Część 12
Przechodzę po całym mieszkaniu i z ulgą stwierdzam, że jest spokojnie. Sheeva zmęczona wpełza pod swój kocyk na posłaniu. Kula energii zagnieżdża się w mojej piersi i stopniowo zaczyna rosnąć. Zaciskam usta i podejmuję szybką decyzję. Wciągam legginsy i duży sweter. Przeczesuję falowane włosy palcami i ukrywam je pod kapturem. Chwytam kluczyki i zbiegam do podziemnego parkingu.
Parkuję naprzeciwko jednej z podstarzałych kamienic. Wciskam dłonie do kieszeni i patrzę przez moment na furtkę. Może powinnam zadzwonić?
Potrząsam głową i zamaszystym krokiem pokonuję odległość do wejścia. Wystukuję prawidłowy kod i popycham ciężkie drzwi.
Wchodzę na poddasze i cicho pukam. Odliczam w głowie sekundy, aż słyszę brzdęk zamka.
Evan staje przede mną w samych spodniach od dresu.
- Hope - wypala tylko, przecierając leniwie oczy.
- Jesteś sam? - pytam bez zbędnego owijania w bawełnę. Wzdycha tylko na znak bezsilności, co do mojej kwestii witania się. Czekam aż kiwnie głową i wchodzę do środka.
- Jak w pracy? - stara się zacząć jakiś temat.
Piorunuję go spojrzeniem. Unosi dłonie w geście poddania. Błyskawicznie zrzucam sweter na podłogę i łączę nasze usta. Jego uniesione dłonie opadają na moje pośladki. Wsuwam palce w jego włosy, czując jak gdzieś w żołądku zaczyna mi się gościć podniecenie. W drodze do sypialni reszta naszych ubrań ląduje na ziemi.
Powoli siadam na krawędzi łóżka. Ledwo mogę napinać zwiotczałe mięśnie. Owijam nagie ciało prześcieradłem i przesiadam się na parapet. Uchylam okno i wyciągam cienkiego papierosa z paczki obok. Jak zaczarowana patrzę na milion świateł, dzielnie broniących się przed mrokiem. Mieszkanie Evana jest skromne, lecz wspaniale usytuowane. Nie mieszka w centrum, lecz bardziej na obrzeżach. Dodatkowo jego mieszkanie jest na poddaszu, skąd rozciąga się doskonały widok na panoramę Nowego Yorku. Odpalam trzeci papieros tego dnia. Przymykam oczy, kiedy dym wypełnia moje płuca. Zerkam na chłopaka. Krótko przystrzyżone, ciemne włosy z dłuższą grzywką, opadającą mu na czoło. Nieco pucołowata twarz z lekkim zarostem i widoczną malinką na szyi. Ma zamknięte oczy, lecz wiem, że nie śpi.
Dopiero po dłuższej chwili podnosi się i szuka bokserek. Odwracam się ponownie do okna i wypuszczam ostatnią porcję nikotyny. Chłopak przysiada obok mnie i lustruje moją twarz w milczeniu. Zatrzymuję wzrok na błąkającym się po jego ustach uśmiechu.
- Hm? - mruczę, unosząc jedną brew.
- Napijemy się kawy? - pyta, ignorując moją nieco oschłą postawę. Zdążył się przyzwyczaić.
- Może najpierw prysznic? - słysząc moje słowa, jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Wstaje i wyciąga do mnie rękę. Podaję mu dłoń, drugą przytrzymując okalające mnie prześcieradło.
Letnia woda pieści moje ciało. W sumie, nie tylko woda. Przymykam oczy, kiedy palce chłopaka przebiegają wzdłuż mojego tatuażu na całej długości kręgosłupa. Odtwarzam w myślach wygląd zawiłych wzorów, kończących się tuż przy karku. Odchylam ramię, gdy dłoń Evana wędruje w stronę kolejnego dzieła. Tym razem pistoletu, wytatuowanego na lewym boku tak, że kiedy mam ubrany stanik, wygląda jakby był wsunięty za jego pasek. Zanurzam palce w jego włosach, w momencie, w którym zaczyna badać mój ostatni tatuaż. Niewielka głowa wilka tuż pod biustem. Tym razem robi to ustami. Gęsia skóra pokrywa mi kark.
Spod prysznica wychodzę wyczerpana. W końcu udało mi się stłamsić nagromadzoną energię. Moje ciało jest cudownie wiotkie i lekkie. Na palcach idę do sypialni, gdzie znajduję bieliznę i koszulkę Evana. Odrzucam mokre włosy z twarzy i udaję się do kuchni, wyczuwając po drodze aromatyczny zapach kawy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top