie coś ukrywał. Kaiser zamierzał dowiedzieć się, co takiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top