Witaj ponownie aniołku
Rozdział zawiera wulgaryzmy.
- Rodrik! - Kontynuowałam - Gdzie ty się podziałeś, to tylko woda dla koni!
- Pani, Geralt również zniknął. - Odezwał się jeden z żołnierzy mojego wojska.
- To nie wróży nic dobrego, cóż tym razem stoi na przeszkodzie? Przecież jesteśmy w miasteczku! Do naszego pałacu dzieli nas zaledwie sześćset stup! - Krzyknęłam zmęczona dalszym czekaniem.
- Udam się na poszukiwanie. - Uprzedził mnie rycerz.
- Pójdę razem z tobą, chcę wiedzieć, który burdel ich zatrzymał.
Miasteczko Skellige tej nocy tętniło życiem. Na ulicach rozbrzmiewały radosne pieśni, przy których mieszkańcy tańczyli i wygłupiali się w swoim towarzystwie. Pochodnie rozpalane przez duchownych dodawały temu miejscu uroku. Płonący ogień przyodziewał uliczki w piękny klimat, a muzyka uzupełniała go w całości. Nagle z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Geralta.
- Zostaw tę panią w spokoju. - Powiedział giermek.
- To nie jest żadna pani, tylko kurwa, kurwy żałujesz? - Odpowiedział mu Rodrik.
- Panowie, zdaję mi się, że wodopój znajduje się na północ od burdelu, czyżbym nie miała racji? - Spojrzałam wrogo na swoich towarzyszy.
- Tak jest pani, my tylko zerknąć po drodze przyszliśmy. - Usprawiedliwiał się rycerz.
- Zerknąć Rodriku możesz na swoją ukochaną, która czeka w izbie. Wyruszamy w dalszą drogę, do pałacu niedaleko, a przez was marnujemy czas. - Po moich słowach wszyscy udaliśmy się do wierzchowców czekających przy polnej dróżce.
-------------------------------------------------
- Noah, czy coś się działo w czasie mojej nieobecności? - Spytałam zeskakując z Aragona.
- Tak pani, wojska wroga próbowały nas zaatakować. Podczas próby odparcia ataku trzech naszych żołnierzy zostało potraktowanych tą samą trucizną.
- Zaraza! Kolejne ofiary eliksiru! Musimy się dowiedzieć, od kogo nasz wróg zdobywa truciznę. - Rodrik, ty się tym zajmiesz, i tak nie zależy ci na szybkim powrocie do chaty, nieprawdaż?
- Mam rozumieć wasza wysokość, że do końca życia będę ponosił konsekwencję swoich czynów? - Spytał z grymasem na twarzy.
- Ależ skąd, osądzać będą cie bogowie. Ja tylko próbuje zakończyć twoje zamiłowanie do młodych panienek. - Uśmiechnęłam się ironicznie i machnęłam ręką dając znak by skończył dyskusję.
- Noah powiedz mi jeszcze zatem co z Ivan'em?
- Pani, podczas nieobecności królowej nic niepokojącego się już nie działo, a dowódca daję radę. - Odpowiedział jakby dumny ze swoich czynów.
- W takim razie zawołajcie naszą Charlotte by zajęła się rannymi, mam nadzieję, że naparu wystarczy dla wszystkich. Natomiast ty Noah pokaż mi plany ostatniego ataku.
Nasza sytuacja była krytyczna. Wrogowie w najbardziej nieoczekiwanych momentach próbowali pozbyć się naszej gwardii. Na szczęście nie wychodziło im to za dobrze. Niedługo miała rozpocząć się bitwa, a utracenie armii pobocznej nie wróżyło wygranej. Oprócz wojny na mojej głowie było wiele innych zmartwień. Mieszkańcy królestwa skarżyli się na znikające zwierzęta. Czasem znajdywano także ich ciała rozszarpane na strzępy. Dużo osób obwinia o to smoki, ale ja wiem, że to nie ich sprawka. Moi przyjaciele polują inaczej, nigdy nie zostawiają swojej ofiary w kawałku, co najwyżej jej kości. Wiedziałam, że do królestwa wdarł się jakiś potwór. Oprócz krwawych problemów był jeszcze bal. Nie miałam pewności, że krawiec dokończy moją suknie na czas. Po za tym na balu obawiałam się towarzystwa króla Arthura. Huczne przyjęcie z wrogiem nie mogło się dobrze skończyć.
Długie kasztanowe włosy splątałam w warkocz, natomiast oliwkową cerę obmyłam wodą z Weneckich źródeł. To była ciepła noc, więc na sobie miałam tylko narzutę. Moje ciało spoczęło na wygodnym łożu z baldachimem, a ja udałam się na podróż do krainy Morfeusza.
- Nie oszukuj się, wiem kim jesteś. - Odezwał się mężczyzna.
- Dlaczego mnie prześladujesz? - Spytałam patrząc w błękitne oczy.
- Wiesz dlaczego. - Anielski głos przepełnił moją sypialnie.
- W takim razie, kim ty jesteś?
- Wkrótce się przekonasz. - Uśmiechnął się szarmancko, zgarnął pasmo moich włosów za ucho i zniknął. Rozpłynął się niczym słodycz w wodzie, a ja w oszołomieniu uciekłam z krainy swojego dobrego przyjaciela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top