005
God put a smile upon your face
Anja
W piątek około dziewiątej rano Anja została wybudzona ze snu w iście brutalny sposób. Irytujący dźwięk dzwonka telefonu, który zapomniała wyciszyć na noc, rozbrzmiewał natrętnie w całym mieszkaniu. Nieprzyjemny odgłos wibracji bezlitośnie wiercił jej dziurę w głowie, a jej samej odechciało się żyć, zanim jeszcze wstała. Dziewczyna z ledwością dźwignęła powieki, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, i zastanawiając, kto, do jasnej cholery, mógł dobijać się do niej w środku nocy?!
Gdy zlokalizowała iPhone'a na nocnej szafce, stwierdziła, że musi jeszcze trochę popracować nad szybkością swoich reakcji. Ten bowiem przestał dzwonić w momencie, gdy chciała przesunąć ekran w bok i odebrać niechciane połączenie. Kiedy już miała zamiar wyciszyć wszystkie dzwonki i dokończyć przerwany skandalicznie sen, natrętny rozmówca zadzwonił ponownie. I dobrze, mogła ponownie oddać się swojej żądzy mordu. Spojrzała na wyświetlacz i wszystko stało się bardziej niż oczywiste.
Hayden Miller, a jakże. Mogła się tego spodziewać. Przecież on na pewno jest na nogach od piątej rano.
- Jeżeli nie masz rozsądnego powodu, dla którego dzwonisz o tak wczesnej porze, stawiam cię przed wyborem: albo wykasuj mój numer albo zamilknij na wieki. – Anja przywitała się z przyjacielem nie kryjąc irytacji.
- Proszę, proszę, panna Kros jak zawsze miła i jak zawsze w szczytowej formie.
Hej, czy on słowo „szczytowej" specjalnie zaakcentował?!
Anja słysząc, jak Hayden chichra się po drugiej stronie słuchawki, nie umiała udawać, że uśmiech wcale nie wypełzł również i na jej zaspanej twarzy.
- Czego chcesz, młody? – zadając to pytanie, dziewczyna próbowała udawać, że jest zła. Na próżno, jak zwykle nie wyszło. Czy ona mogłaby denerwować się na Haydena? Nie, tak bardzo nie. Mógł robić albo mówić cokolwiek, jednak to nie zmieniało jednego istotnego faktu.
Spośród wszystkich osób na świecie Hayden Miller irytował ją najmniej.
I tak niezmiennie od ponad pięciu lat.
- Kurwa, Anja, jeszcze słowo, a wypieprzę przez okno te zakupy, które dla ciebie zrobiłem, a które wiozę do ciebie przez pół miasta. Wiesz, że niektórzy pracują? PRA-CU-JĄ, do cholery?! I nie mogą pospać do tak barbarzyńskiej godziny? Jezu, kobieto, wiesz kiedy ostatnio spałem do dziewiątej? – Pewnie gdyby ktoś inny zażartował sobie z jej braku pracy, Anja od razu albo wypaliłaby z ciętą ripostą albo – w zależności od nastroju – wybuchłaby rozhisteryzowanym płaczem. Jednak znajomość z Haydenem wskoczyła już na tak wysoki pułap zaufania i swobody, że wiedziała, gdy coś mówi poważnie, a kiedy żartuje. Dokładnie tak, jak w tym momencie.
- Dobrze, misiaku, że z naszej dwójki chociaż ty pracujesz. Ja niedługo przestanę być wypłacalna i będę na twoim wiecznym utrzymaniu. Pasuje ci to, Miller? – Anja zaśmiała się do słuchawki trochę pół-żartem, a jednak, niestety, trochę pół-serio i momentalnie, czując nieprzyjemny nerwoból w żołądku, złapała się za brzuch, myśląc że tak powstrzyma delikatny przypływ stresu.
Smutna prawda była taka: nie wiedziała, na jak długo wystarczą jej zgromadzone oszczędności. Na osobnym koncie trzymała wprawdzie żelazne środki nie do ruszenia, które były spadkiem po ukochanej babci, ale wolała uniknąć sytuacji, kiedy zacznie z nich korzystać. Wiedziała, że wtedy rozejdą się w mgnieniu oka. Uruchomienie tych pieniędzy miało być ostatecznością, do której nie chciała dopuścić. Szczerze liczyła, że zbyt szybko do tego nie dojdzie, a nową pracę znajdzie maksymalnie do końca marca.
Gdyby tylko wiedziała, co ją czeka do końca marca. Oj, gdyby tylko wiedziała...
- Pewnie, że tak. Dla ciebie wszystko, mała – O tak, to powiedział śmiertelnie poważnie. Wiedziała, że tak myślał i to działało z nieustającą wzajemnością.
- Skoro tak, to, czy jak przyjedziesz, to może pomógłbyś mi...- Anja chciała dokończyć pytanie, ale Hayden natychmiast jej przerwał.
- Tak, umyję ci twoje cholerne kudły, ale radzę ci wcześniej porządnie rozczesać swoje kłaki, bo nie ręczę za siebie. Jestem pewien, że tak, jak zrobiłaś niedbałą kitkę po wstaniu w poniedziałek rano, tak trzyma się ona do dzisiaj, co? – Skąd on wiedział? Skąd?! Hayden zaśmiał się do rozpuku, a Anja się zaczerwieniła się na całej twarzy jak rasowy dorodny burak w szczycie sezonu.
Ależ oczywiście, że, skubany, miał rację.
Cieszyła się, że jej pomoże, bo w obecnych okolicznościach każda kąpiel i mycie włosów było istną katorgą i nie poradziłaby sobie bez czyjejkolwiek pomocy. Przecież nie może jechać na suchym szamponie przez najbliższe tygodnie, no i, hallo, chyba od czegoś ma się tych najlepszych przyjaciół, prawda?
- Dobra, dobra, mądralo. Za ile będziesz? – Dziewczyna próbowała zmienić temat tłumiąc śmiech.
- Za jakieś dwadzieścia minut. Masz odpowiednio dużo czasu, by doczłapać się tym swoim ślimaczym tempem do kuchni i wstawić mi wodę na kawę, poproszę zestaw na wynos. Mój kubek termiczny zostawiłem w szafce obok zlewozmywaka, żebyś miała do niego wygodny dostęp. Przygotuj mi siekierę w kolorze i konsystencji smoły, bo czeka mnie bardzo długi dzień. Pamiętaj, by dodać odrobinę...
- Zimnej wody i trzy słodziki – Anja mu przerwała w pół słowa. – Tak, wiem, nie lubisz gorącej kawy. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego więc kubek ma być termiczny, inżynierze. Powinien być po prostu szczelny. Dziękuję ci za instrukcje, skarbie, poświęcę się dla ciebie i już wstaję. – Próbowała powiedzieć to teatralnym tonem, ale jak zawsze jej nie wyszło. – Masz klucze do mojego mieszkania przy sobie czy znowu je gdzieś zapodziałeś tak, jak ostatnio, kiedy musiałam dorobić trzy dodatkowe komplety?
- Mam, przypiąłem do swoich, żeby nie zgubić. Błagam, skończ mi to wypominać – powiedział wyraźnie poirytowany. – Okej, młoda, jak przygotujesz tę kawę, radzę ci od razu poleźć do łazienki po szczotkę do włosów. Zewrzyj dupę, bo z twoją obecnością szybkością zagęszczania ruchów nie zdążysz do jutra. Widzimy się za chwilę, mała, cześć.
Co za cholerna wredota, no!
Ale co Anja musiała przyznać, on naprawdę znał ją bardzo dobrze i czasem aż ją to przerażało. Rzadko kiedy się mylił i to było chyba jeszcze gorsze. Hayden z ich dwójki po prostu zawsze wiedział lepiej. Co było sporym fenomenem jak na faceta w tak młodym wieku. Anja do tej pory nie miała dobrych doświadczeń z mężczyznami po dwudziestce, którzy wykazywaliby się taką dojrzałością i życiową mądrością. Okej, nie można generalizować i poddawać się stereotypom, mierzyć wszystkim jedną miarą i tak dalej. Nie można, bo Hay wymykał się spod tych schematów. Taki wyjątek, wyjąteczek stanowiący regułę. Typ prawie perfekcyjny, który nigdy się nie przemądrzał ani nie wywyższał, próbując pysznić się tym, że znowu miał słuszność odnośnie tego czy tamtego. Nie. Po prostu miał intuicję i wyczucie, toteż bez trudu zawsze potrafił rozpracować przyjaciółkę w każdej sytuacji.
Dobrali się idealnie.
Ona wpadała na głupie i szalone pomysły, a on ją brutalnie sprowadzał na ziemię. Ona ładowała się w kolejne kłopoty, on ją zawsze ratował z opresji. Ona pyskowała bez opamiętania obcym ludziom, którzy akurat nadepnęli jej na odcisk, on przepraszał ich w jej imieniu, później opieprzając ją za jej niewyparzoną gębę i brak samokontroli.
Była za to jedna jedyna rzecz, którą Anja robiła bezbłędnie, ba, najlepiej.
Jak nikt, z największym poświęceniem i oddaniem, bez zbędnych pytań, potrafiła go pocieszyć po każdym kolejnym zawodzie miłosnym, które łamało chłopakowi serce i podburzało jego wiarę w ludzi i szczęśliwe związki. Hayden był facetem z krwi i kości - męskim i uroczym, kiedy trzeba. Pomocnym i oddanym. Miał mocny charakter, ale było w nim coś, co przysparzało mu zbyt wiele niepotrzebnego stresu i cierpienia - za duża otwartość, uczuciowość i ufność. W sekundę potrafił oddać swoje serce na pieprzonej tacy każdej dziewczynie, która zwróciła na niego swoją uwagę. Dlaczego za każdym razem kobiety interesowała jego aparycja, zamiast równie atrakcyjne wnętrze? Dziewczyny kręciły się wokół niego jak szalone i niewyżyte modliszki, niepotrzebnie mieszając mu głowie.
A w tym wszystkim on. Zawsze nieszczęśliwie zakochany. Co tu, do cholery, szło nie tak?
Ileż to nocy przepłakali razem przy niezliczonej ilości wina, wódki lub whisky, gdy akurat mieli finansowo lepszy czas, zajadając kilogramy lodów o smaku masła orzechowego - naprzemiennie z pizzą, jakżeby inaczej! O tak, w taki właśnie sposób, mili państwo, hartuje się prawdziwe przyjaźnie. Ileż to razy Anja musiała mu powtarzać, że w końcu pozna tę jedną, jedyną wybrankę. I ile razy jeszcze będzie musiała mu to mówić, zanim w końcu jej przyjaciel zazna upragnionego i tak bardzo wytęsknionego szczęścia? Boże drogi, przecież ten facet był idealny, wprost stworzony do kochania. Musiało mu się w końcu udać, musiało, no.
Anja pamiętała też bardzo dobrze początki ich znajomości, kiedy oboje zapałali do siebie ogromną sympatią, niemal już od pierwszych chwil. Podobno jest tak, że nie ma platonicznej znajomości między kobietą a mężczyzną. Podobno zawsze któreś, prędzej czy później, stanie się kraszem tego drugiego. Podobno zawsze któreś skończy ze złamanym sercem lub skrycie zakochanym na zabój, bez ujawniania swoich uczuć. A jak było w przypadku tej dwójki? Jak można łatwo przewidzieć, chemię między nimi od pierwszych momentów można było wyczuć na kilometr. Były iskry, fajerwerki i motylki w brzuchu. Był pierwszy seks i... No, własnie. Pierwszy i ostatni. Gdy ta dwójka przespała się ze sobą, cały czar prysnął jak bańska mydlana. Może i ciągnęło ich wcześniej do siebie, ale wszystko skończyło się w dniu, kiedy wylądowali ze sobą w łóżku. Okazało się, że gorzej w tej materii dobrać się nie mogli. Do dzisiaj śmieją się z tego, że ich katastrofalne zbliżenie było pierwszym krokiem do najwspanialszej przyjaźni, jaka może połączyć osoby przeciwnej płci.
Anji strasznie było żal Haydena, bo rzadko kiedy dbała o siebie, gdy w grę wchodziły losy jej najbliższych przyjaciół. Jeśli już ktoś z nich miał sobie ułożyć piękne życie z ckliwą połowicą u boku, to najpierw on. A może przede wszystkim on.
Ona sobie poradzi.
Chyba.
Niestety, Kros przeczuwała, że Hayden ponownie wpakował się w destrukcyjny związek bez świetlanej przyszłości i na samą myśl ściskało ją w dołku. Wiedziała też, że będzie musiała się mocno nagimnastykować, by przyjaciel się na nią otworzył i by mogła mu przemówić do rozumu. Był introwertykiem i nie lubił obarczać nikogo swoimi problemami, choć za każdym razem przyznawał sam przed sobą, że nic nie działa na jego samopoczucie lepiej, niż szczera rozmowa z przyjaciółmi.
Nie sądziła jednak, że tym razem będzie aż tak bardzo źle.
A najgorsze miało dopiero nadejść.
Zanim odłożyła telefon na szafkę nocną, przymknęła jeszcze na chwilę oczy rozkoszując się spokojem i ciesząc się perspektywą wieczoru spędzonego z całą paczką swoich oszołomów, których nie widziała od kilku tygodni. No i cóż, jeśli już ma się mierzyć z tym dniem, zrobi to w najlepszym stylu. Wpisała w wyszukiwarce YouTube pierwszą i najwłaściwszą piosenkę, która wpadła jej do głowy po tym, jak skończyła rozmawiać z Millerem i, gdy już znalazła pożądane nagranie, szeroko się uśmiechnęła, a przyjemne ciepło natychmiast rozlało się w jej zmartwionym sercu.
Harry Styles śpiewający piosenkę Just a little bit of your heart na koncercie w St. Paul. Piosenkę, którą napisał kilka lat temu i podarował innej artystce, Arianie Grande.
Hazza był współautorem tego utworu, więc to oczywiste, że musiała być najlepsza.
Hazza niejeden raz zaśpiewał ją w swojej własnej oryginalnej aranżacji czyniąc ją niepowtarzalną.
Hazza śpiewał utwory innych, robił to z tak wielka gracją i perfekcją, że z trudem można byłoby uwierzyć, że nie są jego.
Nie trzeba chyba więc mówić, że i ten cover w jego wykonaniu był lepszy od oryginału. To potwierdzenie byłoby zbędne, prawda?
Och, tak. Ten numer to było zdecydowanie to, czego Kros potrzebowała usłyszeć tego piątkowego poranka. Te kilka minut uchwyconych w trakcie koncertu było wyjątkowe, magiczne, zapierające dech i wywołujące najsilniejsze emocje.
Anja uwielbiała oglądać jego występy na żywo, nawet te amatorsko nagrane. Czuła wtedy, że jest tam pod sceną, razem z nim i resztą tych wszystkich osób, które są w tym miejscu tylko z jego powodu.
Tak bardzo podziwiała Stylesa - spośród wielu artystów wyróżniał się tym, z jaką lekkością i zaangażowaniem wchodzi w interakcje z tłumem. Nieważne, czy koncertując na wielkim stadionie czy kameralnej auli. To, jak patrzy na ludzi... Zupełnie, jakby chciał z każdym złapać kontakt, porozmawiać chociaż chwilę i dać z siebie każdemu z fanów tyle, ile tylko może. Chociaż krztynę atencji. Harry zawsze jest przepełniony szacunkiem do tych, którzy spełniają swoje najskrytsze marzenia idąc na jego koncert. I tak hojnie obdarza wszystkich dookoła swoim wyjątkowym uśmiechem.
Gdy Harry się uśmiecha, świat od razu staje się lepszy, pomyślała Kros i podgłosiła utwór maksymalnie głośno.
Hazza potrafi śpiewać na pełnym wzruszeniu, a jego głos nawet nie drgnie. To niebywałe, jaką drogę przebył od występów w talent-show, gdzie drżały mu ręce, a on sam walczył ze sobą, by trema nie przejęła nad nim kontroli.
Tak bardzo się zmienił, wciąż jednak pozostając sobą.
Taki niezwykły.
Subtelny, a jednocześnie potężny.
Tak niewyobrażalnie piękny, gdy śpiewa.
Chryste. Gdzie się kończy wybitny talent a zaczyna perfekcyjna i niedościgniona genialność? Gdzie Harry Styles będzie za kilka lat, gdy już teraz jest wirtuozem i tworzy legendę?
Anja zasłuchała się w anielskim głosie swojego idola przy okazji zwracając uwagę na warstwę tekstową numeru, która była bardzo adekwatna do sytuacji, w której znajdował się jej przyjaciel.
I, o ludzie, Harry był tak młody, gdy tworzył ten kawałek. Ileż musiał doświadczyć i jak bardzo być dojrzałym, że był w stanie popełnić tak emocjonalny i mocny utwór mając zaledwie dziewiętnaście lat?
Just a little bit of your heart is all I want.
Ach, Hayden tak rozpaczliwie tęsknił za miłością, a Anja jeszcze bardziej rozpaczliwie próbowała przekonać siebie i innych, że to nie jest dla niej. Ich pragnienia znajdowały się na przeciwległych biegunach, a oni sami przyciągali do siebie nieszczęścia, jakby tylko to im było przeznaczone.
(...)But at least I'm one
I heard a little love
Is better than none
Jakież to było smutne, że człowiek zadowoliłby się najmniejszym zainteresowaniem i szczyptą uwagi, by tylko móc poddać się złudzeniu, że jest dla kogoś ważny.
Nothing's ever easy
That's what they say
I know I'm not your only
I'll still be your fool
Cause I'm a fool for you
Ileż to razy Anja słyszała od przyjaciela, że nie dziwi się, że nikt go nie chce, skoro on sam by siebie nie chciał. Rozpadała się na kawałki z bólu za każdym razem, gdy był widziała go w złym stanie i kiedy nie mógł poradzić sobie sam ze sobą.
I każdy dzień był był tak bardzo zły, gdy nie widziała jego uśmiechu.
Podobno nieodwzajemniona miłość jest najsilniejsza, bo tylko wtedy kocha się podwójnie.
Czy tak rzeczywiście jest? Czy to jest ta wielka i smutna prawda o tym osławionym uczuciu, którego tak wszyscy usilnie pragną?
Anja przez chwilę żałowała, że na własne życzenie wpędziła się w tak melancholijny nastrój, ale z drugiej strony nie bała się już konfrontacji z rzeczywistością i nie chciała uciekać przed prawdziwymi emocjami.
Już nie.
Niewiele się zastanawiając odpaliła swojego iPhone'a i opublikowała na Twitterze krótkiego posta:
@hernameishazza:
@Harry_Styles, och, Harry. Powiedz, proszę, że chociaż ty czujesz się prawdziwie spełniony i masz w swoim sercu kogoś, kto daje ci więcej niż strzępy wymuszonej miłości?
Dajesz ludziom tyle radości, Hazz. Wywołujesz najszczersze i niewinne uśmiechy tylko dlatego, że jesteś. Wiesz o tym, Harry?
A wiesz, dlaczego tak jest?
Bo jesteś czystym szczęściem, Harry.
Cześć Słońca,
Jak Wam się podoba zmodyfikowany rozdział?
Całuję!
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top