004

Rozdział poprawiony i rozbudowany. Miłej lektury, misie!






It's true, when you

Use your heart as a weapon

And it hurts like heaven








Harry

Po tym, jak Harry skończył rozmawiać z siostrą, od razu został zbombardowany setkami komunikatów ze wszystkich mediów społecznościowych, z których korzystał. Momentalnie zapamiętał, by wyłączyć powiadomienia w każdej aplikacji, jak tylko znajdzie na to kilka wolnych minut. Albo zleci to Gemmie. Albo wyrzuci telefon do kubła. Chryste, inaczej chyba zwariuję od nadmiaru bodźców, stwierdził ciężko wzdychając. Gdy jego iPhone nie przestawał brzęczeć, zwiastując kolejne wpisy i oznaczanie go na tysiącach profili, których nazwy nic mu nie mówiły, przez chwilę gorzko pożałował, że postanowił wrócić do Internetu. Ilości postów, relacji, twittów czy hashtagów zdawała się nie mieć końca. Ta siła rażenia była wprost nie do zatrzymania.

Od razu przed oczami stanął mu jeden z jego ulubionych memów, na którym widać płaczącego kota oraz podpis "Gdy mama pyta, na co ci to było?"

Cóż, Styles także nie wiedział, na co mu to było...

Z jednej strony Harry'ego wciąż szokowały reakcje ludzi, a z drugiej wiedział, że za wszystkim stali jego najwierniejsi fani. Najpiękniejsze osoby, którzy pragną zarówno zaznaczyć swoją obecność i okazać mu swoje zainteresowanie, oddanie i miłość, jaką go darzą, ale też po prostu pragnący skrawka jego atencji. Czy to było czymś złym? Absolutnie nie.

Trochę mu było przykro, bo chciałby móc poświęcić czas każdemu z nich, napisać komentarz, zostawić serduszko, o którym każdy marzy czy odczytać wszystkie napływające wiadomości, ale nie było na to najmniejszych szans. I nawet, gdyby chciał, fizycznie nie byłoby to możliwe, żeby wszystko przeczytać czy skomentować, albo chociaż polubić. Tych treści było zdecydowanie za dużo do ogarnięcia jak na jednego skromnego Harolda. Wprawdzie wiedział, że niektórzy zatrudniają pracowników do obsługi komentarzy i wiadomości w mediach społecznościowych, ale to nie byłoby w jego stylu i w życiu nie posunąłby się do tego kroku. Czułby się tak, jakby oszukiwał i nadużywał zaufania tych, którzy wierzą, że to on we własnej osobie do nich pisze. Dla niego byłaby to okropna zabawa uczuciami, której nie popierał i nie rozumiał, czemu ktoś w ogóle coś takiego robił. 

Ach, ale w sumie miał chyba jeszcze czas, by zmienić decyzję... Potrząsnął głową i odgarnął z czoła swoje niesforne loki, których rano zapomniał potraktować odpowiednią ilością odżywki, przez co sprawiały mu jeszcze więcej kłopotów niż zazwyczaj.

Oczywiście nie zamierzał się wycofać ze swoich postanowień i zamiast martwić się tym, co będzie, po prostu wyłączył dźwięki w telefonie, zamierzając skupić się na tym, co miał do zrobienia. I cóż, pozostało mu nauczyć się panować mniej lub bardziej nad tym wszędobylnym chaosem. A ten rok dopiero się zaczynał. Przed nim i chłopakami dwudziesty trzeci lipca...

Gdy po zawieszeniu kariery One Direction chłopcy sądzili, że zainteresowanie wokół nich albo ustanie albo chociaż minimalnie się zmniejszy, mylili się. Oj, tak bardzo się mylili. Było wręcz wprost przeciwnie, a ich fani karmili się nadzieją na ich rychły powrót na scenę.

Przecież nigdy nie potwierdzili, że definitywnie się rozstali i kończą działalność jako zespół, prawda? No tak czy nie?

Codziennie snuto też domysły, czy Zayn Malik do nich wróci i, co najbardziej istotne, czy planują niespodziankę dla fanów z okazji dziesięciolecia istnienia zespołu, która nadchodziła wielkimi krokami. Dnia, w którym ich fani w nich uwierzyli i zmienili ich życie bezpowrotnie. Dla wielu z nich młodzi mężczyźni z One Direction byli wszystkim. Dzięki nim znaleźli się właśnie w tym miejscu, w którym byli, a Harry nigdy nie zapomniał o tym nawet przez sekundę.

Wciąż spekulowano na temat łączących ich obecnie relacji, możliwego wznowienia działalności, a co bardziej dociekliwi detektywi szukali jakichkolwiek śladów, że chłopcy dalej mają ze sobą kontakt. Mało kto wiedział, że mieli na Whatsappie czat grupowy The Boys, na którym rozmawiali ze sobą od czasu do czasu. Może nie aktualizowali informacji na swój temat z taką intensywnością, jak wcześniej, ale starali się być na bieżąco, co u kogo słychać. To się nigdy nie zmieniło. Zawsze mogli na siebie liczyć i znajdowali w sobie nawzajem bezinteresowne wsparcie.

I cóż, obchody rocznicy zespołu spędzały Harry'emu sen z powiek. Przeklinał się za to niejeden raz, że zdecydował się wydać płytę akurat pod koniec zeszłego roku. Hazza nie miał zielonego pojęcia, gdzie podziewał się jego mózg, gdy planował datę premiery, zwłaszcza że wiedział o rocznicy zespołu i od dawna był w stałym kontakcie z chłopakami, by zorganizować WSZYSTKO na lipiec. No, ale co miał zrobił? 

Najwyżej spać będzie trochę mniej, i tak miał z tym problem...

Miał przeczucie, że to będzie naprawdę trudny rok, ale a z drugiej strony był zdeterminowany, by dać fanom z siebie jeszcze więcej. Oni na to zasługiwali, a on czuł, że był im to winien. Zresztą, nie tylko on. To samo tyczyło się Nialla, Louisa, Liama a nawet Zayna, który przecież oficjalnie odciął się od nich całkowicie. Ach, mieli tyle planów do zrelizowania, decyzji do podjęcia i tak mało czasu. I chociaż do tej pory żadnemu z nich nie udało się namówić mulata na wspólny występ, Harry miał pomysł, jak dotrzeć do czarnowłosego przyjaciela, by móc go skutecznie przekonać. A osiągnąć ten cel miała pomóc mu pewna długonoga blondynka... Ale czy Gigi da radę wpłynąć na Malika, skoro ten miał chorobliwą wręcz bojaźń przed występowaniem na scenie?

Okej, Styles, oprócz dźwięków w telefonie wyłączasz też jeszcze jedną rzecz: nadmierne myślenie i przejmowanie się wszystkim, powiedział do siebie po cichu i uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie słów Anne, które zawsze mu powtarzała.

Mama Twist zawsze wiedziała, że jej najkochańszy syn zawsze był ultra wrażliwy, empatyczny i przeżywający. Cierpiał cierpieniem innym i chciał zawsze wszystkim pomóc. Choć to były cechy bardzo szlachetne i coraz rzadsze w obecnych czasach, Anne ciągle mu mówiła, że, będąc tak emocjonalnym i zaangażowanym we wszystko, musi pracować nad uodparnianiem się i dystansowaniem. I cóż, Styles wiedział, że jego mama ma rację. Ba, jakby mogła jej nie mieć, skoro była najmądrzejszą kobietą, jaką znał?

Te wszystkie przemyślenia towarzyszyły Haroldowi, kiedy opuszczał płytę lotniska w drodze na parking. Zgodnie z przewidywaniami, spotkał kilka fanek, które bez trudu go rozpoznały, ale na szczęście nie były to przytłaczające tłumy, prawdopodobnie z powodu skandalicznie wczesnej porannej godziny. Cierpliwie pozował więc do zdjęć, rozdawał autografy i nawet zamienił z nimi kilka słów - nie mógł odmówić im krótkiej rozmowy widząc, że daje im tym mnóstwo radości.

Kiedy bagaże zostały już odebrane, młody mężczyzna skierował się do swojego czarnego Ferrari California, który specjalnie dla niego został przetransportowany z Los Angeles do Anglii. Choć na ten moment jego ulubionym samochodem było też Ferrari, ale to żołte, Dino 206 GT, to Harry wiedział, że poruszanie się tym charakterystycznym wozem wzbudziłoby jeszcze większe, i całkowicie niepotrzebne, zainteresowanie. Była to spora ekstrawagancja i niepotrzebna zachcianka, ale chyba nie musi mieć z tego powodu wyrzutów sumienia, prawda?

Szybko ustalił z ochroniarzami, że w dalszej części dnia będzie poruszał się sam, a oni, dając mu swobodę, będą oddaleni od niego w bezpiecznej odległości. Mimo upływu lat, Harry do tej pory nie mógł przywyknąć do ich ciągłej obecności w jego życiu. Niestety, jednak po przykrym incydencie z prześladowcą, który go nękał zeszłej jesieni, wiedział, że jest to bardziej niż konieczne i rzecz niepodlegająca dyskusji. Gdy stalker włamał się do jego domu, Styles był przerażony nie na żarty. Co, jeśli w posiadłości przebywała Anne lub jego siostra? Albo w ogóle ktokolwiek? Wolał nie myśleć, do czego mogło wtedy dojść, te wizje były przerażające.

Miał teraz jeszcze większą świadomość tego, jak kwestie bezpieczeństwa są ważne i wiedział, że mama Twist czuje się pewniej, gdy jej sławny i rozchwytywany syn ma ochronę dwadzieścia cztery godziny na dobę. To był niewielki dyskomfort i cena za spokój, który mógł podarować mamie, więc godził się na to bez chodzenia na żadne kompromisy.

No i co tu dużo mówić, Harry oddałby wszystko, by oszczędzić mamie nerwów i zmartwień.

Zanim schował komórkę do kieszeni kurtki, nie umknęły jego uwadze coraz to nowe i namnażające się w zastraszającym tempie powiadomienia napływające z Twittera i Instagrama. Pomału zaczęło się roznosić, że Harry Styles wrócił do Londynu. Wciąż nie dowierzał, że te informacje potrafią rozprzestrzeniać się szybciej niż największa zaraza.

Hazza spostrzegł też kilka nieodebranych połączeń od Louisa i Payne'a oraz parę e-maili. Chłopaki zapewne też byli w okolicy i chcieli się spotkać, a ta myśl niesłychanie go ucieszyła. Wysłał im krótką wiadomość, że oddzwoni do nich, jak tylko będzie mógł rozmawiać. 

Następnie jednym sprawnym ruchem wpakował torbę do bagażnika i szybko usiadł za kierownicą auta włączając guzik blokujący drzwi. Westchnął cicho, przymykając na chwilę powieki i licząc do dziesięciu, co zawsze pomagało mu się odrobinę uspokoić.

I tak oto Styles wyruszył z lotniska Heathrow do centrum miasta, tłocząc się w niemiłosiernie długich korkach budzącego się do życia Londynu. Ta krótka podróż standardowo nie powinna trwać dłużej niż czterdzieści minut, ale Harry'emu tym razem aż tak nie przeszkadzało, że delikatnie się przedłużyła - wręcz przeciwnie.

Całą drogę spędził w akompaniamencie muzyki zespołu Coldplay, którego płytę koncertową z dwutysięcznego dwunastego roku potrafił słuchać maniakalnie i bez końca. Wystukiwał w kierownicę rytm każdej piosenki, z pełną gracją wtórując frontmanowi zespołu w śpiewaniu ulubionych utworów, które znał pamięć i doskonale wiedział, w których momentach ten krzyczy ze sceny do swoich fanów słynne Is there anybody out there? Uwielbiał Chrisa Martina jako człowieka, jego energię na scenie oraz bliski i niepowtarzalny, wręcz nie do podrobienia, kontakt z publicznością. Był też na tak wielu koncertach Coldplay, że śmiało mógł zacząć tytułować się ich fanem numer jeden. Niezwykle też cenił sobie czas, który spędzali razem z Martinem prywatnie, w trakcie ich wspólnych krótkich zagranicznych urlopów. Ich kilkuletnia relacja była dowodem na to, że nawet w brudnym i śliskim świecie show biznesu jest miejsce na szczerą, lojalną przyjaźń opartą na solidnych fundamentach. Chris był dla niego jak starszy brat i niejeden raz pomógł Stylesowi ogarnąć rozszalałe i niezrozumiałe emocje, gdy ten nie umiał opanować swoim młodym i niedoświadczonym umysłem nadmiernego zamieszania wokół swojej osoby. Prawdę powiedziawszy, to nigdy nie było dla niego proste, choć tak to mogło z boku wyglądać. Wciąż uczył się tego, jak odbierać zainteresowanie, które wzbudzał. Nie do końca to pojmował i, nawet jeśli przez większość czasu wszyscy patrząc na niego widzieli jedynie jego wyjątkowy uśmiech z najbardziej ujmującymi dołeczkami na świecie, on czasami chciał po prostu zniknąć. Albo schować się pod potterowską peleryną niewidką. Chociaż na chwilę, chociaż na moment. Pójść do kawiarni lub do ulubionej restauracji bez odruchu rozglądania się wokół siebie, czy właśnie ktoś mu robi zdjęcia czy się dopiero czai.

Anne często żartowała, że może, gdyby nie miał kilkudziesięciu charakterystycznych tatuaży, łatwiej byłoby mu zachować anonimowość, ale Gemma zawsze sprowadzała go wtedy na ziemię mówiąc za każdym za każdym razem, że tę głowę z burzą nieposkromionych kędziorów da się rozpoznać wszędzie.

To nie było zbytnio pocieszające.

Jednak, żeby nie było, Harry nie narzekał na ten aspekt popularności, ale czasem ciśnienie zewsząd potrafiło być naprawdę ogromne i trudne do zniesienia. Harold nie urodził się przecież z wiedzą i umiejętnościami, jak radzić sobie z presją bycia idolem dla większej części kuli ziemskiej i był niejednokrotnie zdumiony, jakie to rodzi oczekiwania wobec niego. Oczekiwania, którym trudno było mu sprostać.

Harry Styles chciał jedynie tylko śpiewać i uszczęśliwiać tym innych. W życiu by się nie spodziewał, że to on sam może być tym tak wielkim szczęściem dla innych.

Coraz bardziej męczyło go też rozstrzelenie pomiędzy różnymi krajami i ciągłe, często wielogodzinne, podróże. Jeżeli był w trasie koncertowej, było to dla niego zrozumiałe, ale poza tymi klimatycznymi tygodniami, które w pełni poświęcał swoim fanom, uwielbiał wracać do Anglii, do swoich bliskich.

Byleby tylko nie był sam.

Jakiż to był przykry, choć prawdziwy paradoks. Harry Styles – wulkan energii na scenie, zachowujący się, jakby się urodził, by zabawiać ludzi swoją muzyką i niecodziennym poczuciem humoru, w głębi duszy czuł się prawdziwie samotny i tęsknił za normalnym życiem, którego już nie pamiętał.

Czasem już nie miał złudzeń, że to się kiedykolwiek zmieni.

Nie dowierzał, że ktoś pokocha go widząc w nim zwyczajnego mężczyznę, a nie tego Harry'ego Stylesa z One Direction.

Czy w ogóle miał jakiekolwiek szanse na szczęśliwy związek rodem z komedii romantycznych, które tak uwielbiał? A może właśnie tak bardzo lubił ten gatunek filmowy, bo wiedział, że jedyną miłością, jaką zazna, to będzie ta na szklanym ekranie, przeżywana wspólnie z bohaterami?

Już sam nie wiedział, czy powinien się z tego powodu śmiać czy płakać.

A może jedno i drugie?

Jak to możliwe, że mnóstwo osób go śledziło, chciało poznać osobiście i mieć dla siebie chociaż na chwilę, a on w tym wszystkim czuł się najbardziej samotną osobą na tej planecie? Jak, do cholery, jak?


Harry Styles był dla wielu calusieńkim światem, podczas gdy sam potrzebował skrawka tego świata tylko dla siebie.

Pragnął, by powroty wreszcie stały się lżejsze. Nie chciał już nigdy więcej mierzyć się z tym przeszywającym uczuciem samotności, które nawiedzało go zawsze, gdy zamykał za sobą drzwi pustego mieszkania i gdzie jego jedyną towarzyszką była tak bardzo brutalna i ogłuszająca cisza.

Hazza zdążył osiągnąć już wiele, może i nawet zbyt wiele jak na tak młody wiek, ale wciąż nie miał wszystkiego. Tego najważniejszego. Tak bardzo chciał poznać osobę, która będzie bezinteresowna wobec niego i zobaczy w nim zwyczajnego chłopaka z Holmes Chapel, a nie tylko sławnego artystę. Czy wymagał zbyt wiele prosząc, by ktoś taki stanął na jego drodze i pokochał go choć trochę?

Styles chciał znowu poczuć tę magiczną ekscytację, gdy jest się z kimś blisko, najbliżej. Chciał ponownie zaznać uczucia kojącego bezpieczeństwa i ciepła wtulonego w niego ciała. Chciał znowu móc odurzyć się zapachem najdelikatniejszej skóry i mokrych włosów tuż po wspólnej kąpieli. Chciał znowu oddawać się nocnym rozmowom o wszystkim i o niczym oraz prozaicznym czynnościom, które idealnie dopełniają każdy związek.

Nie wymagał zbyt wiele, o nie. Tęsknił po prostu za skrawkami miłości i tą anielską błogością, której można zaznać tylko wtedy, kiedy oddajesz się temu jednemu kochającemu sercu.

Teraz znowu był w Londynie. Wrócił do domu.

I obiecał sobie, że minione święta były ostatnimi, które spędził sam.








Zarówno on, jak i Anja, spędzili święta samotnie, tak bardzo spragnieni równowagi i pocieszenia. Tęskniąc za bliskością i ciepłem.





Może byłoby im lżej, gdyby wiedzieli, że los zaplanował dla nich piękne, ba, najpiękniejsze rzeczy, które nie mieściłyby im się w głowach.





Ale jeszcze nie teraz.

Jeszcze musieli na siebie chwilę poczekać.




























Cześć, Słońca.
Co u Was? Jak po świętach?
I jak Wam się podoba rozdział?

Całuję i ukochuję!
A.












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top