VII
Dla tych, którzy jeszcze tutaj są.
******************
Spojrzałem na ciemnowłosą i poczułem potrzebę wytłumaczenia się z tego wszystkiego, co się właśnie stało. Wystarczył mi jej pytająco zagubiony wzrok, abym nabył jakichś dziwnych i niepodobnych do mnie wyrzutów sumienia z samego powodu, że musiała być świadkiem tej całej scenki. Lucie, ta długonoga piękność, która pojawiła się tu niczym tajfun, równie szybko przyszła, jak i odeszła była moją byłą dziewczyną. Zapewne każdy powiedział mi, że mam do tego kurewskie podejście i jestem dupkiem, jak to mnie ona nazwała, to nie szukałem sobie dziewczyny na stałe. Szczerze powiedziawszy, nie szukałem nikogo wcale i relacja, która łączyła mnie z nią, miała polegać tylko na przyjemności, a nie wspólnym planowaniu przyszłości.
- Kto to był? - usłyszałem cichy głos Sofii. Wyglądała na dość zmieszaną całą sytuacją, a mi najprościej w świecie było głupio. Usiadłem obok niej, przeczesując dłonią włosy. Naprawdę nie chciałem, aby dowiedziała się, co nas łączyło. Znałem ją zaledwie kilka dni, a już byłem pewien, że nie pochwaliłaby tego, co robie.
- Moja była dziewczyna - westchnąłem. - Zerwaliśmy jakiś czas temu, ale najwyraźniej dowiedziała się, że nie przyjechałem do Austrii sam i nie mogła sobie odpuścić. Naprawdę cię przepraszam.
Wziąłem jej dłoń w swoją, ściskając lekko. Spojrzała na mnie obojętnym, wręcz lodowatym wzrokiem.
- Naprawdę jesteś takim dupkiem, jakim Cię nazwała?
Zmroziło mnie w środku. Nie wiedziałem co zrobić, czy okłamać i udawać, że to wszystko to wymysł Lucie czy przyznać się i na starcie mieć ujemne punkty jako brat.
- Nie do końca było tak jak mówi - próbowałem odwrócić kota ogonem. - Zresztą Sofi, nie powinnaś się tym przejmować, to moja rzecz.
Wywróciła oczami, po czym wstała i podeszła do mnie bliżej.
- Owszem - uniosła brew i splotła ręce. - To wcale nie moja sprawa, ale jeśli to prawda, to niezły dupek z Ciebie.
Odwróciła się i pobiegła w górę schodów. Uderzyłem dłonią w stół, złoszcząc się na wszystko, co dziś się stało. Na dzień dobry w oczach swojej odnalezionej cudem siostry jestem dupkiem ruchającym laski i mającym je później w głębokim poważaniu. A co najgorsze nie było to moje jedyne zmartwienie. Przerażało mnie też to, co czuje do niej. To, że zanim dowiedziałem się prawdy, dopisałem ją do swojej listy dziewczyn, które chciałbym zaciągnąć do swojego hotelowego pokoju i sprawić, że słyszeliby ją sąsiedzi piętro niżej. Nawet nie wiem, czy najgorsze było to, że tak potrafiłem ją uprzedmiotowić czy też to, że mimo całej prawdy dalej miałem w głowie jej widok jak leży w moim łóżku w samej bokserce i majtkach. Nie potrafiłem zapomnieć jej śpiącej twarzy, dobrze odznaczające się figury pod czymś, co ona nazwałaby piżamą, a ja czymś na kształt zachęcenia mnie do dalszego patrzenia lub znęcania się nad moją psychiką. Cholernie ciągnęło mnie do niej, mimo że nie powinno. Gdy tylko była w pobliżu, miałem ochotę dotknąć jej ciała, a to było o tyle niebezpieczne, że gdybym zrobił jakikolwiek ruch, zauważyłaby.
Zabrałem się za robienie śniadania, aby nie myśleć więcej o tym wszystkim. Po porannym nalocie Thomasa i późniejszej aferze z Lucie potrzebowałem czegoś sporego, aby zajeść dzisiejsze stresy. A była dopiero jedenasta.
- Pomóc ci? - usłyszałem ją, prędzej niż zobaczyłem. Chwile później siedziała już na blacie kuchennym tuż obok mnie, a jej głos i wzrok z powrotem przypominał mi tą samą uśmiechniętą Sofie, którą zobaczyłem tuż po zawodach. - Przepraszam, nie chciałam być niemiła. Po prostu ta dziewczyna wyglądała na bardziej zranioną niż psychiczną ex. Nie będę ci zaglądać w łóżko, twoje życie.
Ściskało mnie w gardle, gdy słuchałem, co do mnie mówi.
- Jestem dupkiem - przestałem kroić i odwróciłem się w jej stronę. Otworzyła szerzej oczy, przestraszona moim nagłym ruchem. - Zraniłem Lucie, faktycznie zależało mi tylko na jednym. Rzecz w tym, że Ona od początku o tym wiedziała. Nie bawię się w związki, bo nie mam na nie czasu, mieliśmy iść na taki układ, ale Ona się zakochała. Nie mogłem nic zrobić.
Odłożyłem nóż i oparłem się o ten sam blat, na którym siedziała. Spojrzałem prosto w jej oczy, które znowu przykryte smutkiem, świdrowały mnie do samej głębi. Dotknąłem jej podbródka.
- Ale proszę Cię, uwierz mi - zatrzymałem się w połowie, aby wziąć głębszy oddech. - Nigdy nie chciałem jej zranić. Nigdy nie chciałem jej rozkochać w sobie. Nie wiń mnie za coś, czego nie chciałem zrobić.
Skinęła głową, jakby zrozumiała całą sytuację.
- Dużo ich było? - spytała.
- Kilka - odpowiedziałem szczerze. - Ale to był pierwszy raz, gdy złamałem komuś serce. Mam nadzieje, że ostatni.
- Chciałam, byś był ze mną szczery - zeskoczyła, jednocześnie przytulając się do mnie. A ja znowu poczułem to przyjemne ciepło, jak zawsze, gdy mnie dotykała. - Byliśmy rozdzieleni na długo, ale ja zawsze się o ciebie martwiłam.
Przytuliłem ją mocniej do siebie.
- Nie musisz się o mnie bać, jestem już dużym chłopcem.
Nagle poczułem, jak wibruje mi brzuch i nie powiem, to było dość dziwne. Dziewczyna odsunęła się ode mnie na chwilę, aby odebrać telefon. Wyraźnie zmieszana ruszyła w stronę tarasu i rozmawiała chwilę. Prawdę powiedziawszy, wyglądała, jakby kłóciła się z kimś, a nie rozmawiała.
- Kto to? - zapytałem, szeptem wychodząc do niej.
- Trener - mruknęła, zasłaniając telefon. - I jest kurewsko zły.
Wywróciłem oczami, po czym zabrałem telefon z jej dłoni.
- Witam, z tej strony Manuel Fettner - uśmiechnąłem się sam do siebie, patrząc, jak mały hobbit skacze wokół mnie, próbując zabrać mi telefon. - Zapewne kojarzy mnie pan, tegoroczny mistrz olimpijski z peyong chang w skokach narciarskich. Chciałem tylko powiedzieć, aby nie stresował pan naszego złotka, bo w innym wypadku osobiście dopilnuje, aby trafiło ono do Austriackiej Federacji Łyżwiarskiej. Mam nadzieje, że się rozumiemy i miło było pana poznać.
Oddałem telefon ciemnowłosej, która z przerażeniem odezwała się do trenera, po chwili rozłączając się.
- No co? - wzruszyłem ramionami. - Teraz powinnaś mieć wakacje.
- Czy ty w ogóle myślisz? - podniosła na mnie głos.- On mógł mnie wycofać z kadry.
- A u nas chętnie Cię przyjmą - uśmiechnąłem się szelmowsko, dalej nie widząc zadowolenia na jej ustach.
- Ale ja muszę wrócić i tak do Polski.
Tego też się bałem.
Nie chciałem, by wracała.
- Jestem sportowcem, ty też. Powinieneś mnie najlepiej zrozumieć - odgarnęła włosy opadające na jej twarz. - Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić. Nawet jakbym chciała tu zostać, to stracę to wszystko. A teraz idę pobiegać.
Ruszyła w stronę drzwi i tyle ją widziałem. Chwile po tym rozbrzmiał mój telefon, a na jego wyświetlaczu pojawił się numer mojego taty.
- Cześć, jak tam? - zapytałem, witając się jednocześnie.
- Wszystko dobrze, wróciliśmy z mamą w nocy. Dzwonię, bo miałeś do nas dzisiaj wpaść i mama pyta, co chciałbyś na obiad.
- Niech ugotuje cokolwiek, nie to jest dla mnie najważniejsze - uśmiechnąłem się sam do siebie. - Przygotujcie tylko jedno krzesło więcej niż zwykle.
- Słyszałaś Maria? - usłyszałem donośny głos ojca. - Twój syn chyba w końcu się ustatkował.
- To też twój syn Hans!
- Tak szczerze, to nie ustatkowałem się, ale będziemy mieli gościa - podrapałem się po karku, próbując za szybko nie wyjawić tajemnicy.
- Alarm odwołany - mruknął ojciec. - Może następnym razem.
- Jeszcze się zabawisz na moim weselu - roześmiałem się do słuchawki. - Będziemy około 15.
Jak powiedziałem, tak się stało. Kilka godzin później siedzieliśmy już w samochodzie, jadąc do Wiednia. Wewnątrz czułem lekki stres połączony ze szczęściem. Sofia siedziała obok mnie, wgapiając się w swój telefon, wyglądała naprawdę pięknie. Podkreśliła usta różową szminką i założyła bluzkę odkrywającą obojczyki, co sprawiało mi naprawdę spore trudności w skupieniu się na drodze.
- Boisz się?
- Trochę - odparła. - Boje się, że nie jestem już ich małą córeczką. Tyle lat minęło.
- Uwierz mi na słowo, że będą najszczęśliwsi na świecie - powiedziałem spokojnym tonem głosu. - Tak samo, jak i ja w tym momencie.
Stanęliśmy na stacji. Tankowałem samochód, gdy ta wygramoliła się, pytając, czy chce kawę. Skinąłem głową, pilnując dystrybutora paliwa. Po chwili odwróciłem się z zamiarem wejścia do budynku, gdy poczułem palenie na całe klatce piersiowej. Właśnie wylądowała na mnie kawa. Zasyczałem z bólu, a Sofia wpadła w panikę i zaczęła prowadzić mnie do łazienki. Ściągnąłem powoli bluzę, a potem koszulkę, aby nie czuć już tego cholernego pieczenia na swoim ciele.
- Przepraszam, jejku - ścierała resztki kawy z mojego torsu ręczniczkiem.- Zawsze muszę coś popsuć.
- Jest w porządku, poza tym, że pali niesamowicie to nic się nie dzieje. - zacisnąłem wargi z bólu. Przejechała mi palcem po całej klatce piersiowej, a ja poczułem, jak przechodzą mnie dreszcze. Najwyraźniej zauważyła to, bo uśmiechnęła się sugestywnie, gdy ja próbowałem udawać głupa, że to z zimna na zewnątrz.
- No masz się czym pochwalić - mruknęła, myjąc ręce. - Ale lepiej zasuń bluzę, bo połowę kobiet onieśmielisz tutaj.
- Ciebie też? - droczyłem się z nią, ciekawy efektu tej gry słownej.
- Taki jesteś pewien swojej męskości? - podeszła do mnie, dotykając swoją dłonią mego brzucha i świdrując mnie swym wzrokiem. Jej ciemne oczy znowu wygrały, a ja nie wiedziałem, co jeszcze mogę powiedzieć. - Faceci.
- Prowokujesz mnie.
- Bawię się. - kąciki jej ust powoli się uniosły. - Zapłaciłam za paliwo, możemy jechać.
Ruszyła przede mną, kołysząc swoimi biodrami, jakby robiła to specjalnie, byle bym patrzył. Jęknąłem cicho sam do siebie, wiedząc, że coraz trudniej może mi być nad tym panować. Wróciłem więc za kółko i kontynuowaliśmy w ciszy drogę do mego rodzinnego miasta. Jakiś czas później podjechałem pod duży, jednorodzinny dom. Wyłączyłem silnik samochodu i wysiadłem, aby otworzyć jej drzwi.
- Gotowa? - zapytałem, podając jej rękę, aby nie zabiła się na tych wysokich botkach. Skinęła niepewnie głową,więc ścisnąłem jej dłoń, a ona splotła palce z moją. Otworzyłem drzwi do domu i już od progu dobiegły mnie hałasy z salonu.
- Hans, mówiłam ci. Zastawa od babci Helgi, a nie to srebrne coś - krzyczała moja mama. - Przecież musi być elegancko.
- Skąd ja mam wiedzieć, która jest babci Helgi, a która od twojej matki - burczał ojciec z piętra. - Ja tu krawata zawiązać nie umiem, a ty mówisz mi o takich pierdołach.
- Mojej mamusi to się już nie czepiaj - oburzył się kobiecy głos.
Szliśmy powoli korytarzem.
- Manuel! - zobaczyłem uśmiech swej matki, która od razu przybiegła od stołu, aby mnie utulić. - Nie mogłam się doczekać, aż wrócisz, synku.
W tym samym momencie po schodach zbiegł ojciec, przytulając mnie w męskim uścisku.
- Dobra robota Manu - powiedział szczęśliwie. - Jesteśmy z mamą z Ciebie tacy dumni.
- Nigdy nie oduczycie się mówić do mnie Manu - zakręciłem oczami na wspomnienie mego dzieciństwa.
- Może przedstawisz nam swoją znajomą? – zaczęła mama, spoglądając na owiniętą w kurtkę Sofie. Prawdopodobnie spod tego wielkiego szalika i futrzanego kaptura nie zdołała jej poznać.
- Mamo, Tato – spojrzałem na dziewczynę. – To Sofia.
- Bardzo miło nam Cię poznać – podał jej dłoń mój tata, a mama posmutniała.
- Masz na imię jak nasza zaginiona córka... - uśmiechnęła się smutno. Ciemnowłosa ściągnęła czapkę i szalik i spojrzała na obojga rodziców. Dopiero w tym momencie zobaczyłem, jak mama blednie do koloru naszych ścian w sypialni, zakrywając jednocześnie usta.
- Cześć mamo – powiedziała cicho, próbując zakryć łzy spływające po jej policzkach. Nawet nie zauważyłem, gdy chwile później ściskała naszych rodziców, płacząc już dużo głośniej. Koniec końców płakali już wszyscy, nawet ja, ten bezemocjonalny dupek poczuł mokre coś na policzku.
- Ale jakim cudem? – zapytał mój ojciec, patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach i największą wdzięcznością. Wzruszyłem tylko ramionami.
- Powiedziałem, że ją znajdę. – odpowiedziałem krótko. – Resztę niech opowie wam sama.
Niedługo później siedzieliśmy, już przy stole jedząc wspólny posiłek. Rodzice najwyraźniej dalej nie dowierzali, że to Ona. Mama ściskała wciąż nerwowo jej dłoń, jakby przerażona, że zaraz znowu może ją stracić.
- Czuje się tak dziwnie, mówiąc po niemiecku – zmieszała się Sofia. – Gdy spotkałam Manuela, rozmawialiśmy po angielsku. Jestem strasznie niepewna tego języka, całe życie mówiłam po polsku i czesku. Wybaczcie mi, gdy będę robiła błędy.
- Od tego masz mnie – dałem jej lekkiego kuksańca, aby się w końcu rozchmurzyła. – Idzie ci naprawdę świetnie.
- Nadrobimy i to kochanie – wtrącił ojciec. – Dalej pamiętam Cię, jak byłaś taką malutką, ciemnowłosą nieufną istotką. Ile my robiliśmy, abyś w końcu nam zaufała. Chyba nigdy nie zapomnę jaką szczególną nienawiścią darzyłaś Manuela.
Uniósł brew sugestywnie.
- No cóż – westchnąłem, opierając się na ręce. – Nawet to może się zmienić. Jak widzisz, jeszcze się nie pozabijaliśmy, chociaż dziś oblała mnie gorącą kawą, co mógłbym zaliczyć do targnięcia się na moje życie.
Poczułem jej wzrok na sobie, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Lubiłem te nasze przekomarzanki, mogłem poczuć się wtedy jak prawdziwy brat i nadrobić to, co straciłem, będąc nastolatkiem.
- Tak właściwie to na dzień dobry dwa razy mnie okłamał – roześmiała się szelmowsko.
- To wszystko z dobrej woli – odparłem zirytowany. – Od początku czułem, że muszę Cię tu porwać.
- Tak? A może tak naprawdę...
Przerwało nam stukanie do drzwi. Nasz ojciec skierował się do drzwi, a mnie zastanawiało, kto może nachodzić nas w takim momencie. Skoro już to robi, to ma niezłe wyczucie czasu.
- Nie będę z panem rozmawiać! –usłyszałem krzyk po angielsku. Wstałem szybko zobaczyć z kim mamy do czynienia. Jakie zdziwienie, gdy mężczyzna, który wszedł do naszego salonu, przypominał mi kogoś, kogo już kiedyś widziałem. Poczułem prawdziwy niepokój o to, że może coś zrobić Sofii. Stanąłem przed jej krzesłem, upewniając się, że nie będzie miał jak do niej się dostać i w razie czegokolwiek będę mógł ją obronić.
- Przyszedłem tu po swoją córkę.
*************
Nie ważne ile razy próbowałam wrócić do pisania, a uwierzcie mi, w przeciągu ostatniego roku było ich trochę. W końcu przełamałam chociaż jedną barierę i nawet nie wiem czy jeszcze ktoś tu na mnie czeka, jeśli tak, to bardzo mi z tego powodu miło, a jeśli nie to w pełni to rozumiem. :)
Enjoy xx
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top